Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Józef Ożóg - marynarz z Wilka


Tadeusz Ożóg - wspomina brata
www.1939.pl/uzbrojenie/polskie/okrety-wojenne/orp-wilk/orp-wilk-01.jpg
Na tym okręcie służył i zmagał się na morzu z nieprzyjacielem nasz rodak marynarz Józef Ożóg, o jego okręcie "ORP Wilk" i jego marynarskim losie przypomniał Nam jego brat, Tadeusz. Jego wspominania uzupełniłem kilkoma danymi historycznymi. Na pewno warto zapoznać się z tą mało znaną historią żołnierza, marynarza z Nienadówki. materiały,


Wspomnienie o moim bracie Józefie Ożogu, który służył w wojsku, był członkiem marynarki wojennej i walczył w latach 1939 - 1945.



 Józef Ożóg urodził się w Nienadówce w 1915 roku. Ukończył 5 klas szkoły powszechnej. W wieku 16 lat zaczął pracować jako sprzedawca w sklepie Kółka Rolniczego (obecnie na tym miejscu stoi remiza). Józef Ożóg w roku 1936 poszedł jako ochotnik do wojska i wybrał służbę w marynarce wojennej. Jego służba miała zakończyć się latem 1939 roku, niespokojne czasy tamtego roku spowodowały, że pozostał w służbie nad terminowo, był członkiem załogi okrętu podwodnego – stawiacza min, słynnego ORP "Wilk".
W dniu wybuchu II wojny światowej 1 września 1939 roku, o 6.15 "Wilk" wyruszył z portu wojennego na Oksywiu, po czym otrzymał rozkazy patrolowania Zatoki Gdańskiej. Trzeciego dnia wojny kapitan "Wilka" otrzymał rozkaz postawienia pola minowego na Zatoce, w chwili minowania, okręt został zaatakowany przez Niemców, minami głębinowymi. Kapitan zarządził zanurzenie peryskopowe, niemieckie okręty tropiły i atakowały jednak nadal "Wilka". Załoga poczuła, że jedna z min trafiła w ich okręt. Nie mając wyjścia, kapitana wydał rozkaz całkowitego zanurzenia, okręt osiadł na dnie morza, by tam przeczekać wściekłe ataki niemieckie. Trwało to od południa do godziny około 21. Dopiero pod osłoną nocy, padł rozkaz wynurzenia. Niestety, uszkodzony okręt nie był w stanie ruszyć z miejsca, załoga wiedziała, że to może być ich koniec

Kapitan, a był Nim kpt. mar. Bogusław Krawczyk nie poddawał się i wszelkimi sposobami próbował podnieść okręt z dna morza. Był to na szczęście marynarz z ogromnym doświadczeniem, kazał wypuścić powietrze, włączyć wszystkie silniki i robił zrywy do przodu i tyłu okrętem, wreszcie ta szuka się udała i okręt ruszył z miejsca a następnie wynurzył się z głębin na powierzchnię. Kapitan wyjął butelkę wódki i częstował załogę, Ci wzięli swojego kapitana na ręce i śpiewali mu sto lat. To było ich podziękowanie za ocalenie życia, bo każdy z marynarzy był świadom tego że jeżeli by się to nie udało i skończyły by się resztki powietrza to "żegnaj Boży świecie"

Po wynurzeniu kapitan, otrzymał meldunek, z portu Gdyni, że do tego portu już nie mogą wrócić, na domiar złego załoga odkryła kilka uszkodzeń, między innymi zbiornika paliwa (ropy) I to ich uratowało, wyciekająca ropa i plamy jej, na powierzchni morza było znakiem, że okręt podwodny został zatopiony. Niemcy nadali nawet meldunek, że łódź podwodna "ORP Wilk" została zatopiona. Nie przypuszczali nawet że załoga żyje, a okręt będzie walczył z nimi nadal.

