Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Wspomnienia


Menu




Wstęp

Wspomnienia pana Franciszka Chorzępy, teksty poniżej zamieściłem bez zmian, podzieliłem je tylko tematycznie dla wygody czytania. Dziękuję rodzinie pana Franciszka za udostępnienie maszynopisu i choć może on być różnie odebrany w rodzinnej miejscowości, to nie mam żadnych oporów by go przedstawić. To już nie tylko wspomnienia człowieka, którego nie ma wśród Nas, to jest już dokument historyczny, który pokazuje nam historię inną, od tej nam znanej. Ile jeszcze "Białych plam" pozostaje nie odkrytych ?

opr: Bogusław Stępień













Nienajdówka pańszczyźniana.
Miejscowość w której. się urodziłem była położona przy drodze która prowadziła ze Lwowa do Warszawy przez puszczę sandomierską. W tej miejscowości usadowiła się grupa zbójców, która napadała na konwoje kupców, którzy wędrowali ze wschodu do Warszawy. Rząd Polski aby zlikwidować tych rzezimieszków wysłał drużynę do przeszukania okolicy ale nie znaleźli nikogo i nazwali tę miejscowość Nienajdówka. Lasy w tej miejscowości były obfite w smołę i w tym miejscu usadowili się s molarze i tak mała osada rozrastała się do roku 1567.

W tym roku wybudowano kościół z drewna który istniał do roku 1895.

W roku 1899 wybudował hrabia Zamojski, który miał majątki w tym terenie i wioskę pod swoją opieką i kościół ten do dziś istnieje. W roku 1673 wracał z wyprawy wojennej przeciw Turkom, Jan Sobieski do Warszawy i rozłożył się obozom w tej miejscowo sci i pozostawił ochotników którzy zasilili tą wioskę. Zostawił też ołtarz polowy, który do dziś jest w kościele. Zostawił też niejakiego Grabińskiego, który był panem tej miejscowości. Osadnicy składali się z Polaków, Czechów i Niemców, Rusinów a nawet Tatarów.

W roku 1568, 3 km od Nienadówki, powstała nowa osada Sokołów założona przez hrabiego Jana Pileckiego, własność Kostków a później Opalińskich, Lubomirskich, Zamojskich. Sokołów ulokowany przy drodze posiadał plac targowy i ludność składającą się z mieszaniny, a najwięcej żydów. Na tym terenie powstał ośrodek rzemieślniczy, tkactwo, kowalstwo, garncarstwo, szewstwo, garbarstwo, ale było też niszczone przez najazdy przeważnie przez Stanisława Stadnickiego. Wioska Medynia została założona przez Stadnickiego jako ośrodek garncarski, 62 lata po powstaniu Nienadówki, a Trzeboś 224 lata po Nienadówce, w roku 1791.

W roku 1594 wybudowano kościół w Leżajsku, drewniany klasztor do którego szły pielgrzymki do tego cudownego miejsca z różnych okolic, a między nimi z Nienadówki na tak zwane odpusty. Ludzie byli bardzo bogobojni i szli kilka razy do roku, kompaniami. Kompanie formowały się w kościele i tą kompanię prowadził przewodnik z chorągwią kościelną aż do klasztoru całą drogę śpiewano pieśni religijny. Ludność wioski była obciążona przez hrabiego pańszczyzną i plebania też miała swoich poddanych którzy pracowali na gruntach plebańskich.

Hrabia budował dwór a ludzi sprowadzał z innych okolic. Chłopom nadał po 2 Ha., ziemi najgorszej podmokłej a sam wybrał najlepszą. Osadnik na tych mokradłach nie u hodował nawet 2 krów albo jedną krowę i jednego konia. Kto był zapobiegliwy ten zdobywał nieużytki i powiększał swoje gospodarstwo, ale za to był więcej winien dni roboczych dla pana lub księdza.

Ksiądz dawał pomoc osadnikom, tak zwana "krowa wieczna" to znaczy, że według umowy miał tą krowę odrabiać do śmierci. Były wypadki, że osadnik zmarł za wcześnie, więc rodzina była nadal obarczona tą krową. Były też drobne pomoce które nazywano ’’Kapłony” Każdy kto miał gospodarkę obarczoną kapłonem ten był zobowiązany na każdą uroczystość kościelną dostarczać na plebanię, kurę i tuzin jaj. Uroczystościami też były odpusty, a było ich w roku 4.

Ksiądz nie był jeszcze tak groźny jak hrabia, bo do księdza ludzie szli chętnie bo każdy księdza szanował gdyż lud był bardzo bogobojny, ale do hrabiego nie bardzo szli z chęcią i dlatego hrabia posyłał na wieś swoich pachołków, którzy ludzi bili i pędzili do pracy. Ludzie pracowali i po części kradli z pola zboże i tak, chociaż w nędzy, ale żyli. Bieda była ponieważ grunt był podmokły i nie wydawał plonów. Jedynie trawy/siana, było pod dostatkiem i krowy jak też i koń mniej odczuwały tę nędzę. Były takie lata nieurodzaju że ludzie żyli rzepą i marchwią oraz ciułakiem.

Ciułak to była taka zbieranina różnych korzeni,ziół, perzu to wszystko wysuszone, zmielone i ugotowane z dodatkiem marchwi jedzono. Ludność te krytyczne lata przeżywała dzięki krowom, które chociaż mało, ale pomagały mlekiem. Ludzie niedożywieni zapadali na różne choroby.

W latach 1600-1601 i 1834 panowała czerwonka i tyfus, jak i cholera, która pochłonęła połowę ludności i chociaż ludzie pościli i bardzo się modlili, nic nie pomagało, nazywano to pomorem, a takich pomorów było dużo. Niemowlęta umierały w 50%, nie było w tych czasach lekarzy, ale byli znachorzy, lecz i ci nic nie pomogli bo to były choroby zaraźliwe. Jeżeli pojawił się tyfus lub cholera to dom ten był izolowany i zostawiony na zagładę, a gdy ktoś uchronił się od śmierci, to ludzie się go bali, że mogą się od niego zarazić i unikali nazywając go cholernikiem.

Pomimo to, ludzie sobie jakoś radzili i byli samowystarczalni. Nie było sklepów i nic nie kupowano, jedynie sól u żyda w karczmie i wódkę.

Karczem było aż 4 i żydzi starali się o różne towary jakie były potrzebne ludności. Ludzie sami wyrabiali odzież, sami wyrabiali płótno, więc byli też krawcy, szewcy, kowale, cieśle, stolarze, stelmachy czyli wszystko co było potrzebne dla gospodarstwa i owego marnego życia, załatwiali sami.

