19 maja 1943 r. około godziny 11-tej w nocy powtórnie dokonano napadu na dom Szczepana Kołodzieja w Nienadówce Górnej. Napastnicy zastrzelili psa, wybili okna, wdarli się do domu,
chcąc dopaść gospodarza. Ten jednak - widocznie przygotowany na taką ewentualność - umknął prześladowcom na strych w czasie, gdy ci wypytywali żonę i służącą o miejscu jego
pobytu, poprzez dach wydostał się na zewnątrz po drogiej stronie domu, po czym oddalił się w pole. Gdy obydwie kobiety odparły, że nie wiedzą gdzie podział się gospodarz, polecono
im natychmiast opuścić dom. W trakcie wychodzenia w niewiadomych okolicznościach zginęła żona Sz. Kołodzieja, służąca zaś ocalała. Następnie Niemcy podpalili dom i oborę. Pożar
domu udało się ugasić, obora zaś spłonęła, a w niej inwentarz: trzy sztuki bydła i koń. Kołodziej, o którego najbardziej im chodziło, pozostał nadal nieuchwytny.
21 czerwca 1943 r. W poniedziałek nastał najbardziej tragiczny dzień dla Nienadówki w jej okupacyjnej, a - być może nawet - ogólnej historii. Wczesnym rankiem śpiących jeszcze
mieszkańców obudziły odgłosy karabinowych wystrzałów. Wieś otoczono pierścieniem wojska. Na szczycie zniesienia szosy wiodącej do Rzeszowa od strony południowej stanęło auto z
karabinem maszynowym, z którego ostrzeliwano teren wsi. Dosłownie za kilka chwil miał się rozegrać dramat pacyfikacji.....
Z wydarzeniem tym - mimo upływu półwiecza - wiąże się szereg nie wyjaśnionych do końca zagadek. W przypadku Nienadówki bowiem Niemcy nie mieli nawet formalnego powodu dla
przeprowadzeni tego rodzaju, krwawej akcji, w przeciwieństwie do innych wiosek, gdzie pacyfikacje stosowano jako odwet za niezbyt przemyślane akcje oddziałów partyzanckich, czy
samo przechowywanie „bandytów” - jak w niemieckim żargonie nazywano żołnierzy podziemia. Nienadówka nie dostarczyła nawet takiego pretekstu do tego, co ją owego czerwcowego dnia
spotkało
Jan B.Ożóg poruszając fragmentarycznie ową kwestię w artykule pt. „Konspiracja i partyzantka”, umieścił jedno bardzo wymowne zdanie: "napuszczony został tutaj oddział SS, który
przez kilka godzin szalał i mordował”. Szkoda, że zabrakło dopowiedzenia w temacie przez kogo ów oddział SS został napuszczony. Z drugiej jednak strony nie wydaje się możliwe, by
feralnego dnia Niemcy pojawili się w Nienadówce przypadkiem. Zarówno czas ich przybycia do wsi, jak też przedsięwzięte środki zabezpieczenia terenu wskazują, była to akcja z
premedytacją zaplanowana.
J. Koziarz twierdzi, że pacyfikacji Nienadówki dokonała zmotoryzowana kompania policji niemieckiej pod dowództwem Obersturmfuhrera SS Knauera, która właśnie w czerwcu 1943 r.,
przybyła do Sokołowa. Autor ten dalej sugeruje, że „był to prawdopodobnie jeden ze specjalnych oddziałów (Sonderkomando) dla akcji odwetowych. Traktowali Sokołów jako bazę
wypadową, skąd przed świtem wyruszali na akcje”. 11 (...) Nie wyjaśnia to jednak wobec czego był ten odwet. W przypadku Nienadówki - na przykład.
Rozbudzeni wystrzałami ludzie w pierwszym odruchu poczęli uciekać w pole. Niestety, w zbożach ukryci byli niemieccy żołdacy i ci bez pardonu strzelali do usiłujących szukać
schronienia. „Ocalałem tego dnia tylko cudem, uciekając przed strzałami, które oddawał za mną pędzący na motocyklu zbir hitlerowski. Zdołałem się schronić w łanie zboża” - wyznaje
- B. Ożóg. Zaś Jan Bełz wspomina: "Gdy zorientowałem się, co zaszło, postanowiłem uciekać w pole. Ale ledwo wybiegłem zza zabudowań, padły strzały. Celowano do mnie, kule świsnęły
mi przed samą piersią. Strzelał żołnierz usadowiony w wiatraku stojącym na polu Buczaków. Zawróciłem".
