Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Żydzi we wsi


Wstęp

לזכר אחינו התושבים היהודים
Pamięci naszych żydowskich współmieszkańców.

Trudno Nam jednoznacznie ocenić jak byli traktowani w Nienadówce obywatele pochodzenia żydowskiego. Wypełniali jakąś ważną gałąź życia dawnych nienadowian. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, zamieszkiwały ją ponad 3 miliony Żydów. Stanowili Oni tu jedną z największych populacji na świecie. Problemem stawał się umacniający nie tylko w Polsce ale w całej Europie antysemityzm. Po wystąpieniach anty żydowskich w Sokołowie w roku 1919 wielu obywateli pochodzenia żydowskiego zdecydowało się na emigrację. Nie inaczej było zapewne z tymi zamieszkującymi Nienadówkę. Ci którzy w niej pozostali, w większości zostali zamordowani podczas okupacji niemieckiej. Jedynie nieliczni przeżyli m.in. dzięki pomocy nienadowian.

Poniżej przedstawię historie znalezione w źródłach pisanych, ale i zapamiętanych przez mieszkańców Nienadówki. Zdaję sobie sprawę, że pamięć jest zawodna i te same wydarzenia mogły być przez innych zapamiętane inaczej. Dlatego też proszę nie traktować tekstu jako faktów historycznych. To tylko wspomnienia osób, które zechciały się Nimi z Nami podzielić.

Bogusław Stępień

Spis materiałów - wybierz i czytaj
Polecam również zainteresowanym - Historię żydów w Polsce





Gmina Żydowska
Andrzej Potocki w książce zatytułowanej "Żydzi w Podkarpackiem" tak opisuje początki osadnictwa żydowskiego w Sokołowie Małopolskim: "Od 1586 roku obowiązywał tu zakaz osiedlania się Żydów. Jednak w 1680 roku właściciele zezwolili Żydom na osiedlanie się w mieście, kupowanie placów i budowanie domów, co już wcześniej stało się faktem, skoro dwa lata później mieszkało w Sokołowie czterdzieści rodzin żydowskich. W 1765 roku było mieście 754 Żydów. (...) W 1800 roku byli oni właścicielami stu dziesięciu domów w mieście. W połowie XIX wieku działali tu dwaj sławni i otaczani dużym szacunkiem rabini - Meilech Weichselbaum (zmarły w 1853 roku) i Aba Hipler (zmarły w 1871 roku), który był jednocześnie cadykiem i przewodził miejscowej wspólnocie chasydzkiej. (...) W 1900 roku liczebność gminy żydowskiej wzrosła do 2424 osób.
Pod koniec XVIII w. mieli tu 25 domów na ogólną liczbę 451 oraz szpital, czyli dom ubogich, a od 1792 r. funkcjonowała jüdisch-deutsche Schule. W 1800 r. byli właścicielami 110 domów w mieście.

W 1835 r. na terenie tutejszej parafii rzymskokatolickiej mieszkało 1061 Żydów.
powiększ zdjęcie

fot: fotopolska.eu

powiększ zdjęcie

fot: fotopolska.eu



Pod koniec XIX w. przez jedną kadencję burmistrzem był Żyd Nachman Schindelheim. W pismie z dnia 24 listopada 1894r., Do gazety Nowa Pszczółka, która była organem Stronnictwa Chrześcijańsko Ludowego, mieszkaniec Sokołowa pisał.

(...) Bogu dzieki nie ma już żyda burmistrzem, ale człowiek dzielny do czynu, a postępuje sobie sprawiedliwie, toteż wszyscy się nim cieszą i spodziewają się iż on, dopiero na nogi postawi. daj mu Boże zdrowie jak najdłuższe lata. (...)
powiększ zdjęcie


Od 1894 r. działało tu Towarzystwo Kredytowe, którego prezesem był Aron Jam. W 1900 r. Liczebność gminy żydowskiej wzrosła do 2424 osób. Przybyła także jedna szkoła religijna. 26 lipca 1904 roku miasto zniszczył ogromny pożar, który wybuchł o 8 wieczorem w stodole Kazimierza Kosiarza. Ogień zaprószyły dzieci, które jak zeznały przed żandarmem, chciały uraczyć sie papierosem. Poruszająca relacja ukazała sie 7 sierpnia w gazecie "Wieniec-Pszczółka". Autor - T. Szajer - był na drugi dzień po pożarze w Sokołowie i dość obrazowo opisał go w liście. powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie

fot: fotopolska.eu

powiększ zdjęcie

fot: fotopolska.eu



Ocalało tylko 10 domów żydowskich. Większość z bogatych Żydów opuściła Sokołów, jednak w 1910 r. nadal pozostawało ich tu 1485 osób.

fot: fotopolska.eu

powiększ zdjęcie

fot: fotopolska.eu



powiększ zdjęcie

fot: fotopolska.eu

6 V 1919 r. doszło do rozruchów antyżydowskich w mieście, w których uczestniczyli chłopi z okolicznych wsi i miejskie pospólstwo. Wobec zdecydowanej postawy żandarmerii, która strzelała do tłumu i raniła kilka osób, napastnicy rozpierzchli się. W 1921r. mieszkało w Sokołowie 1351 mieszkańców pochodzenia żydowskiego. W mieście działały m.in.: kasa Gemilut Chesed, Bank Ludowy, skupiający w
1932 r. 583 udziałowców, i Cech Zbiorowy Rękodzielników, do którego należeli zarówno Polacy, jak i Żydzi.

Sokołowscy Żydzi w czasie II wojny światowej, w latach 1940–1941, pracowali przy budowie ośrodka i poligonu Luftwaffe w Górnie. Hitlerowcy utworzyli tu 27 IV 1942 r. getto, do którego zwieziono także Żydów z okolicznych wsi. Znalazło się w nim ok. 3 tys. osób pochodzenia żydowskiego, w tym 285 przesiedlonych tu z Łodzi. W nocy z 24 na 25 VI 1942 r., zastrzelono podczas egzekucji w getcie 28 osób. powiększ zdjęcie

fot: fotopolska.eu

27 VI 1942 r. większość Żydów przeniesiono do getta w Rzeszowie. Grupa ok. 200 osób trafiła do Głogowa Małopolskiego. W pobliskim Pogwizdowie, w lesie, w czterech egzekucjach hitlerowcy zamordowali 40 ukrywających się Żydów.

fot: fotopolska.eu

powiększ zdjęcie

fot: fotopolska.eu

strzałka do góry






Cmentarze, synagogi
powiększ zdjęcie

Więcej zdjęć: Wirtualny sztetl

W 1870 r. do gminy żydowskiej należało 2350 osób. Kahał posiadał synagogę, cmentarz i szkołę religijną. Do dziś zachował się budynek synagogi i dwa cmentarze. Pierwsza drewniana synagoga już nieistniejąca, znajdowała się przy dzisiejszej ulicy Kazimierza Wielkiego i została zbudowana w XVII wieku. Synagoga ta uległa zniszczeniu w XIX wieku. Wkrótce na jej miejscu wzniesiono nową, murowaną,
obecnie budynek służy mieszkańcom jako Miejsko Gminny Dom Kultury.

Pierwszy cmentarz żydowski w Sokołowie Małopolskim został założony w 1687 roku i służył jako miejsce pochówku do 1853 roku. Już w 1776 r. założono nowy cmentarz, w północnej części miasta, na starym zaczęło brakować już miejsca na pochówki. Żydzi mieszkali w Sokołowie od 1680 roku, a niespełna sto lat później stanowili już znaczącą część społeczności miasteczka, na początku XIX wieku (czytamy u Andrzeja Potockiego) - byli właścicielami stu dziesięciu domów. W połowie XIX wieku w społeczności żydowskiej Sokołowa Młp., działali otoczeni dużym szacunkiem dwaj rabini - Meilech Weichselbaum (zm. 1853 r.) i Aba Hipler (zm.1871 r.). Aba Hipler był cadykiem i przewodził miejscowym ortodoksyjnym wyznawcom chasydyzmu. Po nim funkcję rabina objął Jozua Hebenstreit. .
powiększ zdjęcie

Na kirkucie z XVIII-XIX w. zachowało się ok. 200 zdobionych macew.
fot: fotopolska.eu

powiększ zdjęcie

Na nowym kirkucie zachowało się ok. 300 macew
fot: fotopolska.eu



Stary kirkut został barbarzyńsko zniszczony przez hitlerowców podczas II WŚ, dzieła zniszczenia dokończono w latach PRL. Wówczas na terenie cmentarnym wybudowano magazyny. Po roku 1989 r. - pośród magazynowych wiat wybudowano ohel (grób), upamiętniający cadyków: Elimelecha syna Aszera Rubina oraz Abę Hipplera. Jest on z lokalizowany przy ul. J. Kochanowskiego. Drugi kirkut żydowski, nowy założony w 1776 r., jest jednym z najlepiej zachowanych na Podkarpaciu. Nie został zniszczony ani podczas wojny ani w latach PRL. Był zapomniany i niszczał, przy obojętności ludzi. Na tym cmentarzu zachowało się ponad dwieście płyt nagrobnych, w większości z XIX i XX wieku. Ostatni pochówek mieszkańca Sokołowa Młp., izraelskiego wyznania odbył się już podczas niemieckiej okupacji, po roku 1939 r. Cmentarz znajduje sie przy ul. L. Okulickiego.
strzałka do góry






1891
Kółka Rolnicze, sklepiki chrześcijańskie, pewno były solą w oku synów Izraela. "Ciemny lud to kupi" już w tedy to powiedzonko jak widać przestawało obowiązywać. Tu akurat mamy z dość ostrym potraktowaniem przez sąd, Żyda, któremu najwyraźniej nie podobała się działalność nienadowskiego kółka rolniczego i organizowanie się ludności wiejskiej.


Żyd karczmarz - z karczmy w Nienadówce Górnej, przy drodze w stronę Trzebuski, do dziś nazywanej"karczmarską". Pewno gdzieś w starych nienadowskich albumach znalazło by się zdjęcie tego przybytku. To dziwne, ale w podobnym miejscu gdzie mieszkali żydzi przed i w czasie wojny, to plac przy skrzyżowaniu drogi głównej z drogą na Kąty trzebuskie tzw. "simsiówka" w pobliżu stoi drewniany krzyż. Żydzi mieszkający w Nienadówce należeli do gminy żydowskiej w Sokołowie Młp. Tam to modlili się w synagodze i tam byli chowani na cmentarzu. W Nienadówce pozostała po Nich tylko pamięć.

strzałka do góry






30 września 1921 - Spis powszechny mieszkańców Nienadówki
powiększ zdjęcie Spis powszechny mieszkańców Nienadówki, ogółem -2500. Mężczyzn 1185, kobiet 1315. Wyznania katolickiego 2409, a 71 mieszkańców wyznania mojżeszowego. Warto zaznaczyć iż wszyscy w spisie podali narodowość polską, to dziwne skoro są wyznawcy judaizmu a w spisie istnieje rubryka “narodowość żydowska”

strzałka do góry






1913/1936 - Spisy w/g dzienników szkolnych


Powyższe notatki dokonane przez p. Genowefe Mazur z dzienników szkolnych udało się ustalić nazwiska i imiona dzieci pochodzenia żydowskiego, numery domów w których mieszkali, oraz jak nazywali się ich rodzice. Często możemy przeczytać czym rodzic się zajmował. Na podstawie tych spisów, oraz informacjach z Nienadówki, udało się odtworzyć chociaż w części, rodziny żydowskie zamieszkałe w Nienadówce. Spis tych rodzin przedstawiam poniżej:
strzałka do góry






Goldsart Samuel
powiększ zdjęcie Pytania są i ciągle będą o mieszkańcach pochodzenia żydowskiego, czasem ich nazwiska można znaleźć w dziwnych okolicznościach, jak np. ta lista uchylających się od poboru do wojska z roku 1931. Wśród kilku nazwisk polskich, mamy i żydowskie, kim był, Goldsart Samuel, syn Leji i Ryfki. Czy to kolejna rodzina o tym nazwisku mieszkająca w Nienadówce ?

