Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Wojna i okupacja w Nienadówce


Edward Winiarski
Druga wojna światowa wybuchła 1 września 1939 r., w piątek, o godzinie 4. 45. Jednak nastroje nią wywołane udzieliły się społeczności nienadowskiej już w poprzedzający go poniedziałek, 28 sierpnia, gdy ogłoszono mobilizację rezerwistów. Kilku młodych mężczyzn z wioski udało się wówczas - na wezwanie - do wyznaczonych punktów zbornych. Byli to m.in. Franciszek Chorzępa, Szczepan Chorzępa, Stanisław Chorzępa, Ludwik Janik, Michał Maciąg, Stanisław Nowak, Marcin Nowiński. Widmo wojny już wówczas zawisło w powietrzu. Jednak następne, pierwsze wojenne dni upłynęły - mimo wszystko - we względnym spokoju.

Dopiero 6, 7 i 8 września mieszkańcy Nienadówki przeżyli chwile grozy. Szosą z Rzeszowa w kierunku Sokołowa ciągnęły tłumy uchodźców. Nieprzerwanie jechały wozy, rzadziej auta, szli ludzie. Regularne oddziały wojska polskiego tędy nie przechodziły. Mimo to siódmego września 1939 r., w godzinach popołudniowych lotnictwo niemieckie bombardowało Nienadówkę i całą okolicę. Trzy bomby eksplodowały na gruncie plebańskim, w pobliżu kościoła. Oprócz głębokich lejów po wybuchach, nie wyrządziły żadnych szkód. Na innym polu plebańskim, tzw. „Kącie”, również zrzucono bomby. Akurat znajdowali się tam dwaj parobcy i konie. Bomby jednak - na szczęście - nie wybuchły1.

Naloty owe wywołały u niektórych mieszkańców wsi uczucie paniki. Poczęli uciekać pojedynczo i grupami w kierunku - na północ i wschód. Kilkadziesiąt osób z Nienadówki zawędrowało aż za San, niektórzy udali się do krewnych na Kresach Wschodnich, nawet w okolice Lwowa. Ks. Bednarski zaznacza z goryczą w swojej „Kronice”, że w tamtych trudnych dniach opuściła go cała służba. „Z pomocą Bożą jednak - pisze - ścierpiało się wszystko”. Gdy emocje trochę opadły i nastąpiło nieco większe rozeznanie w wytworzonej działaniami wojennymi sytuacji, uciekinierzy nienadowscy poczęli wracać - jedni wcześniej, drudzy później - do swoich domostw. Przypadki zaginięcia były naprawdę nieliczne. Powracali też zmobilizowani żołnierze, którym, jak np. Michałowi Tasiorowi, nie było dane dotrzeć nawet do swoich jednostek przed załamaniem się frontu.

Dnia 10 września 1939 r., w niedzielę, ok. godziny 11-tej pojawił się w Nienadówce pierwszy niemiecki żołnierz na wojskowym motocyklu. Jechał wolno z Rzeszowa w kierunku Sokołowa. Po południu około 1-szej godziny przybył do Nienadówki drugi motocykl. Prowadzący go żołnierz zatrzymał się na wysokości mostu i nawet wdał się w rozmowę z mieszkańcami, którzy gromadkami zbierali się przy szosie. Tak więc pierwsze spotkanie z okupacyjną armią niemiecką odbyło się w Nienadówce bez incydentów, w całkiem poprawnej atmosferze.

Odtąd przez Nienadówkę szosą z Rzeszowa do Sokołowa dniem i nocą jechały niemieckie auta ciężarowe z różnym sprzętem. Cały ten liczny tabor kierował się za San. Sytuacja tego rodzaju trwała nieprzerwanie do 13 września. Począwszy od połowy tego tygodnia ruch aut ustał, na szosie w okolicy Nienadówki, jak też i w samej wiosce zapanował względny spokój.

Wieczorem 27 września przybyło do Nienadówki na kwatery wojsko niemieckie. Pododdział artylerii rozlokował się w środkowej części wioski. U ks. Bednarskiego czytamy: „Na plebani kwaterowało 111 koni, 93 szeregowców i 6 oficerów na pokojach. Zaraz w pierwszy dzień zabrali proboszczowi wszystek owies, tj. około 25 q, a policzyli, że zabrali 12. Zabrali również 2 fury siana. Kwaterowali do 6 października. Probostwo uległo zupełnemu zniszczeniu”.

Wkrótce Niemcy na dobre zadomowili się w Nienadówce. Na placu szkoły, tuż przy szosie wybudowano baraki drewniane dla zakwaterowania żołnierzy, zaś w jego głębi murowane pomieszczenie na magazyn żywnościowy i kuchnię połową (które rozebrano dopiero latem 1994 r.). Natomiast stajnię dla koni zlokalizowano na parceli Stanisława Ożoga, po drugiej stronie rzeki, za mostem. Wszelkie prace przy wznoszeniu baraków wykonywali nienadowscy gospodarze, pod niemieckim nadzorem. Od tej pory permanentnie przybywało do Nienadówki wojsko niemieckie. Tabory, łączność, artyleria zatrzymywały się we wsi dzień, dwa, po czym odjeżdżały w niewiadomym kierunku. Stan tego rodzaju trwał do późnej jesieni.

W Nienadówce naukę rozpoczęto dopiero 23 października 1939 r. I to jedynie w dwóch szkołach, albowiem jedyny nauczyciel w Nienadówce Górnej, Eugeniusz Stefanowicz, wyjechał zaraz na początku wojny. Wnet jednak zajęcia uległy zawieszeniu, gdyż 4 listopada policja niemiecka aresztowała nauczycieli z całej okolicy. Z Nienadówki Środkowej zabrano kierownika szkoły Karola Robaka i nauczycielkę, Józefę Wilkównę, z Dolnej i nauczycielkę, Irenę Seńków. Po upływie tygodnia zatrzymanych zwolniono, jako ostatni powrócił kierownik Robak.

Niedługo potem kierownicy szkół otrzymali od władz okupacyjnych rozporządzenie, by odebrać od dzieci wszystkie podręczniki szkolne. Odtąd nauka odbywała się bez książek. Przedmiotami nauczania były: czytanie, pisanie, rachunki, nauka przyrody i ćwiczenia cielesne. Zabrane uczniom książki dostarczono do gminy, gdzie miały zostać zniszczone. Dzięki postawie polskich pracowników urzędu gminy część pozycji w lepszym stanie udało się ocalić od zniszczenia, a następnie ukryć w rupieciach na strychu budynku. Okazały się one wielka pomocą w czasie prowadzenia tajnego nauczania.

29 listopada władze zarządziły przegląd wszystkich koni. Z tego powodu pojawiły się we wsi różnego rodzaju pogłoski, wywołujące nerwową atmosferę. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia gospodarze nienadowscy - z rozkazu władz - udali się furmankami do Rzeszowa celem przewiezienia do Sokołowa wysiedlonych z Łodzi rodzin żydowskich. W ten sposób przybyło ich do Sokołowa około dwustu.

Tuż przed samą wigilią landrat (starosta) kolbuszowski przesłał do gmin, a te przekazały do parafii, zakaz odprawiania w kościołach tradycyjnej „Pasterki” o północy z 24 na 25 grudnia 1939 r. W smutku tedy i niemałym przygnębieniu przeżywali mieszkańcy Nienadówki pierwsze okupacyjne Boże Narodzenie.

Po bardzo pięknej, typowo „złotej, polskiej jesieni” 1939 r., Nowy Rok 1940 rozpoczął się bardzo ostrą zimą. Śnieg padał niemal codziennie, a jego pokrywa dochodziła miejscami do 80 cm grubości. Silne wiatry, zawieje ustawicznie zasypywały drogi. Mrozy dochodziły do - 40 stopni C. Od mrozu pękały w sadach drzewa owocowe, zaś ptactwo polne i zwierzyna masowo padały z głodu i zimna.

Na rozkaz władz niemieckich setki osób z Nienadówki całymi tygodniami pracowało przy odśnieżaniu szosy. Była ona ustawicznie zasypywana do tego stopnia, że stała się nieprzejezdna nawet dla ciężkich pojazdów wojskowych. W nocy z 2 na 3 stycznia 1940 r. nastąpiło groźne w swej wymowie wydarzenie: zerwane zostały przewody telefoniczne naprzeciwko cmentarza w Nienadówce. Z początku władze niemieckie uznały to za akt sabotażu. Na mieszkańców Nienadówki padł strach, groziły aresztowania, śledztwo i dochodzenie. Jednak po bliższym zbadaniu sprawy przez ekspertów okazało się, że przewody zerwały się wskutek zbytniego naprężenia z powodu silnych mrozów. Ludzie odetchnęli z ulgą, lecz odtąd musieli nocą trzymać wartę na szosie.

12 stycznia 1940 r. sołtys z polecenia niemieckiego dokonał w całej wiosce spisu koni, bydła, trzody chlewnej i drobiu. 24 lutego w całym rzeszowsko-kolbuszowskim okręgu oświatowym dokonano zmiany obsady nauczycielskiej. Kierownika szkoły z Nienadówki Środkowej, Karola Robaka, przeniesiono na równorzędne stanowisko do Przewrotnego, Irenę Sieńków do Zalesia - ruskiej wioski za Rzeszowem. Szkoła w Przewrotnem zajęta była przez wojsko niemieckie, stąd kierownik Robak zmuszony był pozostać w Nienadówce.

