Z sąsiednich domów usunięto mieszkańców, zaś opróżnione kwatery zajął wysokiego stopnia oficer NKWD wraz z adiutantem i 50- cio osobowa grupą
strażników. Obóz zaczął funkcjonować około połowy sierpnia 1944 r . Według relacji świadków - mieszkańców Trzebuski niemal każdego dnia ciężarówki sowieckie zwoziły tu ludzi,
których po około 20 osób umieszczano w ziemiankach, gdzie przebywali zbici w ciasną gromadkę, bez dostępu światła i świeżego powietrza. Więźniami obozu w Trzebusce byli przede
wszystkim żołnierze lwowskiego okręgu AK, członkowie akowskich oddziałów śpieszących na odsiecz walczącej Warszawie, wyłapani i rozbrojeni przez Sowietów, osoby podejrzane o
współpracę ze strukturami emigracyjnego rządu londyńskiego, duchowni. W czwartek każdego tygodnia w obozie zjawiali się oficerowie ze sztabu Koniewa i organizowali
przesłuchiwania zatrzymanych, trwające niekiedy i całą noc. W ich trakcie dokonywano selekcji więźniów, jednych skazując na wywózkę w głąb Rosji, innych zaś na śmierć. Tych
ostatnich, rozebranych do bielizny, ładowano na auta i wieziono do oddalonego kilka kilometrów od obozu lasu w miejscowości Turza. Tam w świetle reflektorów byli mordowani - ponoć
- przez podrzynanie gardła. Miejsce pochówku zwłok i wszelkie ślady zbrodni starannie maskowano.
Obóz w Trzebusce funkcjonował do końca listopada 44 r. Późną jesienią funkcjonariusze NKWD opuścili Trzebuskę, kolczaste ogrodzenie zdjęto,
ziemianki zasypano. Oblicza się, że w trakcie 3 - miesięcznego jego funkcjonowania przeszło przezeń kilka tysięcy więźniów, z których około 500 spoczęło w turzańskim lesie.
Istnieje przypuszczenie, że w trzebuskim obozie więziony był przez pewien czas sam komendant lwowskiego Obwodu AK gen. Władysław Filipkowski ps. "Janka", oraz pułkownicy
Franciszek Studziński i Henryk Pohoski. Cała reszta jednak to rzesza bezimiennych, o których losach nie wiadomo dotąd nic. Jesienią 1944 r, na Sokołowszczyźnie pojawiły się
pogłoski, że w lasach na pograniczu Trzebuski i Turzy NKWD morduje nocą więźniów obozu w Trzebusce. Miejscowa organizacja konspiracji AK postanowiła rozpoznać przypuszczalny teren
pochówku ofiar. Żołnierze z placówki sokołowskiej i nienadowskiej AK dokonali penetracji lasu i poczynili parę odkrywek grobów. Odsłonięto też zbiorową mogiłę o wymiarach 2x6 m.
zasłoniętą uprzednio borowiną i małymi krzaczkami. Ciała pomordowanych znajdowały się w stanie daleko posuniętego rozkładu, były tylko w bieliźnie, ręce skrępowane kablem. Ofiary
miały podcięte gardła, u niektórych były też ślady strzału w tył głowy. W tym niezwykle ryzykownym przedsięwzięciu uczestniczyli Bolesław Nazimek, lekarz Jabłoński z Sokołowa
oraz Jan Ożóg, Jan Bełz i bracia Buczakowie z Nienadówki. W całość zagadnienia wtajemniczony był kapelan AK ks. Józef Pelc z Sokołowa Małopolskiego. W trakcie jednej z odkrywek
(było ich kilka ) zrobiono parę zdjęć pomordowanych. Podczas rewizji w chwili aresztowania Jana Ożoga z Nienadówki, zdjęcia dostały się w ręce UB i wszelki ślad po nich zaginął.
Wincenty Łukowicz z kolbuszowskiej bezpieki zagroził Ożogowi, że jeśli będzie się sprawą tą interesował spotka go to samo, co tych na zdjęciu... Sprawa grobów w lesie turzańskim
żyła w pamięci mieszkańców Sokołowszczyzny, stanowiąc częsty temat nocnych rozmów domowych, publiczną kwestią stała się dopiero w 1981 r . Wówczas to rzeszowski MKR "S" skierował
wniosek do Prokuratury o wszczęcie śledztwa. Na przeszkodzie jego wdrożeniu stanął wkrótce stan wojenny. Na miejscu domniemanego pochówku zdążono jedynie postawić prosty drewniany
krzyż. Okolicznościowy napis na tabliczce przytwierdzonej do krzyża kogoś widać kłuł w oczy, gdyż stała się ona obiektem nadzwyczajnego zainteresowania "nieznanych
sprawców".
O cmentarzysku w lesie turzańskim głośno poczęło być w 1989 r. Wówczas to w prasie regionalne j i krajowej, na radiowej antenie pojawiły się
głosy ludzi przechowujących pamięć o tej makabrycznej zbrodni. W następstwie tegoż wdrożono śledztwo z ramienia Okręgowej Komisji Badań Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. W
maju 1990 r. rozpoczęto w lesie turzańskim prace ekshumacyjne pod kierownictwem prof. Zdzisława Marka z Zakładu Medycyny Sądowej Krakowskiej Akademii Medycznej. Po tygodniu prac
odkryto 3 mogiły kryjące szczątki 13 ofiar.
24 czerwca 1990 r. odbył się uroczysty ich pogrzeb. Udział wzięło tysiące mieszkańców gminy sokołowskiej, goście z całego kraju, byli
żołnierze AK, przedstawiciele władz, parlamentarzyści. Tragedia więźniów obozu w Trzebusce po raz pierwszy od 46 lat została unaoczniona społeczeństwu. Dalsze prace ekshumacyjne
nie okazały się - niestety - nader owocne. W kilku miejscach znaleziono skromne resztki ludzkich szkieletów, także ostatecznie liczba ofiar ustalonych na ich podstawie wyniosła
17. Na więcej mogił nie natrafiono mimo wielokrotnego kopania, poszukiwań specjalistycznym sprzętem geofizycznym, wysiłków radiestety. W tym stanie rzeczy w końcu lipca 1994 r.
śledztwo zostało zawieszone, co społeczność Sokołowszczyzny przyjęła z uczuciem wyraźnego zawodu. Pojawiły się nawet sugestie, że ofiar terroru NKWD szukać należy nie tylko w
lesie turzańskim, lecz i w położonym za Nienadówką Górną, gdzie jesienią 44 r. też widywano jadące o zmierzchu sowieckie ciężarówki... śladu tego - jak dotąd - jednak nie
usiłowano sprawdzić - Dlatego mieszkańców Sokołowa i okolic tradycją stało się spotykanie nad grobami w lesie turzańskim na przełomie września i października. Na wspólnej
modlitwie za skrytobójczo zamęczonych, za ofiary przemocy i nienawiści. Rok temu, we wrześniu, zapowiedziano ustami Wojewody Rzeszowskiego, postawienie na miejscu turzańskiej
kaźni obelisku upamiętniającego męczeństwo.
W niedzielę 22 października 1995 r ma się dokonać jego odsłonięcie.
Edward Winiarski
|