Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Okupacyjna śmierć


Andrzeja i Leona Ciupaków

Wojciech Ciupak

Okupacyjna śmierć Andrzeja i Leona Ciupaków.



      17 listopada 1943 roku hitlerowcy rozstrzelali dwóch mieszkańców Trzebuski: 65. letniego Andrzeja Ciupaka oraz jego 25. letniego syna Leona. Powodem rozstrzelania był nielegalny ubój, który Niemcy odkryli w ich gospodarstwie. O ile powód rozstrzelania był powszechnie znany, o tyle szczegółowy jego przebieg pozostawał przez lata okryty mgłą tajemnicy. Na temat tego tragicznego wydarzenia, nie ukazał się dotychczas żaden artykuł, ani nie powstało żadne inne- choćby krótkie- opracowanie. Mając to na uwadze, postanowiłem wypełnić tę białą plamę w lokalnej historii.

Grób Andrzeja i Leona Ciupaków
na nienadowskim cmentarzu.
Listopad 2020 r.

Krzyż pamiątkowy z tablicą informacyjną
postawiony w 1988 r.
Fot. Tomasz Baniak 13.03.2001 r.


      Zbieranie materiałów źródłowych potrzebnych do napisania tego artykułu zacząłem od kwerendy w archiwach. Niestety jej wyniki okazały się niezbyt owocne. Udało mi się odnaleźć zaledwie jeden dokument odnoszący się do tego wydarzenia. W zasobach archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej znajdował się protokół z posiedzenia Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Dokument ten rzucił nowe światło nie tyle na samo rozstrzelanie Ciupaków, lecz na szersze okoliczności, które temu towarzyszyły.



      Niezwykle wymowne - aczkolwiek nie do końca pewne - źródło informacji to tabliczka na mogile rozstrzelanych. Informuje nas, że zostali oni rozstrzelani przez Gestapo. Do tego zagadnienia powrócę na końcu artykułu, ponieważ wymaga ono szerszego wyjaśnienia. Na tabliczce błędnie podano również wiek obu rozstrzelanych.

      Kolejne dwa materialne źródła mówiące o tym tragicznym wydarzeniu, to przykościelne tablice pamiątkowe z Nienadówki i Trzebuski. Pierwsza z nich powstała w latach 70. XX w. Wypisano na niej ofiary hitlerowskiej okupacji z parafii Nienadówka. Odnośnie tej tablicy należy wyjaśnić, że podobnie jak na tabliczce nagrobnej, błędnie podano na niej wiek rozstrzelanych. W rzeczywistości Andrzej w chwili śmierci miał nie 68, lecz o trzy mniej - czyli 65 lat. Leon zaś nie 24, ale o rok więcej- czyli 25 lat.

      Tablica z Trzebuski, która powstała w 1988 roku okazała się nietrwała i uległa zniszczeniu. yła ona zawieszona na krzyżu pamiątkowym usytuowanym z boku nowo wybudowanego kościoła. Krzyż ten postawiono kilka metrów od rzeczywistego miejsca rozstrzelania. Wcześniej, dokładnie w miejscu gdzie rozstrzelano Ciupaków, stał drewniany krzyż z cierniową koroną oraz pamiątkową tabliczką. Obecna tablica, tym razem już marmurowa, została umieszczona na kamieniu, który postawiono obok wejścia do kościoła.

      Istotnym źródłem informacji były również ustne przekazy, które można było usłyszeć w Trzebusce czy Nienadówce. Wszystkie one były zgodne co do powodu rozstrzelania Ciupaków. Zostali oni rozstrzelani za nielegalny ubój gospodarski, a mówiąc dokładniej za zabicie świni. Zawierały przy tym jedynie ogólne informacje. Brak w nich było szczegółów odnoszących się do samego momentu rozstrzelania. Nie ukazywały również szerszych okoliczności, które temu towarzyszyły.