W okresie największych mrozów, końcem lutego i na początku marca przybyli do Nienadówki nauczyciele, skierowani tu z innych rejonów. Na kierownika do Nienadówki Środkowej przysłano Mieczysława Pitrusa z Komorowa k. Kolbuszowej, do pomocy kierownikowi przybyła 1 marca Janina Widana z Tyczyna. W Nienadówce Dolnej uczyć począł Alfred Orlicz, zaś szkołę w „górze” objęła Ludwika Kliniak z Godowej.

Na początku marca 1940 r. wystąpiły tak intensywne opady i burze śnieżne, że ruch na szosie ustał zupełnie. Zima trzymała mocno cały miesiąc. Przypadająca 24 marca Wielkanoc była obchodzona całkowicie w zimowej szacie.

Dla zapewnienia narzuconego przez siebie porządku władze niemieckie utworzyły instytucje tzw. zakładników. Sołtys zobowiązany był wyznaczyć 10 gospodarzy na okres 15 dni. Ci odpowiadać mieli w owym okresie za porządek i respektowanie przez mieszkańców zarządzeń i poleceń władz.

Wczesną wiosną 1940 r. wyszło zarządzenie, by mieszkańcy wsi dostarczyli bydło na wyżywienie armii. Sołtys wyznaczać miał co 14 dni 10 krów do odstawienia „na kontyngent”. Wyznaczoną sztukę gospodarz obowiązany był doprowadzić na targ w Sokołowie, gdzie niemiecka komisja odbierała zwierzęta i płaciła zań ustaloną maksymalną cenę. Bezwzględnie zakazano wolnego handlu artykułami spożywczymi i płodami rolnymi. Rolnik nawet po oddaniu kontyngentu w stu procentach nie mógł sprzedać pozostającej mu nadwyżki Powinien był oddać po cenach maksymalnych wszystko, co tylko wyprodukował, lub nawet wbrew swej woli, wyprodukować musiał. A więc obok zbóż, mleka, mięsa, jaj - jarzyny, len i konopie, nawet włosie końskie2.

Nakaz dostawy kontyngentów

Zarządzenia te wydatnie pogorszyły położenie ludności wiejskiej Wspomina Jan Bolesław Ożóg. „U ojców wszystko mleko szło na kontyngent do miasta, jadło się tylko jałowe ziemniaki z barszczem albo kapusta i suchy chleb, którego nie było za wiele. Z rozkazu władz okupacyjnych porozbijano po wsiach żarna, o mąkę było trudno. Nawet w bogatszych domach brakowało słoniny, a nielegalny ubój bydła i trzody karano śmiercią3. Natychmiast też wzrosły ceny nieomal wszystkiego. Metr sukna, materii wcale nie wyborowej, kosztował 130 zł, płótna lnianego na bieliznę - 60 zł. Za męskie ubranie zapłacić trzeba było od 300 do 400 zł. W odpowiedzi na zwyżkę towarów przemysłowych podrożało również zboże w handlu prywatnym. Za 100 kg żyta płacono 130 zł, 100 kg pszenicy - 180 zł, podczas gdy oficjalna cena wynosiła 22 zł za żyto i 30 - 33 zł za pszenicę. Kilogram cukru zakupiony „na pasku”, inaczej bowiem go nie nabył, kosztował 6 do 8 złotych. Wkrótce pieniądze prawie straciły rangę środka płatniczego.
Nastąpił handel wymienny. Za mąkę, masło, ser, jajka, kaszę, słoninę dostać można było cukier, sól, naftę, mydło, materiał na ubranie, skórę na buty itp.

7 czerwca 1940 r. wydano rozporządzenie o wymianie pieniędzy. Wszystkie dawne polskie banknoty wycofano z obiegu, a wydano nowe z napisem „Bank Emisyjny w Polsce”, które ludność rychło nazwała „młynarkami”. Wymiana pieniędzy trwała nieomal miesiąc czasu, od 22 kwietnia do 20 maja 1940 r.

25 maja zarządzono przegląd i pobór koni dla potrzeb wojska. Z Nienadówki zabrano ich ok. 12, Za zabrane zwierzę płacono już nowymi banknotami. Oprócz siły pociągowej do taborów, Niemcy odczuwać poczęli również brak rąk do pracy.
powiększ zdjęcie

Banknoty Emisyjnego Banku Polskiego
z czasu okupacji niemieckiej.

Stąd uruchomiono szeroką kampanię rekrutacji młodzieży do wyjazdu na roboty do Rzeszy. Na płotach i przydrożnych drzewach pojawiło się sporo plakatów agitujących w tym względzie. Okupant zdając sobie sprawę z trudnego położenia młodych na wsi, sądził, że nadarzającą się okazję wykorzystają oni z ochotą. Wszak na miejscu nawet takie perspektywy się nie nadarzały. Mówi J. B. Ożóg: „Zaczęły się dla mnie szare, beznadziejne dni monotonnej egzystencji na wsi. Chodziłem do młocki, pracowałem przy zbiórce siana i przy żniwach. Wiele czasu spędziłem w lesie hrabiego Potockiego jako drwal. Była to robota bardzo wyczerpująca. Chodziłem z ojcem i bratem do karczowania pniaków i robić tzw. „Przecinki”. Pracowało się właściwie za darmo: jako wynagrodzenie dostawaliśmy tylko dziesięcinę urobku”4.

Niestety, ochotników zgłosiło się niewielu. Przeto wnet poczęto wyznaczać młodych do wyjazdu pod przymusem. I tak 29 maja 1940 r. miała wyjechać z Nienadówki młodzież w wieku od 15 do 25 lat, w liczbie kilkudziesięciu osób, wskazanych przez sołtysa. Pojechało jedynie trzech młodzieńców. Reszta nie zjawiła się wcale, ryzykując niemieckie represje.

11 czerwca faktycznie zjechało do Nienadówki niemieckie auto. Jednak nie szukano odwetu za incydent sprzed dwóch tygodni, lecz zabierano tylko tych, co wyrazili na to zgodę. Pojechało około 10 osób.

29 lipca przybył do Nienadówki oddział taborowy w liczbie 85 koni i 80 żołnierzy. Tabory umieszczono w plebańskim ogrodzie, w stajni stanęło 8 koni, w wozowni 2. Reszta rozlokowała się u pobliskich sąsiadów.

Z pobytem wojska w tym czasie związane są dwa zdarzenia, które mogły sprowadzić bardzo przykre skutki dla mieszkańców. Z powodu czyjegoś manipulowania przy przewodach wojskowej linii łączności, wiodącej z Nienadówki przez Trzeboś do Rakszawy, Niemcy 12 sierpnia rozkazali kierownikowi szkoły Robakowi wyznaczyć trzech gospodarzy jako zakładników w tej sprawie. Ponieważ kierownik Robak nie uczynił tego, w dniu 17 sierpnia aresztowano jego samego oraz Wawrzyńca Wosia, Jakuba Pikora i Marcina Nowaka. W międzyczasie wyszło na jaw, kto był sprawcą zakrawającego na sabotaż czynu (dwunastoletni chłopiec z Trzebosi), przeto winnego aresztowano, zaś zakładnicy 19 sierpnia znaleźli się na wolności. Z kolei 11 sierpnia wieczorem nieznani osobnicy weszli do plebańskiego ogrodu, gdzie stały tabory. Na wezwania wartowników nie reagowali, dopiero oddane przez nich strzały zmusiły ich do ucieczki. W konsekwencji tego zatrzymano i przesłuchiwano sołtysa wsi Walentego Kołodzieja. Jednak następnego dnia został on zwolniony z aresztu, wraz z nienadowskimi zakładnikami.

20 sierpnia 1940 r. landrat z Kolbuszowej zwołał na naradę wszystkich sołtysów, wójta i członków Komisji Kontyngentowej dla pozyskania zboża. Do Komisji z mocy rozporządzenia należeć musiał obowiązkowo każdy ks. proboszcz i kierownik szkoły W długiej mowie starosta groził, by Komisja wywiązała się ze swojego zadania, gdyż - w przeciwnym razie - zostaną surowo ukarani i Komisja, i ludność.

Nienadówce wyznaczono na kontyngent 800 q zboża. Wydano polecenie, by wszyscy mieszkańcy zgłosili się po odbiór kart przemiałowych, w których wyznaczono ilość zboża do oddania na 1 osobę. Zboże to należało zemleć we młynie przez władze wskazanym, gdzie od każdych 100 kg zboża, 25 zabierano do dyspozycji władz. Pierwszą ratę kontyngentu zbożowego gospodarze nienadowscy poczęli oddawać już 7 września.

W 1940 r. początek zimy ustalił się od 3 grudnia, zaś po 13 grudniu spadły większe śniegi, nastały silne mrozy. Znów zakazano odprawiania w noc wigilijną „Pasterki”, podobnie jak przed rokiem.

Rok 1941 zaczął się niespodziewanym atakiem zimy. Od Nowego Roku do Trzech Króli trwały wielkie zawieje śnieżne. Wszystkie drogi zasypane zostały grubymi zwałami śniegu. Ruch na szosie ustał zupełnie. Szlak komunikacyjny był nieprzejezdny do tego stopnia, że kwaterujący od lipca ub. roku na plebańskim obejściu żołnierze niemieccy na nartach udali się po chleb do Rzeszowa. Znowu setki osób z Nienadówki zapędzono do pracy przy odśnieżaniu szosy.