strzałka do góry






Klingerów Mendel i Brajdla
Jan B. Ożóg w swoich wspomnieniach pisze o sześciu rodzinach żydowskich które wymordowali hitlerowcy. Wymienia trzy nazwiska: Grossów, Falsenfeldów i Krautów, rodziny liczyły w sumie 25 osób. Nie ma wśród nich wymienionego nazwiska Żyda Klingera, którego zdjęcie przedstawiam poniżej.
Dziś wiemy, że Klingerowie mieszkali około 400 m na wschód od ochronki, tylko po drugiej stronie drogi w domu o numerze 310. Klinger miał na imię Mendel, a jego żona Brajndla, jak większość w tamtych czasach, była to dość liczna rodzina, Klingerowie mieli co najmniej dziesięcioro dzieci. W dziennikach szkolnych z lat 1917-1936 możemy się dowiedzieć, że tylu Klingerów uczęszczało do szkoły w Nienadówce pobierając tam naukę, znamy ich imiona jak również daty ich urodzin i w tej kolejności ich przypominamy: powiększ zdjęcie
    • Klinger Loja - urodzona w 1910 roku

    • Klinger Abraham - ur. 06.09.1911 roku

    • Klinger Lajka - ur. 12.07.1912 roku

    • Klinger Sara -ur. ur. 13.09.1913 lub 06.09.1915 roku

    • Klinger Hersch - ur. 26.03.1916 roku

    • Klinger Mojżesz - ur. 21.03.1918 roku

    • Klinger Samuel - urodzony w 1919 roku

    • Klinger Pinkes - ur. 23.07.1921 roku

    • Klinger Itta, Frandler - ur. 27.04.1924 roku

    • Klinger Majlech- ur. 22.07.1927 roku




Itta, drugie imię Frandler, jako koleżanka ze szkolnej ławki została zapamiętana przez panią Helenę Ożóg z Nienadówki. Być może Klingerowie mieli więcej dzieci, niestety nie posiadamy o Nich żadnych wiadomości.
strzałka do góry





Kraut Josef i Ryfka Inną rodziną żydowską zapamiętaną przez Pana Stanisława Maziarza, który był ich sąsiadem, była rodzina Krautów. Krautowie mieszkali również w Nienadówce Górnej (niedaleko Klingerów) w domu o numerze 266. Kraut miał na imię Josef, w dziennikach szkolnych był zaznaczony jako kupiec. Imię jego żony to Ryfka, mieli Oni pięciu synów.
    • Kraut Herman - ur. 22.06.1912 roku

    • Kraut Menasche - ur. 25.02.1923 roku

    • Kraut Rubin - ur. 03.12.1924 roku

    • Kraut Schoel - ur. 04.02.1927 roku

    • Kraut Mojżesz - brak daty urodzin


Josef wraz z rodziną zajmował się rolnictwem, uprawiali pole, ponadto trudnił się skupem cieląt i jego ubojem a mięsem handlował. Na jego posesji, nie wiem czy w domu czy w innym budynku, co sobotę miejscowi żydzi spotykali się na modlitwach, czy też w innych ważnych dla Nich sprawach. Sobota czyli żydowski, Szabat, szabas, sabat w języku hebrajskim znaczy odpoczynek i w ten dzień niczym innym się nie zajmowali sami, do prac domowych np. jak rozpalanie ognia w piecu czy innych najmowali, znajomego polaka, Ludwika Wilka

Krautowie mieszkali w Nienadówce do końca, czyli do czasu wywiezienia ich do getta w Rzeszowie lub Sokołowie. Z całej rodziny uratował się tylko trzeci w kolejności syn,
Rubin. Nie wiadomo czy nie zabrano go razem z innymi ze wsi, czy może uciekł z getta. Dziś już się nie dowiemy gdzie się ukrywał i jak udało mu się przetrwać, Rubin Kraut tuż po wyzwoleniu pojawił się w Nienadówce, odwiedził sąsiadów, jednak nie pozostał tu długo i odszedł w nieznane. Okazało się, że wyemigrował do USA skąd po dwu miesiącach od wyjazdu z Polski przysłał list i zdjęcie, do swojego przedwojennego sąsiada z Nienadówki, tym sąsiadem był Bartłomiej Maziarz.

W USA, Rubin Kraut spotkał kogoś z rodziny Zaporów z Nienadówki i ostatecznie przeciął swoje więzy z Naszą wsią, sprzedając tej osobie pozostający tam majątek swojego ojca. Prawowitym właścicielem zagrody żydowskiej został Marcin Zapora.


Polecam również zainteresowanym mój materiał - ocaleni potomkowie

(..) Nazywam się Eyal Kraut, poprzez mojego kuzyna, trafiłem na Twoją imponującą stronę internetową. Jesteśmy rodziną Krautów, opisaną przez Ciebie w artykule "Żydzi w Nienadówce", moim dziadkiem jest Kraut Herman - ur. 22.06.1912 roku, a Jósef i Ryfka Kraut to moi pradziadkowie (..)
strzałka do góry





Kraut Lejzor i Laja Pod numerem 557, mieszkał Lejzor kupiec, ze swoją żoną Lają i przynajmniej szóstką dzieci, piszę "przynajmniej" bo dzienniki nie są dokładne i te same osoby mają np. różne daty urodzenia lub inne imiona ojców.
    • Kraut Naftali - ur. 15.07.1913 roku

    • Kraut Jozef - ur. 10.01.1915 roku

    • Kraut Gołda - ur. 23.06.1917 roku

    • Kraut Freidla - ur. 05.01.1919 roku

    • Kraut Mojżesz - ur. 05.03.1923 roku

    • Kraut Blina - ur. 04.04.1927 roku



To miłe kiedy dzięki wiadomościom od ludzi mogę wyjaśnić i połączyć sprawy z przed lat. Tak jest w przypadku rodziny Lejzora i Laji Kraut. Dzięki dokumentowi sporządzonemu przez jednego ocalałego syna Mojżesz, wiemy, że (..) jego rodzice Lejzor i Laja ze Studentów małżonkowie Kraut oraz bracia Naftali Kraut i Józef Kraut oraz siostry Golda, Frajda i Blima Krautówne zginęli podczas wojny i że po rodzicach pozostał majątek nieruchomy: we wsi Nienandówka, powiatu Kolbuszowskiego, województwa Rzeszowskiego w Polsce, składający się z około czterech morgów gruntu i domu z placem. (..) W dokumencie tym jest zapis o przekazaniu tego gospodarstwa (..) aktem niniejszym ustanawia jego pełnomocnikiem z prawem substytucji obywatela STANISŁAWA TASIORA zamieszkałego we wsi Nienandówka Nr. 578, powiatu Kolbuszowskiego (..) Dokument ów przedstawiam, w notatce dotyczącej obdarowanych, którymi byli Stanisław i Aniela Tasior
strzałka do góry





Kraut Jakub i Chaja
Rodzin o nazwisku Kraut w Nienadówce było więcej, ta jest kolejną została ustalona na podstawie spisów w dziennikach szkolnych. Rodzina dość liczna, mieszkała pod numerem 563, a Jakub również był zanotowany w dzienniku jako kupiec. Imię i nazwisko tego mieszkańca Nienadówki znajduje się na liście członków cechu rzeżniczego w Sokołowie z lat 1917-1921. Zajmować się miał handlem bydła.
    • Kraut Abraham - ur. brak danych

    • Kraut Samuel - ur. 22.04.1908 roku

    • Kraut Ozjasz - ur. 02.02.1910 roku

    • Kraut Rachela - ur. 15.04.1912 roku

    • Kraut Frieda - ur. 02.04.1914 roku

    • Kraut Naftali - ur. 08.09.1916 roku

    • Kraut Blina - ur. 03.01.1921 roku

    • Kraut Pesche - ur. 14.04.1923 roku

    • Kraut Józef - ur. 31.05.1925 roku


powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

Książeczka gruntowa - Kraut Jakób


strzałka do góry





Kraut - inni Kolejna rodzina Krautów, mieszkająca pod nr. 218 lub 118, te cyfry widniały w dzienniku przy tym samym uczniu, o imieniu Menasche.
    • Kraut Menasche - ur. 25.02.1923 roku

Dzienniki nie są zbyt spójne lub ten kto je przepisywał popełnił błędy. Dodam tu jeszcze jednego ucznia, jego imię to Mordko, odnotowane imię jego ojca to również Józef, kupiec, ale mieszkający pod numerem 105.
    • Kraut Mordko - ur. 05.03.1920 roku


Zagadką nie rozwiązaną pozostaną również dwaj inni uczniowie szkoły w Nienadówce. Samuel i Mojżesz, obaj odnotowani są pod jednym nr. 567, ale mają zapisanych innych ojców.
    • Kraut Samuel - ur. 13.06.1908 roku. (ojc. Jankiel)

    • Kraut Mojżesz - ur. brak daty. (ojc. Jakub)

Może się mylę, ale wydaje mi się, że często ten sam człowiek był w dziennikach notowany pod różnymi imionami a i nr. domów mylono, nie będę poprawiał i łączył na siłę pewnych faktów. Te dwa wpisy poniżej zostawiam tak jak je odczytałem. Może komuś innemu uda się rozsupłać te zagadki.
    • Kraut Mojżesz - ur. br. daty. (rodz. Jankiel i Chaja) nr. domu 55?

    • Kraut Mojżesz - ur. brak daty. (ojc. Jakub) nr. domu 575

strzałka do góry





Gross Mejlech głowa rodziny, kupiec o imieniu Mejlech lub częściej występujące Majlech. Mieszkał ze swoją rodziną pod numerem 502, imienia jego żony nie odnotowano, natomiast szóstka jego dzieci uczęszczała przed II wojną do nienadowskiej szkoły.
    • Gross Jakub - ur. 10.09.1904 roku

    • Gross Józef - ur. 23.05.1911 roku

    • Gross Cypojra - ur. 15.05.1912 roku

    • Gross Samuel - ur. 17.04.1913 roku

    • Gross Feiga - ur. brak daty

    • Gross Gezel - ur. 27.03.1915 roku

    • Gross Juda - ur. 06.12.1920 roku

W Nienadówce przebywała również dwójka dzieci o nazwisku Gross. W przypadku Glany jest notatka, że pochodziła ze wsi Staniszewskie i służyła u Berka Krauta. W przypadku Maksa, nie wiemy z jakich to powodów przebywał w Nienadówce. Wiemy, że pochodził z miejscowości Węgliska pow. Łańcut, imiona jego rodziców to Markus i Regina
    • Gross Glana - ur. ur. 15.05.1920 roku

    • Gross Maks - ur. 21 08.1927 roku



Gross Salomon - imię i nazwisko tego mieszkańca Nienadówki znajduje się na liście członków cechu rzeżniczego w Sokołowie z lat 1917-1921. Zajmować się miał handlem bydła i cieląt. Czy należał dopowyższej rodziny ?

Zastanawiam się bo Berek Kraut nie był wymieniony nigdzie wcześniej, więc albo to kolejna rodzina z Nienadówki lub mały błąd w pisowni nazwiska. W materiale "Kasy Stefczyka" wspomniany jest Berek Kraml "W roku 1939 miejscowa "Kasa Stefczyka" zakupiła plac wraz z domem mieszkalnym i budynkiem gospodarczym z piwnicą. Na tej parceli wkrótce wybudowano budynek kasy. Kraut, Kraml jeżeli nazwisko pisane piórem czy długopisem, nie drukowanymi literami to po latach łatwo błędnie je odczytać.
W Nienadówce przebywała również dwójka dzieci o nazwisku Gross w przypadku Glany jest notatka, że pochodziła ze wsi Staniszewskie i służyła u Berka Krauta. W przypadku Maksa, nie wiemy z jakich powodów przebywał w Nienadówce. Pochodził z miejscowości Węgliska pow. Łańcut. Imiona jego rodziców to Markus i Regina

    • Kirschenbaum Sara - ur. brak daty

Sara, była córką Mosesa z Woli Raniżowskiej, i pewno kolejnym dzieckiem na służbie u bogatszego żyda. Również została odnotowana w dziennikach szkolnych.
strzałka do góry





Weitznerowie

Trudno dociec ile rodzin w Nienadówce nosiło to nazwisko. W jednym przypadku uczeń Abraham ma podane jako miejsce zamieszkania dwa numery domu, 209 i 390. Drugi, Hersch młodszy o trzy lata nie ma podanego numeru w ogóle. Chodzili oni do szkoły w latach 1915/17
    • Weitzner Abraham - ur. 01.03.1904 roku

    • Weitzner Hersch - ur. 08.03.1907 roku

Dwadzieścia prawie lat później (1934) edukację rozpoczął inny Weitzner, znamy imię jego ojca, zapisanego w dzienniku jako Beol niestety numeru domu również nie zanotowano.
    • Weitzner Mordko - ur. 02.04.1927 roku


W swoich wspomnieniach Okupacyjne tragedie Walenty Pikor opisuje samotnie mieszkającego sąsiada Weitznera z Górnej Nienadówki.

