Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Krzyczący las.


Nowiny Rzeszowskie (9 kwiecień 1990)

Krzyczący las

Turzański las ciągnie się na przestrzeni kilku kilometrów na zachód od głównej szosy Rzeszów - Sokołów - Nisko. Od Trzebuski do końca Turzy jego skraj wyrasta na długości - 6 kilometrów, więc szukanie dojścia do miejsca, w którym znajdują się groby pomordowanych w jesieni 1944 r., więźniów NKWD, jest bez przewodnika zadaniem bezsensownym i skazanym z góry na niepowodzenie. Na polnej drodze, która biegnie wzdłuż leśnego masywu, nie ma bowiem ani jednego znaku lub tablicy, która ułatwiałyby dotarcie do celu. Jeszcze nie tak dawno za próbę ich postawienia czekałyby śmiałka szykany i przesłuchania, a ostatnio pewnie nikt ich nie stawia, gdyż podobno kręcili się tu domorośli badacze przeszłości z łopatkami saperskimi za pasami. Ale nie usłyszeli krzyku tej ziemi, przesiąkniętej krwią i zbrodnią.
Jedziemy kilka kilometrów tą drogą, po której przed 45 z górą laty podążać musiały ciężarówki ze skazanymi z Trzebuski, ale odnalezienie wjazdu do ich zbiorowych mogił wydaje się coraz mniej prawdopodobne. Szczęście nam jednak sprzyja z pola, z bocznej dróżki akurat dojeżdża wiejska furmanka. Jeden z siedzących na niej - Stanisław Wilk z Turzy chętnie przesiada się do samochodu i służy za przewodnika. Wjeżdżamy wąską drożyną na sam skraj lasu, gdzie widać świeże, białe tabliczki - drogowskazy do dwóch miejsc kaźni. Wpierw ruszamy do "pewniejszego" z nich znajdującego się w lesie Jana Deca. Istnienie tu kilku (najprawdopodobniej dziewięciu) dużych, zbiorowych mogił potwierdzili zgodnie niemal wszyscy znani mi z dokumentów i rozmów świadkowie. Leśną drogą, schodzącą wpierw w dół, gdzie teren jest wyraźnie podmokły, a następnie wznoszącą się na

fot: Włodzimierz Kirszner
Stanisław Wilk - z Turzy, wskazuje drewniany krzyż w lesie J. Deca. Usypany poniżej kopczyk ma tylko symboliczne znaczenie. Tu wszędzie mogą być mogiły pomordowanych.
niewielki wzgórek, dochodzimy wreszcie do miejsca, gdzie stoi spory, drewniany krzyż, postawiony tu w październiku 1985 r. Aktualnie wisząca na nim tablica informuje. Iż spoczywają tu w zbiorowych mogiłach ofiary ludobójstwa stalinowskiego, bestialsko pomordowani w jesieni 1944 r., żołnierze WP i AK, Polacy z ziem wschodnich i okolic, Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, Litwini, Węgrzy i inni, których dosięgły ręce specjalnej grupy NKWD przy sztabie dowódcy I Frontu Ukraińskiego marszałka Iwana Koniewa, stacjonującego podówczas w pobliskich Mazurach.

"Śmierć ich woła o pomstę do nieba" - sumuje tę informację napis sygnowany przez Związek Żołnierzy AK i Komitet Obywatelski "Solidarność".

Ale i ten napis ma swoją historię. Zmieniał się on kilkakrotnie, gdyż - jak reporterowi mówią ludzie - do niedawna wciąż kręcili się tu jacyś mężczyźni, zajeżdżający ""wołgami" i za ich przyczyną kolejne tablice ginęły. Od niespełna roku nikt nie ma już odwagi bezcześcić krzyża, tego miejsca i aureoli świętości, która go otacza.

Mogił też nigdzie nie widać, gdyż od początku starannie maskowano ich istnienie. Nie ma też w pobliżu na drzewach wyraźnych śladów nacięć, o których już pisałem. Znajdziemy je na bukach ok. 200 m dalej, przy dwóch krzyżach, których zdjęcie wydrukowaliśmy w minioną środę. S. Wilk wyjaśnia, że rosnące tu sosny, to drzewa młodsze niż zdarzenia, które się z tym skrawkiem lasu kojarzą. Zasadzono je w miejsce dawnych, powalonych przez wiosenną burzę i potworny wiatrołom, które tę część sosnowego masywu nawiedziły w 1959 r. Trudno więc będzie szukać tu śladów zbrodni, bo i przyroda dziwnie sprzyjała Ich ukryciu.

A szukać trzeba będzie na długości niespełna 200 metrów (do owych dwóch krzyży z 1981 I 1989 r.) i na szerokości ok. 50 m. Jeśli dojdzie więc do ekshumacji, trzeba będzie łopatami (bo właściciele lasu, i słusznie, nie godzą się na wjazd tu jakiegokolwiek sprzętu, np. koparek, przekopać - bagatela -teren lasu na przestrzeni 10 000 m kw., czyli 1 hektara ! Niech te cyfry dadzą ogrom trudu i kosztów w docieraniu do prawdy, do której kiedyś przecież dotrzeć trzeba.