25 stycznia rozpisano w Nienadówce dodatkowy kontyngent zbożowy w ilości ok. 300 q. Prócz tego zewidencjonowano konie, bydło i sanie. Ponadto sołtys otrzymał polecenie, by na każde zawołanie gotowych miał 70 furmanek. W dzień Matki Boskiej Gromnicznej, 2 lutego, kwaterujący w Nienadówce żołnierze niemieccy jeździli konno szosą i nie wpuszczali do kościoła mężczyzn, kierując ich do usuwania śniegu z szosy. W kościele na sumie były więc tylko osoby w podeszłym wieku i dzieci. Tego dnia na szosie pracowało około 450 osób z Nienadówki. Dopiero od 9 lutego mrozy zelżały, a w następnych dniach śnieg nawet począł tajać.

Ciężkie położenie wsi wskutek wprowadzenia kontyngentów mięsnego i zbożowego niektórzy bardziej zapobiegliwi gospodarze usiłowali łagodzić, sprowadzając z odległych regionów o większej urodzajności produkty zbożowe, a następnie handlując nimi na tzw. czarnym rynku. Zw łaszcza zaopatrując wygłodniałe miasta. Proceder ten wiązał się jednak z dużym ryzykiem i często miast zysków przynosił straty, narażając ponadto osobiste bezpieczeństwo uczestników. Którejś nocy w połowic lutego 1941 żołnierze pełniący wartę obok baraków zatrzymali furmankę, rekwirując ok 7 ą pszennej mąki i kilkanaście kg słoniny. Tym razem ofiarą niemieckiej kontroli byli gospodarze z Trzebowniska, wiozący ów towar i Zamościa do Rzeszowa. 16 lutego, w niedzielę wieczorem niespodziewanie przybyło do Nienadówki „gestapo”. Przyjechali z Rzeszowa autem. Następnie, dobrawszy kilku żołnierzy spośród kwaterujących w barakach, poszli przeprowadzać rewizje w upatrzonych domach, część zaś prosto udała się do sklepu "Społem” w Dolnej Nienadówce. Tam zastali zebranych 12 gospodarzy. Byli to: Jan Ożóg, Marcin Chorzępa, Andrzej Chorzępa, Jan Krawiec, Marcin Pikor Jakub Gielarowski, Michał Chorzępa, Stanisław Nowak, Wojciech Oźóg, Jan Bełz, Walenty Gielarowski i Szczepan Chorzępa. Wszystkich aresztowano. Strach padł na Nienadówkę. Rychło jednak okazało się, że wizyta „gestapowców" nie wynika z zamierzonych działań władz niemieckich, lecz stanowi rezultat porachunków pomiędzy sołtysem a gospodarzami w Dolnej Nienadówce, którzy niezadowoleni byli ze sposobu pełnienia przezeń swej funkcji i niezadowolenie to otwarcie manifestowali. Wyrażali nawet sugestię o potrzebie zmiany na tym stanowisku. Chcąc przywołać krnąbrnych do porządku, sołtys w prowadzonej rozgrywce posłużył się Niemcami. O wszystkich poczynaniach „grupy spiskowej" informował sołtysa jego zastępca, Jakub Gielarowski, który udając „niezadowolonego", donosił o wszystkim swemu zwierzchnikowi. Mimo tego podzielił los „spiskowców". Ostatecznie uwięzieni gospodarze wrócili z aresztu do domów 11 marca 1941 r. Przy zwolnieniu - ponoć - poinformowano ich o powodach zatrzymania.

23 lutego 1941 r. wydarzył się w Nienadówce groźny incydent. W tym to dniu było wesele u Jakuba Pikora. Kilku żołnierzy niemieckich spośród kwaterujących w barakach przyszło sobie potańczyć. W trakcie zabawy wynikła awantura o dziewczynę. W rozgorzałej bójce pobito, a nawet poraniono Niemców. Na szczęście odbyło się bez żadnych konsekwencji dla wioski, jak i sprawców.

25 lutego miał miejsce drugi incydent. Późną nocą nieznany sprawca wybił kamieniami szyby w plebani w tym pokoju, w którym mieszkał Ober leutnant, dowodzący wojskiem stacjonującym w Nienadówce. Władze zagroziły kierownikowi szkoły Robakowi, że jeśli sprawcy nie wykryje, zostanie aresztowany. Od ks. proboszcza również zażądano wyjaśnień. Policja spisała stosowny protokół. Jednak sam Ober leutnant nie zdawał się do tego zdarzenia przywiązywać większej wagi, toteż groźna z pozoru sprawa nie nabrała dalszego biegu. Ks. proboszcz zaś czym prędzej wstawił nowe szyby.

13 marca 1941 r. wprowadzono jeszcze jeden rodzaj kontyngentu: wyszło polecenie władz, by każdy gospodarz oddawał po 2 l mleka od każdej posiadanej krowy. Następnego dnia wojsko spisywało lepsze domy we wsi.

Zaś 25 marca ok. 70 osób z Nienadówki otrzymało imienne karty do wyjazdu na roboty do Niemiec.

10 kwietnia nareszcie opuściło Nienadówkę wojsko niemieckie stacjonujące tu od lipca ub. roku. Udali się w kierunku Tomaszowa Lubelskiego, na granicę niemiecko-rosyjską. Od tego dnia rozpoczął się przemarsz wojska niemieckiego na wschód. Od Rzeszowa szły różne jego formacje: piechota, auta, działa przeciwpancerne. Nawet w niedzielę Wielkanocną w godzinach przedpołudniowych Niemcy kontynuowali marsz. Podobnie dnia następnego i do końca kwietnia. Niektóre pododdziały, zwłaszcza sanitarne i kawaleria, po kilka dni kwaterowały w Nienadówce. Oficerowie mieszkali na plebanii. Dla wszystkich stawał się oczywistym fakt, że wojna niemiecko-rosyjska przybliża się nieuchronnie. Przemarsz wojsk przez Nienadówkę ustał dopiero 8 maja. Wówczas to nastąpiło wydarzenie mogące mieć bardzo tragiczne konsekwencje. Kwaterującym u Słowika w Dolnej Nienadówce Niemcom ukradziono siodło i uzdę. Za ten czyn władze zagroziły uwięzieniem 10 gospodarzy. Na drugi dzień zaginione siodło znaleziono na słupie przy stawie u p. Jabłońskiego. Brakowało przy nim jednak pasów i uzdy. Niemcy zagrozili śmiercią gospodarzowi, u którego przedmioty te zginęły. W końcu - po usilnych prośbach - zgodzili się przyjąć od gospodarzy zapłatę za szkodę w kwocie 120 zł. Tym to sposobem załagodzono owo niebezpieczne zajście.

W następnych dniach znowu nastał na szosie nienadowskiej wielki ruch aut i broni pancernej. W nocy 5 czerwca przybył do Nienadówki pododdział artylerii ciężkiej. Rozlokował się na plebańskim obejściu, zajmując niemal wszystkie pomieszczenia. Wszędzie we wsi pełno było wojska niemieckiego różnych służb i formacji. Ks. Bednarski w swojej kronice pod datą 8 czerwiec, zanotował: „Przez całą noc szło wojsko niemieckie wśród śpiewów i muzyki”. 9 i 10 czerwca - „Stale idą wojska w kierunku Sokołowa”.
W tym też czasie rozpoczęły się regularne, trwające z małymi przerwami do wiosny 1944, łapanki młodzieży na roboty do Niemiec. Zakres i intensywność tej akcji wyraźnie wskazywały, jak wielki wysiłek wojenny podjęła Rzesza Niemiecka, szykując się do wojny z Rosją.

W związku z tym młodzi ludzie w Nienadówce poczęli prowadzić skryty, na pół konspiracyjny, tryb życia. Unikali pojawiania się we wszelkich miejscach publicznych, jak też przebywania za dnia i nocowania w domu. Zarówno pora roku, jak i nasilająca się w tym czasie praca połowa wydatnie temu sprzyjały.

22 czerwca, w niedzielę, gdy wybuchła wojna niemiecko - rosyjska, w kościele nienadowskim zgromadziły się prawie wyłącznie osoby starsze, oraz dzieci.
powiększ zdjęcie

"Junacy" w obozie pracy w Świerczowie
k. Kolbuszowej.

Młodzież nie przybyła na Mszę właśnie z obawy przed „branką” do Niemiec. Ks. proboszcz Bednarski notuje więc z zatroskaniem: „Przez połowę czerwca, cały lipiec, aż do 10 sierpnia młodzież męska i żeńska, oraz młodzi gospodarze prawie że nie uczęszczały do kościoła, z obawy branki do Niemiec. Młodzi całymi miesiącami nie spali w domu, ale po polach. Miało to bardzo ujemny skutek moralny”.

Tego rodzaju metoda postępowania młodzieży została przez okupanta zauważona i - prawdopodobnie - wpłynęła na zmianę postępowania władz niemieckich. Albowiem 10 sierpnia Niemcy ogłosili, że do pracy brać będą tylko ochotników. Obietnica ta od początku nie wydawała się być możliwą do spełnienia, gdyż chętnych na wyjazd praktycznie nie było, a potrzeby na darmową siłę roboczą w Reichu, ogromne. Chodziło raczej o to, by odwieść młodzież od ukrywania się, co rodziło większe nadzieje werbunkowe poprzez działanie z zaskoczenia. Późniejszy rozwój wydarzeń w tym względzie hipotezę tę w pełni potwierdził. Tegoż dnia 10 sierpnia dotarła do parafii nienadowskiej smutna wiadomość o rekwirowaniu dzwonów kościelnych.

14 sierpnia władze okupacyjne wydały rozporządzenie w sprawie dostarczania kontyngentu zbożowego, ziemniaczanego, oraz siana i słomy. Nienadówka obowiązana była oddać w ramach kontyngentu jesienią 1941 r. 957 q czterech zbóż oraz 21 wagonów ziemniaków. Z powodu rozpoczętej we wrześniu akcji wysiedlania północnej części powiatu kolbuszowskiego, gdzie przygotowywano tereny pod olbrzymi poligon wojskowy dla potrzeb Wehrmachtu i Luftwaffe, do Nienadówki poczęły przybywać osoby z tamtych stron. Sołtys kierował je na kwatery do wybranych gospodarzy.