Nie było szkół i ludzie byli bardzo zabobonni, w 19 wieku u pewnego biednego rolnika urodziła się córka, przy której działy się niezrozumiałe i niewyjaśnione zjawiska. Poruszały się przedmioty różne, rzucało naczyniami kuchennymi, gasiło światło, grało na skrzypcach, płoszyło kury po obejściu, a kiedy ludzie przychodzili oglądać, to zrywało im czapki z głów, rzucało rzepą i czymkolwiek, tak że ludzie uciekali. A kiedy przyszła policja bo już w tym czasie opanowała ten teren władza państwowa, a już to było po rozbiorach i te tereny były pod zaborem austriackim to tym policjantom ponabijało rzepę na karabiny i czapki im z głów pozrywało tak, że prędko umkli ze strachu. Przyjechał też powozem pan hrabia to mu się cała bryczka rozsypała i w żaden sposób nie mógł jej sklecić.

Wszyscy mówili, że to diabeł takie figle płata, więc zmówili się aby poprosić księdza, aby wypędził togo złego ducha. Ksiądz urządził procesję w której uczestniczyła cała ludność i szła procesja 5 km z Najświętszym Sakramentem, do tej chaty w której te cuda się działy. Pomodlili się, ksiądz pokropił tę chatę i odeszli w spokoju, ale gdy już byli daleko znów się pojawiły te wszystkie figle. Nie miał spokoju ten ojciec, gdyż ludzie go unikali i odesłał swoje dziecko do sąsiedniej wioski do krewnych, będąc pewnym, że tam wszystko się uspokoi lecz i tam to samo się odbywało i dziecko z powrotem odesłano do rodziców, a rodzice wyjechali z nim za Lwów do Gutenberga gdzie wszystko się uspokoiło. Tam córka wyszła za mąż, miała dzieci ale przy nich już nie było tych zjawisk.

Ludzie już zaczęli się interesować szkolnictwem i zaczęli myśleć o ulepszeniu swojego życia. Już buntowali się na hrabiego, szły skargi do cesarza Austrii na Niego i tak powoli została zlikwidowana pańszczyzna. Gdy już chłopi nie pracowali za darmo, ale trzeba było płacić za pracę, wtedy pan musiał zaciągać długi w banku, aż doszło do tego, że dwór został własnością banku. Wtedy mój wuj Nowiński J. wuj Nowiński Bartłomiej, dobrali swego kolegę Nowaka poszli do Banku i po zdobyciu wiadomości jakie potrzeba do kupna tego majątku, zebrali ludzi ogłosili to ludziom i po zebraniu pełnomocnictwa od ludności zakupili cały ten dwór, 3 folwarki oraz lasy i to wszystko rozparcelowali między gospodarzy na spłaty 20 lat, a odbywało się to w roku 1907. Każdy kto kupił ziemię zaraz ją obsiał i już miał czym gospodarzyć. Byli tacy którzy się bali, że nie wypłacą tej ziemi i nie kupili, ale byli odważni jak pewien Nowak, który kupił cały folwark, inni pokupili różnie jeden więcej inny mniej, rozkupili też lasy, aż przyszła wojna i po wojnie bank przeszedł do Polski. W Polsce nastały marki, które traciły na wartości i ludzie za kury i jaja pospłacali długi i tak wzbogaciła się wieś. Wojna jednym dopomogła, a innym zaszkodziła.

strzałka do góry




I wojna światowa - pożegnalny list ojca.
Austria zmobilizowała wszystkich mężczyzn w 1914 roku którzy byli zdolni do noszenia broni, poszedł także mój ojciec. Poszedł walczyć dla obcej sprawy i zabijał też polaków którzy byli pod zaborem rosyjskim. Tam zginał w okolicach Sambora, w czerwcu 1916 roku.

Dnia 5 czerwca 1916 roku pisał list do żony, a mojej matki, tak:

"Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus . Moja najmilsza i Najdroższa Haniu ! List od Ciebie otrzymałem 31. 05. i dziękuję Ci za Twoją pamięć i za Twoje listy, które do mnie pisałaś tak często. Dowiadujesz się o moim zdrowiu i powodzeniu. Otóż ja jestem zdrowy, ale powodzenie smutne, skończyły się już dobre czasy. Przenieśliśmy się już w inne strony w ogień artylerii nieprzyjacielskiej. Ogień ten trwa już dwa dni bez przerwy, jeden jęk, piekło, jest to wszystko nie do opisania, koniec świata. Moskal robi
ofensywę. Nie rozpaczaj droga żoneczko, tylko módl się gorąco żeby Ci pan Jezus i Matka Boska, użyczyła zdrowia ,żebyś mogła te dzieci wychować, a o mnie też nie zapominaj. Jeżeli bym tu życie położył, to żegnam się z Tobą moja ulubiona Haniu. Moja droga oddaję Cię w opieką Panu Jezusowi i Najświętszej Matce Boskiej i zasyłam dzieciom, Zosi i Franusia błogosławieństwo Boże. Żegnam i Jagusię niech Jej Pan Jezus zdrowie da, za opieki nad Tobą. Żegnam się z mamusią i wszystkimi krewnymi.


List ten trzymam na pamiątkę i nieraz rozmyślam nad tym, gdyby zginął za sprawę Polski, a tu zginał za sprawy nie wiadomo jaką, taka to była wtedy chwila, że za Cesarza modlili się w kościele i ludność też fanatycznie wierzyła w tą monarchię Austro - Węgierską. Ile to cierpień było we wsi naszej, nie było domu żeby nie jeden ale i dwóch zginęło na tej wojnie.

Ja urodziłem się w 1912 roku i chowałem się od młodości w strachu, bo w roku 1916 kiedy został zabity ojciec to widziałem jak matka płakała i jak była zapuchnięta. Cierpiałem i ja, a miałem czego....
strzałka do góry




Okres międzywojenny
Kiedy już skończyłem szkołę podstawową zapragnąłem uczyć się dalej ale nie pozwolono mi. Raz dlatego, że były duże koszty, a drugi raz, że potrzebne były ręce do pracy w gospodarstwie. Mimo to znajdowałem czas na dalsze szkolenia. Założyłem z pomocą sąsiada, który studiował prawo - TSL - Towarzystwo Szkoły Ludowej i tam była biblioteka i różne wykłady, które prowadził miejscowy nauczyciel.
 Założyłem później Stowarzyszenie Młodzieży Katolickiej i przy tej organizacji, sportowe koło, zespół teatralny przy tym różne zabaw, ale do tego Towarzystwa nie wszystka młodzież należała, więc znów założyłem Koło Młodzieży Wiejskiej.
W międzyczasie w gospodarstwie założyłem: sad, staw, hodowlę ryb. Zmeliorowałem grunty, gdyż były bardzo podmokłe i rzucałem się jak ryba, aby zagłuszyć ten lęk, który prześladował mnie od dzieciństwa, lecz to nie pomogło. Założyłem również Spółdzielnie Spożywców "Społem" w której pracowałem jako sekretarz.