(..) Kolejny przykry wypadek. zaistniał ponownie na Porębach, a właściwie w lesie prywatnym Ożoga z Nienadówki. Po wywiezieniu żydów do getta w Sokołowie, kilku młodych żydów z Nienadówki uciekło, schronili się w lesie, często kręcili się po wsi. Więcej jednak przebywali w lesie. Właśnie w lesie Ożoga mieli swoją kryjówkę. Tam sobie gotowali jedzenie i tam spali. Broni nie mieli. Znalazł się jednak zdrajca, który ich wyśledził i sprowadził szwabów. Niemcy podjechali blisko, ośmieleni tym, że żydzi są bezbronni i wystrzelali ich wszystkich będących przy ognisku. Ocalał tylko jeden, który poszedł po wodę do rzeki. (..)

Powyższe zajście, tak odnotował w swoich zapiskach ks. Bednarski:

(..) 9 lutego 1943 roku na plebanię nienadowską przybyło 8miu policjantów niemieckich. Ks. Bednarski musiał ich nakarmić i przenocować. Na drugi dzień, furmankami pojechali w kierunku Huciska W nienadowskich lasach zastrzelili 4rech żydów z biegłych z getta i ukrywających się od wiosny ubiegłego roku.(..)

We wspomnieniach Walentego Pikora, nie ma wyjaśnienia czy ocalały był tym o którym czytamy poniżej, nie wiemy również jak sąsiad Walentego Pikora miał na imię.

(..) Jednego razu ułożyłem się jak zwykle do snu. Tym razem w mieszkaniu. Nie zawsze spałem w mieszkaniu, lecz w różnych kryjówkach po polach. Wtedy jednak, jak na złość, spałem w domu. W pewnej chwili usłyszałem strzały na drodze jakieś 100 metrów od domu. Po chwili usłyszałem stukanie w ścianę, nie po tej stronie jednak gdzie były drzwi, tylko po drugiej. Zaniepokojony co się dzieje, wyszedłem jednak, ośmielony tym, że księżyc świecił i było jasno jak w dzień. Kiedy wyszedłem za dom, coś się na ziemi poruszyło. Zapytałem: Kto tu ? Był to żyd Weitzner, niedaleki sąsiad. Już za Niemców, On często ukrywał się u mnie i nocował. Miał dom i kawałek ziemi. Żył licho, rodziców już nie miał. Był kawalerem. Wtenczas szedł skądś i pech chciał, że natrafił na policję. Było ich kilku granatowych i kilku Niemców. To właśnie Oni strzelali. Mówię więc do Niego: Ty idź ukryj się w pole, bo jak Niemcy tu przyjdą, to zabiją i Ciebie i mnie. On zaraz odszedł. Po krótkim czasie zauważyłem jak drogą jedzie kilka rowerów i właśnie zatrzymują się przed moim domem. Wskoczyłem szybko do domu, ułożyłem się na łóżku, udając, że śpię. Usłyszałem pukanie do okna. Zapytałem: Kto tam ? padła odpowiedź: Policja. Otworzyć ! Strach mnie przejął, ale musiałem otworzyć. Weszli, obszukali dom i pytają czy nie przechowuję żydów. Mówię, że ja tu nikogo nie widziałem. Oni pokiwali głowami i odeszli. Ten znajomy Żyd - sąsiad Weitzner, jeszcze później przychodził do mnie, ale nocować już się obawiał. Później wpadł w niemieckie łapy i został wywieziony do getta.(..)
strzałka do góry





Felsenfeld Samuel W latach 1916/21 do szkoły chodziła czwórka dzieci o tym nazwisku i mająca podane imię ojca Samuel. Jednak dwójka z nich, Regina i Herman mają podany numer domu 468, a Gitla i Giela nr. 387
    • Felsenfeld Regina - ur. brak daty

    • Felsenfeld Herman - ur. brak daty


    • Felsenfeld Gitla - ur. 07.11.1910 roku

    • Felsenfeld Giela - ur. 10.02.1911 roku


Falsenfeld Samuel jest wymieniony w Księdze Adresowej Polski wydanej w roku 1930 jako prowadzący sklep z artykułami różnymi.
strzałka do góry





SpechtNic więcej po za wzmianką w dzienniku że w latach 1924/25 uczeń o tym nazwisku uczęszczał na zajęcia. Spechtowie ? Kolejna zagadka, czy kolejny chłopiec na służbie. Nikt, nigdzie więcej nie wspominał tego nazwiska.
    • Specht Abraham - ur. 05.05.1913 roku


strzałka do góry





Nienadówka GórnaDo szkoły w Nienadówce Górnej w latach 1918-25 uczęszczało kilkoro dzieci, z rodzin:
    • Szaja Fleidel - brak daty urodzenia, ale po roczniku dwu klasówki 1918/19, dziecko mogło w tedy mieć 7 - 8 lat. Imię jego ojca to Chaim


Do tej samej szkoły w latach 1923/25 chodziła również Regina jest ona odnotowana dwa razy, i oba wpisy przytoczę ze względu na jej ojca i być może matkę, Etler to raczej jej nazwisko imienia nie rozczytałem.
    • Szer Regina - ur. brak daty. ojciec - Chaim Blitzer

    • Scher Regina - ur. brak daty. matka ??? Etler ojciec - Chaim Blitzer


Chaim Blitzer Podkreślałem to nazwisko powyżej, którego nie nosiła Regina, tu występuje dwójka dzieci Chaima z Nienadówki Górnej, dzieci te są młodsze od Reginy o około 1o lat.
    • Blitzer Gelzel - ur. 14.01.1920 roku

    • Blitzer Szymka - ur. 09.05.1921 roku


strzałka do góry





Nienadówka DolnaDla odmiany w Nienadówce Dolnej w pobliżu szkoły pod numerem 209 mieszkała rodzina żydowska o nazwisku Futtersack głowa rodziny, tym razem notowana dla odmiany jako handlarz, ale żeby nie było łatwo dwoma imionami, Szymon i Simeon. tak sobie myślę, że obecną asfaltową drogę nazywaną "Simsiówka" można by przypisać temu panu, którego dzieci uczęszczały w latach 1921/22, do znajdującej się w pobliżu szkoły
    • Futtersack Izaak - ur. 1913 roku

    • Futtersack Sabina - ur. brak daty


strzałka do góry





Okupacja niemiecka

W pobliskiej wiosce Trzebuska, od lata 1942 r. Bartłomiej Gielarowski wraz z Karoliną Marciniec ukrywali Josefa Fischmana, Berka Kahnera, Mojżesza i Leizera Krautów – wszystkich z Sokołowa Małopolskiego – a także Meilecha ze wsi Nienadówka oraz kobietę Agnieszkę Gałgan.
W zimie podopieczni polskiej pary przebywali w domu, a latem w stodole, na strychu lub w kryjówce wykopanej w ogrodzie i przykrytej gałęziami.
W niedzielę 26 lipca 1943 r. dom Gielarowskiego i sąsiednie posesje zostały otoczone przez esesmanów. Bartłomiej Gielarowski i Karolina Marciniec oraz ukrywający się u nich Żydzi zostali aresztowani i przewiezieni furmanką do Sokołowa. W trakcie przesłuchania wydało się, że Polacy pomagali Żydom ukrywać się.
Następnego dnia razem z czworgiem Żydów (trzema mężczyznami i kobietą) oboje Polaków rozstrzelano na podwórku szkoły w Sokołowie i tam ich pogrzebano. W kilka dni po zabójstwie zwłoki ofiar zostały przez Niemców wydobyte z grobu i spalone.

W dniu 27 IV 1942 r. naziści utworzyli w Sokołowie Małopolskim getto. Znalazło się w nim ok. 3 tysięcy osób pochodzenia żydowskiego, w tym wielu deportowanych z okolicznych wsi oraz z Łodzi. W nocy z 24 na 25 VI 1942 r. zastrzelono podczas egzekucji w getcie 28 osób. 27 VI 1942 r. większość Żydów przeniesiono do getta w Rzeszowie. Grupa ok. 200 osób trafiła do Głogowa Małopolskiego.

Uwaga: poszukujemy informacji o lokalizacji getta.

19 stycznia 1943 roku, Niemcy przesiedlili kilkanaście rodzin żydowskich, z Nienadówki do getta w Sokołowie Młp. Mogli Oni zabrać tylko rzeczy osobiste i sprzęt gospodarstwa domowego. Pozostały majątek zmuszeni byli zostawić Opuszczone przez żydów domostwa zajmowały wysiedlone z innych stron polskie rodziny. Deportowanym żal było pozostawionego majątku, ponadto światlejsi z nich przeczuwali, że wysiedlenie do getta stanowi pierwszy etap ich likwidacji. Swoimi wątpliwościami dzielili się z gospodarzami z sąsiedztwa, jak i tymi co przewozili ich furmanką. Bywało że w wielkim zaufaniu powierzali im na przechowanie posiadane kosztowności. Byli też tacy co postanowili zaryzykować i zamiast do getta udali się do lasu. Dla tych jednak sytuacja okazała się podwójnie niesprzyjająca

Niemcy przewidywali, że część żydów będzie nieposłuszna wobec zarządzeń, stąd z całym rozmysłem urządzili deportację do getta w okresie zimowym. Na dodatek wyszło zarządzenie, w myśl którego za udzielenie pomocy, ukrywanie Żyda, groziła Polakom kara śmierci W tych okolicznościach szansę przetrwania uciekinierów choćby do lata, były minimalne. W okolicach nie było w tedy jeszcze żadnych leśnych oddziałów partyzanckich, tak więc bezbronni Izraelici, wnet stali się zwierzyną tropioną przez policję i żandarmerię niemiecką. Jeżeli udało im się nawet wymknąć licznym obławom, to głód i zimno okazały się dlań zabójcze.

Szukali schronienia w pobliżu domów, sypiali w stodołach, szopach w kopcach na ziemniaki. Polska społeczność nienadowska, generalnie odnosiła się ze współczuciem do losu niedawnych współmieszkańców. Wielu gospodarzy narażając życie udzielało żydom pomocy, żywiąc ich i przechowując.

Jednak trafiały się i wyjątki, które na cudzym nieszczęściu zapragnęły się wzbogacić. Jerzy Koziarz przytacza przykład mieszkańca nienadowskich Porąb, który wydał ukrywających się żydów, za 50 kg cukru Pośród społeczności nienadowskiej, trafiali się i tacy co perfidnie ograbiali przechowywanych Żydów, a następnie wydawali ich w ręce Niemców, powziąwszy uprzednio pewność, że nie posiadają już nic, co by przedstawiało jakąkolwiek wartość.

W Nienadówce Dolnej młoda żydówka ukrywała się w piecu chlebowym opuszczonego domu. Mieszkańcy z sąsiedztwa pomagali jej przeżyć, dostarczając jedzenie. Znalazł się jednak ktoś, kto doniósł na policję. Nieszczęsną kobietę wykryto i zastrzelono.
Na szczęście były to niechlubne wyjątki.