5 listopada 1941 r. zjechała do Nienadówki karna komisja w związku z niewywiązywaniem się gospodarzy z dostaw mleka kontyngentowego, nakazanych rozporządzeniem z 18 marca. Komisja odwiedzała opornych rolników, rozbijała garnki, maślniczki, zabierała nabiał. Od 7 listopada nastały mrozy, choć śniegu spadło niewiele. 24 listopada władze poleciły obcinać grzywy i ogony u koni, a pozyskany włosień oddawać. Dwa dni później odbył się przegląd bydła.

Z początkiem grudnia 1941 r. wystąpiła w Nienadówce i okolicy epidemia tyfusu plamistego. Istniała opinia, że roznosicielami tej choroby byli jeńcy radzieccy, którzy zbiegli z obozu w Majdanie Królewskim. Trudno orzec, na ile wersja ta była zgodna z prawdą. Istnieje podejrzenie, że upowszechniały ją władze niemieckie w tym celu, by odizolować uciekinierów od miejscowej społeczności i tym samym skuteczniej móc ich wyłapać.

9 grudnia przerwano z powodu epidemii naukę w szkołach, zaś 22 władze zakazały odprawiania wszystkich nabożeństw w kościele. Wskutek tej chorobv zmarło w parafii 22 osoby.

Rok 1942, trzeci rok wojny i okupacji zaczął się opadami śniegu i silnymi mrozami. Na samym jego początku, 19 stycznia, Niemcy przesiedlili kilkanaście rodzin żydowskich z Nienadówki do getta w Sokołowie Młp. Mogli oni zabrać tylko rzeczy osobiste i sprzęt gospodarstwa domowego. Pozostały majątek zmuszeni byli zostawić. Opuszczone przez Żydów domostwa zajmowały wysiedlone z innych stron polskie rodziny.

Deportowanym żal było pozostawionego majątku, ponadto światlejsi i nich wyczuwali, że przesiedlenie do getta stanowi pierwszy etap ich likwidacji. Swoimi wątpliwościami dzielili się z gospodarzami z sąsiedztwa, jak i tymi, co przewozili ich furmanką. Bywało, że w wielkim zaufania powierzali im na przechowanie posiadane kosztowności. Byli też tacy, co postanowili zaryzykować i zamiast do getta, udali się do lasu. Dla tych jednak sytuacja okazała się podwójnie niesprzyjająca.

Niemcy przewidywali, że część Żydów będzie nieposłuszna wobec zarządzeń, stąd z całym rozmysłem urządzili deportację do getta w okresie zimowym. Na dodatek wyszło zarządzenie, w myśl którego za udzielenie pomocy, ukrywanie Żyda groziła Polakom kara śmierci. W tych okolicznościach szansę przetrwania uciekinierów, choćby do lata, były minimalne. W okolicach w owym czasie nie było jeszcze żadnych leśnych oddziałów partyzanckich, tak więc bezbronni Izraelici wnet stali się zwierzyną tropioną przez policję i żandarmerię niemiecką. Jeśli zdołali się nawet wymknąć urządzanym licznym obławom, to głód i zimno okazały się dlań zabójcze.

Szukali więc schronienia w pobliżu domów, sypiali w stodołach, szopach, kopcach na ziemniaki. Polska społeczność nienadowska - generalnie - odnosiła się ze współczuciem do losu niedawnych współmieszkańców. Wielu gospodarzy - narażając życie - udzielało Żydom pomocy, żywiąc ich i przechowując. Jednak trafiały się i wyjątki, które na cudzym nieszczęściu zapragnęły się wzbogacić. Jerzy Koziarz przytacza przykład mieszkańca nienadowskich Porąb, który wydał ukrywających się Żydów za 50 kg cukru5. W Nienadówce Dolnej młoda Żydówka ukrywała się w piecu chlebowym opuszczonego domu. Mieszkańcy z sąsiedztwa pomagali jej przeżyć, dostarczając jedzenie. Znalazł się jednak ktoś, kto doniósł na policję. Nieszczęsną kobietę wykryto i zastrzelono.

Niestety, pośród społeczności nienadowskiej trafiali się i tacy, co perfidnie ograbiali przechowywanych Żydów, a następnie wydawali ich w ręce Niemców. Powziąwszy uprzednio przeświadczenie, że nie posiadają już nic co by przedstawiało jakąkolwiek wartość Na szczęście były to niechlubne wyjątki. Wskutek troskliwości szeregu osób niemowlę żydowskiego pochodzenia znalezione na progu gospodarza w Nienadówce Dolnej trafiło do Sióstr Służebniczek w miejscowej ochronce. Tutaj w ukryciu chowało się aż do momentu adopcji, następnie z przybranymi rodzicami dziewczynie owa wyjechała na Ziemie Odzyskane, potem za granicę. Osoba ta - podobno - żyje do chwili obecnej6.

10 lutego 1942 r. policja przy współudziale wójta i sołtysa aresztowała 10 osób z Nienadówki. Osadzeni zostali w więzieniu sokołowskim. Zatrzymano, ich prawdopodobnie za to, że nie stawili się do usuwania śniegu z szosy. Przed świętami Wielkanocnymi gospodarze nienadowscy - na rozkaz władz - udali się furmankami przewozić dobytek kolonistów niemieckich z Raniżowa pod Mielec. Obejmowali tam gospodarstwa po wysiedlonych Polakach.

4 kwietnia, w Wielką Sobotę, zezwolono odprawiać nabożeństwo w kościele, zaś niemal dwa tygodnie później, 16 kwietnia wznowiono w szkole zajęcia, po przerwie spowodowanej - oficjalnie - epidemią tyfusu.

W dzień Bożego Ciała, 4 - kwietnia 1942r., gestapo aresztowało sekretarza gminy zbiorowej Sokołów - wieś, Michała Ciska z Nienadówki. Powodem było wydanie "lipnego” dowodu tożsamości. Wraz z nim zatrzymany został również wójt gminy. Obydwu wywieziono do Rzeszowa. Następnego dnia wójt wrócił, lecz usunięto go ze stanowiska. Michał Cisek zaś zesłany został do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

25 czerwca setki chłopskich furmanek wywoziło Żydów z likwidowanego sokołowskiego getta do Rzeszowa. Cała wywózka trwała trzy dni. W jej trakcie zabito 27 osób. W połowie lipca dokonano w Nienadówce kolejnego przeglądu bydła. Każdą sztukę klasyfikowano i zakładano kolczyki.

Rok 1942 stał czasem masowego zawiązywania struktur organizacji bojowych w terenie. Sprzyjała temu sytuacja na froncie, gdzie niezwyciężona dotąd armia niemiecka zaczęła ponosić porażki. Nadzieja odwrócenia biegu wydarzeń wojennych rosła z dnia na dzień. W Nienadówce - mimo zakazu władz - sporo osób zachowało odbiorniki radiowe. Słuchałając audycji polskiego radia BBC z Londynu, posiadali rozeznanie w rozwoju sytuacji wojennej. Należał do nich kpt. Wojciech Chorzępa legionista I Brygady - uczestnik wojny 1920 r., następnie oficer służby stałej - KOP w Czortkowie na południowo - wschodniej granicy państwa. Biorąc czynny udział w działaniach obronnych kampanii wrześniowej - 1939, - uniknął szczęśliwie niewoli tak niemieckiej jak i radzieckiej, samotnie docierając w rodzinne strony. Tu wnet założył sklep stanowiący źródło utrzymania, jak i doskonałą przykrywkę dla prowadzenia konspiracyjnej działalności7.

W organizującym się kolbuszowskim obwodzie AK „Kefir" kpt. Wojciech Chorzępa „Bawół”, „Roland” objął funkcję kwatermistrzu Obwodu, którą pełnił do końca konspiracji. Organizacją placówki AK na terenie wsi zajmowali się: nauczyciel Józef Guzenda i akademik Politechniki Lwowskiej, Jan Nowiński. Wkrótce - za ich pośrednictwem - wciągniętych zostało w pracę konspiracyjną na przestrzeni roku 1942 i wiosny 1943 sporo mieszkańców Nienadówki, w tym wszyscy inteligenci i rezerwiści wojskowi. Inne formacje okupacyjnego podziemia na terenie Nienadówki nie powstały. Wysiłki St. Szybistego z pobliskiej Stobiernej na rzecz zawiązania na nienadowskim gruncie komórki organizacyjnej prokomunistycznej spełzły na niczym. Niestety, rok 1942 zaznaczył się również ożywioną działalnością uzbrojonych grup przestępczych, dopuszczających się wymuszeń, rabunku i rozbojów na ludności.