Załodze w raz ze swoim kapitanem pozostały dwie drogi wyjścia z tej trudnej sytuacji, jedna to płynąć do Szwecji i dać się internować , druga droga to próba przedarcia się do Anglii przez kanał La Manche, wody kanału były jednak pilnie patrolowane przez marynarkę niemiecką. Załoga "Wilka" podjęła ryzyko i skierowała się ku portom angielskim, kapitan zaryzykował i płynął za statkiem bandery duńskiej, zostali nawet oświetleni reflektorami, jednak Niemcy ich nie dostrzegli. I takim sposobem dostali się na morze północne meldując się w wkrótce anglikom, od których otrzymali pomoc.

Zmęczona, zarośnięta ale szczęśliwa i bohaterska załoga "ORP Wilk" po 24 dniach morderczego rejsu w drodze do portu, odbierała zasłużone honory od napotkanych jednostek alianckich, a w porcie była witana przez samą królową i premiera rządu. Po oględzinach okrętu okazało się że ten jest poważnie uszkodzony i nie nadaje się już do walki.

 Załogę zaczęła służbę na nowym okręcie o nazwie "Garland". Na tym okręcie polscy marynarze a wśród Nich i Józef Ożóg, walczyli do końca wojny. Trudnym i nie bezpiecznym zadaniem, był udział w eskortowaniu okrętów alianckich, które pływały z zaopatrzeniem dla ZSRR, portem docelowym był Murmańsk. Ataki niemieckiego lotnictwa koncentrowały się
właśnie na okrętach strzegących konwój. Podczas jednego z takich ataków na okręt Garland mój brat Józef Ożóg zostaje ranny i umieszczony w szpitalu Murmańskim, gdzie spędza miesiąc, do przybycia następnego konwoju, z którym wraca do Anglii.


Bardzo ważnym wydarzeniem, dla brata w czasie inwazji wojsk alianckich w Normandii które On przeżył a ja opisuję.

W dniu 5 czerwca 1944 alianckie wojska rozpoczęły desant na kontynent europejski, o godzinie 2 w nocy z 5 na 6 czerwca całe eskadry samolotów alianckich leciały na wybrzeże Normandii, gdzie bombardowały pozycje i fortyfikacje nieprzyjaciela. O 4 rano nad ranem 6 czerwca 1944 roku, ruszyły wszystkie jednostki marynarki sił z przymierzonych, a wcześniej z lokalizowanych u wybrzeży angielskich pod dowództwem generała Bernarda Montgomery, „Montym”

Generał przed wyruszeniem na odsiecz Europie, z wrócił się do wszystkich marynarzy, słowami:

"Idziemy na odsiecz Europie i musimy iść do przodu, a wycofania stąd nie ma. Okręt może tonąć, ale działa muszą strzelać."

I w czasie tej akcji w okręt na którym służył mój brat został trafiony "żywą torpedą" kierowaną przez młodocianego hitlerowca, oczywiście poniósł On śmierć, ale atak jego był skuteczny, okręt cały stanął w płomieniach. Na rufie statku znajdowały się bomby. Na rozkaz dowódcy zostały one zrzucone do morza, ze względu na bezpieczeństwo pozostałej załogi i samego statku. Zginęło wtedy 67 członków załogi. brat Józef jest cały we krwi kolegów, sam na szczęście zostaje tylko lekko ranny. On i pozostali z załogi trafiają do szpitala w Anglii, dla Niego tam kończy się II wojna światowa.

Mój brat Józef Ożóg zdobył wiele odznaczeń i krzyży, walcząc o wolność Naszej ojczyzny, nie mógł jednak do Niej powrócić, nie o taką Polskę walczył. Postanawia jak wielu innych nie wracać i pozostać zostaje w Anglii, gdzie zakłada rodzinę, żeni się i ma syna. W Anglii Józef Ożóg spotkał innego "bohatera" z Nienadówki, Antoniego Ożoga, żołnierza gen. Maczka.