Wskutek troskliwości szeregu osób, niemowlę żydowskiego pochodzenia znalezione na progu domu gospodarza w Nienadówce Dolnej trafiło pod opiekę Sióstr Służebniczek w miejscowej ochronce. Tutaj w ukryciu chowało się aż do momentu adopcji, następnie z przybranymi rodzicami dziewczynka owa wyjechała na ziemie odzyskane potem za granicę. Osoba ta żyje podobno do dnia dzisiejszego.
strzałka do góry





Sura - dziewczyna z piecaKrótka wzmianka w tekście "Okupacja Niemiecka" o żydówce która ukrywała się w piecu chlebowym i wydana została Niemcom, znalazła swój dalszy ciąg.

Naoczny świadek, wtedy młody chłopak po latach postanowił podzielić się tym co wtedy widział. Tym co wydarzyła się w Nienadówce Dolnej, a czemu nikt nie potrafił się wtedy przeciwstawić. Można by się zastanawiać czy należy tą opowieść zamieścić, ale niema odpowiedzialności zbiorowej i Ci co mają coś do powiedzenia milczeć nie powinni. Żądając rozliczeń i kajania się od innych narodów, nie możemy milczeć i zapominać o swoich winach. Dziś ludzie biorący udział w tym niechlubnym czynie wszyscy nie żyją. Przypominając historię pomijam ich imiona i nazwiska.



Sura

Opowiem historię żydowskiej dziewczyny imieniem Sura, która w czasie wojny przez blisko 2 lata mieszkała w opuszczonej chałupie w Nienadówce Dolnej. Sura ukrywała się, ale czasem widziano ją jak opuszczała swoją kryjówkę. Czasem też prosiła okolicznych mieszkańców o jedzenie. Przez dłuższy czas nikomu nie przeszkadzała, aż znalazł się ktoś, kto doniósł o Niej Niemcom. Po Surę do opuszczonej chałupy nie przyjechali jednak Niemcy, zajęli się tym prawie sąsiedzi. Przyszło ich kilku. Żydówka widząc idących chłopów schowała się do pieca chlebowego. Przeszukali całą chałupę w poszukiwaniu Sury lecz nie mogli jej nigdzie znaleźć. W końcu, któryś zaglądnął do pieca i wywleczono biedaczkę na izbę.
Kazano sąsiadowi zaprzęgnąć konia i wozem została Sura zabrana do środka Nienadówki. Podczas jazdy płakała i łkając prosiła chłopów - darujcie mi życie. Jednakże nikt się nie zlitował. Wsadzono Surę na inną furmankę i kazano woźnicy zawieść ją do Sokołowa.

Jakże żałuję dziś, że nikt jej nie uratował, a wystarczyło przecież tylko zaatakować woźnicę i dziewczynie kazać uciekać. Do dziś mam z tego powodu wyrzuty sumienia.



Człowiek, który to opowiedział również prosił o nie ujawnianie jego imienia i nazwiska.

Sokołowskie getto powstało latem 1942 roku, więc Sura ukrywała się prawie dwa lata. Dlaczego Sura została wydana ? To był prawie koniec okupacji. Pytania bez odpowiedzi.
Na szczęście były to faktycznie niechlubne wyjątki.
strzałka do góry





Dina - Marysia
W okupacji Niemieckiej E. Winiarskiego czytamy: (..) Wskutek troskliwości szeregu osób, niemowlę żydowskiego pochodzenia znalezione na progu domu gospodarza w Nienadówce Dolnej trafiło pod opiekę Sióstr Służebniczek w miejscowej ochronce. Tutaj w ukryciu chowało się aż do momentu adopcji, następnie z przybranymi rodzicami dziewczynka owa wyjechała na ziemie odzyskane potem za granicę. Osoba ta żyje podobno do dnia dzisiejszego.(..)


Mogło by się wydawać, że trudno będzie zdobyć więcej informacji o tej małej żydówce, którą w Nienadówce spotkało szczęście w nieszczęściu, a jednak ...




Ciekawą informacją, o podrzuconym dziecku, nim trafiło do sióstr zakonnych jest taka, że dziewczynkę podrzucono do gospodarstwa Wosiów w Nienadówce Dolnej, Ci zanieśli je z kolei do gospodarza Wyskidy, który odwiózł ją do zakonnic. Dziewczynka miała przywiązane do rączki 50 złotych. Dziś już wiemy że dziewczynka żydowskiego pochodzenia znaleziona w pobliżu kryjówki Sury, była córką jej brata Mońka. Matka dziecka przeżyła wojnę ukrywając się gdzieś na Wólce Niedźwiedzkiej. To właśnie Ona po wojnie szukała swojej córki. Kiedy zjawiła się w ochronce u sióstr zakonnych, dowiedziała się, że jej dziecko zostało ochrzczone i otrzymało imię Marysia. Przez pewien czas Marysia przebywała u sióstr, później miała trafić do rodziny jednej z zakonnic.

Sura, Icek i Mosiek imiona te zostały zapamiętane w Nienadówce Dolnej do dziś. Rodzina żydowska mieszkała na skrzyżowaniu głównej drogi z drogą na Sokołów, dziś zwanej simsiówką. Była to rodzina żyda, handlarza Szymona lub Simeona Futtersacka o której wspominaliśmy w wykazie rodzin.

Simś - Szymon lub Simeon Futtersack miał czworo dzieci, dwie dziewczynki: Sura (Sabina, jak pisano na świadectwie szkolnym) i Grynkę (jest to zdrobnienie, nikt nie pamięta od jakiego imienia) i dwóch synów: Icek i Moniek lub Mosiek. Matka tych dzieci, a żona Simeona (Simsia) musiała umrzeć bardzo młodo, bo nikt ze starszych w Nienadówce Dolnej jej nie pamięta, w przeciwieństwie do "Simsia", którego pamietają wszyscy starsi. "Simś" zajmował się handlem końmi, dzierżawił też dużo pola, chował przynajmniej dwie krowy. W czasie wojny Simś lub któryś z jego synów, ukrywał się po polach i w lesie, czasem podchodził do domów i prosił o jedzenie. Wg., Anny Pieli "Simś" zamarzł zimą w lesie. Inna znana mi wersja mówi, że ówczesny leśniczy zgłosił niemcom, że jakiś żyd błąka się po lesie i Ci go zabili. Leśniczy miał mieć bardzo duże wyrzuty sumienia i z tego powodu w miejscu, zamordowania żyda wybudował drewnianą kapliczkę. Pamiętam ją doskonale, stała przy drodze zwanej "głogowianka" idącej z Nienadówki na Medynię. Dziś tej kapliczki już nie ma, zastąpił ją jakiś czas temu stojący do dziś drewniany krzyż. Z tego co pamiętam z dzieciństwa starsi mówili, że pod tą kapliczką leżą "żydy zabite przez leśniego"

Po wojnie w opuszczonej chałupie "Simsia" - Szymona lub Simeona Futtersacka przez jakiś czas była jedna klasa szkoły. Później zamieszkało w niej małżeństwo Szeremetów (Aleksander i ???), pamiętam, że ludzie mówili na nich "Raśpla". Pochodzili gdzieś ze wschodu. Żona Szeremety pracowała w cegielni w Trzebusce, on zajmował sie pszczołami i uprawą niewielkiego kawałka ziemi. Szeremetowa pewnej nocy zmarła wskutek zaczadzenia. Po jakimś czasie Szeremeta ożenił sie na Trzebosi Podlas i wyjechał z żoną gdzieś do syna. Dom z placem kupiła rodzina z Nienadówki, mieszkają tam do dziś.


14 Stycznia 2016 zeelektryzował mnie wpis w dziale Szukam człowieka, który podpisał się: Sam Futersak.
Z jego wpisu wynikało, że mąż jego mamy - Sabiny (Sheindel) - to Moniek/Moises/Mojżesz Futersak, jego rodzeństwo to dwie starsze siostry: Dina (Maria Benedyk) i Sonia. Sam Futersak prosił o jakiekolwiek wiadomości na temat swojej rodziny, z okresu pobytu w Nienadówce.
Niestety pomimo mojej prośby nie odezwał się do mnie. Z innych źródeł otrzymałem natomiast sporo danych o nim samym: adres zamieszkania, nr. tel, czy też adres mejlowy, na który wysłałem trochę informacji i dwa zdjęcia, jedno prawdopodobnie jego przodka, bo zdjęcie to wykonano w Nienadówce Dolnej i drugie domu ochronki w którym schronienie znalazła jego siostra Dina.
Splot wydarzeń pozwolił Dinie, jak się okazało nie tylko przeżyć okupację niemiecką i dorosnąć w polskiej przybranej rodzinie, gdzie wychowywana była jako Marysia Benedyk. Jej prawdziwa mama Sabina Futtersack przeżyła wojnę i odnalazła swoją starszą córkę Sonię (ur. 10 III 1941r w Sokołowie - zm. 15 IV 1989). Po bezowocnych poszukiwaniach młodszej Diny, zdecydowała się na emigrację do USA, była tam znana jako Sabina Futersak (ur. 10 VIII 1910 - zm. 4 I 1994). W drodze na emigrację, w Austrii urodził się jej syn, (ur. 7 VIII 1946) Samuel (Sam) Futersak. Po dotarciu do USA nigdy nie zapomniała o Dinie i wszelkimi środkami nadal poszukiwała swojej córki. Poszukiwania te ostatecznie się udały, choć nie bez wielkich trudności, o czym przecztać można w artykule z jednej z amerykańskich gazet z 20 grudna 1963 roku. Poniżej zamieszczam oryginał jak i przetłumaczoną treść.


Zdjęcie - Indianapolis, Marion County, 20 grudnia 1963

Matka i córka, rozłączone przez nazistów, ponownie spotkanie.

Szczęśliwe spotkanie po latach Maria Benedyk z domu Dina Futersak, ponownie spotyka się z matką. Pani Sabina Futersak (po lewej): brat Samuel i siostra Sonia. Obok Soni stoi pani Wladisaina Benedyk, która wychowywała ją w Polsce.


NOWY YORK – żydowska matka ponownie spotyka się z córką, którą zostawiła pod opieką katoliczki w ich małym polskim mieście, gdy ich rodzinie zagrażali naziści. Pani Sabina Futersak, która obecnie mieszka w Nowym Jorku na Lower East Side, ostatnio widziała swoją córkę, gdy ta miała siedem tygodni. Następne spotkanie miało miejsce na nowojorskim lotnisku Idlewild, dzięki staraniom małej charytatywnej agencji, która starała się doprowadzić do spotkań rodzin, które zostały rozdzielone w czasie II wojny światowej.
W 1942 roku Futersakowie obawiali się o swoje życie w ich małej miejscowości Sokołów w Polsce. Ojciec w końcu zdecydował żeby pójść do lasu i przyłączyć się do grupy bojowników partyzanckich. Matka, wierząc, że jej miejsce jest u boku męża, przyłączyła się do niego: zostawiając dwie małe córki Sonię, która miała rok i Dinę, która miała siedem tygodni. Do lasu poszli razem z dwoma rodzinami, które dobrze znali. Dina została oddana katolickiemu małżeństwu, Benedyk.

Małżeństwo Benedyk, obawiając się o bezpieczeństwo, oddała ją do zgromadzenia zakonnic. Tymczasem Futersak został zastrzelony przez Niemców, zmarł w lesie w 1945r. Jego żonie udało się uciec do Austrii, gdzie urodziła syna, Samuela.

Po wojnie pani Futersak starała się odnaleźć swoje dwie córki. Udało jej się zlokalizować Sonię, ale Diny nie można było odnaleźć. Matka i bracia pani Futersak przybyli do Stanów Zjednoczonych, a ona i jej dwoje dzieci dołączyli do nich w 1949 roku.
To nie oznacza, że nie szukała dalej swojej drugiej córki. Jednakże, przez 10 lat poszukiwania te były bezowocne. Wreszcie, w 1959 roku, dowiedziała się o firmie Children’s Salvation Inc (zbawienie dla dzieci) i zwróciła się do nich o pomoc w odnalezieniu zaginionej Diny.

Agencja prowadziła tajne dochodzenie przez cztery lata i w końcu odnalazła Dinę. Aczkolwiek teraz Dina nazywała się Maria Benedyk. Została znaleziona i zaadoptowana przez panią Wladisainę Benedyk, obecnie wdowę, w 1950 r.