19 września czterech uzbrojonych bandytów napadło na plebanię w Trzebosi, obrabowało po drodze kilku zamożniejszych gospodarzy, a następnie zjawiło się w Nienadówce. Tutaj dokonało rabunku najpierw u Pawła Wyskidy i Pawła Krzanowskiego, potem zabrało pieniądze u Tomasza Prucnala. Następnie bandyci kazali zaprowadzić się do Jakuba Wyskidy. Tutaj akurat chwilowo przebywał u ojca ks. Wojciech Wyskida. Księdzu zabrali zegarek, zarzutkę i 200 zł, ojcu 400 zł i dwa ubrania. Po czym kazali się odwieźć. Musiał więc Wyskida wozić bandytów do Medyni, gdzie odwiedzili jeszcze tamtejszego ks. proboszcza i paru gospodarzy, a potem do Czarnej. Dopiero pod lasem w pobliżu tej miejscowości wysiedli, polecając gospodarzowi wrócić furmanką do Nienadówki

20 września z Nienadówki wyjechać miało na roboty do Niemiec 16 osób. Sołtys wyznaczył, lecz nikt nie stawił się do wyjazdu. Wielka musiała być irytacja Niemców z tego powodu, skoro 23 września sam Land komisarz Twardoń z Kolbuszowej wyłapywał w Nienadówce ludzi do pracy w Niemczech. Zachowywał się bardzo brutalnie, do uciekających strzelał, a złapanych powalał na ziemię, bił i kopał bez litości.

Prosto z pola zabrał służącą na plebanii Marię Prucnal. Złapanych autem odstawiono do Sokołowa.

Hipotezę o wielkim zdenerwowaniu władz niemieckich z powodu nieposłuszeństwa ludności potwierdza następny wymowny fakt z tamtych dni. Otóż 27 października Kreishauptman Ehaus z Rzeszowa zwołaj wielkie zebranie księży i nauczycieli w rzeszowskim kinie „Apollo”. Zgromadzonym licznie (ok. 400 osób) zarzucił, że duchowieństwo i nauczyciele zakazują ludności wyjazdu do Niemiec, sabotując w ten sposób „niemieckiej dzieło odbudowy”. W związku z tym on kieruje do wyjazdu wszystkich księży i nauczycieli do 35 roku życia. Konsternacja na sali była ogromna. Jednak dr polecił wracać do domu, przygotować się do wyjazdu i następnego dnia stawić na stacji kolejowej. Część z przeznaczonych polecenie wykonała, niektórzy (zwłaszcza spośród nauczycieli) poczęli się ukrywać. Na szczęście w tym przypadku hitlerowski urzędnik okazał się gorliwy ponad potrzebę. Nastąpiła interwencja ze szczebla generalnego gubernatora i 30 października kandydatów do wyjazdu wytypowanych przez Kreishauptmana zwolniono do domu. Istnieją sprzeczne wersje co do przyczyn interwencji władz GG w tej akurat kwestii.

1 listopada rozeszły się w Nienadówce pogłoski, że tego dnia odbędzie się wyłapywanie ludzi do Niemiec. Dlatego w ten dzień - Wszystkich; Świętych - nie odbyła się procesja na cmentarzu. Nabożeństwo za zmarłych odprawiono wyłącznie w kościele. Wśród ludności wioski zapanowało wielkie przygnębienie. To co zapowiadane było na dzień Wszystkich Świętych, sprawdziło się w całej rozciągłości trzy dni później. 4 listopada właśnie wyłapywano ludzi po domach. Zabrano 12 osób. 6 listopada znowu policja zjechała do Nienadówki i zabrała 9 osób. Tego rodzaju nagły i zaskakujący werbunek okazał się jednak posunięciem
chybionym albowiem 8 listopada komisja kwalifikująca wysłaną do Niemiec siłę roboczą w Krakowie, uznała za zdolnych do pracy spośród złapanych w Nienadówce 4 listopada, tylko 3 osoby. Resztę odesłano z powrotem do domu. Za drugi symptom niezadowolenia władz z rezultatów „branki" uznać należy fakt, żę Landkomisarz Twardoń z Kolbuszowej jeszcze niedawno osobiście powiększ zdjęcie

Landkomisarz Twardoń (drugi z lewej)

wyłapującyjpo po polach nienadowską młodzież, skierowany został jako żołnierz na front wschodni.

Grudzień 1942 był chyba najbardziej tragicznym miesiącem w okupacyjnćj historii Nienadówi. Składał się bowiem z samego pasma nieszczęść i ludzkiej tragedii. Na samytny początku 5 grudnia wieczorem do domu nienadowskiego gospodarza Marcina Buczaka przybyło 7 uzbrojonych ludzi z zamiarem przenocowania. Ten skierował ich do swojego teścia Sebastiana Drapały, mieszkającego w przysiółku Poręby. Tam nieznajomi przybysze polecili Drapałowej ugotować coś do jedzenia, sami zaś poszli spać do stodoły. Drapałowa, wypełniając zarządzenie władz niemieckich, zawiadomiła o pobycie w jej zagrodzie niespodziewanych gości, rejonowego Stanisława Kołodzieja. Ten wiadomość owa przekazał niezwłocznie sołtysowi, zaś sołtys natychmiast złożył stosowny meldunek na posterunku żandarmerii niemieckiej w Sokołowie Młp.

Po upływie ledwo godziny na Porębach zjawił się sprowadzony w trybie alarmowym oddział ekspedycyjny z Jasionki. Stodołę otoczono ciasnym pierścieniem, ustawiono karabiny maszynowe. Ostrzegawcza seria wyrwała partyzantów ze snu. Rozbudzeni w środku nocy, próbowali ratować się ucieczką do pobliskiego lasu. Niestety, żadnemu z nich nie udało wydostać się z okrążenia. Wszyscy zginęli przy próbie sforsowania kordonu i zapory ogniowej karabinów maszynowych. Odjeżdżając, Niemcy polecili ciała zabitych zakopać w lesie. Mieszkańcy Porąb dokonali pochówku, przedtem pozbawiając ich wszelkiego odzienia.8

Niedługo potem, 8 grudnia, około 1-szej godziny w nocy kilku uzbrojonych mężczyzn złożyło wizytę nienadowskiemu sołtysowi Walentemu Kołodziejowi. Rychło okazało się, że przybyli oni wykonać na nim wyrok śmierci, wydany przez władze podziemne. Sołtysowi odczytano treść wyroku, polecono odmówić modlitwę za swoją grzeszną duszę, następnie po słowach: „wieczne odpoczywanie mojej duszy racz dać Panie”, padł strzał, pozbawiający go życia.

Z kolei 15 grudnia na cmentarzu sokołowskim rozstrzelano trzech mieszkańców Nienadówki: Jana Chorzępę, lat 26, Jana Depkę, lat 52 i Franciszka Skoczylasa, lat 32. Dwaj ostatni byli zupełnie niewinnymi ludźmi, pierwszego dwa dni wcześniej aresztowała policja jako podejrzanego o liczne przestępstwa. Trudno tedy znaleźć powód ich wspólnej egzekucji. Ks. Bednarski notuje w swojej, kronice, że mówią, że rozstrzelano ich dla postrachu dla żyjących.

Następnie tuż przed wigilią Bożego Narodzenia, 23 grudnia 1942 r. dokonano napadu na dom Szczepana Kołodzieja - w Nienadówce Górnej. Kołodziej jednak wykazał się przezornością, napastników do domu nie wpuścił, lecz zabarykadowawszy się, począł odpowiadać ogniem. Ci, zaskoczeni zapewne powstałą sytuacją, wycofali się, podkładając ogień pod dom i oborę. Dom przy pomocy sąsiadów uratowano, obora zaś spłonęła. Takimi tragicznymi wydarzeniami zakończył się w Nienadówce rok 1942.

Kolejny rok wojenno - okupacyjnej rzeczywistości, 1943, zaznaczył się wyraźnym rozwojem konspiracyjnej działalności. Front wschodni począł się załamywać. Niemcy ponosili klęskę za klęską, podobnie na innych kierunkach działań. Widać było, że w wojnie nastąpił nieodwracalny przełom. Nadzieje zatem rosły...

Jednak okupacyjne władze niemieckie usiłowały działać nadal po dawnemu. 9 lutego 1943 r, na plebanię nienadowską przybyło 8 policjantów niemieckich. Ks. proboszcz musiał ich nakarmić i przenocować. Na drugi dzień furmankami pojechali w kierunku Huciska. W nienadowskich lasach zastrzelili 4 Żydów, zbiegłych z getta i ukrywających się od wiosny ubiegłego roku. 28 lutego nieznani sprawcy podcięli i obalili kilka słupów telegraficznych na nienadowskim terenie, na łąkach probostwa. Akcja owa była dziełem oddziału partyzantki GL „Iskra”. Cel jej niezbyt jasny, nawet wieloznaczny. Szczęśliwie represji wobec mieszkańców Nienadówki z tego powodu nie było.

10 marca wyznaczono 30 osób na wyjazd do pracy w Rzeszy. Pojechało zaledwie sześć osób. Konsekwencje owego nieposłuszeństwa były takie, że z powodu niewykonania planu wysyłki ludzi do Niemiec przez gminę Sokołów - wieś, nałożono na nią zbiorową kontrybucję w wysokości 30 tys. złotych. Nienadówka złożyła 13 tysięcy, które po dostarczeniu brakujących do rachunku osób władze zwróciły.

17 marca nocą gestapo przyjechało autem do Jana Jagusiaka w Nienadówce Górnej. Przyprowadziła ich tu Józefa Jagusiakowa z Szybistych ze Stobiemej. Józefa Jagusiakowa była bowiem siostrą Stanisława Szybistego, usilnie poszukiwanego przez Niemców działacza rzeszowskiej komórki PPR i GL. Na zadane jej w Stobiernej pytanie, gdzie brat przebywa, miała odpowiedzieć, że poszedł do szwagra do Nienadówki. Niemcy nie dali się zbić z tropu i natychmiast kazali się tam zaprowadzić. Gdy na miejscu odkryli jej kłamstwo, aresztowali Jana Jagusiaka wraz z synem Stanisławem, zaś ją zastrzelili na drugi dzień w Świlczy. Natomiast J. Jagusiak wkrótce zesłany został do obozu koncentracyjnego, w Oświęcimiu, z którego nie powrócił, syna Stanisława po pewnym czasie zwolniono z aresztu.