Tymczasem w samej wsi hitlerowscy oprawcy poczęli chodzić po domach, bez zdania racji strzelając do leżących w łóżku, albo znajdujących się już na obejściu osób. W ten sposób,
zabito 8-miu mężczyzn. Śmierć ponieśli: Stanisław Józef Chorzępa, lat 38, Wojciech Chorzępa, lat 17, Jan Chorzępa, lat 35, Michał Chorzępa, lat 17, Michał Zapora, lat 50, bracia
Stanisław Malec, lat 17 i Józef Malec, lat 16, oraz przypadkowo goszczący W Nienadówce Jan Kantor, lat 37. Niemal w cudowny sposób uratował się Jan Słonina. Faszystowski kat
zastał go podobnie jak i innych leżącego w łóżku. Niemal automatycznie uniósł karabin i zza framugi drzwi strzelił. Jednak - szczęśliwym trafem - pocisk przeszedł bokiem, pod
skórą szyi, wskutek czego Słonina zdołał uniknąć śmierci. Uratowany został jeszcze Wojciech Marszał, raniony w bok. Wyleczył się potem z ran w szpitalu.
Podczas gdy jedni żołdacy mordowali w mieszkaniach i na obejściu, inni niemal z całej wsi spędzali mężczyzn ku jej środkowi, w stronę szosy. Prowadzili ich dziesiątkami. Tutaj,
następowało legitymowanie. Kto tylko wzbudził jakiekolwiek podejrzenie, lub miał zbyt delikatne - jak na rolnika ręce, tego odstawiali osobno. W ten sposób wysegregowano
czternastu. Po skończonym przeglądzie wszystkim spędzonym pozwolono wrócić do domu, zaś owych czternastu wywieziono do Sokołowa. Byli to: Tadeusz Chrzanowski, lat 19, Szymon
Kuter, lat 38, Szczepan Kobylarz, lat 22, Józef Kida, lat: 35, Józef Nowiński, lat 40, Stanisław Ożóg, lat 37, Jan Ożóg, lat 21, Wojciech Ożóg, lat 35, Józef Pikor, lat. 18, Józef
Surowiec, lat 21, Stanisław Stopa, lat 20, Józef Szczygieł, lat 23, Józef Wójcik, lat 20, Tomasz Wójcik, lat 22.
Zatrzymanych przewieziono następnie do więzienia na zamku w Rzeszowie i 29 czerwca 1943 r. w grupie 35 osób skierowano do obozu w Pustkowie. Stamtąd niemal po miesiącu, bo 28
lipca 1943 r., przetransportowano ich do Oświęcimia, gdzie po całonocnym postoju na rampietransport ruszył dalej, aż do obozu Sachsenhausen, koło Oranienburga. Tam w okresie zimy
1944 - 1945 większość więźniów z Nienadówki zginęła. Po wojnie w 1945 r., wrócili do domu: Stanisław Stopa, Józef Wójcik, Tomasz Wójcik. Podobno wrócił też Szczepan Kobylarz -
wysiedlony do Nienadówki z Woli Raniżowskiej, zaś Jan Ożóg zmarł w 1946 r. w Lubece.12
Ofiary hitlerowskiego bestialstwa pogrzebano na nienadowskim cmentarzu we wspólnym grobie. Podkreślenia wymaga fakt, że sprawcy owego ohydnego mordu przed odjazdem publicznie
ogłosili, że zastrzelili „bandytów”. 20 czerwca 43 roku, w niedzielę poprzedzającą ów tragiczny dzień, w domu Pawła Janika odbyły się egzaminy maturalne z kompletów tajnego
nauczania dla całego kolbuszowskiego okręgu. Niektórzy egzaminatorzy (np. Gabriel Brzęk) z racji odległości do miejsca zamieszkania nie odjechali po skończonych egzaminach, a
postanowili zanocować do poniedziałku. Na szczęście nie zostali odkryci przez obławę niemiecką.
