Fragment wspomnień przebywającego podczas okupacji w Nienadówce Jerzego Grotowskiego. Poznajmy jego przygodę z nauką religii i nadmierną chęcią dokładnego jej zgłębienia. Surowym księdzem wspominanym przez niego był
zapewne ks. Michał Bednarski, Jerzy Grotowski wspomina też młodego
wikarego, był Nim późniejsy proboszcz Nienadówki ks. Edward Stępek,
który po ukończeniu studiów i rocznym urlopie zdrowotnym, dostał aplikację do Nienadówki, gdzie przybył 23 listopada 1944 roku. Miał pomagać w pracy udręczonemu chorobą oraz
przejściami wojny i okupacji miejscowemu proboszczowi ks. Michałowi Bednarskiemu. W Nienadówce pracował do 1947 roku. Fragmenty pochodzą z opracowania "Jerzy Grotowski o lekturach młodości"
(..) Taką lekturą była dla mnie Ewangelia. Kiedy chodziłem do szkoły podstawowej w Nienadówce, nie wolno jej było czytać samemu. Poznawaliśmy ją we fragmentach i zawsze z
odpowiednim komentarzem księdza katechety. Taka była wtedy praktyka nauczania religii. Kościół katolicki w samodzielnej lekturze Biblii dopatrywał się powodów herezji i sekt. Była
więc Ewangelia księgą zakazaną. Ale tym bardziej budziła ciekawość jak wszystko, co zabronione. Chciałem koniecznie przeczytać ją całą. Pomógł mi w tym młody wikary, który w
tajemnicy przed proboszczem dał mi na krótko swój egzemplarz. W obawie, aby nikt nie podejrzał, co czytam, schroniłem się na stryszku szopy stojącej na podwórku, a będącej
właściwie chlewikiem. Panował tu półmrok, bo światło wpadało tylko przez szpary między deskami. W tych wąskich promieniach wiosennego słońca przeczytałem pospiesznie, jak w
gorączce, cały tekst. Wyglądałem przez te szpary w deskach i wydawało mi się, że pobliskie wzgórze to Golgota i że Jezus chodzi po naszej wsi. I że na pewno jest przyjacielem na
wpół ślepego konia, okrutnie bitego przez chłopa z sąsiedztwa. (..)
(..) A moja przygoda z Ewangelią miała bolesne zakończenie. Na lekcji religii pytaniem o rodowód Jezusa zdradziłem się, że czytałem Ewangelię. Ksiądz przy całej klasie wymierzył
mi karę: laską uderzył mnie kilka razy po głowie, zapowiadając, że powtórzy cud Mojżesza ze źródłem, które wytrysnęło ze skały po uderzeniu laską. Cudu nie było, bo się nie
rozpłakałem. Chyba wtedy nastąpiło moje rozstanie z Kościołem.(..)
|