      W przekazach tych pojawiały się również nieśmiałe sugestie, że mogli oni zostać przez kogoś zadenuncjowani. Nie wynikały one jednak z jakichś konkretnych przesłanek. Po prostu ludziom wydawało się dziwnym, że Niemcy trafili do chałupy Ciupaków akurat w momencie świniobicia. Tego typu sugestie- wobec braku dowodów- należy traktować z dużą rezerwą. Szerzej odniosę się do tego zagadnienia w dalszej części artykułu, a swoją opinię oprę o oficjalne dokumenty, do których udało mi się dotrzeć.

      W ogóle, jeżeli chodzi o ten rodzaj źródeł historycznych, jakimi są ustne relacje zasłyszane od mieszkańców niezwiązanych bezpośrednio ze sprawą, to należy pamiętać o jednej ważnej rzeczy. Są one obarczone różnymi naleciałościami i innego rodzaju nieścisłościami, które pojawiają się zazwyczaj przy tego typu przekazach. Aby były one wiarygodne i miały wartość historyczną, powinny pochodzić od bezpośrednich uczestników lub naocznych świadków. Niestety od tamtych tragicznych wydarzeń minęło już 78 lat, dlatego dotarcie do nich wydawało się niezwykle trudne.

      Okazało się jednak możliwe ! Udało mi się dotrzeć do osoby, która na własne oczy widziała moment rozstrzelania Andrzeja i Leona Ciupaków.

      W tym miejscu chciałbym wrócić do oficjalnego dokumentu, o którym wspomniałem na początku, czyli protokołu z przesłuchań przed GKBZN w Polsce. Co się w nim znajduje ?

Zapisy w parafialnej księdze chrztów odnoszące się do Andrzeja i Leona Ciupaków, z których jasno wynika, że Andrzej urodził się 8.11.1878 r. a więc w chwili śmierci czyli 17.11.1943 r. miał 65 lat. Leon ur. 10.05.1918 r w chwili śmierci miał lat 25.


      Dokument ten opatrzony jest datą 14 listopada 1945 roku. Tego dnia w Sokołowie Małopolskim odbyło się wyjazdowe posiedzenie GKBZN w Polsce. Komisji przewodził członek GKBZN w Polsce, sędzia grodzki Kazimierz Burakowski. Zeznania świadków, złożone pod przysięgą, protokołował rejestrator Prokuratury Sądu Okręgowego Michał Wechowski.

Zaznaczone miejsce rozstrzelania Andrzeja i Leona Ciupaków, w którym przez ponad czterdzieści lat stał pierwszy krzyż z cierniową koroną i pamiątkową tabliczką. Po prawej nad żywopłotem między drzewami widoczny przydrożny krzyż (powiększony w okienku). Lipiec 2021 r.

Miejsce rozstrzelania widoczne z innej perspektywy. Po lewej, tu gdzie kępa kwiatów, stał przez prawie trzydzieści lat, postawiony pod koniec lat 80. krzyż pamiątkowy z tablicą informacyjną.


      Pierwszy zeznawał świadek Stanisław Pikor, lat 32, syn Wojciecha i Agnieszki, urodzony w Trzebusce i tam zamieszkały, rolnik, niekarany. Oto treść zeznania:

