śmietanka, wójt i nauczyciel chcieli się go pozbyć. Trzeba pamiętać, że wówczas na wsi był straszny kryzys gospodarczy. Ja wtedy byłem już w szóstej klasie gimnazjalnej w
Rzeszowie. Nie chciałem wrócić na wieś i zostać parobkiem, więc wybrałem drogę przez mękę. Zacząłem utrzymywać się wyłącznie z korepetycji.
- Zapewne w szkole najbardziej ze wszystkich przedmiotów lubił Pan język polski ?
- Nie tylko lubiłem przedmiot, ale i nauczyciela, który go wykładał. Moim polonistą był dr Stefan Przyboś — stryjeczny brat wybitnego poety, awangardysty Juliana Przybosia. Z
lekcji tego znakomitego polonisty wyniosłem dużo wiedzy z zakresu warsztatu poetyckiego. Przy analizach literackich obowiązywała uczniów nie tylko znajomość treści ale przede
wszystkim poetyckich środków ekspresji. Tomiki poezji Juliana Przybosia znałem już od piątej klasy gimnazjalnej. Poeta był mi szczególnie bliski, gdyż pochodził z Rzeszowa, a więc
krajan !, do tego chłop z pochodzenia. Poza Przybosiem interesowała mnie twórczość wielu poetów Skamandra, oraz tych, którzy ogłaszali swoje utwory w takich czasopismach, jak:
„Wiadomości Literackie”. „Tygodnik Ilustrowany” i „Tęcza”. Czasopisma te można było wypożyczyć w naszej szkolnej bibliotece.
- Pierwszy swój wiersz napisał Pan...
- W ósmej klasie. Wówczas nawarstwiło się tyle niespodziewanych kłopotów - śmierć brata, brutalne usunięcie rodziny z organistówki (mówiłem o tym wcześniej) oraz codzienny mój
żywot obcujący nieustannie z nędzą i głodem — że musiało to wszystko gdzieś eksplodować. Siedziałem nad książką i zamiast ją czytać rozmyślałem o swoim życiu, a potem wziąłem
kartkę papieru i zacząłem pisać. Tak powstał wiersz „Organistówka”, który mówi o utraconym na zawsze domu dzieciństwa, o utraconej arkadii. Ten i kilka innych wkrótce napisanych
wierszy były drukowane w czołowej prasie literackiej.
- Uczył się Pan bardzo dobrze, gazety drukowały Pana wiersze i przepowiadano Panu karierę poetycką. Wszystko wskazywało na to, że teraz nastąpi szczęśliwy zwrot w Pana
życiu...
- Tymczasem ukończyłem gimnazjum, a przed synami chłopskimi z maturą zamykano jakąkolwiek możliwość uzyskania pracy w mieście. Zdesperowany, nie widząc innych możliwości życiowych
wybrałem się do seminarium duchownego w Przemyślu (studia były darmowe !) Jednak, prawie po trzech latach studiów, opuściłem seminarium i przyjechałem do Krakowa. Tu studiowałem
polonistykę w UJ. I wtedy na dobre zacząłem pisać.
- Ale już jako alumn w seminarium debiutował Pan w 1935 roku w „Okolicy Poetów" wierszami: „Dzień św. Bartłomieja”, „Leżę w trawie”, „Z okna”. Wszystkie te wiersze włączone
zostały potem do debiutanckiego tomiku „Wyjazd wnuka" (1937 r.). Prezentując te utwory, Stanisław Czernik (założyciel grupy Autentystów) pisał, że tworzy Pan wiersze o naturalnej
oryginalności, że znamionują soczystą pierwotność, a przede wszystkim, że jest Pan prawdziwym poetą ziemi, świadomie już rozporządzającym treścią plebejską...
- Związałem się z Czernikiem, należałem do jego najbliższych współpracowników. Autentyzm był kierunkiem zrodzonym na gruncie rodzimym, bez wpływów obcych. Czernik kładł bardzo
silny nacisk na problem głębokiego przeżycia wybranego tematu poetyckiego. Stąd, to czego się naprawdę osobiście nie przeżyło, nie miało prawa w poezji. Czernik dlatego tak
skwapliwie przyjął mnie do swojej grupy, następnie lansował jako czołowego autentystę, ponieważ w mojej poezji widział wszystko to, co było zgodne z jego programem.
- Trudno się dziwić. Wczesna Pana poezja oparta była przecież bez reszty na motywach wiejskich, widzianych z perspektywy chłopskiego dziecka. Była to wieś sielska, widziana i
przeżyta nie jako skupisko ludzi, lecz jedynie jako zbiór określonych cech pejzażu. Wystarczy wymienić tytuły: „Odjazd w pole”, „Zwózka owsa”, „Wiersz o koniu”. Można by
powiedzieć, że wczesnymi Pana wierszami rządził porządek opisu, nie wizji. To co wizyjne było w nich ukryte w symbolicznym sensie obrazów.
- Pisałem, aby uciec w kraj szczęśliwy. Układałem rzeczywiście sielanki, które były dla mnie formą protestu, a ich fikcja ratunkiem przed szaleństwem. Natomiast symbolikę ukrytą w
moich wielu poetyckich sformułowaniach w obrazowaniu i archetypicznej kolorystyce realiów, krytycy dostrzegli dopiero po wojnie.
