Kolęda proboszcza - 1936
Po pokryciu plebanii blachą, trzeba było myśleć jakby prowadzić dalej budowę z rozpoczęciem się wiosny 1936 roku. Kasa była pusta, ofiary dobrowolnej konkurencji wpływały
bardzo skąpo. Po rozwadze i poradzie z komitetem postanowił Ks. proboszcz iść pierwszy raz na kolędę, a uzyskaną z kolędy oddać na budowę plebanii. Na kolędzie zebrał ks.
proboszcz 629 złotych i 10 groszy. Kwotę tę oddał na plebanię, co zanotowano w księdze dochodów na stronie 4. Duszpasterz zaznacza, że niewielką ofiarność okazali parafianie
pomimo świadomości, iż to idzie na plebanię. Były domy, iż nic nie dały, chociaż mogły to uczynić,
Nowo przybyły proboszcz nie widział nawet jeszcze tego lasu, przeto oświadczył, że u wolnej chwili pojedzie z Komitetem zobaczyć ten las i jeżeli znajdą się takie drzewa
odpowiednie to zrobi tę ofiarę. Wnet wybrał się ksiądz proboszcz wraz Z Janem Nowińskim i Józefem Chorzępą, komitetowymi na oględziny. Po przeszukaniu znalazło się kilkanaście
sztuk grubych sosen, przeto zadecydowali, by obrócić na deski.
Kiedy ubili sprawę z proboszczem, przedłożyli swój zamiar ławnikom gromadzkim i sołtysowi, a ci ogółowi. Ogół przyjął tę myśl, trzeba ją było w szczegółach omówić.
W tym celu zwołano ogólne zebranie wraz z komitetem parafialnym i sołtysem, oraz księdzem proboszczem. Parafianie obiecali dać wszelką robociznę za darmo, oraz uchwalili, by każdy
złożył dobrowolnie na budowę plebanii po 2 zł 50 groszy z morga. I tę propozycję przyjęto. Wyłoniła się kwestia, kto ma zbierać pieniądze na budowę plebanii. Ks. Proboszcz
zapraponował, by zbierał komitet, lub gmina. Ogół jednak prosił, by koniecznie podjął się tak ważnej sprawy ksiądz proboszcz, ponieważ inaczej ludzie nie będą dawali. Ostatecznie
zgodził się ks. proboszcz na to. W maju 1935 roku zaczęto składać ofiary na plebanię. Kiedy Komitet miał już pewną gotówkę zgodzono cegłę w cegielni w Trzebusce po 30 zł za tysiąc
i rozpoczęli gospodarze wozić cegłę. W rzeczywistości przywieźli ochotnie kilkadziesiąt tysięcy cegły.
Trzeba było rozglądnąć się za planem plebanii. Ks. Proboszcz, by nie narażać parafii na większe koszta za plany, oglądnąwszy kilka nowych budowli, oraz, pobrawszy plany z plebanii
Woli Raniżowskiej, udał się do budowniczego pana Pellera w Rzeszowie i z nim wspólnie naszkicowali plan. Przygotowany plan przedłożył pan Peller komitetowym, którzy porobiwszy
pewne uwagi, zwłaszcza co do rozmiarów, i ostatecznie poprawiony, przyjęli. Plan, dzięki zabiegom i pomocy ks. proboszcza, kosztował tylko 60 zł.
Jednocześnie gospodarze zwieźli 15 ton wapna z Rzeszowa, które wygaszone i wozili piasek do budowy z rzeczki Nienadowskiej z dolnego jej biegu.
Gdy były: cegła, wapno: piasek i trochę pieniędzy, jeszcze w gotówce, dnia 22 sierpnia 1935 roku komitet budowy plebanii zgodził do budowy plebanii budowniczego, Wojciecha
Błoniarza ze Zaczernia. Budowę miał wykonać za 900 złotych, parafia miała dać pomocników i opłacić ich. Budowę plebanii miał rozpocząć 10 września 1955 roku.