      „W czerwcu 1943 przeprowadzili Niemcy w Trzebusce obławę i wtedy zabrali do obozu Kidę Józefa w Pustkowie, który dotychczas do domu nie wrócił. Obławę tę przeprowadzało SS. W dniu 2 listopada 1943 niemieccy piloci z Górna przeprowadzili tutaj również obławę, otaczając las położony koło Trzebuski. Jak słyszałem to miał ktoś podpatrzyć znajdujących się w tym lesie cywilne osoby uzbrojone, które widocznie pracowały w organizacji podziemnej. Wtedy to Niemcy zatoczyli koło koło tego lasu a następnie zacieśniając je przychwytali i rozstrzelali na miejscu ośmiu mężczyzn i dwie panny. Z polecenia niemieckiej żandarmerii która przybyła tego dnia po południu zostały zwłoki tych ofiar w tym dniu pochowane w lasku koło Trzebuski we wspólnym grobie. Grób ten jest należycie utrzymany i przychodzą tutaj rodziny pomordowanych. Nie wiadomo mi skąd te osoby pochodzą i jak się nazywają. W dniu 17 listopada 1943 r. Niemcy ponowili obławę w Trzebusce i w czasie której zastrzelili N. Ciupaka i jego syna, oraz kilkunastu zabrali do robót do Rzeszowa.” (zachowałem oryginalny styl oraz pisownię.)

      Następnie zeznaje świadek Ignacy Ożóg, lat 62, syn Jakuba i Marianny, ur. i zam. w Trzebusce, rolnik, niekarany. Oto treść jego zeznań:

      „W dniu 17 listopada 1943 r. przeprowadzała gestapo i inne jeszcze rodzaje broni niemieckiej obławę w Trzebusce w czasie której zabierano z domów mężczyzn na podwórze szkolne, gdzie wszystkich legitymowano. W dniu tym z niewiadomych powodów został zastrzelony Andrzej Ciupak i syn jego Leon Ciupak. W czasie badania dowodów tożsamości ustawiono mężczyzn w szeregach po dziesięciu, ale później przyszedł jakiś starszy rangą Niemiec i kazał puścić wszystkich do domów ale przedtem zapowiedział że jeżeli jeszcze raz zdarzy się wypadek, że ktoś będzie pracował z organizacją podziemną to wszyscy w Trzebusce Polacy zostaną rozstrzelani.”

      Następnie zeznaje świadek Jan Motyl, lat 51, syn Tomasza i Apolonii, ur. w Nienadówce, zam. w Trzebusce. Zeznaje on identycznie jak świadek Ignacy Ożóg.

      Kolejnym świadkiem jest Adam Ciupak, lat 60, rolnik, ur. i zam. w Trzebusce. Jego zeznania również pokrywają się z zeznaniami Ignacego Ożoga.

      Po nich zeznaje świadek Leon Bałamut, lat 59, syn Jana i Katarzyny, ur. i zam. w Trzebusce, niekarany. Potwierdza on w całości zeznania złożone przez świadków, którzy zeznawali uprzednio. Podobnie czyni Marcin Chorzępa, lat 68, syn Andrzeja i Heleny, ur. i zam. w Trzebusce.

Fragment zeznań złożonych przez Ignacego Ożoga przed GKBZN, odnoszący się do rozstrzelana Andrzeja i Leona Ciupaków. Zasoby archiwalne Instytutu Pamięci Narodowej.


      Dzięki powyższym zeznaniom wiemy, że w listopadzie 1943 roku w Trzebusce, były dwie niemieckie obławy. Pierwsza miała miejsce 2 listopada i została przeprowadzona przez oddziały Luftwaffe, które stacjonowały w niedalekim Górnie. Nie sądzę jednak- jak podaje świadek- by byli to piloci. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że mogły to być jakieś jednostki pomocnicze niemieckich sił powietrznych. Celem tej obławy nie była sama wioska, ale operujący nieopodal Trzebuski niewielki oddział partyzancki. W wyniku tej obławy, wg świadków zastrzelonych zostało dziesięciu (dziś wiemy, że jedenastu) partyzantów. Wydarzenia te musiały wzmóc czujność Niemców, którzy na pewno zaczęli baczniej przyglądać się samej wiosce oraz jej mieszkańcom. Niemcy musieli mieć świadomość, że skoro w okolicy operuje jakaś zbrojna grupa, to zapewne ma ona wsparcie wśród okolicznych mieszkańców. Był to już czwarty rok wojny i Niemcy mieli już w tym zakresie swoje doświadczenia.

