Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Jan Furman


żołnierz AK i LWP
Na podstawie wspomnień, żony Heleny i córki Genowefy.


Jan Furman urodził się 19 kwietnia 1924 roku w Nienadówce, był synem Zofii i Michała. W roku 1938 ukończył 6 klasową szkołę powszechną.

Kiedy wybuchła II wojna światowa i nastał czas okupacji niemieckiej Jan Furman miał 15 lat. Pewno przyglądał się z zaciekawieniem zaistniałej sytuacji, czy żołnierzom niemieckim stacjonującym we wsi. Brutalność okupacji dotknęła go osobiście w okresie likwidacji getta w Sokołowie Młp. Sołtys Chorzepa wyznaczył Jana Furmana, by ten zgłosił się z końmi i wozem do Sokołowa. Działo się to na polecenie władz
okupacyjnych, w czerwcu 1942 roku w Sokołowie było likwidowane getto, żydzi byli przewożeni do Rzeszowa i Głogowa Młp. Jan założył "pukoski" na wóz i pojechał. Na wóz załadowali mu sporo żydów, z tyłu za Janem usiadł pilnujący transportu Niemiec i kazał jechać "susa", czyli szybo. Jak zmęczone konie zwalniały, Niemiec bił kolbą karabinu Jana po plecach. Kiedy dotarli wreszcie do Rzeszowa, konie były całe w pianie. Janowi na szczęście udało się powrócić nimi z powrotem do wsi.

Rok 1943 i pamiętny dzień pacyfikacji, który utkwił w pamięci wielu ludziom.

21 czerwca Jan Furman jak wszyscy mieszkańcy Nienadówki pod kolbami karabinów został wypędzony z domu. Niemcy wszystkich zapędzili na plac koło kościoła. Jan Furman opowiadał że był tam i prawnik Józef Nowiński, którego Niemcy znaleźli ukrywającego się w stajni u Wójcika. Nowiński zginął później w obozie śmierci w Pustkowie. Niemcy brali ich pojedynczo na przesłuchanie, sprawdzali im między innymi dłonie w ten sposób poznając kto jest prawdziwym rolnikiem a kto nie. Tym razem Janowi udało się uniknąć losu jaki spotkał innych. Tych rozstrzelanych czy wywiezionych do obozów pracy.

Więcej o tej tragedii możemy znaleźć w tekście Pacyfikacja. Poniżej kilka zdań.

(...) Podczas gdy jedni żołdacy mordowali w mieszkaniach i na obejściu, inni niemal z całej wsi spędzali mężczyzn ku jej środkowi, w stronę szosy. Prowadzili ich dziesiątkami. Tutaj następowało legitymowanie. Kto tylko wzbudził jakiekolwiek podejrzenie, lub miał zbyt delikatne — jak na rolnika — ręce, tego odstawiali osobno. W ten sposób wysegregowano czternastu. Po skończonym przeglądzie wszystkim spędzonym pozwolono wrócić do domu, zaś owych czternastu zabrano do Sokołowa.
Następnie przewieziono ich do więzienia w Rzeszowie na zamku i 29 czerwca 1943 r., w grupie 35 osób skierowano do obozu w Pustkowie. Stamtąd prawie po miesiącu, 28 lipca 1943 r. przetransportowano ich do Oświęcimia, gdzie po całonocnym postoju na rampie, transport wyruszył dalej, aż do obozu - Sachsenhausen, k. Oranienburga. (...)


Z wywiezionych wtedy do obozów, po wojnie wróciło do Nienadówki tylko trzech, Stanisław Stopa i bracia Tomasz i Józef Wójcikowie

Historia kolejna wspominana przez Jana a opowiedziana przez żonę wydarzyła się pod koniec wojny. Z innych źródeł Wojna i okupacja wiemy, że z rozkazu kreishauptmana Ehausa, 1 czerwca 1944 roku z Nienadówki miało się stawić na dworcu w Rzeszowie 26 mieszkańców, mieli jechać budować umocnienia frontowe na linii Bugu i Sanu. Na stacje w Rzeszowie stawiło się jednak tylko 23 "ochotników". Wskutek tego po południu w Nienadówce zjawiło się wojsko z Rzeszowa i za brakujących do stanu trzech "ochotników" złapano w zamian czternastu, zabierając ich ze sobą.

Jan Furman, jadąc w pole napotkał Niemców, Ci zapytali go z jakiego jest rocznika, później kazali mu odstawić konie do domu i udać się z Nimi. Zaprowadzili go do stodoły na placu zwanym "Kubówka" (od właściciela placu Jakuba Ożoga) Tam też przyprowadzili jeszcze 5 innych mężczyzn. Wszyscy siedzieli zamknięci w stodole, Niemcy brali ich pojedynczo na przesłuchanie. Kiedy Jan Furman został w stodole sam, postanowił uciekać w kukurydze rosnącą za stodołą. Kiedy jednak zobaczył pilnującego stodoły Niemca zrezygnował z ucieczki. Nie pomogły też żadne tłumaczenia czy spracowane dłonie, zabrano go razem z innymi. Zapamiętani to: Jan Motyl, Józef Ożóg, Zygmunt Guzenda (syn nauczyciela) i nie jaki pan, którego imienia nie znam, ale i tak z pewnych względów nazwiemy go tylko panem "eM".