Nie mało było kłopotu z miejscem na którym miała stanąć nowa plebania. Plac, który zajmowała stara plebania najpierw okazał się mokry, a po wtóre stara plebania musiała stać aż do
wykończenia nowej. Porobiwszy próby, ostatecznie wybrano budować poniżej starej plebanii na południu, zwłaszcza, że to miejsce okazało się najsuchsze. Kiedyśmy przygotowali
wszystko co potrzeba do budowy, czekaliśmy tylko na budowniczego, by przybył wykopać fundamenta. Miało to być 9 września. Ludzi do kopania przybyło około 60-ciu. Majster jednak
nie przybył. By nie tracić robotników, musiał ks. proboszcz kierować całą pracą. Budowniczy wraz z murarzami zjawił się dopiero 12 września. Oglądnąwszy robioną pracę, przyjął
jako dobrą, pogłębił jeszcze rowy na fundamenta i rozpoczął pracę. Był to dzień Najświętszego Imienia Marii. Pod jej opiekę i św. Teresy oddał ks. proboszcz rozpoczęte
dzieło.
Na sam spód fundamentów kładziono kamienie, które ludzie oddali na plebanię,Praca szła dosyć raźno, wnet wyszli ponad ziemię i zaczęły się wznosić ściany, a wreszcie i okna.
Byli jednak ludzie nieprzychylni tej budowie, wprawdzie mała ilość, ale się znajdowali, którzy buntowali ofiarodawców, ofiary zmniejszały się, a tak murarzom, jako też robotnikom
trzeba było płacić. Jednej soboty, kiedy im się nie wypłaciło orzekli, że do pracy nie przyjdą. Po wytłumaczeniu sprawy uspokoili się.Pieniędzy jednak faktycznie nie było.
Niektórzy komitetowi radzili zaciągnąć pożyczkę w kasie Stefczyka w Nienadówce. Nikt jednak nie chciał przyjąć długu imiennego, a na firmę parafii kasa nie wypożyczyła. Tak więc
sprawa pożyczki w Kasie Stefczyka upadłą. Proboszcz pozostał w bardzo przykrym położeniu. Przerwać roboty niemożna, ponieważ mury poniosłyby wielkie szkody przez zimę, a dalej
podziałałoby to bardzo przygnębiająco na ludność i mogli by się zupełnie zniechęcić. Sytuację tę rozumiało bardzo mało komitetowych. Jednak Jan Nowiński i Jakub Gielarowski
przyszli z poradą i pomocą. Jakub Gielarowski żył dobrze ze swym sąsiadem, starym kawalerem, Marcinem Nowakiem, który miał - zyskaną przez pracę - poważną gotówkę. Przedstawił mu
przykre położenie budowy plebanii i prosił go by pożyczył pieniędzy. Zgodził sięna to Marcin Nowak i dnia 13 października 1935 roku, złożył na ręce ks. proboszcza Michała
Bednarskiego, w obecności Jakuba Gielarowskiego i Jana Nowińskiego dwa tysiące złotych, jako pożyczkę na budowę plebanii, na 4% rocznie.
Po uzyskaniu pieniędzy, zarządził ks. proboszcz, by prowadzić tylko zasadnicze mury w budowie, a to w tym celu, by zyskać i na pieniądzach, a za nie zakupić drzewo na wiązania
dachowe i blachę na pokrycie, oraz by jak najprędzej mury zasadnicze wykończono. Zima bowiem się zbliżała. Na szczęście jesień w tym roku była długa i ciepła.
