Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Tragiczny dzień


Nienadówki

Rok 1943 był czwartym rokiem okupacji niemieckiej na ziemiach polskich i zarazem przełomowym w toczącej się wojnie. Porażki doznawane przez III Rzeszę na wszystkich frontach zaczęły budzić u podbitych narodów nadzieję na rychłe wyzwolenie. Niemcy obawiali się rozwoju ruchów konspiracyjnych, a nawet zbrojnych powstań na okupowanych ziemiach. Próbowali temu przeciwdziałać organizując m.in. pacyfikacje wsi i miasteczek. Nie ominęły one także miejscowości z naszego regionu.

W tym okresie parokrotnie pacyfikowane były np.: Przewrotne - trzy razy (1 grudnia 1942 r., 14 marca i 9 maja 1943 r.), podobnie Stobierna. Pretekstu do tego rodzaju poczynań dostarczały akcje organizacji podziemnych, skierowane przeciwko Niemcom i pozostającym na ich usługach konfidentom, pomoc udzielana oddziałom partyzanckim, przechowywanie osób zbiegłych, doniesienia szpiclów itp.

W poniedziałek, 21 czerwca 1943 r., podobna tragedia stała się udziałem Nienadówki k. Sokołowa Młp., największej wioski w ówczesnym powiecie kolbuszowskim.

Niemcy we wsi

Wczesnym rankiem miejscowość otoczono pierścieniem wojska. Na szczycie biegnącej z Sokołowa do Rzeszowa szosy, skąd rozciągał się doskonały widok na usytuowane niżej domostwa, stanęło auto z karabinem maszynowym. Śpiących mieszkańców obudziły odgłosy karabinowych wystrzałów. Grupy żołnierzy posuwające się w głąb wioski strzelały do ludzi napotkanych przypadkowo w obejściach. Zachodziły też do domów usytuowanych przy drodze, strzelając do domowników - nawet leżących jeszcze w łóżku.

Znajomemu darował wolność

Podczas akcji wypędzania w Nienadówce Dolnej wydarzyło się coś niezwykłego. Na podwórze jednego z gospodarstw zaszedł żołnierz niemiecki, w którym syn gospodarzy rozpoznał... kolegę z polskiego wojska. Razem odbywali służbę w jednostce na zachodzie Polski. W takich okolicznościach nie zdradzał się jednak ze swym odkryciem. Gdy Niemiec również zorientował się, kogo ma przed sobą, odstąpił od wykonywania poleconych mu czynności, odwrócił się i bez słowa opuścił teren posesji.

     Rozbudzeni wystrzałami mieszkańcy Nienadówki zaczęli w pierwszym odruchu uciekać w pola. Jednak zboże, choć już wysokie, dało schronienie tylko nielicznym (wieś została bowiem otoczona siecią posterunków, które reagowały na każdą ujawnioną próbę wydostania się poza pierścień okrążenia). Do szczęśliwców należał m.in. Jan Bolesław Ożóg - znany poeta i prozaik, spędzający czas okupacji w rodzinnym domu. "Ocalałem tego dnia tylko cudem - wspomina w artykule "Konspiracja i partyzantka" - uciekając przed strzałami, które oddawał za mną pędzący na motocyklu zbir hitlerowski. Zdołałem się schronić w łanie zboża.

     Po zabiciu i poranieniu kilku osób: które miały nieszczęście jako pierwsze zetknąć się z karną ekspedycją, strzały umilkły i zaczęło się wypędzanie mężczyzn z domów na drogę główną. Potem popędzono ich w stronę centrum wsi, do szosy asfaltowej biegnącej w kierunku Rzeszowa.

Jak Niemcy szukali „bandytów”


Wyszukiwanie „bandytów”, jak Niemcy nazywali uczestników zbrojnego podziemia, odbywało się w atmosferze terroru; spędzonych w jedno miejsce mieszkańców pacyfikowanej miejscowości bito i zastraszano - także widokiem osób już zastrzelonych. Każdego z badanych najpierw próbowano zweryfikować na liście podejrzanych, którą karna ekspedycja zazwyczaj przywoziła z sobą. Los umieszczonego na niej był przesądzony - jeśli nie został zastrzelony na miejscu, to werdykt sądu, sformowanego naprędce spośród gestapowców i esesmanów, był jeden - obóz koncentracyjny.