      Druga obława, którą Niemcy przeprowadzili dwa tygodnie później, czyli 17 listopada, wydaje się być logiczną konsekwencją pierwszej. Niemcy prawdopodobnie szukali partyzantów, którym udało się zbiec z poprzedniej obławy, lub jakichkolwiek śladów świadczących o ich obecności. Ponadto chcieli w ten sposób sterroryzować miejscową ludność, żeby zaprzestała wspierania partyzantów. Według świadków przeprowadziło ją Gestapo oraz inne niemieckie formacje.

      Z zeznań świadków wiemy również, że Niemcy chodzili tego dnia po domach i spędzali mężczyzn na podwórko koło szkoły. Część z nich wywieziono na roboty do Rzeszowa, a resztę po wylegitymowaniu puszczono wolno. Uprzedzając ich przy tym, że następnym razem za pomoc partyzantom wszyscy mężczyźni zostaną rozstrzelani. Świadkowie wspominają, że decyzję o rozpuszczeniu mężczyzn podjął starszy rangą Niemiec, który pojawił się tam po pewnym czasie. Czy owa decyzja była spowodowana tym, że oprawcy osiągnęli już to co zamierzali ? Mogło tak być. Rozstrzelanie dwóch mieszkańców było przecież doskonałym środkiem, który posłużył im do osiągnięcia zamierzonego celu. Poprzez to rozstrzelanie, udało im się jednocześnie ukarać winnych złamania niemieckich zarządzeń, oraz skutecznie zastraszyć wieś. Dodatkowo zrobić to - w ich mniemaniu - w myśl obowiązującego prawa.

      Rzeczywiście ubój gospodarski był wtedy surowo karany. O prawodawstwie, które obowiązywało wtedy w GG, zwłaszcza w odniesieniu do mieszkańców wsi, tak pisze polski historyk i publicysta, autor wielu prac dotyczących martyrologii wsi polskiej - Józef Fajkowski, cyt. ”Hans Frank wprowadził stan wyjątkowy w celu ochrony zbiorów już na czas od dnia 1 VIII do 30 XI 1942 r. Rozporządzenie w tej kwestii z 11 VII 1942 r. przewidywało karę śmierci dla tych, którzy złośliwie nie dopełniali obowiązku dostawy kontyngentów. Sprawy podlegały sądom doraźnym a wyroki wykonywane były natychmiast. Stan wyjątkowy w celu ochrony zbiorów wprowadził Frank również w 1943 r. rozszerzając jednocześnie karę śmierci na tych, którzy nie wywiązywali się z dostaw bydła, lub dokonywali nielegalnego uboju.”

      Prawdopodobnie Niemcy nie znaleźli tego dnia w Trzebusce żadnego dowodu na współpracę jej mieszkańców z partyzantami, dlatego bilans tej obławy zatrzymał się „jedynie” na dwóch ofiarach śmiertelnych oraz kilkudziesięciu zabranych na roboty do Rzeszowa. Gdyby Niemcy znaleźli dowody wskazujące na jakąkolwiek obecność partyzantów w wiosce, obława zapewne skończyłaby się krwawą pacyfikacją i wieloma ofiarami śmiertelnymi.

      Jeżeli chodzi o wątek, który zasygnalizowałem na wstępie, czyli ewentualne zadenuncjowanie Ciupaków, to w tym stanie rzeczy- czyli w oparciu o oficjalne zeznania świadków- wydaje się on mało prawdopodobny. Opierając się na owych zeznaniach, można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że skoro Niemcy chodzili tego dnia po chałupach i wyciągali mężczyzn, to mogli przez przypadek odkryć potajemny ubój. Tym bardziej, że w tym konkretnym przypadku mieli ze sobą psa. Poza tym, gdyby rzeczywiście ktoś ich wydał, oprawcy przyjechaliby bezpośrednio do gospodarstwa Ciupaków. Nie urządzaliby w takim przypadku obławy na całą wieś.