Na tym samym terenie było "Kółko Rolnicze" które było popierane przez bogatych gospodarzy i tym samym Kółko zaczęło podupadać i przez to zrobiłem sobie wrogów ze strony bogatych kmieci. Chciałem wykupić plac pod budowę urządzeń do przeróbki lnu, gdyż dużo go uprawiano i obrabiali go Żydzi, a ja chciałem to na własnej wsi przerabiać i przeszkodzili mi Ci bogaci, którym nie byłem życzliwy. Tak wtedy założyłem sobie małą cegielnię, sklep towarów mieszanych. Zajmowałem się fotografią, należałem do Stronnictwa Demokratycznego, brałem udział w strajkach i mimo to nigdy nie byłem spokojny. Zawsze mnie coś gryzło ? I nie mogłem tego stłumić.
strzałka do góry




II wojna świat. - Okupacja i konspiracja
Powodzenie miałem dobre, bo pieniądze miałem, towarzystwo dobre, odpowiednie i mógłbym spokojnie żyć, ale nadspodziewanie Hitler napadł na Polskę, tego pamiętnego 1939 roku. Rozpacz moja i innych opanowała wszystkich Polaków, każdy był przestraszony, bo Niemcy błyskawicznie przesuwali się w głąb Polski. Zamieszanie było straszne bo ludzie wędrowali na wschód ze strachu przed Niemcami, sądzili, że tam może wojsko polskie zrobi jakieś oparcie, a tym czasem ruszyli się Ukraińcy i mordowali Polaków w straszliwy sposób. Jeżeli ktoś dostał się w ręce Ukraińców ten w straszliwych męczarniach kończył swoje życie. Od razu nie zabijali, ale znęcali się jak tylko mogli. Wybijali oczy cięli człowieka po kawałku, siekierą lub nożami zadawali straszne rany i tak torturowani ginęli wszyscy, którzy byli Polakami. Jeżeli Ukrainiec był żonaty z Polką, a dzieci były wyznania rzymsko - katolickiego to musieli wszyscy zginąć, a zabijał je ojciec, a jeżeli mąż był Polakiem to zabijała go żona Ukrainka bez żalu. Tego nawet najbardziej wykolejony człowiek nie mógłby zrobić. Taka nienawiść istniała w tym narodzie do Polaków. Wreszcie napadli też Rosjanie na polskie ziemie wschodnie i aresztowali wszystkich Polaków których nie dorżnęli Ukraińcy i tak zginął polski lud który zamieszkiwał ziemie wschodnie. I tak opanował hitleryzm całą Polskę. Żołnierzy których pochwycił zabrał do obozów i część armii przebiła się za granice do Węgier i Rumunii. Rozpoczęły się rządy niemieckie w Polsce.
Miałem w tym czasie tj. w 1940r wypaloną cegłę ok. 40000 i postawiłem dom piętrowy w którym zamieszkałem. Sklep zlikwidowałem, a pieniądze które miałem poszły na stratę gdyż waluta za rządów okupacyjnych nie miała wartości.
Niemcy stworzyli w Krakowie rząd swój Generalne Gubernatorstwo. Porobili po swojemu wszystkie urzędy, do których powłączali Polaków jak Policję Polską, zmusili też innych urzędników i pod groźbą śmierci wszyscy musieli wykonywać ich rozkazy.

Najgorsze to było to, że pod karą śmierci nie wolno było pomagać lub przechowywać Żydów, a żydzi szukali schronienia u Polaków. Miałem i ja kłopot z Żydem. Znajomy Żyd, którego spotkałem w zaroślach pod lasem, był tak wycieńczony, że nie mógł mówić, prosił o chleb, ja mu dałem, on powoli poszedł pod zabudowania ulokował się u sąsiada w stodole i tam go dokarmialiśmy ale po jakimś czasie kiedy wędrował do drugiej wioski zatrzymali go Niemcy i zabili, ale nie zdradził kto go żywił. dużo takich było, że pomagali Żydom i jednym się to udawało, a inni poszli z Żydami do ziemi.

Rok 1940 nie był taki straszny jak lata dalsze, gdyż Niemcy nie mieli rozbudowanych Obozów, ale lata późniejsze były bardzo krytyczne. W roku 1941 byłem kierownikiem spółdzielni, sklep był już w moim nowym domu, a podziemie już działało w organizacji Związek Walki Zbrojnej. Prócz tego prowadzono naukę szkoły średniej. Działalność tę prowadzono gdy już sklep został, zamknięty. Zawsze były rozstawione warty aby nikt niepowołany nie podglądał. Mimo tej ostrożności stało się coś co mogłoby wywołać straszną katastrofę.

W tym dniu, a był to luty 1941 w dzień mego ślubu przyjechało gestapo po mnie. Dom obstawili, mnie w domu nie było natomiast sklep był jeszcze czynny, a w sklepie było dużo ludzi. Pytano się o mnie gdzie jest kierownik, ale powiedziano, że nie wiedzą, więc zabrali 11 chłopów ze sklepu, którzy w części grali w karty i innych przypadkowych. Zabrali mojego zastępcę Stanisława Nowaka, a ludziom powiedzieli abym się sam zgłosił na gestapo. Kiedy był obstawiony dom, to dano mi znać o tym i ja się ulotniłem, a goście się rozproszyli, gdyż wszyscy się bali. A ja nie miałem już co wybierać, bo albo w lasy albo się poddać. Iść w lasy to rodzina i zakładnicy zginą. Iść i oddać się w ręce gestapo to już koniec ze mną. I taki miałem pierwszy dzień po ożenku. Byłem taki zgnębiony, że nie wiedziałem bo robić. Jednak pojechałem do Rzeszowa udałem się do Dyrektora "Społem“ po radę. Dyrektor był mi znajomy, bo dostarczałem mu mięso i doradził mi abym pojechał na gestapo, a on przemówi za mną, bo jest jego znajomym, aby tylko nie było jakiejś sprawy politycznej. To mnie zastanowiło, bo właśnie u mnie odbywały się zebrania konspiracyjne, oraz studia szkoły średniej. Bałem się, ale poszedłem. Kiedy wszedłem do tych oprawców zaraz przekonałem się, że obchodzą się ze mną łagodnie, a to dzięki temu, że ten ze "Społem" już mnie opiniował przed moim przybyciem.