19 marca w nocy gestapowcy zastrzelili nienadowskiego gospodarza Jana Ryglewicza, ponieważ nie zatrzymał się na ich polecenie. Z kolei drugi mieszkaniec Nienadówki, Stanisław Noworól, lat 30, wracający nocą, ok. godziny 23-ciej z Sokołowa, również nie posłuchawszy wezwań do zatrzymania, rzucił się do ucieczki. Biegnąc przez pole plebańskiej, a następnie klucząc miedzy budynkami, uniknął gestapowskiej pogoni. Mimo, że prześladowcy posłużyli się psem tropiącym i oddali w jego kierunku niemało strzałów...

Rozgniewani tym bardzo wtargnęli następnie na plebanię z pretensjami do ks. proboszcza, że ukrywa on bandytów i komunistów. Grozili wyciągnięciem z tego powodu natychmiastowych konsekwencji. Jednak ugoszczeni, udobruchali się nieco, a następnie położyli spać na plebanii. Na drugi dzień kazali się odwieźć furmankami w stronę lasu. 21 marca znowu przybyło na plebanię 12 policjantów. Ci przenocowali tylko i wczesnym rankiem następnego dnia opuścili probostwo.

W końcu kwietnia spore poruszenie wśród mieszkańców, wioski spowodował fakt wylądowania na polu Michała Nowaka w Nienadówce Górnej sporego balonu, zaopatrzonego w zwój drutu antenowego i jakiś tajemny mechanizm zegarowy. Bardzo różnie tłumaczyli sobie to wydarzenie miejscowi gospodarze. Władze niemieckie - rzecz jasna - natychmiast zajęły się tą sprawą.

Nauczanie szkolne, okrojone na samym początku okupacji poniżej wszelkiego minimum podstaw, rychło stało się przedmiotem troski władz podziemnych Rzeczypospolitej Polskiej. Ogromnym wysiłkiem środowisk konspiracyjnych i pracowników oświaty udało się stworzyć alternatywny do oficjalnego system kształcenia na poziomie programów zorganizowanego tajnego nauczania. Na terenie Nienadówki w 1943 roku rozpoczęły działalność dwa rodzaje tajnych kompletów: przygotowujący uczestników do egzaminów z siódmej klasy szkoły powszechnej, oraz na poziomie gimnazjum. W opracowaniu J. B. Ożoga, poświęconemu temu tematowi, czytamy m.in. "wykładowcami szkoły powszechnej (przygotowujących do gimnazjum) byli nauczyciele miejscowej szkoły: Józef Guzenda i Karol Robak oraz student Politechniki Lwowskiej Jan Nowiński, wybitny działacz AK na tym terenie, później (latem 1944 r.) schwytany przez zbirów gestapo. Uczęszczało na te kursy około 10 chłopców z Nienadówki w wieku 16, 17 lub 18 lat, wszyscy zakonspirowani w AK, m.in. Stanisław Kołodziej i Stanisław Ożóg. Nauka odbywała się w domu Marcina Nowińskiego, Józefa Guzendy i Karola Robaka. Komplety gimnazjalne prowadziłem ja i Jan Nowiński"9.
Zaś wspomniany już Jerzy Koziarz, charakteryzując tę problematykę w dekanacie sokołowskim, przy okazji omawiania grup tajnego nauczania, działających na terenie miasta Sokołowa, zauważa: „W okolicznych wsiach pracowały analogiczne zespoły: w Nienadówce pod kierunkiem Jana Bolesława Ożoga, Józefa Guzendy, Tadeusza Robaka, absolwenta Politechniki Lwowskiej Jana Nowińskiego i Ludwika Janika”10. powiększ zdjęcie

Tajne komplety w Nienadówce. Egzamin końcowy 20 maja 1943 r. Od lewej stoją: Józef Nowak, Antoni Buczak, Jan Ożóg, jan Krudos. Siedzą od lewej: Józef Plizga, Jan Bolesław Ożóg, Jan Ożóg, Gruszka (Gdula, Ludwik Janik, Antoni Miazga

19 maja 1943 r. około godziny 11-tej w nocy powtórnie dokonano napadu na dom Szczepana Kołodzieja w Nienadówce Górnej. Napastnicy zastrzelili psa, wybili okna, wdarli się do domu, chcąc dopaść gospodarza. Ten jednak - widocznie przygotowany na taką ewentualność - umknął prześladowcom na strych w czasie, gdy ci wypytywali żonę i służącą o miejscu jego pobytu, poprzez dach wydostał się na zewnątrz po drogiej stronie domu, po czym oddalił się w pole. Gdy obydwie kobiety odparły, że nie wiedzą gdzie podział się gospodarz, polecono im natychmiast opuścić dom. W trakcie wychodzenia w niewiadomych okolicznościach zginęła żona Sz. Kołodzieja, służąca zaś ocalała. Następnie Niemcy podpalili dom i oborę. Pożar domu udało się ugasić, obora zaś spłonęła, a w niej inwentarz: trzy sztuki bydła i koń. Kołodziej, o którego najbardziej im chodziło, pozostał nadal nieuchwytny.

21 czerwca 1943 r. W poniedziałek nastał najbardziej tragiczny dzień dla Nienadówki w jej okupacyjnej, a - być może nawet - ogólnej historii. Wczesnym rankiem śpiących jeszcze mieszkańców obudziły odgłosy karabinowych wystrzałów. Wieś otoczono pierścieniem wojska. Na szczycie zniesienia szosy wiodącej do Rzeszowa od strony południowej stanęło auto z karabinem maszynowym, z którego ostrzeliwano teren wsi. Dosłownie za kilka chwil miał się rozegrać dramat pacyfikacji.....

Z wydarzeniem tym - mimo upływu półwiecza - wiąże się szereg nie wyjaśnionych do końca zagadek. W przypadku Nienadówki bowiem Niemcy nie mieli nawet formalnego powodu dla przeprowadzeni tego rodzaju, krwawej akcji, w przeciwieństwie do innych wiosek, gdzie pacyfikacje stosowano jako odwet za niezbyt przemyślane akcje oddziałów partyzanckich, czy samo przechowywanie „bandytów” - jak w niemieckim żargonie nazywano żołnierzy podziemia. Nienadówka nie dostarczyła nawet takiego pretekstu do tego, co ją owego czerwcowego dnia spotkało

Jan B.Ożóg poruszając fragmentarycznie ową kwestię w artykule pt. „Konspiracja i partyzantka”, umieścił jedno bardzo wymowne zdanie: "napuszczony został tutaj oddział SS, który przez kilka godzin szalał i mordował”. Szkoda, że zabrakło dopowiedzenia w temacie przez kogo ów oddział SS został napuszczony. Z drugiej jednak strony nie wydaje się możliwe, by feralnego dnia Niemcy pojawili się w Nienadówce przypadkiem. Zarówno czas ich przybycia do wsi, jak też przedsięwzięte środki zabezpieczenia terenu wskazują, była to akcja z premedytacją zaplanowana.

J. Koziarz twierdzi, że pacyfikacji Nienadówki dokonała zmotoryzowana kompania policji niemieckiej pod dowództwem Obersturmfuhrera SS Knauera, która właśnie w czerwcu 1943 r., przybyła do Sokołowa. Autor ten dalej sugeruje, że „był to prawdopodobnie jeden ze specjalnych oddziałów (Sonderkomando) dla akcji odwetowych. Traktowali Sokołów jako bazę wypadową, skąd przed świtem wyruszali na akcje”. 11 (...) Nie wyjaśnia to jednak wobec czego był ten odwet. W przypadku Nienadówki - na przykład.

Rozbudzeni wystrzałami ludzie w pierwszym odruchu poczęli uciekać w pole. Niestety, w zbożach ukryci byli niemieccy żołdacy i ci bez pardonu strzelali do usiłujących szukać schronienia. „Ocalałem tego dnia tylko cudem, uciekając przed strzałami, które oddawał za mną pędzący na motocyklu zbir hitlerowski. Zdołałem się schronić w łanie zboża” - wyznaje - B. Ożóg. Zaś Jan Bełz wspomina: "Gdy zorientowałem się, co zaszło, postanowiłem uciekać w pole. Ale ledwo wybiegłem zza zabudowań, padły strzały. Celowano do mnie, kule świsnęły mi przed samą piersią. Strzelał żołnierz usadowiony w wiatraku stojącym na polu Buczaków. Zawróciłem".

Tymczasem w samej wsi hitlerowscy oprawcy poczęli chodzić po domach, bez zdania racji strzelając do leżących w łóżku, albo znajdujących się już na obejściu osób. W ten sposób, zabito 8-miu mężczyzn. Śmierć ponieśli: Stanisław Józef Chorzępa, lat 38, Wojciech Chorzępa, lat 17, Jan Chorzępa, lat 35, Michał Chorzępa, lat 17, Michał Zapora, lat 50, bracia Stanisław Malec, lat 17 i Józef Malec, lat 16, oraz przypadkowo goszczący W Nienadówce Jan Kantor, lat 37. Niemal w cudowny sposób uratował się Jan Słonina. Faszystowski kat zastał go podobnie jak i innych leżącego w łóżku. Niemal automatycznie uniósł karabin i zza framugi drzwi strzelił. Jednak - szczęśliwym trafem - pocisk przeszedł bokiem, pod skórą szyi, wskutek czego Słonina zdołał uniknąć śmierci. Uratowany został jeszcze Wojciech Marszał, raniony w bok. Wyleczył się potem z ran w szpitalu.