Gdy murarze kończyli główne mury, rozpoczął zakładać wiązania dachowe majster cieśla, Jan Bąk z Trzebuski, który zgodził się za tę robotę na 140 zł. Drzewo na ściany w pokojach na
poddaszu i na wiązania dachowe suszone w Rzeszowie a gospodarze zwozili bez zapłaty. Kosztowało to wiele kłopotów i zabiegów. W Rzeszowie również zakupiono blachę do pokrycia,
lecz nie arkuszową, lecz taśmową. Do pokrycia dachu zgodzono blacharza z Rzeszowa, Stanisława Koryla. Tuż przed ostrymi mrozami pokryli jesienią - już w grudniu - całą plebanię
blachą. Na tym zakończono roboty w plebanii 1935 roku.
Kwestia komitetowych
Kolęda nie przyniosła takiej kwoty, by można było wiosną rozpocząć pracę koło plebanii. W marcu 1936 roku poszli sami komitetowi do parafian z prośbą, by zebrać coś gotówki.
Kosztowało to dosyć trudu, jednak coś zebrano z tytułu konkurencji. Taką samą kwestę - skierowaną głównie do opornych parafian - urządzili 28 czerwca 1936 roku. Pierwszą kwestę
odbyli w październiku 1935 roku. Rzecz tę podaje kronika do wiadomości, by następnym pokoleniom uprzytomnić wśród jakich trudności budowano nową plebanię. Zdobywszy w ten sposób
grosza rozpoczęliśmy z wiosną dalszą pracę. Murarze wykończyli mury wewnętrzne, kominy i sklepienia. Na tym skończono prace murarskie.
Teraz rozpoczął pracę stolarz. Do drzwi i okien zgodził komitet w roku 1935 jesienią Józefa Gałgana, stolarza ze Sokołowa. Za każdy otwór, drzwi czy okna umówili cenę 44 zł.
Stolarz ma dać swój materiał, pomalować trzy razy i okuć. Okucia kupiła parafia. Po wysłuchaniu rad różnych budowniczych, skrzynki tak do okien jak też drzwi nie wstawialiśmy
równocześnie z murami, lecz po wykończeniu murów. Ukazało się to bardzo praktyczne. Najpierw w czasie murowania nie niszczyły się skrzynki a po wtóre uszczelniono tak doskonale
wolną przestrzeń między murem a skrzynką, że w zimie wiatr nie zawiewał. Stolarz w roku 1936 pozakładał wszystkie okna zewnętrzne.
W plebanii nawieźli gospodarze w całej stronie wschodniej ziemi, by wyrównać teren. Ziemię brali z ogrodu plebańskiego, tuż naprzeciw plebanii strony wschodniej. Wyrównaliśmy
również przez to teren ogrodu, który był bardzo nierówny.
Ponieważ pokoje poddaszowe są częściowo z drzewa, które to drzewo wystawało częściowo na zewnątrz, by się nie niszczyło i nie zamakało, należało go wyprawić. Do tej pracy zgodził
komitet murarza Osiniaka ze Sokołowa, wyprawił na zewnątrz trzy poddaszowe ubikacje i dał tynkowe okiennice koło okien.
Tyle wykonaliśmy w plebanii w roku 1936.
Porządkowanie żywopłotów i budowa płotu.
Za księdza Momidłowskiego - który kochał ogrodnictwo, pozostało wiele żywopłotów. Jego następca ks. Bukała nie dbał wcale o to. Wiele krzewów powyrastało lub zmarniało, ale
jeszcze widać było dawny stan. Widok tych obecnie krzaków, poprzysychanych, poprzerastanych różnym chwastem był bardzo przykry.
Nowy proboszcz ks. Michał Bednarski przyprowadził najpierw do porządku żywopłot biegnący wzdłuż szosy publicznej. Uschłe krzaki wyciął, wyrosłe usunął, zachowując tylko korzenie i
młode pędy. Na pierwszy rzut oka zdawało się, że to praca daremna. Niektórzy z ludzi i z nauczycielstwa cicho podśmiewali się z tych zamierzeń.