Jeszcze nienadowska społeczność nie zdążyła się otrząsnąć po przeżytym dramacie, a niemiecka policja już przystąpiła do łapania ludzi na roboty do Rzeszy. 2 lipca schwytano kilku
młodzieńców.
27 października wieczorem uzbrojona bojówka niewiadomego pochodzenia zabiła Stanisława Kołodzieja z Porąb. Podejrzewa się, że sprawa ta miała związek z rolą jaką St. Kołodziej
odegrał w naprowadzaniu Niemców na trop oddziału, który 5 grudnia 1942 nocował w stodole S. Drapały. Taki sam los zgotowany był też jego bratu, Adamowi. Zdołał on jednak zbiec. W
konsekwencji zrabowano jego domostwo.
2 listopada, w dzień Zaduszny, chwile grozy przeżyli mieszkańcy Nienadówki Górnej, z samego jej początku. Tego to bowiem dnia Niemcy otoczyli w lesie za Trzebuską oddział
partyzancki GL „Iskra”. Niedaleko nienadowskich zabudowań w pobliżu rozwidlenia dróg, ustawiono karabin maszynowy mający ryglować przemieszczanie się partyzantów w przypadku ich
wydostania na otwarte pole. Osaczeni w gąszczu próbowali się jednak przebijać w głąb lasu. Zaledwie paru osobom udało się wyjść poza pierścień obławy, reszta poległa w nierównej
walce.
1 grudnia 1943 r., około godziny 730 wieczorem, dwóch uzbrojonych mężczyzn weszło na plebanię. Nim ks. proboszcz drzwi otworzył, podali się jako „wiejska warta”. Gdy
jednak ks. odparł, że żadnego głosu nie poznaje, przybysze zadysponowali krótko: „Otwieraj, bo będzie źle”. Z pistoletami w rękach kierowali się prosto do kuchni. Jeden z nich
miał zabandażowany nos. Cel ich przybycia nie był trudny do odgadnięcia. Spytali czy wszyscy są w domu. Akurat nie było parobka Jana Nowaka, Wówczas ten z obandażowanym nosem
zajął się służbą zaś drugi przeszedł z ks. proboszczem do sypialni i tam zażądał pieniędzy. Po chwili przybył wraz ze służbą i ten drugi. Odtąd obydwaj już dokonywali rabunku.
Zabrali pieniądze osobiste ks. proboszcza, jak i parafialne, bieliznę, cukier. Ubrań nie zabierali. Byli dość grzeczni. Zamierzali wziąć księdzu buty i zegarek, ale - poproszeni -
zrezygnowali z tego. Odchodząc, nakazali drzwi zamknąć i przez dwie godziny nie opuszczać mieszkania.
Traf chciał, że wychodząc z plebanii natknęli się właśnie na „wartę gromadzką”, która usiłowała nieznajomych zatrzymać. Ci jednak wydali warcie komendę: padnij, co uczyniła,
posłusznie zalegając w kałuży. Następnie rozkazali jej wstać i zaprowadzić się do sołtysa Jana Chorzępy. Tam w izbie zastali kilku interesantów. Sterroryzowawszy ich bronią,
zabrali sołtysowi nieco pieniędzy i odeszli. Takim to akcentem kończył się w Nienadówce ponury w wymowie faktów i wydarzeń rok 1943.
Ostatni wojenno - okupacyjny rok 1944 rodził się w aurze wielkich nadziei. Coraz bardziej bowiem oczywiste wydawało się, że wojenna klęska hitlerowskich Niemiec jest nieuchronna.
Jedyną wątpliwością w tym względzie było pytanie: jak długo jeszcze. Jednak rozpaczliwe wysiłki niemieckiej machiny wojennej na rzecz powstrzymania, następnie odwrócenia ze wszech
miar niekorzystnego biegu wydarzeń, pośrednio poczęły mocno dawać się we znaki ludności krajów okupowanych.
|