Uważa się, że lasy w Turzy kryją zwłoki ok. 500 osób - ofiar terroru NKWD w 1944 r. Podczas prac ekshumacyjnych wiosną 1990 r. wydobyto zaledwie 17 zwłok. Dalsze poszukiwania nie
dały rezultatu. Pan twierdzi, że mogił trzeba szukać gdzie indziej, w lasach za Nienadówką Górną. Dlaczego ?
- Jesienią 1944 r. widywano sowieckie ciężarówki, jadące o zmierzchu w stronę lasu, właśnie za Nienadówką Górną, do tzw. Cypla. Jako 12-letni chłopiec byłem świadkiem ich
przejazdu. Oglądali je też starsi wówczas gospodarze. W gronie zaufanych głośno wówczas o tym mówiono...
Po czym poznawano, że auta te wiozą właśnie więźniów ?
- Drogę do lasu stanowiły wówczas dwie koleiny, wyżłobione wozami konnymi. Auto nie mieściło się w nich, dlatego jechało z przechyłem na którąś stronę. Wówczas drzwiczki z tylu
łopotały, domykając się, albo uderzały o obudowę, pozostając otwartymi na oścież. W takim właśnie momencie widziałem konwojentów z bronią, siedzących u wyjścia, zaś w głębi
stłoczone postacie w bieliźnie. W takich warunkach terenowych auto jechało niezbyt szybko. Raz próbowałem biec za nim i zaglądać do wnętrza, ot tak z ciekawości. Poniechałem tego,
gdy konwojent krzyknął na mnie i zamierzył się pistoletem !
Auto wjechało do lasu i co działo się dalej ?
- Nic, nie słyszeliśmy żadnych strzałów. Dziwiło to niezmiernie naszego sąsiada Ożoga, dzielił się tymi wątpliwościami z moim ojcem, wówczas gajowym. Obydwaj zaczęli
podejrzewać, że Sowieci mogą stosować inny sposób pozbawiania więźniów życia. Samochód wracał z powrotem głęboką nocą. Wspomniany już Ożóg nazajutrz rano wybierał się czasami do
swojego lasu. Przy okazji tropił ślady. Zawsze urywały się właśnie koło Cypla. Jednak niczego podejrzanego nie zauważył.
- Czym tu tłumaczyć ?
- Po mojemu tym, że "robotę" wykonywali fachowcy, zaś miejsce pochówku było zawczasu przygotowane. To uprawdopodobniałoby inną hipotezę. Otóż parę numerów dalej, u Kubasów,
mieszkało wówczas na kwaterze 4 żołnierzy NKWD. Całymi dniami przebywali oni w lesie. Cóż tam mogli oni robić ? Dziś jestem prawie pewien, że przygotowywali w Cyplu groby dla
tych, przywożonych wspomnianym autem. Żołnierzy regularnie odwiedzał oficer, przyjeżdżający terenowym Willisem. Prawdopodobnie przywoził instrukcje i rozkazy.
Jakie przesłanki wskazują jeszcze, że autem tym wożono więźniów na stracenie ?
Jeździło ono regularnie co tydzień, czasami i dwa razy w tygodniu. Pewnego razu miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Otóż auto owo ugrzęzło w rozlewisku tuż za rzeką. Eskorta
nie była liczna, toteż dla wypchania wozu użyto więźniów. Prawdopodobnie na tę chwilę zostali oni rozkuci. Zarośla i chaszcze rozciągały się dosłownie obok i jeden, korzystając z
okazji, skoczył w nie i zniknął z oczu. Eskorta nawet nie zdążyła zareagować. Opanowawszy zamieszanie, żołnierze ruszyli na poszukiwanie zbiega do najbliższych domów. Jeden
przyszedł i do nas. Świecił latarką po wszystkich pomieszczeniach, mówiąc, że "kwater dla wojska poszukuje". Wszędzie się rozglądał, wywracał nawet pierzyny na łóżkach. W końcu,
rozzłoszczony, odszedł. Nazajutrz podawano sobie w sąsiedztwie wieść, że ruscy poszukiwali zbiega, któremu udało się ujść.
Czy tymi spostrzeżeniami podzielił się Pan z kimś ?
- Tak, rok temu - zgłosiłam się do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Byłem przesłuchiwany przez prokurator Hannę Solarewicz. Wiosną br przybyła
ona z zespołem archeologów do lasu. Spenetrowaliśmy wspólnie Cypel. Z układu gruntu archeolodzy, orzekli, że może on skrywać mogiły. Prace poszukiwawcze zaplanowane były na lato
br.
Na przeszkodzie temu stanęła jednak niesprzyjająca aura. Jednak miejsce zostało oznakowane i czeka na praktyczną weryfikację.
Rozmawiał: Edward Winiarski
|