Ciężka praca często ponad siły przy budowie umocnień szybko wykańczała siły, w dodatku porcje jedzenia były bardzo skąpe. I tu niestety trzeba napisać o niezbyt chlubnej postawie, pana "eM". Jedzenie rozdzielał wśród robotników właśnie On, a skromne porcje, które przysługiwały robotnikom, jeszcze pomniejszał. Zaoszczędzoną w ten sposób część prowiantu chował do swojego kuferka zamykanego na kłódkę. Co dwa tygodnie przyjeżdżała do niego jego żona i zabierała zgromadzone masło, cukier i inne rzeczy do domu. Robotnicy się denerwowali taką sytuacją i wysłali Jana by zrobił z tym porządek. Jan, rozwalił szpadlem kuferek, a znalezione tam jedzeniem podzielił między głodnych robotników.

Wieczorem po pracy wracając do obozu Jan Furman z dwoma kolegami postanowili uciekać. Obawa przed odwetem za "kuferek" i zbliżający się front (odgłosy w oddali) były skuteczną mobilizacją. Ucieczka miała miejsce jeszcze tego samego wieczora. Kolegami którzy postanowili uciekać razem z Nim byli, Zygmunt Guzenda z Nienadówki i nie zapamiętany z nazwiska kolega z miejscowości Zabajka. Posiadał on kompas, który miał im się przydać w ucieczce. Kiedy pilnujący ich strażnik odwrócił się, wykorzystali moment, przeskoczyli przez ogrodzenie i uciekli w pole. Na szczęście rosło tam spore żyto, uciekali na czworakach słysząc z tyłu że strzelano za Nimi. Ucieczka powiodła się choć nie było łatwo, w obozowych ciuchach zbyt daleko by nie uszli, zdając sobie z tego sprawę, postarali się o cywilne ubrania tz. zabrali je suszące się na sznurze. Gorzej było z butami tych nie zdobyli. Mieli na nogach nie wygodne drewniaki, marsz w nich sprawiał, że bardzo bolały ich nogi.

Idąc na zachód unikali ludzkich osad, jednak głód doskwierał bardzo i czasem musieli zajrzeć do ludzkich siedzib. Jednego razu Jan Furman z kolegami podeszli do jakieś chałupy i zobaczyli przez okno gospodynię piekącą chleb. Dwóch z Nich weszło do środka, jeden został na zewnątrz na warcie. Poprosili gospodynię o chleb, ale ten był jeszcze nie upieczony. Litościwa a i pewno wystraszona gospodyni zrobiła z ciasta cienkie podpłomyki, upiekła, posypała cukrem, i dała im je na drogę. Nie chcąc wzbudzać podejrzeń, po drodze zaopatrzyli się w sprzęt rolniczy widły, grabie. Udawali rolników, starali się również nie iść razem, tylko osobno. Tak dotarli w okolice Przemyśla, tam szczęście uśmiechnęło się do Nich, natknęli się na stojący pociąg. Dalsza droga była już łatwiejsza, pociągiem dotarli w rodzinne strony. Przed Rzeszowem, kiedy pociąg zwolnił wyskoczyli z wagonu i rozeszli się w rożnych kierunkach. Zygmunt Guzenda poszedł w stronę Krasnego, a później do Nienadówki. Kolega z Zabajki udał się w stronę rodzinnej wsi. Jan Furman obawiając się poszukiwań, ruszył do Drabinianki. Wtedy była to wieś nie opodal Rzeszowa, dziś jego część. Mieszkał tam znajomy z Nienadówki Marcin Depka. Poprosił go o przechowanie, ten nie bez obaw przed represjami pozwolił Janowi u siebie zamieszkać. Depka Marcin pojechał do Nienadówki odwiedzić swoją rodzinę, przy okazji Jan podał przez niego list do swoich rodziców, że żyje i ma się dobrze. Po jakimś czasie sam powrócił do domu rodzinnego.