Znalezienie Diny to jedno: ale sprowadzenie jej do Stanów Zjednoczonych to była zupełnie inna historia. Children’s Salvation ostatecznie wypracowało porozumienie z władzami polskimi, i Maria, teraz w wieku 21 lat, i jej przybrana matka poleciały do Stanów Zjednoczonych.

Pani Benedyk była przerażona, kiedy dowiedziała się, że pani Futersak jeszcze żyje i chce zobaczyć swoją córkę. Początkowo z niechęcią patrzyła na to spotkanie. W końcu jednak, napisała do pani Futersak: "Dałam jej wykształcenie. Opiekowałam się nią. Pewnego dnia przedstawię Ci Twoją małą księżniczkę".

Ten dzień przyszedł wcześniej, niż myślała. Maria i jej przybrana matka poleciały do Nowego Jorku, gdzie zostali powitani przez jej siostrę i brata. Później rodzeństwo zabrało ją i panią Benedyk do mieszkania Pani Futersak gdzie wszyscy zostali. Pomimo, że Maria nie mówi po angielsku, pragnie pozostać w Stanach Zjednoczonych: plany pani Benedyk nie są jeszcze pewne.


Pięknie i szczęśliwie zakończona historia, a przecież mogła się skończyć jak ta "Sury dziewczyny z pieca" Czego chciałbym się jeszcze dowiedzieć o bohaterach tej histori, napewno kim było małżeństwo Benedyków, którzy zaadopotowali Dinę, jak potoczyły się ich losy ? Jak potoczyły się losy samej Diny - Marii po decyzji pozostania w USA. Być może wciąż żyje i mogłaby wiecej sama nam wyjasnić. Jej o rok starsza siostra Sonia już zmarła, ciekawi mnie u kogo Sonia przechowywała się podczas okupacji ? Może Dina i jej brat Sam Futersak jeszcze się odezwą i wyjaśnią to wszystko choćby na podstawie wspomnień swojej mamy.


Jak wyjaśnić pewne niejasności, które póki co są dla mnie tajemnicą np. to, że pani Benedyk opiekująca się Diną twierdzi w artykule (powyżej) iż oddała Dinę do domu zakonnego w Nienadówce, a wg., mieszkańców Nienadówki, dziecko zostało przez kogoś podrzucone w nocy na próg domu rodziny Woś, Ci zanieśli je do gospodarza Wyskidy, który odwiózł je do zakonnic.

Władysława Benedyk, kim była ona i jej rodzina, jak nazywał się mąż ? Jedynym śladem może być to iż Dina - Maria została wg. przekazów adoptowana przez kogoś z rodziny jednej z sióstr zakonnych. Trudno jednak będzie to rozwikłać. Opowieść o tym, że p. Benedykt miała by oddać dziecko do sióstr po to, by po wojnie je odebrać i adoptować jak to przedstawiła w amerykańskiej prasie nie bardzo pasuje do przekazów nienadowskich, przynajmniej w tej części pierwszej. Gdzie mieszkała pani Benedyk której swoją córkę Dinę oddała jej matka Sabina (Sheindel) w Sokołowie czy w Wólce Niedźwieckiej gdzie podobno miała się ukrywać ? Wólka Niedźwiecka to również zagadka skoro we wspomnianiach Sabina poszła za mężem do lasu do "partyzantki" a ten miał się ukrywać i zginąć w lesie. Do partyzantki raczej nie szło się z rodzinami, a we wspomnieniach poszli tam z dwoma innymi rodzinami. Ta "rodzinna partyzantka" to raczej tylko ubarwienie w amerykańskiej prasie, wiele rodzin żydowskich po prostu chowało się po okolicznych lasach i nie którym udawało się przetrwać lub ginęli jak Simś w nienadowskim lesie. Zastanawiam się czy znów zostanę zaskoczony jakimiś nowymi wiadomościami, w tej sprawie z tak odległej już historii. Mam cichą nadzieję, że tak.
strzałka do góry





Hersiek i Ryfka od Mendla
Ryfka - zdrobniałe imię Rebeka
Hersiek - zdrobniałe imię Hersch


Stanisław Tasior, opowiadający tę historię mówił że to rodzina z Nienadówki Górnej o nazwisku "Mendel". Jednak na wsi nikt wtedy nie używał nazwisk faktycznych, a nazwy brano od imion ojców rodziny. Troszkę zakłopotania budzi imię Ryfka bo takiego nie wymieniono w spisie rodziny o którą Nam chodzi, być może, że została w nim pominięta lub była Ona żoną któregoś z synów Mendla Klingera, bo najpewniej o jego rodzinie będziemy pisać poniżej. Pozostawiam jednak tekst bez zmian.

W górze w Nienadówce mieszkali żydzi o nazwisku Mendel. Ich bliskim sąsiadem był Michał Tasior, który mieszkał obok Nich. Podczas wojny w roku 1942, Niemcy w Sokołowi założyli getto. Prawie cała rodzina sąsiadów, została tam wywieziona. Uratowało się tylko dwoje: Hersiek i Ryfka.

Hersiek ukrywał się razem z dwoma żydami z Głogowa Młp., o nazwisku Siulim. Schronieniem ich był las nienadowski, którego właścicielem był Józef Ożóg ( Gazetnik). Hersiek doskonale znający ten las i Nienadówkę szukał pomocy, żywności we wsi dla siebie i współtowarzyszy. Często przychodził do Michała Tasiora, ten w miarę możliwości pomagał im jak mógł.

Dzień Bożego Narodzenia 1942 roku.

Michał Tasior wrócił z dziećmi z kościoła, byli na sumie. Wchodząc na posesję, zobaczył stojącego na rogu jego chałupy żyda Herśka. Kazał swoim dzieciom wejść do domu, sam podszedł do Herśka i z Nim rozmawiał jakiś czas. Po rozmowie wszedł do chałupy, wyciągnął z brytfanki pszenną bułkę, zawinął ją w białe prześcieradło i dał zawiniątko Herśkowi mówiąc:

Ty Hersiek w tym dniu nie możesz być głodny, masz tę bułkę i idź z Bogiem, ale wiedz, że przez Ciebie mogę nie przeżyć, ja i moja rodzina.

Syn Stanisław podsłuchał tę rozmowę Herśka ze swoim ojcem Michałem.

Żydzi z pomocy uczynnych ludzi przetrwali do lutego 1942 roku. Pewnego zimnego dnia na drodze pojawiło się dwoje sań, którymi powozili A. Ożóg i M. Ożóg, na saniach siedzieli uzbrojeni Niemcy. Zmierzali prosto do "gazetnikowego" lasu. Oddział niemiecki szybko odnalazł grzejących się przy ognisku trzech żydów i bez ostrzeżenia zaczęli do Nich strzelać. Na miejscu zginęło dwóch, z Głogowa Młp. Herśka zabrali do Sokołowa na zeznania.

Mieszkaniec Nienadówki Górnej, który dał znać Niemcom o ukrywających się żydach w lesie, mógł przyczynić się do wielkiej tragedii mieszkańców Nienadówki. Hersiek nie wytrzymał przesłuchań w Sokołowie, podał nazwiska nienadowian, którzy pomimo zakazu i strachu przed czekającą ich za to karą , pomagali im przetrwać. Lista nazwisk podanych przez Herśka Niemcom zawierała 12 nazwisk. Wspominający Stanisław, zapamiętał nazwiska pięciu gospodarzy.
    • Michał Tasior

    • Józef Zdeb

    • Jan Tatara

    • Marcin Wójcik

    • Marcin Nowak

Te pięć rodzin i siedem nie wymienionych miały ponieść konsekwencje swoich czynów. Za pomoc żydom Niemcy rozstrzeliwali całe rodziny, paląc ich domostwa. 12 rodzin z Nienadówki mogło spotkać to co spotkało trochę później rodzinę z pobliskiej Trzebuski. Bartłomiej Gielarowski wraz z Karoliną Marciniec zostali za podobną pomoc rozstrzelani w 1943 roku. Wspomnieć warto też tragedię rodziny "Ulmów z Markowej" z 1944 roku których zamordowano i spalono wraz z dziećmi.

Po zeznaniach na posterunku policji w Sokołowie Młp., Herśka pod eskortą esesmana i granatowego policjanta Nazarczucha wsadzono na sanie. Saniami powoził Matuła z Sokołowa Młp., tym razem sanie kierowały się do Kolbuszowej (na szustpolicję). Esesman uzbrojony był w karabin maszynowy. Hersiek siedział w środku sań pomiędzy policjantem a esesmanem. Podczas drogi granatowy policjant Nazarczuch częstował esesmana wódką. Jak się okazało był to przemyślany plan. Esesman po wypiciu kilku głębszych zasnął opierając się na karabinie. Wtedy to policjant Nazarczuch powiedział do Herśka aby uciekał. Ten nie wiedząc co go czeka, skorzystał z okazji. Policjant Nazarczuch obudził szybko esesmana, a ten widząc uciekającego żyda zaczął do niego strzelać zabijając go na miejscu. Zabitego Herśka pozostawili w lesie, sanie zawróciły w stronę Sokołowa Młp. Policjant Nazarczuch nadal częstował esesmana wódką, ten upity znów zasnął. Policjant Nazarczuch wyciągnął z jego kieszeni listę 12 rodzin z Nienadówki pomagających żydom i zniszczył ją.

Tym sposobem to granatowy policjant którego nazwisko Nazarczuch mówi, że mógł być Ukraińcem, uratował 12 rodzin polskich.

Po wojnie gdzieś w latach 60-tych w domu rodziny Tasiorów zjawiła się siostra Herśka, Ryfka. Znała losy swojego brata, przyjechała podziękować rodzinie Michała Tasiora za pomoc okazaną, przy okazji odwiedzić swoich dawnych sąsiadów.

strzałka do góry





W Nienadówce nie ma sprawiedliwych ?
To jak na razie jedyne zdjęcie z okresu okupacji niemieckiej w Nienadówce Dolnej z roku 1940. Widzimy na nim kilku nienadowian, w tym jeden lub dwóch pochodzenia żydowskiego. Być może widzimy mieszkającego w Nienadówce Dolnej handlarza Futtersacka z synem Izaakiem. Zastanawiam się dlaczego nikt z Nienadówki nie jest uhonorowany przez powiększ zdjęcie
izraelski instytut Yad Vashem medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Siostry zakonne, pani Słonina, czy pan Tasior na pewno na to zasłużyły.
Rozumiem, że prości ludzie może nie wiedzą lub nie chcą rozgłosu, jakim jest nadanie medalu "Sprawiedliwi wśród narodów świata", że najczęściej już nie żyją a ich potomkowie kwitują to słowami "a po co", ale nie rozumiem władz w gminie czy w województwie, że przez tyle lat nic nie robią w tej sprawie, Polska w oczach świata jest "antysemicka" i często jest to obraz słuszny i właśnie tylko takimi przykładami możemy trochę ten obraz zmienić.

strzałka do góry





Mejlech z Nienadówki
powiększ zdjęcie Latem lub jesienią 1942 r. do gospodarstwa Bartłomieja i Karoliny przyszło pięć osób narodowości żydowskiej. Niektóre dostępne źródła podają, że było tych osób siedem, z tym że Gielarowski i Marciniec na stałe ukrywali pięć osób, a dwie osoby ukrywano tymczasowo. Byli to: Josef Fischman, Berek Kahner, Mojżesz Kraut, Jankiel Kraut, Leizer Kraut, Żyd Meilech z Nienadówki oraz Żydówka.
Mężczyźni zajmowali się handlem, natomiast Żydówka była krawcową. Bartłomiej i Karolina znali tych Żydów. Zorganizowali dla nich kryjówkę w stosie gałęzi za domem. Na noc przyjmowali ich do domu.