Dowiedziałem się, że jestem oskarżony o organizowanie zebrań bez zezwoleń i to w celu konspiracyjnym. Odpowiedziałem, że robiłem zebrania, komitetu spółdzielczego i liczyłem się z tym, że na takie małe zebrania nie trzeba zezwolenia. SS-man zwolnił mnie i polecił mi abym zgłaszał się codziennie o godz. 9-tej. Codziennie jeździłem na rowerze 25 km, a śniegi były wielkie i tak zgłaszałem się 10 razy w strachu czy mnie nie zatrzymają. Sądziłem, że może ktoś z zatrzymanych będzie wiedział, jakie bo były schadzki i byłem w takim napięciu, że aż nie mogłem spać, ani jeść. Nie byłem pewny czy uda mi się z tego wykręcić. Kiedy zgłosiłem się ostatni raz to jest 10, to sprowadzili SS- mani wszystkich z więzienia przed szefa gestapo i wtedy przez tłumacza okrzyczał wszystkich aby nie gromadzili się nigdy, a z pośród tych 12-tu wyciągnął jednego przed siebie i krzyczał po niemiecku ale już bez tłumacza do niego. Przygrażał mu i to słowo zrozumiałem jedno jak nazwał go psem /hund/

Był też jeden między aresztowanymi, który cokolwiek rozumiał po niemiecku, więc powiedział nam, że ss-man - krzyczał żeby takich głupich donosów więcej nie robił, bo to są ludzie bez zarzutów. I tak tego człowieka zaraz nazwano Judaszem. A ten przydomek trzymał się aż do jego śmierci. Długo jeszcze nie mogłem przyjść do siebie i wiele miałem przykrości od rodzin aresztowanych, twierdzono, że to przeze mnie byli zatrzymani, ale powoli wszystko się ułożyła. Dom mój oddałem do dyspozycji AK która to organizacja dalej nocami szkoliła bojówkarzy, oraz prowadziła nauki szkoły średniej. Bojówki AK działały w ten sposób, że likwidowali tych co współpracowali z Niemcami. Niemcy coraz ostrzej występowali przeciw ludności. Były pacyfikacje w sąsiednich wioskach i mordowali ludzi częściowo na miejscu, a częściowo wywozili do obozów. W sąsiedniej wiosce zgromadzili wszystkich mieszkańców koło kościoła i wyczytywali z listy, którą mieli przy sobie (nazywanych komunistami) do baraku i tam bili w straszliwy sposób, później rozstrzelali.

Po rozstrzelaniu pokazał gestapowiec listę którą używał do aresztowania i mówił, że to sami jesteśmy sobie winni, bo my nie wiemy kto tu jest komunistą. - Nie miejcie do nas żalu.

I tak się odbywało i w innych wioskach, aż przyszło i na naszą.

Okrążyli w nocy całą wieś, wszystkich mężczyzn spędzili w jedno miejsce. Zabili na miejscu 8 osób, zabrali 14 do obozów i przygrażali, że jeszcze przyjdą. Każdy był tym bardzo przejęty. Nic nikogo nie cieszyło. Jedyną pociechą było to, że słuchaliśmy radia zagranicznego, które pocieszało, że Niemcy już się powoli załamują. W tym czasie poszukiwaliśmy tych którzy byli konfidentami. Takim konfidentem był u nas
sołtys. Zapadła decyzja aby go zlikwidować. Była też i taka panna, która przyjmowała u siebie gestapowców i istniało podejrzenie, że od niej o różnych sprawach dowiadywali się Niemcy. Panienkę ogolili a sołtysa zastrzelili, i choć wiedzieliśmy, że to na dobre nie wyjdzie, ale już dalej nie można było czekać, gdyż konfident już jawnie odgrażał się, że musi położyć kres tym zgromadzeniom w pewnym domu, a domem tym był mój dom, a mówił to wtedy jak ludzie wyszli z kościoła. Stanął na drodze i krzyczał:

Ja się postaram, że nie będziecie uprawiać komuny !

Zaraz po zabiciu sołtysa aresztowano 10 osób, a między nimi mojego brata i wszystkich rozstrzelano. Ja już byłem tym wszystkim tak przejęty, że chodziłem jak struty. Nie mogłem się pomścić za te zbrodnie popełniane przez okupanta i zdrajców polskich, ale dom mój dalej był do dyspozycji AK. Pewnej chwili za jakieś 2 tygodnie przyjeżdża Niemko/polka, która była tłumaczką przy sztabie niemieckim w Górnie, że z naszej wioski przyszli do Górna z oskarżeniem, że w Nienadówce w jednej kamienicy gromadzą się komuniści i jest ich około stu i można wszystkich wyłapać w nocy. Ta Niemka była naszym członkiem AK, Zuzanna Zarzycka, więc przetłumaczyła to doniesienie w ten sposób: - w okolicy budowali linię kolejową i ten gospodarz skarży się, że przez jego grunty budują kolej i niszczą pole, a nie dają odszkodowania.

Niemiec po tej rozmowie przywołał go do siebie i uderzył w twarz kilka razy i dał mu kopniaka, po czym go wypędził. Przy bramie stał drugi zdrajca, który czekał na niego, a ten który dostał po twarzy odezwał się. Daj im to co potrzebują to cię jeszcze kopią.

Po tym wypadku zaprzestano prowadzenia szkoleń u mnie, gdyż sytuacja stała się niebezpieczna. Gdyby tak tłumaczka przetłumaczyła to co Ci konfidenci tłumaczyli, a Niemcy wyłapali tych, którzy przebywali na szkoleniu, to żaden by z życiem nie uszedł, a ja i cała moja rodzina uległaby zagładzie, a może i cała wioska. Ale wszystko ma swój, koniec. Tak i Niemcom przyszło za te zbrodnie zapłacić.
strzałka do góry




Czas powojenny - PRL.
Kiedy już wojska radzieckie zbliżyły się do naszych okolic 25 lipca tak toż i bojówki AK uzbrojone oczyszczały teren z Niemców. Jeden taki moment odbył się koło Kolbuszowej w lasku w Porębach Kupieńskich, tam zgromadziło się około 300 osób dobrze uzbrojonych partyzantów którym przewodził Tatar. Lasek okrążyli Niemcy, z jednej strony artyleria z drugiej czołgi i siły Niemców były 20 - krotnie większe i walka była nierówna. Już nie było widoków na ocalenie. Zbliżał się koniec. Partyzanci skupili się w lesie a dowództwo było bezradne. Obok była szosa z Rzeszowa do Kolbuszowej a tą szosą jechał czołg rosyjski i to spowodowało, że Niemcy wycofali się.

