Jan Bełz, magister inżynier rolnik, twierdzi, że byłoby dziwactwem nie brać, gdy coś dają:
|
|
- Rolnikowi nikt nigdy jeszcze nic za darmo nie dał i w tych dopłatach unijnych też musi być jakiś haczyk - uważa Stanisław Tasior z Nienadówki.
|
U Jana Ożoga,"ten ponad hektar na córkę stoi". Wniosek złożyła. - Będą z Unii płacić? Daj Boże - mówi z niedowierzaniem i powtarza z przekąsem: - Będą płacić tak
jak Niemcy za wywózkę na roboty nam zapłacili. Tych parę złotych żona dostała jednorazowo i kwita. Gdyby nie moja emerytura za trzydzieści lat roboty w
budownictwie, to by przyszło zdychać.
Tymi emeryturami, tymi pieniędzmi, "starzy ludzie oganiają młodych, - powiada Ożóg. Stanisław Walicki przytakuje, ale ocenia, że tej jego "renty i żoninej ledwie
na chlebuś i sól wystarczy". - I to tak cieniutko - dodaje. - Syn żonaty dorabia sezonowo w cegielni w Trzebusce. Bo z tej ziemi przecież nie wyżyje. Piaski w
większości. Owies, żyto jeszcze wyrośnie. Koń stary, ale ciągnie w polu i nie trzeba płacić za traktor. Ale nawozu nie ma za co kupić. I tak się dziaduje.
Sołtys Nienadówki, Tadeusz Noworól, też potwierdza: - Niejeden we wsi mówi, że Gierka należałoby świętym zrobić za te emerytury rolnicze. Wszelkie podatki we wsi
przeważnie płacą rodzice. To są ich emerytury. Przynoszą te emerytury prosto z poczty, nowiutkie.
W referendum odrzucili
Ludzie są nieufni, oglądają się na sąsiadów, boją się stracić. Jest w nich jakaś konsekwencja, bo w refedum w Nienadówce "ludzie Unię odrzucili". - Bo na zdrowy
chłopski rozum - powiada Stanisław Tasior rolnikowi nikt nigdy jeszcze nic za darmo nie dał i w tych dopłatach unijnych też musi być jakiś haczyk. Zresztą
samo wypełnienie wniosku to jeszcze nie wszystko, jeszcze będą sprawdzać, mogą odrzucić. Jeszcze może się okazać, że rolnik dopłaci do tego interesu.
Tasior jest jednym z większych spodarzy we wsi. Ma ponad 9 hektarów. Żyje z mleka i truskawek. Pięć krów i jałówka w oborze. Mleko ekstra sprzedaje do mleczarni w
Trzebownisku. Chce zwiększyć nawet tzw. kwotę mleczną.
- Za komuny każdy gospodarz hodował u nas po kilka krów - przypomina sołtys Noworól. - Teraz może jedna trzecia z tego stada została. Ci drobni rolnicy, co mają
dwa, trzy hektary lub jeszcze mniej, a takich jest najwięcej, wyprzedali krowy dla wygody, albo z braku zysku. Bo w domu lepiej mieć emeryta niż krowę. Nawozy
drogie, ropa do ciągnika droga, opryski coraz droższe, a robactwa i zielska w polu coraz więcej.
Wyciągnąć rybę
Stanisław Chorzępa też podejrzewa, że "ten haczyk unijny na chłopa jest po to, by całą rybę wyciągnąć." Co raz ktoś powtarza we wsi, na poparcie słuszności takiego
rozumowania, że "przecież przez ostatnie piętnaście lat dudkali chłopa bez mydła". Chyba że był przy władzy albo jakim posłem.
Pracownicy Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa nie ustają jednak w przekonywaniu ludzi we wsiach podobnych Nienadówce. - To wieś towarowa, z mleka
żyje, dla tych ludzi mogą być tylko korzyści - twierdzi Stanisław Drążek, kierownik powiatowego biura ARiMR w Rzeszowie. W asyście pracowników - gmin i ośrodka
doradztwa rolniczego jego specjaliści chodzili od domu do domu, przekonywali.
Z młodszymi łatwiej można się było dogadać, choć przecież Tasior też jeszcze "przed czterdziestką i bardzo towarowy". Ale mimo że od sołtysa pobrał wypis o swoim
gospodarstwie i zapewniał, że wniosek złoży, to wątpliwości też ma niemało. - Za dużo niewiadomych, nie wszyscy wiedzą, za co te dopłaty dodatkowe można uzyskać,
czy buraki i truskawki w to wchodzą - zastanawia się Tasior.
