- Ile miałaś Babciu lat, gdy poszłaś do szkoły ?
Siedem.
- Ile lat do niej chodziłaś ?
Też siedem, bo tyle trwała nauka w szkole podstawowej.
- Jakich przedmiotów się uczyłaś, gdy byłaś w IV klasie?
Języka polskiego, matematyki, rysunków, prac ręcznych, biologii, religii, języka rosyjskiego, śpiewu oraz wychowania fizycznego.
- Jak nazywali się nauczyciele, którzy Cię uczyli ?
Pamiętam, że w III klasie uczyła mnie pani Czesława Nowińska, która do dzisiaj mieszka po sąsiedzku z Twoją szkołą. Jest w podeszłym wieku i cieszy się dobrym zdrowiem. Latem
często Ją spotykam w sklepie. Zimą mieszka u swojego syna w Rzeszowie. A nie wiem, czy mama Ci mówiła, że ją też uczyła pani Nowińska. W klasie IV moją wychowawczynią była pani
Aniela Jabłońska. Mieszkała w domu pośród drzew na górce powyżej waszej szkoły. Niektóre przedmioty miałam z Jej mężem Janem Jabłońskim. Języka rosyjskiego uczyła mnie pani Helena
Maciąg, babcia twojej sąsiadki Magdy. Jej dom rodzinny był w Oleszycach koło Jarosławia i zdaje mi się, że w 1944 lub 1945 roku musiała stamtąd uciekać, bo grasowały bandy UPA i
dom Jej rodziców został spalony. Była nauczycielką i podjęła się pracy w Nienadówce. Uczyła nas języka rosyjskiego. Sołtys przyprowadził Ją do moich rodziców i zamieszkała u Nich.
Wynajmowała pokój przez 10 lat. Potem wyszła za mąż i się wyprowadziła do budynku szkolnego, później wybudowała dom. To ten, w którym mieszka Magda. Religii uczył mnie ksiądz
Edward Stępek. Pamiętam jak mi się podobał Jego kożuch , w którym przychodził do szkoły w zimie. Kładł go czasem na mojej ławce. Śpiew prowadził pan Ludwik Janik. To ten, który
siedzi teraz naprzeciwko naszego okna i ze schodów swojego domu obserwuje co się dzieje „na wsi”. Jest wiekowy i wszystkich zna. Na śpiew przynosił skrzypce. Grał na nich i uczył
Nas piosenek.
- Czy jeździłaś na wycieczki szkolne ?
Pamiętam tylko jedną do Łańcuta. Trwała cały dzień. Jechaliśmy furmanką w półkoszkach włożonych w literki. Literki to takie drabinki poziomo oparte na kłonice (drążki), a
półkoszki to jakby wielkie wiklinowa kosze, w których się siedzi. Siedzieliśmy na workach wypchanych słomą. Wiózł nas mój wujek Leon Nawłoka. W Łańcucie oglądaliśmy zamek w
środku. Do dzisiaj pamiętam jak mnie bolał brzuch, bo na wozie strasznie trzęsło, a do Łańcuta jest ponad 20 kilometrów.
- Były w Twojej szkole obiady ?
Były. Składały się z jednego dania - zupy z jarzyn. Gotował ją woźny szkolny, Franciszek Nowak. Każdy uczeń nosił sobie garnuszek i na długiej przerwie (nawet w śnieg i w
deszcz) biegł z nim do nieistniejącego dziś budynku obok starej szkoły. Woźny stawiał wielki gar w progu i nalewał każdemu. Ja mieszkałam obok szkoły i wtedy szłam do domu po
grubą kromkę chleba, żeby ją zjeść z tą zupą. Do dzisiaj pamiętam jej smak, a najlepsze w niej były grubo krojone ziemniaki.
- Jaki przedmiot lubiłaś najbardziej ?