Na łamach prasy krajowej podniesiono ostatnio także postulat przekopania pastwiska gromadzkiego w Trzebusce. Nierozważne to żądanie i nie wynikające ze znajomości faktów, które logicznie przeczą takim pomysłom. Niemal wszyscy świadkowie likwidacji obozu w Trzebusce (a stało się to w przybliżeniu w połowie listopada 1944 r.), potwierdzają, Iż choć dokonano jej bardzo szybko, zrobiono to jednak dokładnie. Ziemianki, z których wyjęto pobutwiałe już okrąglaki, bardzo dokładnie przekopano, zanim je ostatecznie zasypano. Rosjanie z benedyktyńską dokładnością zadbali o to, by nie tylko po sobie, ale i po więźniach nie zostało tu żadnych materialnych dowodów zbrodni i niewolenia ludzi. To samo dotyczyło innych szczegółów. Zasypano rów latrynowy, który w naturalny sposób użyźnił tu jedynie grunt i nikt tam nic już nie znajdzie, zdjęto ogrodzenia itp.

Kiedy mieszkańcy zbiegli się tu na wieść o zlikwidowaniu obozu, aby - być może - zdobyć coś z pozostałości po nim do własnego gospodarstwa, naprawdę nie było tu już czego szukać. Łupem co poniektórych były jedynie owe okrąglaki, które jeszcze tej zimnej jesieni zużyli na opał.

Szkoda, że wcześniej mieszkańcy nie zadbali o zachowanie przynajmniej niektórych śladów i dowodów. Odzież wierzchnią wywożonych do lasu skazańców pakowano tu do samochodów i wywożona Taka była generalna zasada, od której były wyjątki. Za butelkę krzepkiej okowity ten i ów "załatwiał" jednak u obozowych strażników kapotę albo spodnie z tych pogrobowych kontyngentów. W jednej z kurtek, ktoś znalazł podobno w kieszeni okupacyjne kwity żywnościowe jej właściciela. Nikt jednak dokładnie nie pamięta, co się z nimi stało.

Ale ludzi z Trzebuski i Turzy trzeba zrozumieć. Zbyt długo sprawy te kryło milczenie, a próby ich nagłośniania bezwzględnie tłumiono, by ktoś odważył się przechowywać związane z nimi dokumenty i dowody. Jeśli tacy ludzie byli, jak np. zmarły przed kilkoma laty ks. proboszcz Józef Pelc, b. kapelan AK z Sokołowa, nie zostały po nich dostępne archiwa. Materialnych dokumentów zbrodni na razie więc nie ma i dostarczyć ich może tylko ekshumacja grobów w turzańskim lesie. Ale i ona nie odbędzie się jednak tak szybko, jak pierwotnie zakładano. Wiąże się to nie tylko z problemami finansowymi i organizacyjnymi, o których wspominałem już kilkakrotnie.

To też pewne aspekty śledztwa w tej sprawie, które już w trakcie drukowania kolejnych odcinków tej publikacji, znalazło się na zakręcie. Przypomnę, iż pierwsze próby oficjalnego ujawnienia ponurych tajemnic Trzebuski i Turzy podjęła w październiku 1981 r., grupa działaczy NSZZ "Solidarność", po której wnioskach Prokuratura Wojewódzka w Rzeszowie podjęła tzw. czynności wyjaśniające. Nie bardzo dziś wiadomo, co wówczas ustalono, gdyż w aktach obecnego śledztwa nie ma żadnych wzmianek w tej sprawie. Potem był stan wojenny i nad sprawą zbrodni NKWD zaciśnięto jeszcze mocniej kleszcze niepamięci. Głośno dziś mówiący o wszystkim reporterowi świadkowie często wspominają wizyty SB w swych domach, fałszywe oskarżenia o byle jakie przewinienia, ostrzeżenia prokuratorów. Ludzie ci mówią o tym ze zrozumieniem i bez zawiści, ale są też wymierne skutki ich szczerości. Dopiero 6 maja 1989 r., a więc po obradach "okrągłego stołu" do Prokuratury Wojewódzkiej w Rzeszowie wniosek o wszczęcie śledztwa w tej sprawie wniósł Społeczny Komitet Zabezpieczenia Grobów w Turzy, a podpisali go: Stanisław Pięta, Stefan Łódź, Julian Kurasińskl, Kazimierz Chorzępa, Janusz Szkutnik, Jan Cborzępa i Antoni Kopaczewski (kolejność wg złożonych podpisów).

5 lipca ub. r. wszczęto w tej sprawie śledztwo a o jego przebiegu kilkakrotnie szczegółowo Informowałem w "Nowinach" Dziś - o czym dowiedziałem się w miniony czwartek - stanęło ono w miejscu, gdyż wyłączono zeń prokuratora, który je od dawna prowadził. Sprawa ma - jak się domyślam - szersze aspekty, więc nie będę jej komentował, nie znając szczegółów. Do prawdy jednak wciąż daleko...

PS. Dziękuję osobom, które pomagały mi w zbieraniu materiałów i dostarczyły nowych szczegółów oraz wiadomości na temat Trzebuski i Turzy już w czasie druku tego cyklu. Po Ich uporządkowaniu i uzupełnieniu do sprawy jeszcze powrócę.

aut: Janusz Klich

Comments: 0

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013