Gielarowski Bartłomiej, Marciniec Karolina


Powyżej napisałem: W Nienadówce nie ma sprawiedliwych ? Dlaczego ? Ano dlatego, że nikt się widocznie o to nie stara, ba nawet IPN, który jest jakby do tego powołany, idzie po najmniejszej linii oporu. Mogę zrozumieć, że izraelski instytut Yad Vashem, by kogoś uhonorować wymaga dość dużo świadectw, ale żeby uhonorowania dokonały polskie władze, chyba aż takich wymogów nie ma. W tekście poniżej jest sporo wzmianek o ludziach, u których znaleźli schronienie żydzi, więc dlaczego tylko ten jeden order ? W tekście również możemy przeczytać: "Z obławy próbowali się wyrwać dwaj Żydzi, ale w trakcie przeskakiwania przez płot zostali zastrzeleni. Zginęli wówczas Mojżesz Kraut i Meilech z Nienadówki. Zamordowani Żydzi zastali pochowani tuż za płotem gospodarstwa Gielarowskiego, a szczątki ich nigdy nie zostały ekshumowane." Eksumacja ? IPN powinien wiedzieć, że izraelitów się nie eksumuje, pewno się to niektórym nie podoba, ale taka jest ich tradycja. Po tych dwóch grobach, nie ma dziś śladu, ba to miejsce wygląda raczej na zagracony zakątek, niż na miejsce pochówku w końcu ludzi. Dziwię się zamieszkałym tam ludziom, że tak mało ich obchodzi to że ktoś tam leży, bo wiedzieć wiedzą napewno. Z kolei IPN z jednej strony wnioskuje o odznaczenia, ale z drugiej też nie robi nic, by upamiętnić miejse mordu na przyszkolnym placu. Żadnego znczenia nie ma fakt, iż po wojnie nie odnaleziono szczątków spalonych przez hitlerowców na terenie szkoły w Sokołowie Młp. Są świadkowie tych wydarzeń, znane jest miejsce, ale upamiętnienia nie ma. Podobno był pomysł umieszczenia tablicy pamiątkowej na budynku szkoły, tak pomysł był, ale jak to mówią nie wypalił. Wracając do tekstu poniżej, jest on ciekawy i zawiera fakty o których nie słyszałem, ale są i błędy, które łatwo wychwycić. W tekście są np. opisani Stanisław i Anna Tasior, którzy dostali pole (las) Są tak opisani jakby byli sąsiadami Gielarowskiego. Historia znana i opisna niżej, wątpię, by na Dworzysku mieszkło małżeństwo tak samo się nazywające, które również otrzymało z wdzięczności akt własności. Kolejne nieporozumienie to zeznanie Stanisława Marcińca: "Pod koniec lipca 1943 roku - nie pamiętam daty - ale było to w niedzielę, poszedłem do sąsiedniej wsi Trzebuski, do kościoła, gdzie w tym czasie odbywał się odpust." Autor powinien wiedzieć, że jeżeli ktoś mieszka na Trzebusce to raczej nie chodzi do sąsiedniej wsi o tej samej nazwie. Tym bardziej, że w czsie okupacji i jeszcze długo po niej żdnego kościoła na Trzebusce nie było, a tym samym i odpustu. Jedynym tłumaczeniem jest Trzeboś, to tam odpust jest w VI niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego, czyli gdzieś w lipcu.


MICHAŁ KALISZ


Karolina Marciniec i Bartłomiej Gielarowski z Trzebuski
Zapomniana karta z dziejów pomocy Żydom


        Tereny obecnego województwa podkarpackiego obfitują w setki przykładów pomocy, jakiej Polacy udzielili ludności żydowskiej podczas okupacji niemieckiej. Mimo upływu czasu historycy ciągle docierają do nowych przypadków ratowania Żydów, upamiętniając poszczególne osoby oraz całe rodziny, które starały się przeciwstawić Zagładzie. Jednym z takich przykładów jest bohaterska postawa Karoliny Marciniec i Bartłomieja Gielarowskiego1.

        W okresie okupacji niemieckiej ich gospodarstwo znajdowało się w Trzebusce, na skraju wsi zwanym „Dworzyskiem”. Dom, w którym mieszkali, otaczały pola, a najbliższe zabudowania oddalone były około 500 metrów. Zajmowali się rolnictwem i posiadali spore gospodarstwo. Bartłomiej urodził się w 1871 roku i był starszy od Karoliny o trzydzieści lat. Żyli w nieformalnym związku, z którego na świat przyszło troje dzieci noszących nazwisko matki. Najstarszym ich dzieckiem był Stanisław (ur. 1924), kolejne to Józefa (ur. 1931) i najmłodsza Janina (ur. 1937)2. Podczas okupacji niemieckiej przyjęli i ukrywali cztery osoby narodowości żydowskiej, a czasowego schronienia udzielili kolejnym dwóm. Byli to: Josef Fischman, Berek Kahner, Mojżesz Kraut, Leizer Kraut - wszyscy z Sokołowa Małopolskiego oraz Żyd z Nienadówki o imieniu Meilech i nieznana z nazwiska Żydówka w ciąży - żona lub narzeczona jednego z mężczyzn3. Wszyscy ukrywani byli w wieku około 30 lat. W gospodarstwie Karoliny i Bartłomieja zjawili się w lecie 1942 roku, czyli tuż po likwidacji getta w Sokołowie Małopolskim, które to zdarzenie miało miejsce w czerwcu tegoż roku. Karolina i Bartłomiej znali ukrywanych oraz ich rodziców jeszcze sprzed wojny, pochodzili przecież z sąsiedniego Sokołowa Małopolskiego i Nienadówki. W zimie ukrywani Żydzi spali w wydzielonej części izby, a latem w stodole, na strychu w sianie. Dodatkowo mieli też przygotowaną kryjówkę w ogrodzie koło płotu w postaci wykopanej jamy przykrytej gałęziami, do której wchodzili w momencie zagrożenia.


  1. E. Rączy, Pomoc Polaków dla ludności żydowskiej na Rzeszowszczyźnie
      1939-1945, Rzeszów 2008, s. 15-22.

  2. Nagranie dźwiękowe Józefy Gołojuch z roku 2008 w posiadaniu autora.
  3. Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie [dalej: AIPN Rzeszów],
      w Rzeszowie, Okręgowa Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi
      Polskiemu sygn. Zh. S. 14/97, Postanowienie o wszczęciu śledztwa, k. 1.
      Andrzej Dańczak, powołując się na relację Jana Walickiego, podaje, że
      u Gielarowskiego ukrywało się siedmiu Żydów, a dodatkową osobą, której
      udzielono schronienia, był Jankiel Kraut. Za: A. Dańczak, Monografia Sokołowa
      Małopolskiego, t. 2, Sokołów Małopolski 1991, s. 150. 9



        Syn Bartłomieja i Karoliny, Stanisław Marciniec zaobserwował wówczas: „Pamiętam, że do Żydów, którzy u nas się ukrywali, przy- chodziło jeszcze dwóch Żydów, którzy ukrywali się gdzie indziej, a do nas przychodzili tyko w odwiedziny”. Mimo, że było ciężko i brakowało jedzenia, polska rodzina dzieliła się tym, czym sama się żywiła m.in. podpłomykami, kapustą, ziemniakami i mlekiem. Samym przygotowaniem posiłków zajmowała się Karolina, co przy tak sporej grupie osób było dużym wyzwaniem4. Józefa była wówczas dwunastoletnim dzieckiem: „Przypominam sobie, że do domu przychodziła w godzinach późnych, wieczornych Żydówka w średnim wieku, która szyła oraz wysoki Żyd. Nie wiem, jak długo moi rodzice ukrywali Żydów, ale pamiętam, że zimą przychodzili wieczorami ogrzać się przy piecu”5.

        W niedzielę 26 lipca 1943 r. doszło do brzemiennego w skutki zdarzenia, które zapoczątkowało tragedię. W ten dzień jeden z Żydów, który odwiedzał ukrywających się u Bartłomieja Gielarowskiego i Karo- liny Marciniec, został ujęty przez Niemców. Stało się to w czasie, gdy mył się nad rzeką przepływającą przez Trzeboś. W trakcie przesłuchania wskazał kryjówki innych Żydów oraz nazwiska Polaków, którzy udzielali im pomocy. Był to prawdopodobnie Żyd, który ukrywał się u mieszkanki Sokołowa Małopolskiego, Agnieszki Gałgan6. Jeszcze tego samego dnia dom Karoliny i Bartłomieja został otoczony przez ponad dwudziestoosobowy oddział SS i żandarmerii. Z obławy próbowali się wyrwać dwaj Żydzi, ale w trakcie przeskakiwania przez płot zostali zastrzeleni7.

  4. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Stanisława Marcińca,
      k. 16; Nagranie dźwiękowe Józefy Gołojuch z roku 2008 w posiadaniu autora.

  5. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Józefy Gołojuch,
      k. 12.

  6. Według Stanisława Marcińca Żyd, który stał się przyczyną tragedii, został
      przewieziony do Sokołowa i jeszcze w tym samym dniu został rozstrzelany.
      AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Stanisława Marcińca,
      k. 17.

  7. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Józefy Gołojuch,
      k. 12; Nagranie dźwiękowe Józefy Gołojuch z roku 2008 w posiadaniu autora;
      AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Stanisława Marcińca,
      k. 16.


        Zginęli wówczas Mojżesz Kraut i Meilech z Nienadówki8. Zamordowani Żydzi zastali pochowani tuż za płotem gospodarstwa Gielarowskiego, a szczątki ich nigdy nie zostały ekshumowane9.

        Antoni Nowak, który był sąsiadem Karoliny i Bartłomieja, wiedział, że w ich obejściu ukrywają się Żydzi, których znał, gdyż pochodzili z sąsiednich miejscowości. Zaobserwował również, że w lecie 1943 roku jego zboże, które znajdowało się tuż obok gospodarstwa Gielarowskiego, było wygniecione, co mogło wskazywać na to, że Żydzi również tam ukrywali się bądź wychodzili poza teren kryjówki w poszukiwaniu jedzenia10.

        Poza tym Żydzi wieczorami przychodzili również do sąsiedniego gospodarstwa Stanisława i Anny Tasior, gdzie dostawali chleb. Tuż po wystrzałach Stanisław Tasior, wiedząc, że Niemcy mogą aresztować mężczyzn z sąsiednich gospodarstw, zaprzągł konia i pojechał w pole, aby tam się ukryć. W chwilę później w sąsiednich zabudowaniach zjawili się Niemcy, aby zabrać kilku mężczyzn do zakopywania zastrzelonych Żydów. W tej grupie znaleźli się wówczas: Józef Ożóg i Antoni Nowak. Mężczyźni zabrali ze sobą rydle i udali się do zabudowań sąsiada. Z kolei Stanisław Tasior, gdy przejeżdżał koło zabudowań Gielarowskiego, został zatrzymany i kazano mu wspólnie z przybyłymi na miejsce mężczyznami kopać dwa doły, w których złożyli zwłoki zastrzelonych. Mogiły te były kopane w dwóch różnych miejscach, tam gdzie leżały ciała zamordowanych Żydów11. Niemcy wypytywali przyprowadzonych na miejsce sąsiadów, czy wiedzieli, że u Gielarowskiego ukrywają się Żydzi. Będący wówczas na miejscu wójt Adam Rumak, który służył za tłumacza, przekazał Niemcom, że nikt nie wiedział o fakcie ukrywania Żydów, gdyż dom Gielarowskiego jest na uboczu, a sąsiedzi nie utrzymywali z nim bliskich kontaktów, nie odwiedzali go12.

        Córka Bartłomieja Gielarowskiego i Karoliny Marciniec, Józefa, w tym feralnym

Józefa Gołojuch przed domem rodzinnym w Trzebusce, w którym jej rodzice ukrywali żydów. Trzebuska 2008 rok.

dniu pasła dwa konie. Na pastwisko przyszedł po nią ojciec w eskorcie niemieckiego żołnierza. Wówczas zauważyła na jego policzku guz, który zapewne powstał po uderzeniu. Gdy wrócili, dziewczynka zobaczyła, że ich dom jest obstawiony przez Niemców. Po wejściu do mieszkania zobaczyła, że jej matka także została pobita, gdyż była zakrwawiona. Przy Karolinie była młodsza córka Janina. W środku był także wójt Adam Rumak, który służył za tłumacza, sołtys Mateusz Iwaszek oraz kilku Niemców. Józefa zapamiętała: „Z siostrą trzymałyśmy się mocno mamy, głośno płacząc. Po izbie chodził wójt Adam Rumak, trzymając z tyłu ręce i powtarzał na głos, że jest panem życia i śmierci”. Iwaszek zabrał Józefę i Janinę do pierwszej żony Bartłomieja Gielarowskiego, która mieszkała w odległości około 300 m, pocieszając je,
że: „Mama zaraz przyjdzie, tylko wydoi krowy”. Wówczas dziewczynki po raz ostatni widziały rodziców. Karolina i Bartłomiej nie wtajemniczali dziewczynek w szczegóły pomocy, jakiej udzielili Żydom; być może to było powodem, że przeżyły”. 13.