Rysunki tak jak Ty ! Podobały mi się prace ręczne i zajęcia w ogrodzie. W tym miejscu, gdzie jest Ośrodek Zdrowia był ogródek szkolny. Każda klasa miała swoje zagonki i na nich
uprawiała kwiaty i warzywa. Któregoś dnia plewiłyśmy te grządki i byłyśmy bardzo spragnione. Z koleżanką poszłyśmy do rzeki się napić. Po powrocie pani Jabłońska Nam powiedziała,
że w tej rzece się psy topią, a my tę wodę piłyśmy. Do dzisiaj pamiętam, że nie pije się wody z rzeki !
- Ilu było uczniów w Twojej klasie ?
Najpierw w klasach I - III 24, a w IV 54. W tamtym czasie dzieci z „góry” miały szkołę u siebie i dzieci „spod Trzebosi” też miały swoją w bardzo małym drewnianym budynku. Do
klasy IV przychodziły do szkoły „pod Kościół”. Dlatego było Nas tak dużo. Podzielono Nas na dwie grupy.
- Co robiłaś po południu ?
Nie miałam wolnego czasu, bo zmarła mi mama i opiekowałam się dwoma młodszymi braćmi. Gotowałam, prałam, doiłam i pasłam krowy, myłam naczynia. Gdy jednak miałam wolną
chwileczkę to z innymi dziećmi najchętniej bawiłam się w rowie obok drogi „w łapanego”. Ktoś stał w rowie i łapał jedno z przebiegających koło niego dzieci. Złapane zostawało w
rowie i chwytało kolejne. Była to nasza ulubiona zabawa.
- Co robiłaś w niedzielę ?
Przed godziną siódma szłam z innymi dziećmi na plac szkolny. Tam ustawialiśmy się parami i razem z wychowawczynią szliśmy do kościoła na Mszę św. Staliśmy w parach na środku
nawy głównej. Nie do pomyślenia było, żeby któreś dziecko siedziało w ławce !
- Co nosiłaś do szkoły ?
Miałam torbę z płótna i w niej ołówek, zeszyt, pióro, kałamarz, z którego ciągle wychlapywał się atrament i brudził wszystko.
- Jakie imprezy szkolne się wtedy odbywały ?
Chyba to był Dzień Dziecka... Odbywały się wtedy wyścigi w workach i biegi na placu szkolnym.
- Jakich godzinach się dobywały lekcje ?
Zawsze rozpoczynały się o ósmej. Kończyły się około trzynastej. Nigdy nie chodziłam do szkoły na drugą zmianę.
- Czy miałaś swój pokój ?
Nie... Spałam z siostrą w jednym łóżku i nawet nie przychodziło mi do głowy, że można mieć swój pokój.
- W co się ubierałaś do szkoły ?
W sukienkę lub spódnicę i bluzkę. Nosiłam płócienne buty.
- Miałaś zabawki ?
Żadnych. W klasie IV mieliśmy na zadanie domowe uszyć lalkę. Odrobiłam je wzorowo i uważałam, że moja lalka była najładniejsza. Podczas oceniania chłopcy tak się śmiali z tych
lalek, że się wstydziłam i nie miałam odwagi jej pokazać. Dostałam dwóję - to była najgorsza ocena. I na koniec roku pani wystawiła mi tróje z prac ręcznych.
- Co robiłaś na przerwach ?
Razem z innymi biegałam po podwórku.
- Jak spędzałaś ferie i wakacje ?
W zimie jeździliśmy na dużych saniach i ślizgaliśmy się po lodzie na sadzawce. Latem czasem wybieraliśmy się na jarmark do Sokołowa. Kupowaliśmy cebulę, czosnek płótno.
Stragany stały na placu obok dzisiejszego Domu Kultury. Oczywiście w obie strony szliśmy pieszo. Nikt nie szedł sam, bo ktoś go dogonił, albo on kogoś i szło się w gromadzie. Było
wesoło.
- Dziękuje Ci Babciu za udzielenie mi wywiadu.
Proszę bardzo wnusiu.
Wywiad z Marią Pikor przeprowadziła Alina Szczygieł
(2008 rok)
|
Write a comment