Za chwilę pojawiło się wojsko radzieckie od Rzeszowa i okrążyli lasek a była już noc i wszystkich partyzantów aresztowano dnia 30.07.1944r. Część partyzantów pod osłoną nocy pouciekała, co stało się z resztą nie wiadomo. I tak się złożyło że nie wiedzieliśmy co zrobić. Jeden wróg odszedł a teraz znów aresztowania i walki z partyzantami. Dziwnie czuliśmy się w takiej sytuacji. Rząd emigracyjny nawołuje - Trzymajcie się nie uznajcie rządu lubelskiego. I tak znaleźliśmy się między młotem i kowadłem. I przyszła jeszcze jedna tragedia, rozpoczęło się powstanie Warszawskie.

I do Warszawy, do pomocy gromadzili się ochotnicy w lesie, a dlatego w lesie, żeby władze nie wyłapały ochotników, ponieważ to powstanie nie było na rękę PKWN. Pomimo czujności AK, okrążyły jednostki rosyjskie las i wszystkich a było tego 150 młodzieży. Widziałem ich bo byłem przedtem z zaopatrzeniem w lesie. Byli to chłopcy wieku od 18 do 20 lat. Wszystkich zabrali do obozu przejściowego, który był naprędce zorganizowany u pewnego gospodarza. Tam przesłuchiwano wszystkich i jedni zostali w miejscu w lochu, w ziemi, a innych gdzieś wywieziono. Z różnych stron zwożono jeszcze tych rzekomych wrogów klasowych i w tym to miejscu ginęli wszyscy rzekomi wrogowie. Ginęli od noża, bo nabój kosztował 3 kopiejki, a nóż był tańszy.

I tak umacniali władzę ludową. Był taki mały dramat, a może i wielki ?

Pewien partyzant nie dał się pochwycić więc zabrali jego rodzinę, a sąsiadom powiedzieli - że jak się sam zgłosi to rodzinę wypuszczą, w przeciwnym razie zginie rodzina. Na drugi dzień szedł przez wieś pozwany i płakał a zapytany dlaczego płacze przecież tam wyjaśni im pewne sprawy i wypuszczą wszystkich, ale on krzyczał ja idę na śmierć ale chociaż rodzinę wybawię i poszedł, ale ani on, ani rodzina już nie wrócili. Człowiek, który walczył o Polskę, który życie narażał w okupację, musiał zginąć, bo walczył z polecenia rządu emigracyjnego, a przecież jak tworzyła się Armia Krajowy to nie było rządu tego, który mu jego życie i jego rodzinie zabiera. Wielu ludzi zabrali i wywieźli gdzieś na wschód i nikt nie wrócił. U nas w wiosce był poszukiwany dowódca Buczak ale nie mogli go pochwycić i on chciał wyskoczyć oknoem i w oknie go zastrzelili. Po trzech dniach miał się odbyć pogrzeb i ludzie się na pogrzeb zeszli otworzyli trumnę, a w niej nie było nieboszczyka. W nocy się podkradli i zabrali zwłoki.

Ja i inni łudziliśmy się nadzieją, że przyszła wolność, że faszyzm się załamał a tymczasem przyszedł drugi wróg, który bez sądu jakichkolwiek wytłumaczeń mordował ludzi niewinnych. Ukrywaliśmy się jak kto mógł. Ale trudności były wielkie ponieważ dużo było takich zwariowanych i głupich komunistów którzy donosili do UB i wyławiali i bez miłosierdzia męczyli i zmuszali do ujawniania swych kolegów. Przyjechali też i po mnie samochodem NKWD z żądaniem abym zabrał aparat fotograficzny i jechał z nimi na lotnisko do Jasionki i tam chcą sobie zrobić zdjęcia. Ja zaraz się zorientowałem, że to podstęp i myślałem jak się im wymknąć. Scena ta odbywała się na piętrze więc dałem im aparat i powiedziałem, że zaraz jadę lecz zabiorę jeszcze statyw i umknąłem tajnym przejściem poza dom który był wykonany w czasie okupacji hitlerowskiej do ucieczki w razie okrążenia domu w czasie zebrań i tak uniknąłem losu, który mnie czekał po wywiezieniu razem z innymi z lotniska ....

od red: Po tej linijce kartka z tekstem przycięta, nie wiem ile go brakuje, następna zaczyna się tak:


.... którzy są przeciwni władzy. Aresztować wszystkich podejrzanych i starać się wszelkimi sposobami zmuszać ich do mówienia prawdy.

Jeżeli ktoś sieje propagandę wrogą, dać mu taką szkołę, że na zawsze wyrzeknie się szumieć. UB przebierało się na noc w różne mundury i nawiedzało podejrzanych jako bojówka NSZ i prowadzili różne rozmowy na tematy polityczne. Kto był nieostrożny to się wygadał jak rozumiał a oni już wiedzieli co z nim zrobić. Jeśli ktoś był partyjny to też go odwiedzili, a odwiedzili swego czasu mojego zastępcę Adama Ciska a był w tym czasie sołtysem i miał u siebie godło państwowe, orła. Zapytali go dlaczego powiesił tę kwokę na ścianie, on im odpowiedział, że to nie kwoka ale godło państwowe. Jakie godło ? I krzyczeli - Godło państwowe to orzeł z koroną, tyś jest partyjny tak ? A jestem - odpowiedział - ale mnie zmusił kierownik, z "Samopomocy Chłopskiej" powiedział, że każdy urzędnik musi być partyjny. Kładź się na ławę powiedzieli - i tak się położył Adam na ławę i przy płaczu swoim i żony był bity aż do utraty przytomność. Na drugi dzień dostałem rozkaz z Kolbuszowej aby Adama Ciska zwolnić z zastępcy a na jego miejsce polecono mi Partykę z Górna.