      Nie jest wykluczone również i to, że do Niemców mogły docierać sygnały, że mieszkańcy okolicznych wsi dokonują nielegalnego uboju. Zbliżała się zima, ludzie tradycyjnie robili zapasy. Zimy wtedy były bardzo ciężkie. Rolnik mając do wyboru nielegalny ubój, lub głodowanie całej rodziny, wybierał zazwyczaj to pierwsze rozwiązanie. Niemcy musieli być tego świadomi i na pewno żołnierze byli uczulani, by podczas rewizji zwracać na to szczególną uwagę. Zatarcie wszelkich śladów, które pozostają w gospodarstwie po uboju świni jest szalenie trudne. A jeżeli rewidujący dysponują dodatkowo psem tropiącym, jest to wręcz niemożliwe.

      W zeznaniach tych jest jednak coś, co może zastanawiać. Żaden ze świadków nie podaje faktycznego powodu rozstrzelania Ciupaków. Każdy z nich został uprzedzony o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, zgodnie z przepisami z art. 107 oraz 115 kpk. Ponadto zostały one złożone zaledwie dwa lata po rzeczonym wydarzeniu, trudno więc podejrzewać świadków o brak pamięci. Dlaczego zatem pominęli ten jakże istotny szczegół? Niestety nie jesteśmy dziś w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

      Zeznania te ukazały nam szerszy kontekst związany z tamtym tragicznym wydarzeniem. Nie wyjaśniły jednak niczego jeżeli chodzi o sam jego przebieg. Żaden z przesłuchiwanych świadków nie widział momentu rozstrzelania Ciupaków, trudno zatem oczekiwać, by został on szerzej opisany w ich zeznaniach.

      Na początku artykułu wspomniałem jednak o naocznym świadku tamtego tragicznego wydarzenia. Dzięki pomocy mgr. Piotra Ożoga - miejscowego nauczyciela historii - udało mi się dotrzeć do pani Zofii Nowak z domu Motyl. Pani Zofia dziś liczy sobie już 84 lata i mimo licznych dolegliwości fizycznych, zachowała wyjątkową sprawność umysłu. Przeprowadziłem z nią długą rozmowę, która była bardzo rzeczowa, a moja rozmówczyni wyczerpująco odpowiadała na szczegółowe pytania.

      Była wtedy zaledwie sześcioletnią dziewczynką, ale doskonale zapamiętała tamten tragiczny listopadowy dzień. „Pamiętam go bardzo dobrze, w naszym domu tamtego dnia mama piekła chleb …” rozpoczęła swoją opowieść pani Zofia, a ja z olbrzymim zainteresowaniem skrupulatnie notowałem jej relację:

      „Jak tylko mogłam, starałam się pomagać mamie. W tamtym czasie dzieci dużo pomagały rodzicom w pracy na gospodarstwie. Do mnie tego dnia należało wyniesienie popiołu. Wzięłam wiadro i wyszłam przed ganek. To było rano. Myślę, że tak między siódmą a ósmą godziną. Nagle zobaczyłam, jak niedaleko naszego domu, dwóch żołnierzy niemieckich prowadzi gdzieś naszych sąsiadów. Byli to Andrzej Ciupak i jego syn Leon.

      Znałam ich bardzo dobrze, byli to nasi bliscy sąsiedzi. Jako dziecko często pasałam krowy. Pewnego razu, jedna krowa zaczęła strasznie szaleć, ja się bardzo przestraszyłam. Byłam dzieckiem i nie wiedziałam co robić. Wtedy nasz sąsiad Andrzej Ciupak bardzo mi pomógł, złapał krowę za rogi i ją uspokoił. Bardzo mu byłam za to wdzięczna, to był bardzo dobry, starszy już człowiek. A Leona to znałam stąd, że był kolegą mojego starszego brata. Często do nas przychodził i pomagał podczas przędzenia lnu.

