Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Bohaterowie ?


wyklęci
Rzeszowski oddział IPN, usilnie niszczy ślady z przeszłości, pierwszym o którym pisałem, był pomnik poświęcony partyzantom z oddziału GL z oddziału "Krakus" zamordowanych na Porębach w Nienadówce przez hitlerowców. Pomnik - zacieranie śladów. Jako drugi w okolicy padł ofiarą pomnik, postawiony ku pamięci partyzantów z innego oddziału GL. 2 listopada 15 osobowy oddział GL "Iskra" zaskoczony w lesie k. Trzebuski próbował wyjść z niemieckiego okrążenia, zginęło 11 partyzantów, 4 wymknęło się Niemcom – miejsce upamiętnione pomnikiem w 1968 roku. Pisała o tym wydarzeniu niedawno Ziemia Sokołowska. To przykre, ale ludzie miejscowi nie wiele mieli do gadania, wprost przeciwnie, czuli się zastraszeni przez władze.



Przypominam te wydarzenia, nie bez powodu, przeczytałem na stronie Biblioteki Publicznej Sokołów Małopolski , że urzędnicy wzięli się za poszukiwania mogiły, Pawła Gielarowskiego, człowieka zagadkę. Na wymienionej stronie napisano:

(..) Być może po zainteresowaniu tematem pracowników IPN uda się rozwikłać tę zagadkę. Wierzymy, że uda się też odnaleźć szczątki lokalnego bojownika o Niepodległą i godnie go pochować. (..)

Nie mam nic przeciwko poszukiwaniom, i godnemu pochówkowi, ale nim ktoś uczyni go "bohaterem wyklętym" chciałbym napisać co udało mi się ustalić o tej osobie. Temat był już poruszany na stronie w materiale o konspiracji w Nienadówce. Plutony, drużyny i ich dowódcy

W obszernym tekście o nienadowskiej konspiracji", E. Winiarski pisze m.in.:
(..) Dowódcą bojówki, organizacji nienadowskiej był najstarszy z braci Buczaków, Jan ps. "Kloc". Według opinii podkomendnych - człowiek niepospolitej odwagi, wyróżniający się organizatorskim talentem. Służbę wojskową odbywał w jednostkach pancernych w Żurawicy k. Przemyśla i Modlinie. Zakończył ją w stopniu plutonowego. W czasie okupacji przebywał w rodzinnej miejscowości, stając się jednym z filarów konspiracyjnej roboty.

Zadaniem bojówki, prócz wykonywania akcji zleconych z wyższego szczebla dowodzenia było utrzymanie dyscypliny we własnych szeregach, tj. przywoływanie do porządku jednostki niesubordynowane, jakie trafiały się również i w szeregach AK, jak też i reagowanie na przypadki i fakty zagrażające bezpieczeństwu miejscowej społeczności. Członkowie bojówki z jednej strony prowadzili rozmowy ostrzegawcze z żołnierzami AK, którzy z różnych względów włączali się na własną" rękę w działalność organizacji innego rodzaju, i na innym terenie, z drugiej zaś upominali zwykłych mieszkańców wioski, jeśli ich postępowanie nie licowało z godnością Polaka lub narażało na szwank dobro obywateli, albo zagrażało organizacji. Metody łagodnej perswazji nie w każdym przypadku wywierały skutek pożądany i bywało że finał całej sprawy miewał i charakter tragiczny. Wymownym tego przykładem jest przypadek Pawła Gielarowskiego, który wielokrotnie upominany, nie zaniechał kontaktów z grupami partyzantki prokomunistycznej z Trzebosi i Medyni. Wskutek narosłych na jakimś tle nieporozumień, doszło tam do wymierzania wzajemnych porachunków. Gielarowski zwabiony podstępnie do ich siedziby, został ciężko raniony serią z broni maszynowej. Zdarzenie to natychmiast rzecz jasna zaalarmowało władze niemieckie. Zaistniało poważne niebezpieczeństwo dekonspiracji dla organizacji AK-owskiej. W konsekwencji zapadła dramatyczna decyzja zlikwidowania go. Wyznaczony do tego bojowiec uczynił to dosłownie na moment przed przybyciem po rannego gestapo. (..)


