Póki synowej w domu nie było, całe domostwo Boga chwaliło. Teraz synowa wielka kłótniarka, zginęła moja już gospodarka.
Syna buntuje, koszuli nie da, pewno się z tego nie wyspowiada. Bo gdyby księdzu prawdę wyznała to rozgrzeszenia by nie dostała.
Po coście zdali na syna mienie, lepiej by było mieć swoją ziemię. Zabudowania byłyby wasze, gotowaliby wam z mlekiem kaszę.
A teraz waszej śmierci czekają, no wasz majątek w swych rękach mają. I jeszcze gorzej wam badzie dziadku bo śmierć wam zrobią prędką w ostatku.
I zaczął płakać staruszek biedny, tegom się od nich nie spodziewał nigdy.
Wszystko mi jedno bom już jest stary, lecz nie chciałbym zginąć od ludzkie kary. Wolałbym umrzeć gdzie moje łoże i oddać duszę Tobie Boże.
Święty sakrament przyjąć do siebie i mieszkać z Tobą na wieki w niebie.
Nie płacz staruszku bo mi żal ciebie, po twojej śmierci wezmę ja ciebie i zaprowadzę do chwały bożej, a twoim dzieciom zrobi się gorzej.
Za twoją krzywdą Pan Bóg ich skara, wszystko im zniszczy po śmierci zaraz. Za co Pan Bóg karze takiego człowieka, że go na starość to samo czeka.
Mówi synowa do męża swego: trzeba do szpitala oddać starego. Trzeba odwieść ten smród do licha. Niechaj w szpitalu ten stary zdycha.
Spięła do wozu konia karego, aby nim odwieść ojca starego. Wyprowadziła razem z poduszką i udusiła ojca staruszka.
Ojciec nie żyje synowa rada i tak do siebie sama powiada. Pójdę do domu będę płakała, będę przed ludźmi żal udawała.
Przychodzi do dom ludziom powiada, ciało ojcowe do trumny składa. Ludzie się schodzą, mówią pacierze, synowa patrzy oczyma szczerze.
Ledwo staruszka na wóz włożyli, krowy ryknęły a psy zawyły.
Kary koniczek tylko zarżał raz, w zabudowania ostry piorun trzasł. Wszystko spłonęło, co tylko było, tylko staruszka oswobodziło.
I przyjechali zaraz doktorzy na jaką słabość Jakub tył chory. Że zaduszony, dziadka uznali. Syna, synową aresztowali.
|