      Jak zobaczyłam, że ci Niemcy ich prowadzą, to bardzo się przestraszyłam. Nie wiedziałam co robić, czy wołać mamę, czy uciekać? Ze strachu cała zdrętwiałam, ale wolałam siedzieć cicho, by mnie nie zauważyli. Przykucnęłam przy ganku i z ukrycia obserwowałam dalej, gdzie to oni ich prowadzą? Niemców było dwóch, byli w zielonych płaszczach, żelaznych hełmach, mieli długie karabiny. Dodatkowo Niemcy mieli ze sobą psa, który ujadał.

      Było to niedaleko naszego domu, więc ich dobrze widziałam. Nasi sąsiedzi byli ubrani tak zwyczajnie, jak to przy gospodarstwie. Tak sobie pomyślałam, że musieli ich szybko wywlec z domu, bo nie dali im nawet butów zawiązać. Jak tak szli w tych rozwiązanych butach, to mi się ich bardzo żal wtedy zrobiło. Prowadzili ich w moim kierunku, w stronę naszego sadu. Tam przy drodze stał krzyż. Ten krzyż stoi do dzisiaj. To ten na białym kamieniu, na zakręcie koło kościoła. Oni przy tym krzyżu przyklęknęli na chwilę, pomodlili się.

Przydrożny krzyż, przy którym w drodze na
rozstrzelanie przyklęknęli na krótką modlitwę.
Marzec 2021 r.


Potem poprowadzili ich tak za ten krzyż, między dwa stawy. Tam było nasze pastwisko. Ustawili ich tak koło siebie, przodem w moją stronę. No i wtedy jeden Niemiec strzelił. Najpierw strzelił do Leona, dopiero potem do Andrzeja. Ten drugi Niemiec trzymał wtedy psa. Widziałam, że strzelał w głowę. A jak ich już zastrzelili, to tak butem ich szturchali, jakby sprawdzali, czy na pewno nie żyją. I ten pies tak niespokojnie węszył naokoło tych zabitych.

      Usłyszałam po chwili, że woła mnie mama. Byłam tak przerażona tym co widziałam, że nie wiedziałam co robić. Zaczęłam się cofać do domu i wtedy Niemcy mnie zobaczyli. Jeden z nich zaczął podnosić karabin, jakby chciał we mnie wycelować. Nie patrzyłam już na nic więcej, wbiegłam z płaczem do domu. Nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa. Płakałam. Bałam się, że zaraz Niemcy przyjdą do naszego domu i nas też zastrzelą. Na szczęście nie przyszli. Powiedziałam wreszcie, co się stało. Długo ze strachu nie wychodziliśmy z domu, nie wiedzieliśmy, czy Niemcy już odeszli.

      Dopiero koło południa zaczęli schodzić się tam ludzie. Mój ojciec razem z innymi pojechał pod las, do pana Bałamuta, który był chyba jakimś krewnym Ciupaków. Trzeba było go zawiadomić o tym co się stało. Ja cały czas strasznie się bałam i nie poszłam zobaczyć tych zabitych. Stałam pod domem i z daleka tylko patrzyłam. Potem przyjechała furmanka ze słomą, ludzie załadowali tych zastrzelonych na wóz. Nie widziałam czy na wozie były trumny, chyba tak ich położyli, tylko na tej słomie.

      Mój ojciec, razem z innymi jeszcze tego samego dnia zawiózł ich do Nienadówki. Jechali przez wieś starą drogą, w kierunku głównej drogi na Rzeszów. Nie wiem, czy zawieźli ich do kościoła, czy na cmentarz do kaplicy. Nie wiem też, kiedy odbył się ich pogrzeb. Pamiętam, że nie poszliśmy do Ciupaków na różaniec, ale sami w domu modliliśmy się za ich dusze.