Nie było również żadnego płotu od wschodu, tuż przy szosie, od drogi na plebanię, aż do granicy południowej gruntu plebańskiego. Konie i bydło z pastwiska gospodarowały na
ogrodzie plebańskim. Bolało to tak proboszcza, jak też parafian. By temu zapobiec parafia dała słupy, zaś proboszcz sztachety i żerdzie i postawiono płot tuż przy szosie, długości
65 metrów pod ochroną którego wyrastał z małych pędów, lub korzeni młody żywopłot.
Po wystawieniu płotu sztachetowego od strony wschodniej przy szosie, zwrócił uwagę ks. Bednarski na płot od strony zachodniej. Stał tam kiedyś z dartych sztachetów, przeplatany
między trzy żerdzie. Był jednak prawie całkiem powywracany. Po wzmocnieniu słupów i daniu miejscami nowych żerdzi, przeprowadziło się zupełną reparację płotów tak od strony
zachodniej jak też północnej. Koszt tych reparacji ponosił całkowicie ks. proboszcz Bednarski. Pozostały jeszcze do uporządkowania, żywopłot od południa i płot do stawiania wzdłuż
tego żywopłotu. Z braku czasu i funduszów nie dokonał ks. proboszcz tego w tym roku.
Reperacje budynków plebańskich.
Zabudowania plebańskie również wymagały poważnego remontu. Przy stajni postawił ks. Bedndnarski w roku 1936, mury narożne. Cegły bowiem powypadały i groziło to zawalenie się
całego muru. Dla wygody gospodarczej zamurował dwa wejścia do chlewów od strony południowej i wybił jedno wejście od strony wschodniej. Zremontował cały dach na stajniach,
ponieważ w wielu miejscach woda ciekła tak na sufity, jako też ma mury. Poprawił dach na spichrzu, wozówce i stodole. Wszystko swoim kosztem, ponieważ parafianie ani myśleć o tym
nie chcieli.
Poświęcenie sztandaru Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej
w Nienadówce 1936 roku.
W roku 1931, dwudziestego listopada, idąc po myśli Papieża Piusa XI, założył ks. Ludwik Bukała, proboszcz w Nienadówce "Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej. Jak każda
zbożna rzecz i ta organizacja miała wielu wrogów, jednak zdołała się utrzymać. Mimo trudności nie tylko się utrzymała, ale powoli ugruntowywała swe istnienie w Nienadówce.
Jedną z miłych chwil dla tej organizacji była uroczystość poświęcenia sztandaru. Fundusz na sztandar otrzymała organizacja od rodaków z Nienadówki przebywających w Ameryce.
Przysłano im 130 złotych, za które zakupili sztandar.
Poświęcenia dokonał, zaproszony przez księdza proboszcza Michała Bednarskiego, ks. Bukała. Po poświęceniu i nabożeństwie w kościele uroczystość wbijania gwoździ odbyła się przed
mleczarnią dnia 20 kwietnia 1936 roku. Gości było wielu. Nastrój dobry. Sama uroczystość była reklamą katolickiej organizacji.
Uroczystość Św. Stanisława Kostki, Patrona K.S.M-u
Jak w roku ubiegłym, tak i w roku 1936 Oddział K.S.M-u w Nienadówce obchodził uroczyście Święto swego Patrona. Samą uroczystość poprzedziło tridum z naukami głoszonymi przez
ks. proboszcza Bednarskiego. Wzięli udział w naukach nie tylko chłopcy ze Stowarzyszenia. Licznie przystąpili do spowiedzi św. i Komunii św. W czasie sumy śpiewali na chórze
pieśni. Wieczorem urządzono "wieczornicę".
Również Stowarzyszenie Dziewcząt, założone przez ks. L. Bukałę w roku 1931 dawało znaki swego życia. Urządziły wspólny opłatek, na którym były rodziny. Wzięły udział w Kongresie
Eucharystycznym w Przemyślu. Święto Druhen obchodziły bardzo uroczyście. Po nieszporach odbyła się akademia ku czci ks. Skargi.
|
Write a comment