 Kiedy na Rzeszowszczyznę w 1944 roku przyszło "wyzwolenie", Jan Furman wstąpił w Rzeszowie do wojska, rozchorował się jednak i trafił do szpitalu. W tym czasie jego oddział wyruszył na front. Kiedy doszedł do zdrowia służbę odbywał na miejscu w Rzeszowie. Służył w kwatermistrzostwie, na stanowisku kucharza. Jak wspominał, jeździli po okolicznych wsiach i zabierali na prowiant dla wojska, bydło wyznaczone u chłopów.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

Jego żona wspomina, że zajmował się też wyliczaniem ilości produktów do gotowania. Pisał też żołnierzom różne pisma, podania, nawet tym starszym stopniem. Może dlatego mógł często przyjeżdżać z Rzeszowa do domu na przepustki. Żołnierz w mundurze i z bronią budził respekt, Jan Furman chodził nawet z bronią do kościoła. Kiedy się modlił, broń leżała na ławce.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

Po przejściu frontu zdarzały się we wsi liczne kradzieże. Jak wspominała pani Helena jeden "ruski" wygnał ze z ich stajni w nocy kobyłę ze źrebięciem. Jan Furman przyłapał go na tej kradzieży. Powalił "ruskiego" na ziemię, zabrał mu karabin i wystrzelał z niego cały magazynek, "zleciały się ruskie i zabrali koniokrada" który przyznał się w końcu, że chciał zamienić lub sprzedać kobyłę na wódkę.

Ostatecznie Jan Furman trafił na front, jak wynika z dokumentów brał udział w walkach frontowych. Był odznaczony:

  • medalem za Odrę i Nysę i Bałtyk
  • medalem zwycięstwa i wolności
  • medalem za udział w walkach o Berlin
  • Odznaką Grunwaldu

powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

Zagadką jest dla mnie przebieg jego służby, zwłaszcza data wstąpienia do LWP. Według książeczki wojskowej była to data 1 czerwca 1944 roku. Być może został mu zaliczony czas przebywania na robotach, bo to data zabrania go przez Niemców na wschód. Nienadówka była wyzwolona dopiero końcem lipca a Rzeszów w sierpniu 1944 roku. Swoją służbę w/g tej książeczki zakończył 7 marca 1947 roku. Jakiś czas po wojnie przebywał na Ziemiach Odzyskanych, biorąc udział w akcji wysiedlania Niemców. Opowiadał rodzinie jak to kiedyś był posłany po weterynarza, który był właśnie Niemcem. Na posesji weterynarza, zaatakował go duży pies, podarł mu płaszcz. Jan Furman nie zastanawiał się długo i psa zastrzelił. Niemiec bardzo się zdenerwował i strasznie go za to zwyzywał. Janowi proponowano osiedlenie się na ziemiach odzyskanych , dawano mu gospodarstwo 10 ha z zabudowaniami. Jednak nie chciał tam pozostać, powrócił do swoich. Do Nienadówki.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

Dnia 9 kwietnia 1949 roku został przeniesiony do rezerwy. W legitymacji kombatanckiej wydanej w 1988 roku, jego przebieg służby w Ludowym Wojsku Polskim jest oznaczony datami: 1 czerwca 1944 - 5 wrzesień 1945.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie


 Jan Furman ożenił się 15 lipca 1950 roku z Heleną Krzyśko, urodziły im się trzy córki, Genowefa, Maria i Bożena. Zajmował się rolnictwem, angażował się w różne inicjatywy społeczne w Nienadówce Górnej.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie


We wspomnieniach przewija się temat budowy szkoły w tej części wsi w roku 1959. Jan i Helena Furman mieszkając na przeciw niej pomagali przy budowie, dali pochodzące z ich własnego lasu drzewo na dach. Podczas rozbudowy szkoły w roku 1966 przez pewien czas żywili wykorzystywanych przy tych pracach, robotników - więźniów.

We wspomnieniach z lat 60`tych, przewija się również wątek "Jasełek" w których uczestniczył. Przygotowywali je mieszkańcy i występowali w okolicznych wsiach, a nawet w Głogowie. Chodzi tu zapewne o działalność KGW Nienadówka Górna.

powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

"Za uzbierane podczas kolędowania pieniążki, kupili dwa "pająki" do naszego kościoła. I te pająki zaniósł do kościoła Jan Maziarz i Jan Furman. Ks. proboszcz Edward Stępek obiecał im w tedy, że jak umrą to podczas pogrzebu zaświeci im te pająki" - wspomina Helena Furman

Od siebie dodam, że proboszcz obietnicy nie mógł dopełnić, zmarł na wiele, wiele lat przed Nim. Obietnicę miał wypełnić Ks. proboszcz Józef Galant mówiąc mu, że zapali podczas pogrzebu nie dwa, a trzy pająki.

Zdaję sobie sprawę, że pamięć jest zawodna i te same wydarzenia mogły być przez innych zapamiętane inaczej. Dlatego też proszę nie traktować tekstu jako fakty historyczne, a tylko wspomnienia osób, które zechciały się Nimi z Nami podzielić. Szczególnie dziękujemy rodzinie Furman za przekazane informacje, zdjęcia i pamiątki na użytek strony.


Jan Furman zmarł 12 sierpnia 2012. Obietnica dana mu przed wieloma laty, o zapaleniu pająków została spełniona. Spoczął na cmentarzu parafialnym w Nienadówce.


opracowali: Ela Motyl
Bogusław Stępień

Write a comment

Comments: 0

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013