- Z biegiem lat, wraz z nowymi tomikami, w Pana twórczości dochodzą do głosu nowe tendencje, znajdują swój wyraz nowe dążenia artystyczne. W arkuszu poetyckim „Prymicje” i trzecim
tomiku „Ogień i makolagwa” (1939) zjawia się śmiertelne przeczucie wojny i jej skutków.
- Przeczuwana wojna wybuchła. Wówczas znalazłem się (już po ukończonych teraz studiach) znowu na wsi pomagając rodzinie w pracy na roli. Nie rzucałem pióra. Okres straszliwej
okupacji dodatkowo wzmógł dramat w mojej poezji. Straszliwe przeżycia lat wojny (sam również włączyłem się do ruchu oporu), miesiące spędzone w partyzantce, krew i głód musiały
wycisnąć piętno na mojej twórczości.
- Po okresie katastrofizmu przychodzi w Pana poezji większe nasilenie mitów i symboli. Założenie twórcze Czernika (zreferowanie rzeczowego opisu, ograniczenie fantazji twórczej i
wpływu wyobraźni na powstające dzieło) po nabytym, nowym bagażu doświadczeń przestały Panu wystarczać. Odchodzi więc Pan od tak pojmowanego autentyzmu....
- W twórczości mojej rzeczywiście pojawiają się elementy baśniowe, wizje wyrwane jakby zea snów, poezja pełna jest symboli, które wynikają z tragicznych przeżyć i wyobrażeń o
rzeczywistości. Teorię Czernika rozwinąłem i poszerzyłem. Napisałem kiedyś, że jeśli prawdą jest, że poetycki autentyzm służy przedstawianiu spraw człowieka zagrożonego dziś
bardziej niż kiedykolwiek w swej egzystencji, człowieka który szuka możliwości ocalenia przed szaleństwem, sięgając do mitów pierwotnych i archetypów, najautentyczniejszych
doświadczeń ludzkich - to nadal jestem autentystą.
Stąd przedstawiana przez Pana wieś nie jest wsią współczesną ani historyczną, tylko poetycką...
- Ma pan rację. W twórczości przedstawiam wieś poetycką, metaforyczną, będącą daleką wypadkową tamtych. W efekcie wieś jest tylko metaforą i tłem dla poruszanych przeze mnie spraw
natury ogólnej, ponieważ pogrążam się coraz mocniej w problemach uniwersalnych. Interesuje mnie dramat istnienia, determinanty rozwoju ludzkiej osobowości, motywy działania
człowieka, niezależnie od tego w jakim środowisku ten człowiek tkwi. Innymi słowy interesuje mnie człowiek żyjący z jednej strony życiem biologicznym, i drugiej zaś mający
rozwiniętą świadomość, wolę, zdolność tworzenia. Zawsze też pasjonowała mnie psychoanaliza. Freud i jego uczniowie, szczególnie Adler i Jung, w których się rozczytuję, wywarli
wpływ na moje odczucia, a w konsekwencji i na moją twórczość. Interesują mnie motywy ludzkiego postępowania, wszystko co niejasne, skomplikowane, ludzkie kompleksy i obsesje.
- Czy jednak nie uważa Pan, że Freud mógłby zabić w Panu instynkt twórczy, gdyby tak na zimno rzeczywiście próbował Pan stosować się w swojej twórczości do jego teorii ?
- Absolutnie nie. Np. surrealiści francuscy też na chłodno pisali wiersze, wiernie dostosowując je do ustalonego wcześniej programu poetyckiego. Freud jest autorem znanej tezy, że
natura przeciwstawia się kulturze. Jest on za obroną instynktów, a więc natury w człowieku. Wychowanie i kultura spychają brutalnie naturalne instynkty w głębiny nieświadomości, w
rezultacie czego powstają kompleksy. Przecież na przykład krytyka angielska udowodniła, że nawet Szekspirowski „Hamlet” jest rozbudowanym literacko odwiecznym kompleksem Edypa. W
moich wierszach występuje ta opozycja: natura - kultura. Obok tego zaś zasygnalizowany tu i ówdzie w mojej twórczości kompleks Edypa. Jeszcze ważniejsze literacko są dla mnie
odkrycia i teorie Junga, z jego tzw. podświadomością zbiorową, z jego archetypami i mitami.
- I tak następowała intelektualizacja Pana twórczości, a konwencja literacka - Jak trafnie określił to Leszek Żuliński.
- Coraz rozmyślniej i z coraz większym mistrzostwem była podporządkowywana intencjom refleksyjnym. Wracając do mitów, myślę, że przedewszystkim poetycka wrażliwość i intuicja
pozwalają Panu najpełniej odczuć mit jako jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Jako próbę odpowiedzi na wiele nurtujących go pytań. Jeśli uznamy tezę, że mit zmierza do
wzajemnego powiązania człowieka z naturą, to w Pana prozie teza ta znajduje klasyczne wcielenie.
- Tak. Nawiązując poprzez warstwę i mitów i archetypów do teorii Jungą wyrażam w ten sposób tęsknotę za spokojem, ładem, szczęściem, tym samym akcentuję zwrot od cywilizacji
technicznej do natury i ziemi. Zwrot ten jest przejawem naturalnych wrodzonych człowiekowi instynktów, którymi broni się przed katastrofami nękającymi ludzkość od początku jej
istnienia. Dla mnie jako twórcy problemy te są najważniejsze.
- Dziękuję za rozmowę: ZDZISŁAW OTAŁĘGA
przyg. Bogusław Stępień
|
Write a comment