Innym razem pochwycili w lesie jak przejeżdżał z powiatu wójt Soj Franciszek, przedwojenny działacz ludowy. Przywiązali go do drzewa przedstawili się że są z NSZ i likwidują komunistów. Jeżeli masz jakieś życzenie przed śmiercią to mów. Bardzo się tym przejął, Soj i tłumaczył się, że nie jest komunistą, że należy tylko dlatego, że każdy urzędnik musi należeć do PPR i.t.d. Odpowiedziano mu, że mu życie darują ale karę musi otrzymać i bili go aż chłop na nogach nie mógł się utrzymać. I znów za kilka dni został zdjęty ze stanowiska. I dużo było takich poczynań i podobnych wybryków.

Było raz kilkanaście świń z rzeźni, ponieważ handlowaliśmy i świńmi a podobnie czynili i w Kółku Rolniczym z Sokołowa. W nocy zajechał samochód ciężarowy i zabrał 8 szt. świń z Kółka Rolniczego. Najpierw zapytano się stróża, które są świnie komunistów, a które kółka ? Stróż im pokazał, a oni odpowiedzieli, że kółkowe są lepsze więc zabrali. Na drugi dzień zameldowaliśmy na milicję o kradzieży i zjechało UB z Rzeszowa samochodem pancernym i po otrzymaniu wyjaśnienia jak się to stało pojechali do lasu tam popili sobie i pojechali z powrotem, nic nie szukając bo i po co jak to była ich robota.

Ja wszystko meldowałem do swego punktu, Londyn to ogłaszał a i nasi o tym wiedzieli i szaleli, krzyczeli, że ktoś zdradza. Dowiedziałem się, że mają aresztować księdza parafii Kamień, a ja go uprzedziłem o tym i ksiądz ulotnił się i znów UB wpadło w wściekłość.

Był zjazd spółdzielców w Warszawie i ja byłem z województwa wyznaczony na ten zjazd. Ze zjazdu zdałem sprawozdanie do punktu umówionego i znów ogłoszenia i znów dowiedzieli się, że płyną doniesienia z terenu, że ktoś donosi o wszystkim i podejrzewano mnie. Było to w nocy, ktoś puka do mieszkania otwieram i ku memu zdziwieniu widzę tych ubowców z którymi pracowałem uzbrojeni i krzyczą - Zbieraj się jesteś aresztowany. Przejąłem się bardzo gdyż byłem pewny, że mnie już rozszyfrowano i z niechęcią ale poszedłem z nimi do auta, które stało przed moim domem, a w aucie już byli inni, tj. mój brat, szwagrowie i inni, Ci wszyscy z komórki PPR którą prowadziłem i tak wszystkich a było ich 18 zawieźli do Sokołowa, tam doładowali kilku i zawieźli nas do powiatu do piwnic, czyli do celi więziennych i tam trzymali dzień i noc o głodzie i chłodzie, bez przesłuchań, lecz powiedziono nam, że jeżeli będziemy szumieć to się z powrotem tu znajdziemy. Szliśmy wyczerpani 30 km do domu, a każdy mi przycinał, że to moja wina, że coś tu nie gra.

Komórka PPR się rozwiązała, a ja wytłumaczyłem sekretarzowi powiatowemu, że to wina władzy ponieważ ich aresztowano. Ja już zacząłem się obawiać, że mnie nakryją, bo już podstawiano raz szpicli, którzy też przedstawiali się jako NSZ - towcy i jeden nawet wyjął krótką broń i twierdził, że teraz taki przyszedł czas, że trzeba likwidować,czyli rozwalać wszystkich PPR-owców. Ja gotów jestem pana rozwalić, ale wierzę, że pan jest komunistą tak na niby. Miałem wiadomości ze swojej organizacji, że na tym terenie nie ma bojówek więc byłem pewny, że to podstawiony człowiek przez władzę i dlatego powiedziałem mu, że jestem po stronie rządu. Jeżeli ma takie prawo to może mnie rozwalić. Powiedział - Tym razem ci daruję, ale jeżeli nie przestaniesz prowadzić tej roboty której ludność sobie nie życzy to pożegnaj się z tym światem.

W restauracji miałem bardzo dobrą kucharkę Helenę Gołąb, która wspaniale gotowała i ludzie sobie chwalili obiady, ale władzy się panienka nie podobała, gdyż nie była po ich stronie, a to dlatego, że ją wypytywano kto do mnie przychodzi, o czym rozmawiamy lecz ona na wszystko odpowiadała, że nic nie wie, a jeżeli chcecie wiedzieć to się jego zapytajcie. Partyjniakom się nie podobała a pewnej nocy wyłamali kraty w oknach i weszli do Jej sypialni, podali się za NSZ i zagrozili jej aby się wyprowadziła do tygodnia, gdyż oni będą wszystkich z tej spółdzielni likwidować. Pocięli jej sukienkę nożem i odeszli. Ja się poskarżyłem do milicji, ale mi odpowiedzieli, gdybyśmy się takimi sprawami zajmowali to inne ważniejsze trzeba by zaniechać, bo jacyś figlarze to uczynili. A czy ta panna jest niezastąpiona ? I podstawiono mi takiego matoła, że na obiady przestano już przychodzić.

Nadszedł dzień referendum i ja zostałem wyznaczony do przeprowadzenia wyborów z Ciskiem Michałem. Przy głosowaniu zauważyłem, że są na sali nie znani mi osobnicy i często na mnie zwracają uwagę. Nie spodziewałem się nic takiego, żeby się mnie to tyczyło. Po skończonym głosowaniu, zaczęliśmy zliczać głosy i przybliżył się do mnie mój znajomy z mej organizacji WiN i powiedział. Aresztowali Goclona jak jechał do Rzeszowa. Aby nie dałeś mu jakichś listów ? Ja rzeczywiście dałem mu listy, odpowiedziałem mu, a on mi na to - Oni Cię zabiją jak nie uciekniesz - a po jakimś małym wahaniu przykryłem czapką głosy które zliczyłem i powiedziałem do Ciska - Wychodzę za swoją potrzebą i proszę nic nie ruszać zaraz wracam.

Wyszedłem i już nie wróciłem, a po małej chwili wpada do lokalu banda NSZ i pyta się gdzie jest ten as komunistów ?

Tak zameldowałem się u żony, że muszę się ukrywać jak za okupacji.

I tak powędrowałem do swojej rodziny i po zaopatrzeniu się w potrzebne rzeczy do wędrówki powędrowałem w świat. I tak tej nocy podjechali pod mój dom i przez tydzień nocami śledzili mój dom lecz ja już byłem poza domem. Wyjechałem i zostawiłem żonę z dzieckiem bez opieki i pieniędzy. Ile Ona przeżyła w tym czasie. Ludzie się naśmiewali, że uciekł bo okradł Spółdzielnię Samopomoc Chłopską, bo wprawdzie pobrałem 120000 zł na budowę i remonty, w Sokołowie w Banku Powiatowym, a nie okazałem kwitów w pracy i materiałów na ten cel wydanych gdyż niespodziewanie musiałem uciekać na Zachód. I żyłem w ciągłej niepewności, że mnie pochwycą.