     W przypadku nieumieszczenia danej osoby w tej ewidencji, sprawdzano jej ręce - jeśli okazały się one zbyt delikatne jak na rolnika, robotnika czy rzemieślnika, to trafiał do kręgu podejrzanych. W trakcie tego badania krótką charakterystykę uczestnika prezentował zazwyczaj sołtys wsi (lub osoba zaufania publicznego, np. kierownik szkoły). Często od jego refleksu, stopnia opanowania i skłonności do ryzyka zależało, jak badany zostanie zakwalifikowany. Tym sposobem udawało się niekiedy ocalić poszukiwanego, wprowadzając Niemców w błąd co do tożsamości osoby.
powiększ zdjęcie

Przesłuchanie

Spędzonych z terenu wioski mężczyzn Niemcy kładli pokotem na drodze, w sąsiedztwie drewnianego mostu. Leżących pilnowały uzbrojone straże i wycelowany z oddali karabin maszynowy. W tej atmosferze zaczęło się badanie zatrzymanych. - Sołtys wsi Andrzej Chorzępa przedstawił mnie esesmanowi kierującemu przesłuchaniem jako komendanta warty, gdyż byłem dowódcą straży nocnej w Nienadówce Górnej - wspomina po latach Jan Bełz. - Niemiec, stojący w otoczeniu świty, wolno zmierzył mnie od stóp do głów i patrząc prosto w oczy, powoli, acz dobitnie powiedział: "Komendant bandit!" Uważnie przy tym obserwował moją reakcję. Choć po czymś takim powinienem był zapaść się pod ziemię, wytrzymałem skierowany na mnie wzrok, wyraźnie zaprzeczyłem ruchem głowy i zdecydowanie powiedziałem: "Nein, komendant warty." A Niemiec nadal swoje - "Komendant bandit!" - i czujnie mnie obserwuje. Opanowanym głosem znów wyraźnie zaprzeczam. Choć byłem w pełni świadom, że ważą się losy mojego życia, zarazem byłem dziwnie spokojny. Sam nie wiem, skąd się to wówczas we mnie brało. Wreszcie Niemiec przestał się złowrogo przekomarzać i zażądał, bym pokazał ręce. Akurat miałem je twarde i spękane, gdyż wyprawiałem skórę na obuwie, więc to ba- danie wypadło nadzwyczaj dobrze. Włączono mnie do większej grupy uwolnionych. Odetchnąłem z ulgą”.

     Badając kolejno każdego z zatrzymanych, wyselekcjonowano czternastu młodych mężczyzn, których zabrano do Sokołowa. Jedyne, co można było im zarzucić, to długotrwałe unikanie wyjazdu na roboty przymusowe do Niemiec (byli też wśród nich podobno tacy, którzy samowolnie stamtąd powrócili!). Nim pozostałych - po wielu godzinach leżenia na ziemi - zwolniono do do- mu, przemówił do nich dowódca akcji, stwierdzając, że ukarano bandytów i los taki spotka każdego, kto przeciwstawiać się będzie niemieckiemu dziełu odbudowy. Wezwał do absolutnego posłuszeństwa i respektowania zarządzeń władz okupacyjnych. Sołtysowi polecono pogrzebać zabitych.

Ofiary


     Śmierć ponieśli wówczas: Stanisław Józef Chorzępa, lat 38, Wojciech Chorzępa, lat 17, Jan Chorzępa, lat 35, Michał Chorzępa, lat 17, Michał Zapora, lat 50, Stanisław Malec, lat 17, Józef Malec, lat 16, oraz przypadkowo goszczący w Nienadówce u rodziny - Jan Kantor, lat 37.

     Ranni zostali: Jan Słonina (w krtań) i Wojciech Marszał (w bok). Obu udało się uratować.

     Zatrzymanych niezwłocznie przewieziono z Sokołowa do więzienia "na zamku" w Rzeszowie, skąd w grupie 35 osób zostali przetransportowani 29 czerwca 1943 r. do obozu w Pustkowie. Po miesiącu pojechali dalej - do Oświęcimia, a stamtąd - po całonocnym postoju - do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen k. Oranienburga. Tam, zimą z 1944 na 1945 r., większość więźniów pojmanych podczas pacyfikacji Nienadówki wyginęła. Po zakończeniu wojny do domu wróciło zaledwie trzech: Stanisław Stopa, Józef Wójcik i Tomasz Wójcik.

     Nazwiska osób pomordowanych podczas akcji pacyfikacyjnej zostały uwiecznione na okolicznościowej tablicy, wmurowanej we fronton miejscowego kościoła parafialnego w połowie lat 70. Sprawców mordu, mimo upływu 60 lat, nie zdołano ustalić.

EDWARD WINIARSKI

Comments: 0

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013