Historia Pawła Gielarowskiego jest zagadką nierozwikłaną i taką miała pozostać. To, że miał związek z AK, jest potwierdzone w relacjach innych konspiratorów, przed wojną przebywał on w Niemczech, znał ten język, brał udział w kilku akcjach bojowych, m.in. rozbicia spędu bydła w Widełce, czy też w akcji wykonywania na kimś wyroku śmierci w Kolbuszowej.

Tekst E. Winiarskiego, powyżej wskazuje, że Paweł Gielarowski działał również na własną rękę, bądź w porozumieniu z innymi ugrupowaniami. Jego obecność na Medyni jest dla mnie nie do końca zrozumiała. Cóż to znaczy "został zwabiony do ich kryjówki", czyli partyzantki prokomunistycznej. Tak, mogło się to zdarzyć, o ile utrzymywał on z taką partyzantką kontakty i o ile, w ogóle była to partyzantka GL, a nie jego kompanii od nocnych rabunków w okolicy. Zastanawiające jest też to, że w tym samym czasie znalazł się tam oddział AK z Nienadówki, co tam robił ? To trochę za blisko, by się nie obawiać rozpoznania przez miejscowych i dekonspiracji. Żadnych akcji bojowych w sąsiednich wsiach nie przeprowadzano. Również ewentualny strach przed pościgiem niemieckim mocno jest naciągnięty, Niemcy unikali nocowania po wsiach, najbliższym miejscem ich stacjonowania był Łańcut i lotnisku w Jasionce.
Kiedy powstała i czy jest prawdziwą, historia, o akcji AK na Medyni i dobiciu "rannego towarzysza", nie wiadomo.
Miałem o tym nie pisać, ale trudno mi się pogodzić, że próbuje się ludzi o niepewnych życiorysach, gloryfikować na nowych bohaterów.

Z opowiadań starszych ludzi i z tekstu E. Winiarskiego wynika że, podczas okupacji w Nienadówce, nie tylko zaprzysiężeni mieli dostęp do broni. Były grupki osób, które poza organizacją konspiracyjną posiadali broń, najczęściej ukrytą po kampanii wrześniowej. We wcześniejszych, ale i ostatnich rozmowach, potwierdziły się informacje o ludziach, chodzących nocami z bronią, niekoniecznie w patriotycznych celach. Z Nienadówki Dolnej przewijały się trzy takie osoby, opisywany już wcześniej Jan Chorzępa, Paweł Gielarowski i Paweł Krzanowski.

Pierwszy zginął rozstrzelany jako zakładnik w grudniu 1943 roku. Drugi został zastrzelony jak wiadomo na Medyni. We wsi jednak po wojnie mówiło się że, miał już zginąć wcześniej. Z powodów o których pisał E. Winiarski, miał być na nim wykonany wyrok śmierci. Nie było to jednak takie łatwe, bo ten zawsze miał broń pod ręką, planowano zlikwidować go w stodole gdzie sypiał, miano strzelać przez deski, ta akcja jednak nie doszła do skutku. Czy kolejną była ta na Medyni, czy kap. Wojciech Chorzępa wykonał na nim ten "cichy wyrok" podziemia ? Trzeci z wymienionych, wojnę przeżył, być może wziął sobie do serca to, co spotkało wcześniej kolegów.

Ciekawą informacją krążącą tuż po wojnie, ale i pamiętana do dziś, jest ta, że jeden z tej trójki, swoje łupy przechowywał ukryte w kapliczce. Stoi ona do dziś w Dolnej Nienadówce w pobliżu byłej zlewni mleka. Schowek odkryła przypadkowo dziewczyna robiąca w niej porządki.

Z wielkim zainteresowaniem będę przyglądał się ewentualnym IPNowskim poszukiwaniom mogiły Pawła Gielarowskiego. Chciałbym tylko zaznaczyć, że nie wszyscy, którzy mieli styczność z podziemiem AKowskim, mieli też czyste ręce i sumienia. Nie róbmy z nich wielkich bojowników o wolność, bo często naprawdę byli tymi "wyklętymi" w okolicy.

Bogusław Stępień


About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013