      Potem ludzie mówili, że zostali zastrzeleni za to, że zabili świnie. Podobno znaleźli u nich w domu koryto, którego używa się do świniobicia. U nich w domu leżała wtedy w łóżku chora żona Andrzeja i podobno pod tym łóżkiem pies to koryto wywęszył.


Tablica na kamieniu pod obecnym Krzyżem Misyjnym. Grudzień 2020 r.


      W tym miejscu co ich zastrzelili, to od razu ludzie postawili krzyż, taki drewniany z cierniową koroną. I jak pasłam krowy, to często przychodziłam pod ten krzyż, kładłam pod nim kwiatki, które zebrałam na łące. Plotłam też wianki, które na nim wieszałam. Dziś tego krzyża już niema, był drewniany i z czasem się rozpadł. Teraz tu gdzie kiedyś był nasz sad i pastwisko jest kościół, a te stawy już dawno zasypane. Koło kościoła stoi dziś duży krzyż misyjny, a pod nim jest kamień z tablicą, żeby się za nich pomodlić. Ja się często za nich modliłam i do dzisiejszego dnia za nich się modlę. Cały czas o nich pamiętam, choć minęło już tyle lat. I cały czas nie mogę pojąć, dlaczego oni ich zabili, za co ? Za to tylko, że chcieli żeby rodzina miała co jeść? A to przecież tacy dobrzy ludzie byli, nikomu nic niewinni.”

      Ze wzruszeniem wysłuchałem relacji p. Zofii. Myślę, że wszystkim czytającym te słowa będą towarzyszyć podobne odczucia.

      Pani Zofia okazała się być niezwykle cennym świadkiem. Była prawdopodobnie jedyną osobą, która na własne oczy widziała, jak dokładnie przebiegała egzekucja Andrzeja i Leona Ciupaków.

      Konfrontując świadectwo Pani Zofii z zeznaniami świadków, którzy złożyli swe zeznania przed GKBZN, należałoby odnieść się do kilku kwestii.

Szkic sytuacyjny ukazujący miejsca związane z rozstrzelaniem Andrzeja i Leona Ciupaków.


      Świadkowie zeznali, że 17 listopada 1943 roku Niemcu urządzili w Trzebusce obławę. Pani Zofia o tym nie wspomina. Kiedy dopytywałem ją o tę kwestię twierdziła, że nie widziała tego dnia innych Niemców. Mogło tak być w istocie, ponieważ pamiętajmy, że widziała on wtedy świat oczami sześcioletniego dziecka. Interesowało ją tylko to, co według niej było w danej chwili ważne. A ważne było to, że tego dnia mama od rana piekła chleb, no i to, że obok jej domu niemieccy żołnierze prowadzili gdzieś jej dwóch sąsiadów. To, co zobaczyła potem było tak traumatyczne, że na trwałe utkwiło w jej pamięci jako obraz dominujący. Jako dziecko nie nabyła jeszcze umiejętności szerszego spojrzenia na kontekst sytuacji. Nie była świadoma, że to rozstrzelanie jest częścią szerszej akcji, którą hitlerowcy realizują tego dnia na terenie całej Trzebuski.

      Pani Zofia - gdy ją o to dopytywałem - nie widziała również, by do gospodarstwa Ciupaków Niemcy przyjechali samochodem lub motocyklem. Wytłumaczyć można to w bardzo prosty sposób, który potwierdza prawdziwość obu relacji. Niemcy do Trzebuski zajechali najprawdopodobniej samochodami, wysadzając oddziały żołnierzy w kilku punktach wsi. Z punktów tych, żołnierze niemieccy rozeszli się małymi grupkami po okolicznych gospodarstwach. W pobliżu gospodarstwa Ciupaków i Motylów operowało akurat tych dwóch Niemców z psem. Nie jest możliwe, by do Trzebuski dotarli oni piechotą. Akcje pacyfikacyjne przeprowadzały zawsze jednostki zmotoryzowane.