A poza tym rolnicy mają obawy, że jak się już obnażą zupełnie, jak wypiszą dokładnie każdy centymetr zabudowań, dobytku i pola, to wejdzie podatek katastralny i
zmiecie im wszystko, co dostali, a może nawet będą musieli dołożyć. - A weźmiesz człowieku, jakąś pożyczkę, to wejdą potem na posiadłość i zlicytują - przewiduje
Tasior. - Bo dotąd zawsze tak było, że jak chłop swoją krwawicą nie zapracował, to mu nikt nie dał.
Może trzeba będzie zwracać?
Stanisław Skoczylas z Trzebosi, osiemdziesięciolatek, zdecydowanie nie zamierza składać wniosku o dopłaty unijne, choć "ma na siebie półtora hektara pola". -
Gorszym dziadem, jakim mnie zrobili, już nie będę odpowiada.
Ludzie nie chcą brać, bo powiadają, że "z dziada pradziada rolnik był kołowany". - Wolę dokładać niż brać, żeby nie mieć później kłopotu - uważa Józefa Nowak. - Bo
to, co dają, może jeszcze trzeba będzie zwracać? Kto to wie. Dzisiaj taki rząd, za rok może być inaczej. Jestem schorowana, schylać się nie mogę. Mąż haruje jako
kierowca. Pola nawet wcześniej dokupiliśmy, gdy truskawki dawały dochód, ale teraz albo stoi odłogiem, albo wynajmujemy, bo nie ma kto wykosić.
Ludwik Nowak, który z siostrą Stefanią "ostał się jak te dwa bociany, co zapomniały jesienią odlecieć", wątpi, żeby z tej Unii "każdemu dali, co obiecują, bo to
jest przecież masa ludzi do obdzielenia." - Hektary mam, ale wniosku o dopłaty nie złożyłem. Konta w banku nie mam, bo i po co. Jak truskawki sprzedam, to włożę
pieniądze w gospodarkę. Po co mi iść z nimi do banku i rejestrować tę moją towarowość? Ziemie liche, żytko się sieje a i tak nie ma kto tego ziarna kupić. A bez
nawozu rośnie tyćkie.
Ale w gospodarstwie Nowaka jest i krasula "mleczno-zarodowa, zakolczykowana unijnie, bo cóż wartałby gospodarz bez krówki", i parę kur, i pies łaciaty, przybłęda z
drogi, porzucony przez miastowych", i kara kobyła. Leciwi są gospodarze, a dom i stajnia jeszcze starsze. Ale woda z własnej studni, źródlana. - Przychodzą po nią
sąsiedzi z całego dziesiątka wokół, choć każdy ma swoją w kranie - zachwala Nowak i przekomarza się z karą, która wyprowadzona na podwórze trochę mu się
wyszarpuje: - Bo cię sprzedam i pójdziesz do Unii - grozi jej palcem.
|
|
Dają, to brać
W sołtysówce na skrzyżowaniu wsi - gdzie można składać wnioski bez fatygowania się do gminy w Sokołowie Małopolskim czy do agencji w Rzeszowie - pod koniec
tygodnia było coraz tłoczniej. - Jeśli dają, to trzeba korzystać - stwierdził Wojciech Baran, trzydziesto - latek, gospodarz na czterech hektarach z kawałkiem.
Zofia Malec też "cały tydzień pisała wniosek". Liczy, że może jakieś zobowiązania podatkowe choć w części tym pokryje, bo do tej pory, jak chciała coś w
gospodarstwie wyremontować albo zainwestować, to musiała jechać na zarobek za granicę.
- Bo to jest taki system, żeby wykończyć małych gospodarzy uważa Michał Ożóg z Nienadówki, równolatek Skoczylasa z Trzebosi. - Trochę tego zboża przecież jest, ale
we wsi się go nie sprzeda, poniżej 80 kwintali też na elewatorze nie przyjmą. Chodzi pewnie o to, żeby pośrednik prywaciarz za pół darmo kupił od chłopa i na nim
zarobił.
