Nad potokiem płynącym pośród gęstych drzew znajdowało się gospodarstwo Ożogów. Byli to ludzie dość zamożni. W prowadzeniu gospodarstwa pomagało Ożogowi trzech synów. Gospodyni,
bardzo pracowita wcześniej kobieta, zaczęła zaniedbywać swoje obowiązki. W obejściu panował bałagan i jedynie strawa była uwarzona jak zawsze.
Domownicy słyszeli na strychu różne hałasy, coś zawodziło, coś wyło, a czasami to śmiało się tak, że ciarki przechodziły po plecach. Wszyscy byli przerażeni, jedynie gospodyni
była obojętna na te hałasy, nawet nocą potrafiła wyjść na strych. Zauważono też, że wynosiła tam wszystko co ugotowała. Rodzina wtedy nie jadła nic gotowanego, ale kiedy jedzenie
było wyniesione na strych wszelkie hałasy ustawały. Kiedy gospodarz zabronił wynosić jedzenie, huki, wycia nie pozwalały zasnąć. Wychodził wtedy gospodarz wraz z synami na
podwórko, a tam znów na drzewach słychać było potworny chichot.
To "coś" nie pozwalało normalnie żyć. Ludzie nocą bali się przechodzić obok potoku. Na sąsiedniej posesji u innych Ożogów znajdowała się studnia, w której nigdy nie brakowało
wody. Chodzili więc do tej studni po wodę nawet najdalsi sąsiedzi. Pewien gospodarz musiał iść nocą po wodę do tej studni, gdyż dzieci z niej lubiły właśnie pić. Wziął więc wiadro
i poszedł. Wrócił po chwili bardzo wystraszony z niewielką ilością wody.
Okazało się że wracając obok potoku, usłyszał nieludzki chichot, tak potworny, że ze strachu upuścił wiadro z wodą. Gdy wrócił do domu, oznajmił, że już nigdy w życiu nie pójdzie
wieczorem po wodę, Ożóg nie mogąc znieść dziwnego zachowania żony i obcego lokatora na strychu, postanowił przekazać swoje gospodarstwo siostrom zakonnym w celu utworzenia
ochronki dla dzieci i wyjechać ze wsi. Wyjechał z cała rodziną do Okonina, czy zły wyjechał z Nim ? Nie wiadomo, bo nadal w tym miejscu straszyło. Coś białego chodziło koło
potoka, po polach, to znów jakby uderzało czymś o wodę w pobliskim stawie, to znów śmiało się głośno.
Nie były to jednak sprawki złego. Wszystkie te psikusy robiła szesnastoletnia dziewczyna Zośka Ziandarcyna, która bardzo lubiła takie zabawy. Kiedy to Zośka wyjechała z
Nienadówki, przestało straszyć. Siostry zakonne postanowiły zburzyć zabudowania po Ożogach i wybudować nowe.
W tym czasie podjęła służbę u sióstr dziewczyna, niemowa, którą zwali Jaga. Dziewczyna pomagała w pracach polowych, nikt nie wiedział skąd pochodzi, ani jak się naprawdę nazywa,
była dziwną osobą , niektórzy słyszeli jak nie raz w polu mówiła sama do siebie. Chociaż do ludzi nigdy się nie odezwała.
Pewnego lipcowego popołudnia, niemowa pracowała na polu, ustawiała kopy żyta. Wtedy to nie wiadomo skąd na bezchmurnym niebie ukazała się niewielka chmurka, z której w kierunku
ziemi uderzył piorun, trafiając w niemowę. Był to śmiertelny piorun. Chmura w ciągu kilku minut zniknęła bez śladu, niemowę pochowano. Siostry wybudowały nowe budynki, które służą
dzieciom po dziś dzień.
Ela Motyl
|
Write a comment
potomek Ożogów (Friday, 12 January 2018 02:09)
Jestem zawiedziony nieskładnością legendy - to "studnia" to "potok" - i oderwanym wątkiem Jagi. Mógłby się autor postarać.