Podczas gdy jedni żołdacy mordowali w mieszkaniach i na obejściu, inni niemal z całej wsi spędzali mężczyzn ku jej środkowi, w stronę szosy. Prowadzili ich dziesiątkami. Tutaj, następowało legitymowanie. Kto tylko wzbudził jakiekolwiek podejrzenie, lub miał zbyt delikatne - jak na rolnika ręce, tego odstawiali osobno. W ten sposób wysegregowano czternastu. Po skończonym przeglądzie wszystkim spędzonym pozwolono wrócić do domu, zaś owych czternastu wywieziono do Sokołowa. Byli to: Tadeusz Chrzanowski, lat 19, Szymon Kuter, lat 38, Szczepan Kobylarz, lat 22, Józef Kida, lat: 35, Józef Nowiński, lat 40, Stanisław Ożóg, lat 37, Jan Ożóg, lat 21, Wojciech Ożóg, lat 35, Józef Pikor, lat. 18, Józef Surowiec, lat 21, Stanisław Stopa, lat 20, Józef Szczygieł, lat 23, Józef Wójcik, lat 20, Tomasz Wójcik, lat 22.

Zatrzymanych przewieziono następnie do więzienia na zamku w Rzeszowie i 29 czerwca 1943 r. w grupie 35 osób skierowano do obozu w Pustkowie. Stamtąd niemal po miesiącu, bo 28 lipca 1943 r., przetransportowano ich do Oświęcimia, gdzie po całonocnym postoju na rampietransport ruszył dalej, aż do obozu Sachsenhausen, koło Oranienburga. Tam w okresie zimy 1944 - 1945 większość więźniów z Nienadówki zginęła. Po wojnie w 1945 r., wrócili do domu: Stanisław Stopa, Józef Wójcik, Tomasz Wójcik. Podobno wrócił też Szczepan Kobylarz - wysiedlony do Nienadówki z Woli Raniżowskiej, zaś Jan Ożóg zmarł w 1946 r. w Lubece.12

Ofiary hitlerowskiego bestialstwa pogrzebano na nienadowskim cmentarzu we wspólnym grobie. Podkreślenia wymaga fakt, że sprawcy owego ohydnego mordu przed odjazdem publicznie ogłosili, że zastrzelili „bandytów”. 20 czerwca 43 roku, w niedzielę poprzedzającą ów tragiczny dzień, w domu Pawła Janika odbyły się egzaminy maturalne z kompletów tajnego nauczania dla całego kolbuszowskiego okręgu. Niektórzy egzaminatorzy (np. Gabriel Brzęk) z racji odległości do miejsca zamieszkania nie odjechali po skończonych egzaminach, a postanowili zanocować do poniedziałku. Na szczęście nie zostali odkryci przez obławę niemiecką.

Jeszcze nienadowska społeczność nie zdążyła się otrząsnąć po przeżytym dramacie, a niemiecka policja już przystąpiła do łapania ludzi na roboty do Rzeszy. 2 lipca schwytano kilku młodzieńców.

27 października wieczorem uzbrojona bojówka niewiadomego pochodzenia zabiła Stanisława Kołodzieja z Porąb. Podejrzewa się, że sprawa ta miała związek z rolą jaką St. Kołodziej odegrał w naprowadzaniu Niemców na trop oddziału, który 5 grudnia 1942 nocował w stodole S. Drapały. Taki sam los zgotowany był też jego bratu, Adamowi. Zdołał on jednak zbiec. W konsekwencji zrabowano jego domostwo.

2 listopada, w dzień Zaduszny, chwile grozy przeżyli mieszkańcy Nienadówki Górnej, z samego jej początku. Tego to bowiem dnia Niemcy otoczyli w lesie za Trzebuską oddział partyzancki GL „Iskra”. Niedaleko nienadowskich zabudowań w pobliżu rozwidlenia dróg, ustawiono karabin maszynowy mający ryglować przemieszczanie się partyzantów w przypadku ich wydostania na otwarte pole. Osaczeni w gąszczu próbowali się jednak przebijać w głąb lasu. Zaledwie paru osobom udało się wyjść poza pierścień obławy, reszta poległa w nierównej walce.

1 grudnia 1943 r., około godziny 730 wieczorem, dwóch uzbrojonych mężczyzn weszło na plebanię. Nim ks. proboszcz drzwi otworzył, podali się jako „wiejska warta”. Gdy jednak ks. odparł, że żadnego głosu nie poznaje, przybysze zadysponowali krótko: „Otwieraj, bo będzie źle”. Z pistoletami w rękach kierowali się prosto do kuchni. Jeden z nich miał zabandażowany nos. Cel ich przybycia nie był trudny do odgadnięcia. Spytali czy wszyscy są w domu. Akurat nie było parobka Jana Nowaka, Wówczas ten z obandażowanym nosem zajął się służbą zaś drugi przeszedł z ks. proboszczem do sypialni i tam zażądał pieniędzy. Po chwili przybył wraz ze służbą i ten drugi. Odtąd obydwaj już dokonywali rabunku. Zabrali pieniądze osobiste ks. proboszcza, jak i parafialne, bieliznę, cukier. Ubrań nie zabierali. Byli dość grzeczni. Zamierzali wziąć księdzu buty i zegarek, ale - poproszeni - zrezygnowali z tego. Odchodząc, nakazali drzwi zamknąć i przez dwie godziny nie opuszczać mieszkania.

Traf chciał, że wychodząc z plebanii natknęli się właśnie na „wartę gromadzką”, która usiłowała nieznajomych zatrzymać. Ci jednak wydali warcie komendę: padnij, co uczyniła, posłusznie zalegając w kałuży. Następnie rozkazali jej wstać i zaprowadzić się do sołtysa Jana Chorzępy. Tam w izbie zastali kilku interesantów. Sterroryzowawszy ich bronią, zabrali sołtysowi nieco pieniędzy i odeszli. Takim to akcentem kończył się w Nienadówce ponury w wymowie faktów i wydarzeń rok 1943.

Ostatni wojenno - okupacyjny rok 1944 rodził się w aurze wielkich nadziei. Coraz bardziej bowiem oczywiste wydawało się, że wojenna klęska hitlerowskich Niemiec jest nieuchronna. Jedyną wątpliwością w tym względzie było pytanie: jak długo jeszcze. Jednak rozpaczliwe wysiłki niemieckiej machiny wojennej na rzecz powstrzymania, następnie odwrócenia ze wszech miar niekorzystnego biegu wydarzeń, pośrednio poczęły mocno dawać się we znaki ludności krajów okupowanych.
Wiosna 1944 r. upłynęła w Nienadówce pod znakiem ciągłych łapanek do Niemiec. Krótkie zapiski ks. Bednarskiego w jego „Kronice” posiadają w tym względzie szczególna wymowę. „4 marca - dzisiaj policja polska i niemiecka łapała w Nienadówce ludzi na roboty do Niemiec. Schwytano 2 dziewczęta. 9 marca - również dzisiaj łapali Niemcy w Nienadówce ludzi. Zabrali 2 dziewczęta i 1 mężczyznę. 21 marca - dzisiaj łapano ludzi na roboty do Niemiec.

Pomiędzy schwytanymi był młodzieniec, który po odbyciu rekolekcji szedł do komunii św. Przyjął komunię pod strażą policji i zabrano go do Sokołowa”. Podobna sytuacja powtórzyła się jeszcze 24 kwietnia. Wówczas złapano troje ludzi.
powiększ zdjęcie

"Goniec Krakowski", gazeta wydawana przez okupanta niemieckiego.

W maju 1944 roku, zgodnie z zaleceniem Powiatowej Komisji Oświaty i Kultury, agendy władz Polski Podziemnej, w gestii której pozostawało tajne nauczanie, przeprowadzono na terenie wsi egzaminy z prowadzonych od przeszło roku kompletów. U J. B. Ożoga czytamy: „Egzaminy ze szkoły powszechnej odbyły się w Nienadówce w domu Jakuba Buczaka, a gimnazjalne w domu Andrzeja Chorzępy. Z przedmiotów z klasy I gimnazjalnej przeegzaminowano wtedy 14 osób, z II, o ile mnie pamięć nie myli, 6, z III - 1 (Kazimierza Grotowskiego). Komisja egzaminacyjna stwierdziła dobre postępy uczniów. Wszyscy uzyskali wyniki pozytywne, a Grotowski celujące”.

Natomiast J. Koziarz podaje, że na terenie Nienadówki egzaminy odbyły się "w mieszkaniu Andrzeja Chorzępy i Ludwika Janika”. Według niego 21 uczniów z kompletów w Nienadówce otrzymało świadectwa ukończenia klas gimnazjalnych.

Na początku maja przybyły do Nienadówki dwie rodziny że wschodniej części Rzeczypospolitej, ratując się w ten sposób przed pogromem ze strony Ukraińców, którzy palili tam polskie wsie i mordowali mieszkańców

W nocy z 9 na 10 maja policja niemiecka znowu urządziła w Nienadówce łapankę. Zabrano 14 osób, zażądali jeszcze 6. Za karę że ludność uchyla się od wyjazdu na roboty do Niemiec, władza nałożyła na Nienadówkę kontrybucję w wysokości 10 tys. złotych. Ukarano również grzywną pieniężną ks. Bednarskiego, za to, że nie zachęcał ludzie do wyjazdu.

