W PRZESZŁO 1000-LETNICH NASZYCH DZIEJACH odzyskanie niepodległości w 1918 r. było wydarzeniem szczególnie doniosłym i niezwykłym. W jesieni 1918 r. spełniło się, zdawać by się
mogło dotychczas nie ziszczalne, marzenie wielu pokoleń Polaków. Ofiara cierpienia i krwi została przyjęta, a słowa: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie" spełniły się. 11
listopada 1018 r. J. Piłsudski objął naczelne dowództwo nad tworzącym się wojskiem polskim. W rocznicę tego dnia obchodzi się Święto Niepodległości.
Po odzyskaniu niezawisłego państwa, po 128 latach niewoli Polacy upamiętniali to wydarzenie setkami pomników. Mieszkańcy Trzebosi nie opodal
Sokołowa Młp. w. Rzeszowskiem uczcili to dziejowe wydarzeni swoistym pomnikiem - wznieśli kopiec w samym środku geograficznym swojej miejscowości.
Na miarę możliwości
Z pomysłem usypania kopca dla upamiętnienia wielkiego wydarzenia dziejowego wystąpił kierownik miejscowej Szkoły Powszechnej Jan Bielak - wspomina Jan Woś, który zapamiętał dokładnie przebieg tego czynu, rzeczywiście
społecznego. Wieś nasza miała wówczas trzy autorytety - mówi - byli to: ksiądz proboszcz, kierownik szkoły i wójt. Wszyscy byli ludźmi nieposzlakowanej uczciwości, wszyscy żarliwi
patrioci, którzy szczerze pragnęli polepszenia bytu mieszkańców wsi, jej rozwoju gospodarczego i kulturalnego.
Ksiądz proboszcz Teofil Lewicki był świątobliwym kapłanem, jak tylko mógł, to, wspomagał swych najuboższych parafian. Sam niewiele miał, bo wieś
była bardzo biedna, gospodarstwo plebańskie małe, 6 mórg pola, kawałek łąki i las. W Trzebosi objął parafię niedługo po odzyskaniu niepodległości ok. 1822 roku. Znał się dobrze na
rolnictwie i umiał ludziom doradzić. Kierownik naszej szkoły Jan Bielak był znakomitym nauczycielem, bardzo czynnie działał w PSL Piast, był nawet posłem do Sejmu Rzeczypospolitej
w latach 1922 - 1927. Wiem o tym z opowiadań - wspomina J. Woś, bo sam jestem urodzony w 1934 r. Wójtował p. Cisek cieszył się wielkim poważaniem, bo bardzo, sumiennie wykonywał
swoje obowiązki.
Trzeboś była uboga, ziemia niezbyt są tu urodzajne. Wieś powstała przed wiekami na leśnej polanie, która powstała po wytrzebieniu, czyli
wykarczowaniu lasów w tej części Puszczy Sandomierskiej. Na początku było tutaj, tylko 6 gospodarstw, a wśród tych pierwszych osadników był też Woś, nieznany z imienia, a przybyły
wedle tradycji rodzinnej z Poznańskiego. Przez wieki ludzie tu żyli biednie, ale spokojnie. Najważniejsze, co sam zapamiętałem z dzieciństwa, to że byli, sobie życzliwi, skłonni
do wzajemnej pomocy i prawdomówni.
Szkoła znajdowała się w budynku wzniesionym z modrzewiowego drewna. Niegdyś, z tego właśnie drewna został wybudowany kościół św. Ducha w Sokołowie.
Minęły setki lat, gdy tę świątynię rozebrano i wzniesiono murowaną.
Cały kościółek przeniesiono do Trzebosi, Modliły się tam całe pokolenia, aż znów budowlę rozebrano i postawiono, murowaną świątynię. Z modrzewiowego
drewna wybudowano zaś organistówkę i szkołę. W tym budynku właśnie się uczyłem. Teraz znajduje się on w Muzeum Budownictwa Ludowego w Kolbuszowej. W Trzebosi zaś wybudowano
okazałą szkołę murowaną.
Niedaleko stąd znajduje się kopiec, o którym mówimy. W innych miejscowościach stawiali ludzie pomniki, żeby uczcić odzyskanie niepodległości. W
Sokołowie wystawili na rynku bardzo piękny pomnik z postacią królowej Jadwigi.
Trzeboś usypała kopiec, na miarę swoich możliwości. Prace nad tym rozpoczęły się jeszcze w 1932 r.
Miał być wyższy i większy
U podstaw kopca umieszczono butelkę z ziemią z pól bitewnych i drugą z pismem, w którym było napisane z jakiej to przyczyny wieś ten kopiec usypała.
Nie stać było, przy ówczesnym ubóstwie, ludzi na jakieś ozdobne urny na ziemię z pól bitew. W 1935 r. ks. T. Lewicki poświęcił kopiec. Przybyła na tę uroczystość cała wieś,
przyszli ludzie z okolicy. Zamysł był, żeby Kopiec nadal sypać, aby był jeszcze wyższy. Ale pojawiły się nieprzewidziane trudności. W 1938 r. spustoszył Trzeboś wielki pożar,
spłonęło 60 budynków w 28 gospodarstwach. Stało się to w czasie upalnego lata, przez dwa miesiące nie padał deszcz. Strzechy były wysuszone, Zapaliły się sadze w kominie u jednego
z gospodarzy, ogień ogarnął dom i zabudowania. Wiał wtedy silny wiatr. Słomiane kiczki, czyli pęki słomy, z których składały się strzechy, niczym płonące pochodnie fruwały w
powietrzu. Nastał później czas żmudnej i długotrwałej odbudowy. Ludzie nie myśleli już o dalszym sypaniu ziemi na kopiec.
Zresztą w 1938 r. p. J. Bielak przeniósł
się z rodziną do Mrowli koło Rzeszowa. Dobrze zrobił, bo w 1939 r. Niemcy o niego dopytywali się.
|