  8. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Postanowienie o wszczęciu śledztwa, k. 1.
  9. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Józefy Gołojuch,
      k. 13.

 10. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Anny Nowak, k. 14.
 11. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Anny Tasior,
      k. 18-19, Według Anny Nowak jej mąż Antoni uczestniczył w kopaniu tylko
      jednej mogiły, do której wspólnie z sąsiadami złożył zawinięte w koc zwłoki
      Meilecha z Nienadówki. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół
      przesłuchania Anny Nowak, k 14.

 12. Według Anny Nowak jeden z Żydów o imieniu Leizer przeżył. Udało mu się
      uciec w trakcie obławy, a następnie ukrywał się przez jakiś czas na polach
      w ziemiance. Kobieta podaje, że widziała z mężem ślady, które miały świadczyć
      o tym, że przez jakiś czas przebywał w tej okolicy. Później ukrywał się
      w Nienadówce u Stanisława Tasiora. Według niej Leizer przeżył okupację, a po
      wojnie wyjechał do Anglii, skąd przysłał pełnomocnictwo, w którym ofiarował
      rodzinie Tasiorów za ukrywanie go pole. Z kolei Anna Tasior w protokole
      przesłuchania podaje, że obławę przeżyło dwóch ukrywających się Żydów.
      Andrzej Dańczak w swojej monografii pisze, że w chwili, gdy obława otaczała
      gospodarstwo Gielarowskiego, nieobecni byli w kryjówce Jankiel i Leizor
      Krautowie. Żydzi, gdy zobaczyli, co się dzieje, wycofali się z tego terenu
      i przeżyli, ukrywając się w innym miejscu. Jednak podanych powyżej informacji
      nie można ostatecznie zweryfikować z racji braku jednoznacznych źródeł
      potwierdzających przedstawione wersje zdarzeń. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S.
      14/97, Protokół przesłuchania Anny Nowak, k. 14-15; Protokół przesłuchania
      Anny Tasior, k. 19; A. Dańczak, s. 150.

 13. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Józefy Gołojuch,
      k. 12; Nagranie dźwiękowe Józefy Gołojuch z roku 2008 w posiadaniu autora.



        Z kolei ich syn Stanisław tak zapamiętał ten dzień: „Pod koniec lipca 1943 roku - nie pamiętam daty - ale było to w niedzielę, poszedłem do sąsiedniej wsi Trzebuski, do kościoła, gdzie w tym czasie odbywał się odpust. Wróciłem do domu w godzinach południowych, zjadłem obiad i około godz. 14.30 wyszedłem do kolegi. Gdy wyszliśmy z kolegą z jego domu, to z daleka zobaczyliśmy, że nasz dom, a właściwie obejście jest obstawione przez Niemców. Zorientowałem się wtedy, że jest przeprowadzana jakaś obława. Widziałem, że co jakieś 10 m przy naszym płocie stoi umundurowany i uzbrojony Niemiec. Na głowach ci Niemcy mieli hełmy. Mundury zdawały mi się dość ciemne. Dom nasz otoczony jest płotem. Jeden bok tego płotu tj. około 60 m długości. Niemców było bardzo dużo, na pewno ponad 20-tu. Oprócz tych, co stali na zewnątrz przy płocie; byli też Niemcy na podwórzu i w mieszkaniu. Widziałem, że ci na podwórzu mieli czapki z trupimi główkami”. Gdy chłopak podszedł pod dom Niemcy pilnujący zabudowań wypytywali go, gdzie i po co idzie. Pytania zadawał mu przywołany z kordonu żołnierz, który mówił po polsku. Stanisław nie przyznał się, że wracał do rodzinnego domu. Odpowiedział tylko tyle, że idzie do sąsiedniej Trzebosi, aby nająć ludzi do pracy przy żniwach. Wówczas Stanisław usłyszał dwa wystrzały dochodzące z podwórza. Niemiec, który go legitymował, mówił po polsku i pytał go, jak się nazywa. Ponieważ nosił nazwisko matki i na takie nazwisko miał wystawioną kenkartę, odpowiedział, że nazywa się Marciniec, nic nie wspominając, że jego ojcem jest Gielarowski. Niemiec zabrał mu kenkartę i poszedł do domu. Wtedy Stanisław zobaczył, jak z domu wyprowadzono matkę i ojca, który został pobity, gdyż z daleka widać było podbite oczy. Zaprowadzono ich zapewne na miejsce, gdzie zastrzelono Żydów. W chwilę po tym Niemcy z powrotem wprowadzili ich do domu. Oczom Stanisława ukazał się kolejny niemiecki żołnierz, który wrócił z domu, oddał mu kenkartę i kazał iść. Idąc wzdłuż domu, Stanisław zobaczył, że na drodze stoją furmanki, którymi przyjechała część Niemców. Ponieważ żołnierzy było dużo więcej, domyślił się, że reszta przyszła piechotą przez pola, zapewne z oddalonego o 1 km Sokołowa. Niemcy, gdy się zorientowali, że Stanisław jest synem Karo- liny i Bartłomieja, zaczęli go szukać, lecz nie udało im się znaleźć go. Chłopak poszedł wówczas do kolegi, który mieszkał w Trzebosi i tam przeczekał noc. Następnego dnia, czyli w poniedziałek, chciał wrócić do domu, lecz po drodze spotkał sąsiada, który powiedział mu, aby nie wracał, gdyż na ich podwórzu jest jeszcze gestapo. Wówczas postanowił udać
się do wujka Mateusza Marcińca zamieszkałego w Brzózie Stadnickiej, który we wtorek poszedł do Sokołowa, gdzie dowiedział się, co spotkało rodziców chłopca. Stanisław powrócił do domu dopiero po zakończeniu wojny. Jeszcze w niedzielę Karolina i Bartłomiej oraz schwytani u nich Żydzi zostali wywiezieni do Sokołowa i osadzono ich w areszcie, który znajdował się w szkole podstawowej, gdzie kwaterowała żandarmeria. Następnego dnia zostali rozstrzelani na placu szkolnym14.

Józefa Gołojuch podczas uroczystości wręczania odznaczeń państwowych Polakom ratujących żydów podczas zagłady.


 14. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania Stanisława Marcińca,
      k. 16-17.



        Naocznym świadkiem egzekucji była Karolina Kozak, która mieszkała w Sokołowie Małopolskim, a jej dom był położony przy ulicy Zawale. Z jej mieszkania widać było podwórze szkoły. Fronton szkoły zlokalizowany był przy ulicy Rzeszowskiej, a podwórze znajdowało się z tyłu. Plac szkolny był ogrodzony. W czasie, gdy w budynku byli Niemcy, płot został zniszczony, ale wszyscy wiedzieli, w którym miejscu jest granica. Plac szkolny był to teren otwarty, który z jednej strony graniczył z zabudowaniami rodziny Wosiów, a bezpośrednio przy podwórzu stała ich stodoła. Jak wspomina Karolina Kozak, Niemcy w budynku szkolnym kwaterowali przez okres 9 miesięcy i byli jej znani z widzenia. W niedzielę, gdy Karolina Kozak wracała z lasu, zaobserwowała, jak Niemcy na konnej furmance wiozą znanego jej wcześniej Bartłomieja Gielarowskiego oraz Karolinę Marciniec. Zauważyła też, że ci żołnierze, którzy powozili, nosili zupełnie inne umundurowanie od tych, którzy byli w szkole, a na głowach mieli czapki z „trupimi główkami”. Nigdy ich też wcześniej w Sokołowie nie widziała.
        Następnego dnia Karolina zaobserwowała, jak jeden z tych Niemców, który wiózł Gielarowskiego furmanką, stał na szkolnym podwórzu, a obok niego znajdował się Żyd, który kopał dół. Wówczas kobieta postanowiła podejść do sąsiedniego domu, który położony był zaraz obok stodoły Wosiów i przykucnęła na jego ganku. Ganek ten miał kamienno - betonową balustradę, a w niej otwory, przez które kobieta obserwowała to, co się działo na podwórzu. Odległość, jaka dzieliła: ją od podwórza szkolnego, to zaledwie 100 m, dlatego miała dobrą widoczność. Wszystko działo się około godziny 9 - 10 rano. Widziała wówczas, jak jeden ze wspomnianych Niemców pilnował Żyda, który kopał dół. Gdy mogiła była wystarczająco głęboka, do dołu podszedł drugi Niemiec i zastrzelił Żyda. Karolina Kozak pytana o żołnierzy, którzy przeprowadzali egzekucję, podała jedynie kilka szczegółów ich rysopisu: „Ten który strzelał był wysokiego wzrostu. Obaj wyglądali młodo i mogli być w wieku około 25-30 lat”. Następnie Niemiec, który był odpowiedzialny za pilnowanie miejsca egzekucji, poszedł do budyn- ku szkolnego i wyprowadził stamtąd drugiego Żyda, którego zastrzelił ten sam żołnierz, który dokonał pierwszej zbrodni. W podobny sposób wyprowadzona została Żydówka, która również została zastrzelona. Wyprowadzonych ze szkoły Żydów wpychano najpierw do wykopane- go dołu, a gdy się już w nim znaleźli, oddawano do nich pojedyncze strzały. W ten sposób zostało zastrzelonych dwóch Żydów i Żydówka, Następnie został przyprowadzony Bartłomiej Gielarowski. Jak wspomina Karolina Kozak, był to mężczyzna wysoki. W chwili egzekucji miał na głowie kapelusz, który spadł mu w momencie, gdy został wepchnięty do dołu. Po oddaniu strzału do Gielarowskiego jeden z Niemców podniósł kapelusz i też wrzucił go do dołu. Następnie został wyprowadzony ze szkoły trzeci Żyd, który został zamordowany w podobny sposób jak inni. W chwilę później nad miejsce egzekucji została doprowadzona Karolina Marciniec, która podobnie jak pozostali została wepchnięta do jamy i zastrzelona. Kolejną ofiarą był czwarty Żyd.
        Jako ostatnia została zastrzelona Agnieszka Gałgan15. Karolina Kozak tak zapamiętała jej egzekucję: „Przypominam sobie dokładnie, że ostatnią zastrzeloną była Agnieszka Gałgan, gdyż była niskiego wzrostu z dużym garbem. Miała około 40 lat. [...] Utkwiło mi w pamięci, jak prowadzący ją Niemiec podniósł ją prawie za ten garb, a ona w charakterystyczy sposób
- przebierała nogami - tak, jak gdyby w powietrzu. Pamiętam też, że przez rękę miała przewieszony szal. Ten szal

Budynek dawnej Szkoły Podstawowej w Sokołowie Małopolskim. Na placu szkolnym zastrzeleni zostali: Bartłomiej Gielarowski, Karolina Marciniec, Agnieszka Gałgan, oraz cztery osoby narodowości żydowskiej.

dostała od tej Żydówki, którą ukrywała. Wiem, że młoda Żydówka, która była wtedy rozstrzelana, przez pewien czas ukrywała się u Gielarowskiego, a później u Agnieszki Gałgan. Rozstrzelaną Agnieszkę Gałgan rozpoznałam, gdyż miała ona - jak wspomniałam - charakterystyczną sylwetkę, a jej imię i nazwisko było mi znane, gdyż była to córka siostry mojego męża”.