      Świadkowie zeznali, że 17 listopada obławę przeprowadziło Gestapo oraz jeszcze inne niemieckie jednostki. Z relacji Pani Zofii wiemy, że żołnierze, którzy zastrzelili Andrzeja i Leona mieli zielone płaszcze i stalowe hełmy. Po tak ogólnym opisie umundurowania, trudno będzie jednak przypisać sprawstwo tej zbrodni jakiejś konkretnej formacji. Choć nagrobna tabliczka informuje nas o tym, że było to właśnie Gestapo, to pewności mieć nie możemy. Gestapo, SS, Żandarmeria, a także inne specjalne formacje niemieckie, wszystkie one nosiły na co dzień podobne zielonoszare mundury tzw. feldgrau, a do akcji specjalnych zakładały stalowe hełmy. Różniły się jedynie takimi szczegółami jak: dystynkcje, naszywki, czy w przypadku oficerów kolory krawatów. Zwykłym mieszkańcom trudno było zatem rozróżnić, do której formacji należy dany żołnierz. Trzeba pamiętać, że tego dnia w Trzebusce oprócz Gestapo, operowały również inne niemieckie formacje. Dlatego nazwę Gestapo- moim zdaniem- w tym konkretnym przypadku należy traktować umownie. Równie dobrze mogła być ona użyta jako synonim nazw: Niemcy, hitlerowcy, esesmani.

      Mając to wszystko na uwadze uważam, że nie można dziś jednoznacznie wskazać, która niemiecka formacja odpowiada za rozstrzelanie Andrzeja i Leona. Dlatego właśnie na nowej tabliczce pojawi się ogólna nazwa- hitlerowcy.

      Podsumowując chciałbym podkreślić, że mimo wyjaśnienia kilku kwestii, w tej zbrodni jest jeszcze sporo niewiadomych. Nie udało się odpowiedzieć na wiele pytań. Dodatkowo - w związku z treścią zeznań - pojawiły się nowe, np. dlaczego pominięto w nich faktyczny powód rozstrzelania Ciupaków?

      Jednakże, publikując po raz pierwszy oficjalne zeznania świadków dwóch listopadowych obław, oraz relację naocznego świadka rozstrzelania, mam nadzieję, że choć trochę udało mi się wypełnić ową białą plamę w lokalnej historii.

Projekt nowej tablicy, już z właściwymi danymi, która niebawem zawiśnie na mogile rozstrzelanych.


      Na sam koniec chciałbym wyrazić nadzieję, że pamięć o tej zbrodni nigdy w Trzebusce nie zaginie. A każdy przechodzący obok tego miejsca będzie mieć świadomość, że jest ono autentycznie uświęcone krwią rozstrzelanych w tym miejscu ludzi. Mam nadzieję, że mój artykuł walnie się do tego przyczyni.

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI.

** ** **

Materiał ukazał się w: Roczniku Sokołowskim nr 18, Rok 2021, Sokołów Młp. 2021
Pochodzi z książki:
Ród Ciupaków
z Trzebuski, Parafii Nienadówki.


Za pośrednictwem naszej strony, autor opracowania, Wojciech Ciupak, zwraca się do państwa z apelem o pomoc. Poszukujemy zdjęć obu rozstrzelanych, mimo usilnych starań, jak do tej pory nie udało się odnaleźć ani jednej fotografii z wizerunkiem Andrzeja i Leona Ciupaków.


Ciupak Andrzej i jego syn Leon byli mieszkańcy tej części Trzebuski, która należała wówczas do parafii Nienadówka. Dziś w pobliżu miejsca ich rozstrzelania stoi kościół nowo powołanej parafii Trzebuska i krzyż z napisem upamiętniającym ofiary mordu. Obaj spoczywają we wspólnej mogile na cmentarzu parafialnym w Nienadówce.


powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

przyg. Bogusław Stępień


About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013