Jan Bełz, magister inżynier rolnik twierdzi, że byłoby dziwactwem nie brać, gdy coś dają. Mówi, że niebawem i innych korzyści rolnicy doświadczą, jak wejdą
"unijne emerytury strukturalne przy przekazywaniu gospodarstw". Jego przyjaciele ze Lwowa po pierwszym maja gratulowali mu i zazdrościli, że ich "kolega jest już w
Unii". Ma pięć hektarów, które bardziej rodzice obrabiają, bo on zajmuje się teraz przede wszystkim przeróbką drewna w niedalekim Zmysłowie. Wychował się na wsi i
powrócił tu po studiach. Przeszedł drogę od zootechnika do dyrektora igloopolowskiego gospodarstwa w Trzebosi.
Rozstał się z państwowym gospodarstwem po rozmowie z ówczesnym senatorem Śliszem. Nie chce nic mówić o nieżyjącym już polityku. Twierdzi tylko, że gdyby nie polityczna głupota tych, co rozwalali PGR-y, ludzie tam
pracujący nie poszliby na garnuszek państwa i margines życia, a Bruksela musiałaby dziś uwzględnić na starcie Polski w UE o dwadzieścia parę procent większą
produkcję rolną. To by się bardziej opłacało, nawet gdyby państwo tym gospodarstwom musiało dać kredyty na zero procent.
Ludzie z Nienadówki i okolic są dziś wdzięczni tym zaradnym producentom, którzy po Igloopolu choć w części przejęli i prowadzą hodowlę trzody chlewnej. Bo jest
gdzie zboże sprzedać. Bo spółka dwóch Krzysztofów Cisków, Bogdana Ożoga i Stanisława Budzynia ma w chlewni 1,5 tysiąca świń.
Ale w czasach Igloopolu było z większym rozmachem, bo za dyrektora Bełza 5 tysięcy sztuk hodowano w dwu gospodarstwach - w Trzebosi i pod Sokołowem. A do tego było
jeszcze moc roboty przy różnorakiej produkcji przemysłowej, uzupełniającej rolnicze dochody gospodarstwa.
Wołowina i wieprzowina już znalazły zbyt na Zachodzie, ceny skoczyły, może i z truskawką tak będzie - zastanawia się Bełz. - Bo tu ludzie jeszcze nie zapomnieli,
jak uprawia się truskawki tradycyjne, zdrowe, o prawdziwym naturalnym smaku. Sołtys Noworól mówi, że nie można tylko narzekać. - Bo jakby się obudzili ci, co
pomarli w latach dwudziestych ubiegłego wieku, to by powiedzieli, żeby Boga nie obrażać. Wystarczy zobaczyć, jakimi samochodami podjeżdżają niektórzy pod kościół w
niedzielę. A to wieś ogromna, długa na dziewięć kilometrów, prawie z trzema tysiącami mieszkańców.
Bruksela i dziki
Ale unijne kwity i problemy schodzą na drugi plan wobec codzienności. Przyszła do sołtysa Ciskowa zgłosić szkodę. W samo południe dziki zryły kawał pola ziemniaków
niedaleko głogowskiej drogi. Nie ma pretensji, gdy orzą łąkę pod lasem, gdzie leżą szyszki, ale żeby tak w biały dzień stratować czystą uprawę?!!!
- Przejdzie dzik, trzeba po nim przejechać pole glebogryzarką, wykosztować się. Ziemniak już się tam w tym roku nie urodzi i koło się zamyka - mówi Stanisław
Chorzępa, który złożył zamówienie na odstraszacz dzików. To taki preparat, który śmierdzi jak skarpety noszone przez tydzień w zapoconym bucie. Dziki nie cierpią
tego zapachu.
|
Chorzępa jest wściekły na dziki, bo zniszczyły mu kawał pola z pszenicą francuską. Taką specjalną, niskopienną. Rośnie na czterdzieści centymetrów zaledwie, a
blisko połowę z tego zajmuje kłos. We Francji stawiają w domu bukiety z dwunastu kłosów takiego zboża, żeby się pieniądze w domu trzymały przez cały rok. Przywiózł
Chorzępa 4 kilo i posiał w ubiegłym roku. Wyzbierał wszystkie kłosy co do źdźbła. Zżął je sierpem, by niczego nie uronić, bo na kombajn poletko było za małe, a
kosą ziarno by potracił. Z niecałego ara sypnęło mu 70 kilogramów ziarna. Posiał w tym roku, a teraz weszły dziki.
|
|
Bruksela daleko, dziki przed domem. I tak to już jest - powiadają we wsi: "chłop musi wyżywić wszystkich, od robaka do polityka".
ANDRZEJ OSIŃSKI
|
|