25 maja 1944 roku Kreishauptman Ehaus z Rzeszowa zwołał na naradę wójtów, sołtysów, rady gmin, nauczycieli i księży proboszczów. Następnie oświadczył zebranym, że Generalne Gubernatorstwo musi dostarczyć dwa tysiące ludzi do budowy umocnień wojennych na wschodzie tj., na linii Bug - San. Pierwszej turze z owego kontyngentu Kreishauptman wyznaczył stawiennictwo na dzień 1 czerwca 44, godzina 12, na stacji kolejowej w Rzeszowie, zaś druga winna stawić się 5 czerwca, godzina i miejsce stawienia takie same. Swoje wystąpienie w tej kwestii zakończył pogróżką treści następującej: Jeżeli o 12 ludzie się nie zjawią, o pierwszej posyłam wojsko do wiosek. A wiecie - dodał - jak umieją się zabawić nasi żołnierze”.

1 czerwca na mocy rozporządzenia Kreishauptmana Ehausa Nienadówka dostarczyć miała 26 mężczyzn do robót przy umocnieniach frontowych. Na stację do Rzeszowa udało się 23 osoby. Wskutek tego po południu przyjechało wojsko z Rzeszowa i za brakujących do wymaganego rachunku trzech mężczyzn, złapano 14, zabierając ich z sobą.
Na początku czerwca 1944 r. ks. proboszcz M. Bednarski tknięty dziwnym przeczuciem, albo być może - za czyjąś sugestią, osobiście dokonał skrupulatnego przeglądu w budynku kościoła, dla stwierdzenia, czy nie znalazły się w nim przypadkowo przedmioty mogące narazić sam obiekt, jak też i parafię na niebezpieczeństwo. W trakcie kontroli, pod stopniem ołtarza bocznego Najświętszego Serca Pana Jezusa znalazł w małej paczce kilkadziesiąt nabojów karabinowych. Amunicje ową umieścił tu miejscowy organista Franciszek Drajewicz, zakonspirowany w terenowej strukturze AK. Od swoich powiększ zdjęcie

"Goniec Krakowski", gazeta wydawana przez okupanta niemieckiego.

przełożonych otrzymał owe naboje na przechowanie, bojąc się jednak złożyć je w zabudowaniach organistówki, lub innym bezpiecznym miejscu, wybrał do tego budynek kościoła. Oburzenie ks. Bednarskiego było wielkie. Zdawał sobie bowiem sprawę, jakie konsekwencje poniosłaby parafia, mieszkańcy Nienadówki, budynek kościoła, jak i sam ks. proboszcz w przypadku wykrycia, przez Niemców owego pakunku. Nakazał tedy organiście złożyć przyrzeczenie i na piśmie zaświadczyć, że czyn tego rodzaju więcej się nie powtórzy. Organista Drajewicz nie wykonał tego i stąd wynikło napięcie pomiędzy ks. proboszczem a miejscową konspiracją.

Prawdopodobnie w czerwcu 1944 r., choć źródła pisane podają iż miało to miejsce w czwartek 20 lipca,13 grupa bojowa AK rozpędziła w Nienadówce Komisję mającą dokonać, z polecenia władz niemieckich, przeglądu bydła. Zdarzenie miało miejsce na gromadzkim pastwisku. Pracę Komisji przerwano, zaś gospodarze popędzili bydło z powrotem. Wykonawcami akcji byli żołnierze AK z placówek ościennych.

30 czerwca wyjechało z Nienadówki wojsko niemieckie kwaterujące na plebanii i w barakach na placu szkolnym. W nocy z 2 na 3 lipca policja niemiecka aresztowała Jana Nowińskiego, studenta Politechniki Lwowskiej, żołnierza AK i wykładowcę kursów tajnego nauczania. Został on zesłany do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, gdzie zginął. Była to ostatnia ofiara terroru okupacyjnego w Nienadówce.

25 lipca, w godzinach popołudniowych oddziały sowieckie podeszły pod Sokołów, gęsto ostrzeliwując miasteczko. Od sowieckich pocisków zapaliła się wieża sokołowskiego kościoła.14 Stacjonujący tam Niemcy poczęli się śpiesznie wycofywać. Zarówno szosą jak i polami umykali przed Armią Czerwoną. Do Nienadówki przybyły od strony Sokołowa konie z wozem, na którym leżał zabity Niemiec. Ostatni niemiecki motocykl z dwoma żołnierzami dłuższy czas zatrzymał się na szosie, naprzeciwko domu Jackowej. Żołnierze ci prowadzili stąd obserwację terenu. Wieczorem odjechali z Nienadówki w kierunku Rzeszowa.

Tak zakończyła się trwająca niemal pięć lat okupacja niemiecka w Nienadówce. Nazajutrz, w środę 26 lipca, przybyły wojska sowieckie.

Trudno ogarnąć jest ogrom bólu i cierpienia, jakiego ludność nienadowska doświadczyła w tym ponurym czasie. Przytoczone liczby i nazwiska osób pomordowanych lub deportowanych do obozów zagłady, jedynie po części oddają tragedię poszczególnych nienadowskich rodzin. Kto osobiście nie przeżył tamtych dni, ten nigdy nie będzie w stanie zrozumieć w pełni rozgrywających się wówczas wydarzeń.

Atmosfera ciągłego strachu o życie własne i bliskich, nieustanne łapanki, wizyty gestapo, a nawet pacyfikacja, nie zdołały jednak złamać ducha opora, który z konieczności przybrał formy bierne - poprzez nierespektowanie zarządzeń okupanta, sabotowanie poleceń jego urzędnikowi, aż po otwarty sprzeciw. We wsi zawiązała się konspiracja niepodległościowa, funkcjonowało szkolenie wojskowe, prowadzono komplety tajnego nauczania.

Można powiedzieć, że mieszkańcy Nienadówki godnie zachowali się przez cały ten okres wobec okupanta. Przypadki bezspornej kolaboracji da się tu policzyć na palcach jednej ręki.

Zresztą osoby te w różny sposób zostały ukarane. Trafiały się też - co prawda - w Nienadówce dziewczęta, co przyjmowały Niemców, lecz przypadki takie natychmiast spotykało napiętnowanie miejscowej społeczności, w sensie moralnym, lub - nawet - dosłownym. Poprzez ogolenie głowy tego rodzaju panienkom.15... Pamięć o takich postawach pozostaje żywa do dziś.

Mimo tylu wymienionych już zagrożeń, głodu, chorób, społeczność nienadowska przetrwała ten okrutny czas we względnym porządku i z honorem. Nastroje pośród niej panujące w momencie wyzwolenia najpełniej odzwierciedla przejmujący w swojej wymowie wiersz Wojciecha Bernata pt. „Okupacja”, napisany w 1945 roku.
Gdy życia drogą pędzę zdyszany
o byt jutrzejszy troską szarpany.
Niepomny nawet, że już pół wieka.
Lat swego życia, blisko mnie czeka.

Stanąłem chwilę, rozglądam w koło
Wskaźnika drogi szukam wokoło
Lecz się znajduję wśród puszcz i zgliszczy.
Gdzie upiór straszy, wyje i piszczy.

Włosy mi dębem stają na głowie
Czy mnie nie pożre, kto wie ?, bo kto wie ...
Jakie tu straszne przeżywam chwile.
Słychać trzask kości o cztery mile.

Okropne jęki, płacz, narzekania.
Bulgot krwi ludzkiej, zlituj się Panie.
Płacz zgrzytem zębów wspólnie mieszany
i świst techniczny co mi nieznany.

Pewnie ja w piekle już się znajduję.
Jeszczem nie umarł, już pokutuję.
I za co w piekle ? Sam siebie pytam ?
Słyszę szyderczo - boś mało czytał.

I jako mi pies, w moje usługi.
Służyć mi będziesz szereg lat długich.
Serce mi pęka na takie słowa.
Nogi mi mdleją, trzaska mi głowa.

I zdaje mi się, że umrę z bólu.
Ciemno mi w oczach: wtem krzyk „o królu”
Z piersi się dobył - ocknąłem nagle.
Słyszę łopocą sztandarów żagle.

A wśród obłoków łódź brylantowa.
A w niej stał Chrystus z promienną głową.
A wkoło łodzi wielkie sztandary.
A wśród nich także czerwono - biały.


PRZYPISY

1 Kronika parafialna ks. Bednarskiego. Daty wszystkich wydarzeń - jeśli nie zaznaczono inaczej - pochodzą z tego źródła.
2 Edmund Adam Jarzyński, 30 lat Spółdzielni kółek rolniczych, wspomnienia, cyfry, wydarzenia, nakład własny. Rzeszów 1947, s. 173 i 174
3 J. B. Ożóg, Na mojej drodze, WL Kraków 1971 r., s. 82, 83
4 Tamże, s. 82
5 Jerzy Koziarz, Dekanaty leżajski i sokołowski w latach okupacji hitlerowskiej, Przemyśl 1992, s.135.
6 List SS Służebniczek ze Starej Wsi z 30 września 1994 r., relacja mieszkańców Nienadówki - w posiadaniu Społecznego Komitetu Obchodów.
7 Halina Dudzińska, Członkowie kolbuszowskiego Obwodu AK, „Przegląd Kolbuszowski”, Nr 26, styczeń-luty 1994 r.
8 Jerzy Koziarz, dz. cyt. s. 122
9 J. B. Ożóg, Wspomnienia z tajnego nauczania w powiecie kolbuszowskim, „Rocznik Komisji Nauk Pedagogicznych”, t. XV 1973, s. 174
10 Jerzy Koziarz, dz. cyt., s. 142
11 Tamże, s. 121
12 List - relacja Tomasza Wójcika w zbiorach SKO
13 Andrzej Dańczak, Monografia Sokołowa Młp., t. 2, s. 268
14 Tamże, s. 107-109
15 Franciszek Chorzępa, Wspomnienia, mps w posiadaniu SKO

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013