        Niemcy jeszcze przed zasypaniem dołu oddali kilkakrotnie serię z karabinu maszynowego do osób leżących w dole, aby się upewnić, że nie żyją. Następnie żołnierze zaczęli szukać w okolicy mężczyzn, aby zawalili dół, ale nikogo nie znaleźli. W związku z tym musieli zrobić to sami. Kilka dni po egzekucji Niemcy, chcąc zatrzeć ślady mordu, rozkopali mogiłę. Do dołu wrzucili słomę, a z beczki nalali łatwopalną ciecz, zapewne benzynę i podpalili. Płomień, który wkrótce buchnął z rozkopanego dołu, dość długo się palił. W międzyczasie Niemcy rozgarniali żerdziami wnętrze, aby zupełnie wypalić szczątki znajdujące się w mogile. Z oddali widać było tylko smugę dymu oraz Niemców, którzy po wypaleniu szczątków zasypali dół. Miejsce, w którym dokonano zbrodni, zlokalizowane było nieopodal stodoły rodziny Wosiów16.

        W ten dzień na placu szkolnym w Sokołowie Małopolskim zginęli Bartłomiej Gielarowski wraz z żoną Karoliną Marciniec, czterech Żydów m.in. Josef Fischman i Berek Kahner oraz nieznana z nazwiska Żydówka. Rozstrzelano również Polkę, Agnieszkę Gałgan, u której prawdopodobnie też ukrywali się Żydzi bądź uzyskali pomoc. Szczegóły tej pomocy nie są znane17.

        Po zakończeniu wojny na plac szkolny w Sokołowie Małopolskim przybyła komisja prawdopodobnie Polskiego Czerwonego Krzyża. Mimo, że rozkopano miejsce egzekucji, to niestety, nie udało się odnaleźć żadnych szczątków ludzkich18.


        W 2009 roku Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Rzeszowie wystosował pismo do kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego z wnioskiem i uzasadnieniem o odznaczenie Bartłomieja Gielarowskiego i Karoliny Marciniec za ich bohaterską postawę. Złożony wniosek został pozytywnie rozpatrzony. Dnia 9 lutego 2010 r. w Sali Sesyjnej Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie odbyła się uroczystość wręczenia odznaczeń państwowych Polakom ratującym Żydów
w czasie Zagłady.

        Wśród uhonorowanych osób znaleźli się również Bartłomiej Gielarowski i Karolina Marciniec, którzy zostali pośmiertnie odznaczeni Krzyżami Komandorskimi Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Odznaczenia odebrała w Rzeszowie ich córka Józefa Gołojuch z rąk Marii Kaczyńskiej, małżonki prezydenta RP19

Józefa Gołojuch odbierająca z rąk Marii Kaczyńskiej, małżonki prezydenta RP: Rzeszów 9 luty 2010r


 15. Prawdopodobnie podczas egzekucji rozstrzelano również innych Żydów, którzy
      zostali ujęci w okolicach Sokołowa Małopolskiego.

 16. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania świadka Karoliny
      Kozak, k. 20-21. Jak podaje Anna Nowak, zamordowani zostali pogrzebani na
      placu szkolnym, ale nie koło stodoły, jak zeznała Karolina Kozak, a w miejscu,
      gdzie podwórze obniżało się i tworzyło tzw. skarpę. Było ono niedaleko
      pomieszczeń, w których znajdowały się ubikacje szkolne. Jednak z racji, że
      Karolina Kozak była naocznym świadkiem egzekucji, jej relacja jest bardziej
      prawdopodobna. Wersję Karoliny Kozak potwierdza relacja innego świadka, na
      którą powołuje się Andrzej Dańczak w swojej publikacji. AIPN Rzeszów, sygn.
      Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania świadka Anny Nowak, k 15; A. Dańczak,
      s. 150.

 17. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Postanowienie o zawieszeniu śledztwa,
      k. 50.

 18. AIPN Rzeszów, sygn. Zh. S. 14/97, Protokół przesłuchania świadka Karoliny
      Kozak z dnia 11 VI 1997 r., k. 21.

 19. E. Rączy, I. Witowicz, Polacy ratujący Żydów na Rzeszowszczyźnie w latach
      1939 - 1945, Rzeszów 2011, s. 207.

strzałka do góry





Stanisław i Aniela Tasior
powiększ zdjęcie Kolejnymi ludźmi, zasługującymi na to wyróżnienie jest na pewno małżeństwo Anieli i Stanisława Tasiorów, przechowywali oni narażając siebie i swoją rodzinę, człowieka pochodzenia żydowskiego prawdopodobnie Mojżesza Krauta. Dlaczego świat o tym nie wie? Przecież mogli podzielić los rodziny Ulmów z Markowej, czy wspomnianych powyżej Bartłomieja Gielarowskiego i Karoliny Marciniec z Trzebuski. Człowiek przechowywany przez Tasiorów przeżył, po wojnie wyjechał do Izraela i odwdzięczył się za uratowanie życia tak jak mógł, przesłał Stanisławowi Tasiorowi dokumenty o przekazaniu mu pola, w Nienadówce, którego był prawowitym właścicielem.


Wiadomości powyższe potwierdzają się w większości w dokumencie, który przekazała nam rodzina Stanisława i Anieli Tasior. Jedyna nieścisłość to kraj, gdzie po wojnie udał się ocalony przez Tasiorów, Mojżesz Kraut. Udał się nie do Izraela, a do USA. W dokumencie wspomnianym wcześniej, a udostępnionym poniżej, Mojżesz Kraut 1 października 1946 roku, przed Notariuszem Publicznym zapisuje m.in., że
(..) jego rodzice Lejzor i Laja ze Studentów małżonkowie Kraut oraz bracia Naftali Kraut i Józef Kraut oraz siostry Golda, Frajda i Blima Krautówne zginęli podczas wojny i że po rodzicach pozostał majątek nieruchomy: we wsi Nienandówka, powiatu Kolbuszowskiego, województwa Rzeszowskiego w Polsce, składający się z około czterech morgów gruntu i domu z placem. (..)
W dokumencie tym jest zapis o przekazaniu tego gospodarstwa
(..) aktem niniejszym ustanawia jego pełnomocnikiem z prawem substytucji obywatela STANISŁAWA TASIORA zamieszkałego we wsi Nienandówka Nr. 578, powiatu Kolbuszowskiego (..)
Wielka tylko szkoda, że w dokumencie nie zawarto informacji o powodzie tej darowizny jakim było ukrywanie Mojżesza Krauta podczas okupacji przez obdarowanych. Nikt nigdy ich za to nie nagrodził, nikt nie złożył świadectwa ratowania tej rodziny w Jad Vaschem i już nie odbiorą medalu "Sprawiedliwi wśród Narodów Świata". Pamiętajmy chociaż o nich my, sąsiedzi. Cieszę się ogromnie, że mogę połączyć ponownie losy dwóch rodzin, rodziny Tasior i rodziny, której podali pomocną dłoń, w czasie tak okrutnym, rodzinie Lejzora i Laji Kraut


powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

Powyżej skany oryginalnego dokumentu utworzonego przez Mojżesza Krauta w 1946 roku w USA i przesłanym Stanisławowi Tasiorowi z Nienadówki. Poniżej tekst przetworzony dla ułatwienia w zapoznaniu się z nim.



Dnia pierwszego października roku tysiące dziewięćset czterdziestego szóstego, przede mną Arthurem Wassnerem, Notariuszem Publicznym na powiat i Stan New York w Stanach Zjednoczonych Ameryki, mającym swą urzędową siedzibę w mieście New York pod Nr. 151 East 67th Street, staje osobiście mi znany i do działań prawnych zdolny obywatel polski MOSES KRAUT zamieszkały w Bronx, N.Y. 1687 Vyse Avenue i zeznaje akt pełnomocnictwa treści następującej a mianowicie oświadcza, że jego rodzice Lejzor i Laja ze Studentów małżonkowie Kraut oraz bracia Naftali Kraut i Józef Kraut oraz siostry Golda, Frajda i Blima Krautówne zginęli podczas wojny i że po rodzicach pozostał majątek nieruchomy: we wsi Nienandówka, powiatu Kolbuszowskiego, województwa Rzeszowskiego w Polsce, składający się z około czterech morgów gruntu i domu z placem.

Po takiem wyjaśnieniu, stawający oświadcza, że aktem niniejszym ustanawia jego pełnomocnikiem z prawem substytucji obywatela STANISŁAWA TASIORA zamieszkałego we wsi Nienandówka Nr. 578, powiatu Kolbuszowskiego i upoważnia go do wdrażania kroków sądowych na zasadzie Dekretu z dnia 2?. sierpnia 1945 r. o uznanie za zmarłych i stwierdzenie zgonu wyżej wymienionych rodziców, braci i sióstr stawającego, do wszczęcia i zamknięcia postępowania spadkowego po rzeczonych zmarłych, do oświadczenia się do spadku tego bezwarunkowo lub z prawnem dobrodziejstwem inwentarza, do uzyskania przyznania spadku na rzecz stawającego, do sporządzania i podpisania w stawającego imieniu wszelkich wykazów spadkowych i wniosków, do występowani przed władzami i sądami a to po myśli ustawy z dnia 6. maja 1945 r. " o majątkach opuszczonych i porzuconych" w celu wprowadzenia stawającego w posiadanie wyżej wymienionej posiadłości, do zarządzania rzeczonym majątkiem nieruchomym, użytkowanie go lub wydzierżawienia tejże nieruchomości i pobierania czynszu dzierżawnego za swym pokwitowaniem jednakowoż bez prawa obciążenia, zastawiania lub sprzedaży rzeczonej nieruchomości, do prowadzenia w stawającego imieniu wszelkich spraw sądowych i pozasądowych, do prowadzenia wszelkich sporów w stawającego imieniu lub przeciw niemu skierowanych, nadając mocobiorcy ogólną moc i władzę w stawającego imieniu pozywania, wnoszenia obron, podawania wszelkich próśb, stawania na terminach i przy wszelkich komisjach, czynienia wniosków do protokółów, uzyskania i odbierania wszelkiego rodzaju uchwał i wyroków, odwoływania się do wyższych instancyj, zawierania ugód sądowych i pozasądowych, uzyskania i prowadzenia sekwestacji, zapowiedzi i innych środków zabezpieczenia jako też egzekucyj wszelkiego rodzaju i odstępywania od takowych, odbierania od dłużników, Władz, Urzędów, innych instytucyj i od osób prywatnych pieniędzy lub walorów jakieby stawającemu od nich przypaść miały i kwitowania onychże, tak samo odbierania i kwitowania odbioru przedmiotu sporu, tak wszelkich i rezolucyj, godzenia się na sędziów polubownych i obieranie takowych jakoteż do ściągania kosztów procesowych przez sąd przyznanych, słowem do czynienia wszystkiego co dobro interesów stawającego wymagać będzie.

Akt ten zeznającemu odczytany, przez niego co do treści i skutków prawnych zrozumiany i jako zgodnie z jego wolą spisany, przyjęty i zatwierdzony i w dowód tego przez niego wobec czyniącego notariusza własnoręcznie podpisany został. -
strzałka do góry





Zofia Słonina
powiększ zdjęcie Kolejnym przykładem może być pani Zofia Słonina mieszkająca na Kalwarii (część Nienadówki). Najpierw w swoim obejściu, a konkretnie w stajni przechowywała cztery osoby pochodzenia żydowskiego. Nie wiadomo przez jaki okres czasu tam przebywali, kiedyś jednak pozostali domownicy lub też sąsiedzi obawiając się o swoje życie przekonali panią Zofię, by ta pozbyła się żydów ze swojego obejścia. Żydzi wyprowadzili się do lasu i tam się ukrywali. Pani Zofia nie pozostawiła ich jednak na pastwę losu. Nosiła im w ukryciu jedzenie do lasu, by nie narażać ich i siebie, wieszała to co przyniosła na sośnie. Żydzi pozostający w ukryciu, po jej odejściu zabierali to co ona przyniosła.
Na pewno jej pomoc pozwalało im przetrwać trudny czas. Pewnego dnia pani Zofia zauważyła, że jedzenie nie zostało zabrane, żydzi po nie, nie przyszli. Dlaczego ? Do dziś nie wiadomo. Nikt ? nie wie co się z nimi stało, odejść raczej nie mieli gdzie, tu na Kalwarii ktoś ich jednak dożywiał. Być może spoczywają w którejś z mogił jakie można spotkać do dziś w tym lesie.


opr. Bogusław Stępień

strzałka do góry





About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013