Zatrudniłem się pod innym imieniem w pracy przy budowie tuneli ale musiałem okazać zaświadczenie, gdzie zamieszkuję i to zaświadczenie zdobyłem u sołtysa Górskiego za cenę wygórowaną, oraz wódkę ale nie wpisał mnie do ksiąg meldunkowych, gdyż poszukiwano mnie i tak. Pracowałem, a spałem różnie, raz u jednego znajomego, a innym razem w lesie żywiąc się chlebem i czarną kawą. Zarobione pieniądze przesyłałem do żony, a sam żyłem jak najoszczędniej.

I tak ciągnąłem to wszystko przez 4-ry miesiące, aż do listopada. W listopadzie zachorowałem na zapalenie płuc i odstawiono mnie do szpitala w Jeleniej Górze. Tam w szpitalu zapadłem na gruźlicę i leżałem bez nadziei na wyleczenie. Nie miałem nikogo kto by się mną interesował, bo nie mogłem nikomu znajomemu opowiedzieć gdzie jestem, gdyż obawiałem się pościgu i tak leżałem samotnie bez nadziei na lepsze. Rodzina nie wiedziała gdzie się zagubiłem, żona była beż środków do życia, a zima była wielka i mroźna ja natomiast nie mogłem, udzielić pomocy, żyłem, w rozpaczy i rozmyślałem nad swoim położeniem. Nie mogłem sobie wyobrazić, jak się to wszystka pogmatwało i jak mogli ci z zachodu jak i ze wschodu tak ludzi zbałamucić.

Zachód twierdził, że Rosja jest wrogiem Polski i trzeba z nimi walczyć a ZSRR, twierdził, że Rząd Emigracyjny jest nie do przyjęcia w nowej Polsce i tak naród był podzielony i nawzajem zwalczający się. Leżałem i rozmyślałem nad tym wszystkim. Wiedziałem, że dla mnie nie ma ratunku, że muszę zginąć, ale straszny budził się we mnie żal za rodziną i myślałem co tam ucierpi żona z dziećmi, kto ją pocieszy, kto wspomoże ! Coraz gorzej zapadałem na zdrowiu. Były chwile, że płakałem jak małe dziecko, aż zwracano na mnie uwagę. Przyszła do mnie starsza pielęgniarka która pracowała w szpitalu we Lwowie przed wojną i chciała nawiązać ze mną rozmowę i wypytywała się czy mam rodzinę, czy mam jakieś inne kłopoty i wiele, wiele innych pytań. Ja na nic nie odpowiedziałem, lecz, że pochodzę z województwa lwowskiego. Wtedy i ona zapłakała i opowiedziała jak miała rodzinę i wszyscy wyginęli na Sybirze, a ona sama powróciła z Rosji do Jeleniej Góry itd..

Od tego momentu było mi lżej bo już się mną opiekowała jak swoim synem, a na Boże Narodzenie dzieliła się ze mną opłatkiem. Ona przynosiła mi różne smakołyki, ale ja nie mogłem jeść ponieważ zawsze miałem temperaturę 38 - 39 st. przez cały okres przebywania w szpitalu. Tak przeleżałem 3 m-ce, aż w końcu stycznia 1947 r. przyszła moja opiekunka do mnie z gazetą i pokazała mi, że jest amnestia dla politycznych. Ja nie mogłem chodzić byłem tak osłabiony a ważyłem 48 kg mimo to zerwałem się na równe nogi przeczytałem i zaraz poprosiłem sanitariusza o listy. Rozpisałem listy do przyjaciół i znajomych gdzie jestem i za kilka dni a było to w niedzielę przyjechało bądź przyszło na odwiedziny około 13 osób, aż personel szpitalny się zdziwił, że taki bezimienny sierota został tak licznie odwiedzony. Napisałem zaraz do żony, aby przyjechała po mnie gdyż nie chciałem umierać w dalekiej górskiej okolicy. Przyjechała po mnie, ale nie chcieli mnie wypisać ponieważ byłem bardzo osłabiony i chory ale po długiej prośbie i na własne żądania wypisano mnie. Wtedy rozpoczęły się kłopoty z podróżą. Było zimno nie miałem ciepłej odzieży, ale dojechaliśmy do Wrocławia. Ja byłem tak osłabiony, że inie mogłem mówić, że kiedy żona poszła dowiedzieć się kiedy jedzie pociąg do Katowic, to wtenczas jedną walizkę zabrała jakaś kobieta ode mnie i ja temu nie mogłem przeszkodzić bo siły nie miałem i mówić nie mogłem, a ta kobieta poszła między ludzi i na tym się wszystko skończyło. Dojechaliśmy do Katowic, przesiedliśmy się do rosyjskich wagonów towarowych, ponieważ tory były przekute na wzór rosyjski, kursowały na linii Katowice - Przemyśl i tak zziębnięci i osłabieni dojechaliśmy do Rzeszowa. W tym czasie były bardzo wielkie śniegi, że na drogach nie poruszały się nawet sanie, były 3 metrowe zaspy. Żona pozostawiła mnie na stacji w Rzeszowie, a sama pieszo poszła do Nienadówki, po jakiś pojazd. Wyszła rano, a doszła cudem na wieczór.

Ja zostałem na poczekalni, leżałem na ławce i znów mnie opanowały czarne myśli jak ta wierna i nieustraszona żona dojdzie do domu w taką śnieżycę, a śniegiem zawiewało niesamowicie i w dodatku było mroźno. Myślałem dlaczego mnie nie rzuci dlaczego mnie dowozi do domu ? Przecież wie, że ja muszę umrzeć. Dopiero wtedy uprzytomniłem sobie i oceniłem to wielkie poświęcenie. Cierpiałem ja, ale ona stokroć więcej cierpiała ode mnie. Gdybym był po ślubie zabrany przez gestapo i zaduszony gdzieś w obozie to miałaby spokój, a tak to sama się dobije i mnie już nie pomoże. Ale Bogu dzięki doszła do domu, lecz na noc nikt nie chciał po mnie jechać aż dopiero rano. Ja leżałem na ławce na poczekalni, ale co jakiś czas podchodzili do mnie milicjanci i pytali mnie dlaczego leżę. Opowiadałem im z wielkim wysiłkiem, że żona poszła po pojazd. Pod wieczór przyszło po mnie 2 osoby z czerwonego krzyża i zabrały mnie do jakiegoś pokoiku na dworcu kolejowym, tam dano mi ciepłej herbaty i przeczekałem do południa następnego dnia. Około południa odszukano mnie i zabrano na sanie do domu. Z wielkim trudem dojechaliśmy do Stobierny, konie ustawały i postanowili, brat z teściem umieścić mnie w pewnym domu na noc i sami z końmi zanocować. Tymczasem gospodarz poczęstował nas ciepłą herbatą i wtedy zauważył, że ja jestem na wykończeniu, odmówił przyjęcia, ale poinformował nas, że można ominąć zaspy i polecił nam abyśmy jechali przez Gęsiówkę tam jest trochę lepiej i tak jechaliśmy aż zajechaliśmy do domu, tam się ułożyłem na swoim łóżku i już powoli zacząłem myśleć o powrocie do zdrowia. Używałem leki takie jak miód, tran, siemię lniane i już na kwiecień byłem na tyle zdrowy, że pojechałem do UB, aby się ujawnić, a do banku złożyć kwity i wyliczyć się z pobranych na budowę 120000 - zł. Przy ujawnianiu się dostałem zaświadczenie, ale szef UB Marciniak powiedział mi - Broni Cię amnestia, a ja mówię Ci prywatnie, że przede mną nic Cię nie obroni i to Cię czeka, przy tym pokazał na pistolet. On zginął gdy polował na innych, a ja w maju wyjechałem do sanatorium, później do pracy w fabryce w Pilchowicach wraz z rodziną. Po kilku latach przeniosłem się do Nowej Huty i znów do Nienadówki na 2 lata, gdzie rozpocząłem na nowo wyrób cegły, oraz zajmowałem się murarstwem, aż do 1958 roku. W tymże roku wyjechałem do Bydgoszczy na puste piaszczyste grunta gdzie zaprzęgłem się do pracy i wychowania dzieci. Były to czasy bardzo ciężkie, a trzeba było ziemię doprowadzić do kultury, budować, szukać wody, doprowadzać światło, ale jakoś to wszystko przeszło.
strzałka do góry




Kim był donosiciel z Nienadówki ?
Po części zapomniało się przeżycia okupacyjne, aż w 1975 roku odszukała mnie Niemka, Zarzycka, która w okupację ratowała naszą organizację. Odwiedziłem ją zaświadczenie jej dałem, ale co takie zaświadczenie mogło jej pomóc gdy ja byłem niczym. Zarzycka opowiedziała mi, że była w Nienadówce po wojnie i chciała widzieć tych których ratowała. Zrobili w Nienadówce zebranie zeszli się i powiedzieli, tego nie ma, który był oskarżony, gdyż wyjechał i nie ma go, gdzieś się ulotnił. Opowiedziałem jej o moim przeżyciu ale i ona opowiedziała mi o swoim jakie miała na tym zebraniu. Kiedy zaszłam do tego domu gdzie się odbywało zebranie, to aż mi dech zaparło, bo był to dom, tego, który donos przyniósł. Nie mogłam go wskazać, bo wiem żeby tam go uśmiercili, lub w ręce władzy oddano, ale nie chciałam tego rozlewu krwi. Opowiedziała mi jak wyglądał i ja postanowiłem dojść aby chociaż mu w twarz napluć. I już byłem bliski tego szpicla, ale rodziną przekonała mnie abym zarzucił tę sprawę, ponieważ nic z tego mi nie przyjdzie i niepotrzebnie narobię kłopotu i przestałem tego dochodzić chociaż sam wiem kto to był.

Dziś wiem jakie straszne spustoszenie robili Polacy między sobą. Jedni z zazdrości, inni aby przypodobać się Niemcom. Chciałbym o tym zapomnieć, ale jakoś ciężko. Dziś już jestem na rencie i żyłbym sobie spokojnie ale te bolesne wspomnienia zatruwają mi Życie.
strzałka do góry




Londyn docenił - PRL nie wybaczył.

W roku 1987.06.15 przysłali mi odznaczenie z Londynu oraz krzyż AK i medal Wojska Polskiego, ale mnie to nie cieszy, bo inaczej miało się to wszystko ułożyć. Dziś nie jest mi tak lekko i postanowiłem zapisać się do ZB0WID-u, ale odpowiedziano mi, że zaświadczenia z Londynu PRL, nie uznaje. Dałem im świadków z mego zgrupowania którzy należą do ZBOWID-u to znów odpowiedziano mi, że to muszą być świadkowie, dowódcy tego zgrupowania. I jakże ja ich znajdę, gdy go aresztowali w 1945 roku i gdzieś przepadł bez wieści i tak pozostałem jakby najgorszy wróg PRL.

Wiem dlaczego nie chcą mnie przyjąć, ponieważ nie jestem w żadnej partii, która popiera ten polski reżim, a ja naprawdę taki szkodnik byłem ? Przecież założyłem Spółdzielnię Samopomoc Chłopską, na owym terenie, a kiedy się ukrywałem, to budowałem zawalone tunele przez Niemców na Zachodzie, a później budowałem Nową Hutę, a kiedy tu przyjechałem, to znów pracowałem nienagannie, bo mam na to dowody w postaci dyplomów i dlaczego jestem taki bezwartościowy, może dlatego, że byłem przeznaczony przez ustrój stalinowski na zagładę i że się im z rąk wymknąłem. Ja sądzę, że Bóg mi dopomoże, że spokojnie bez pomocy ZBOWID- u dożyję tę resztę lat, które mam przeznaczone.

Wychowałem pięcioro dzieci dobrych Polaków uczciwych i to mi daje zadowolenie, bo dzieci mnie rozumieją i doceniają i to po mnie przyjęli i że życie składa się z chwil radosnych, ale większej części z cierpień i różnych niepowodzeń, ale jeżeli człowiek walczy uczciwie o swe powodzenie, a nie ze szkodą bliźniego, to cel swój osiągnie. Cierpienie ma wielką wartość, bo tam gdzie cierpienia tam krzyże stawiają. Otóż i ja różnie miałem, prawie same cierpienia, ale cierpiałem dla dobrej sprawy, więc i dzieci moje idą też tą drogą i będą dobrymi Polakami.

(1988) Chorzępa Franciszek






skany oryginalnego maszynopisu.



opracował: Bogusław Stępień

strzałka do góry

Write a comment

Comments: 0

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013