Józef Ożóg pracował na poczcie. Po wojnie ani razu nie odwiedził rodziny w Polsce, kontakty z rodziną to tylko listy [ok.20 sztuk], w których opisuje swoje wojenne przeżycia. Brat mój Józef Ożóg zmarł w 1970 roku.

powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie



Tadeusz Ożóg – Nienadówka



Do opowiadania pana Ożoga o swoim bracie Józefie, pozwolę sobie dołączyć opis z Wikipedii, na której można znaleźć przebieg całej służby "Garlanda"

.....Po ukończeniu remontu, oraz zakończeniu prób morskich i ćwiczeń, 17 maja 1942 roku „Garland” i brytyjski niszczyciel „Volunteer” wyszły z Greenock do Reykjavíku w eskorcie transportowca wojska „Lianstephan Castle”. Podczas rejsu, w gęstej mgle, omal nie doszło do zderzenia polskiego okrętu z konwojowaną jednostką[18]. 24 maja oba niszczyciele dołączyły do bezpośredniej eskorty konwoju PQ-16, płynącego do portów sowieckich. Dowodzona przez komandora Richarda G. Onslowa na „Ashanti”, składała się z pięciu niszczycieli, czterech korwet i kilku mniejszych okrętów[19]. 25 maja konwój został zlokalizowany przez niemiecki samolot patrolowy i wieczorem tego dnia zaatakowały go startujące z lotnisk w północnej Norwegii samoloty bombowo-torpedowe He 111 i Ju 88 z III./KG.26 i III./KG.30. Następnej nocy jeden ze statków konwoju został zatopiony torpedami okrętu podwodnego U-703[18]

27 maja nastąpiły dalsze naloty Luftwaffe. Ich efektem było zatopienie sześciu statków i uszkodzenie kolejnych. Wczesnym popołudniem, tuż przed godziną 14.00, celem niemieckich bombowców stał się „Garland”. Cztery bomby eksplodowały w wodzie tuż przy prawej burcie, na wysokości działa „B”. Ich odłamki spowodowały śmierć 22 członków załogi i rany u 46 (trzech z nich – dwóch Polaków i Brytyjczyk – zmarło w szpitalu w Murmańsku[7])[5]. W wyniku pożarów na dziobie eksplodowała amunicja w parkach podręcznych. Zginęła cała obsada prawego Oerlikona, duże straty ponieśli marynarze obsługujący dziobowe działa artylerii głównej. Uszkodzona została centrala artyleryjska i główny przewód parowy w maszynowni[1]. W kadłubie naliczono około 500 przebić od odłamków, szczęśliwie większość powyżej linii wodnej[11]. Pomimo szkód, artylerzyści niszczyciela jeszcze ośmiokrotnie tego dnia odpierali ataki niemieckich samolotów[13]. Następnego dnia rano polski okręt otrzymał zgodę na odłączenie się od konwoju i samotny rejs do Murmańska, aby jak najszybciej przekazać rannych do szpitala[18]. Dotarł tam wieczorem tego samego dnia (jako pierwszy okręt pod polską banderą po 17 września 1939 roku[7]) i po przekazaniu rannych pod opiekę radzieckich lekarzy, został skierowany do stoczni dla dokonania niezbędnych napraw. 31 maja na pokładzie brytyjskiego trałowca „Niger” odbył się morski pogrzeb poległych[7]. Dowódcą wystawionego przez załogę „Garlanda” plutonu honorowego był podporucznik Gustaw Plewako[20].

Lista poległych marynarzy ORP Garland podczas ochrony konwoju PQ-16[21]:
mat Józef Biliński (lat 21)
marynarz Józef Giza (lat 27),
starzy marynarz Leon Iwański (lat 22),
bosmanmat Tadeusz Jarosz (lat 31),
mat Tadeusz Karnat (lat 38),
mat Jan Kisielewski (lat 26),
starszy marynarz Czesław Kowalewski (lat 20),
mat Jan Krajewski (lat 25),
marynarz Jan Makowski (lat 27),
starszy marynarz Alfons Małolepszy (lat 29),
starszy marynarz Edward Matuszewski (lat 20),
marynarz Leopold Nowosad (lat 19),
bosmanmat Edward Pawełczyk (lat 34),
starszy marynarz Czesław Pawłowski (lat 22),
mat Mieczysław Piecyk (lat 27),
starszy marynarz Szymon Sanczuk (lat 24),
starszy marynarz Ryszard Schymik (lat 23),
mat Józef Skrzyniak (lat 25),
marynarz Leonard Ślusarski (lat 19),
mat Alojzy Terlecki (lat 28),
starszy marynarz Jan Rajmund Trzebiatowski (lat 20),
starszy marynarz Józef Wypych (lat 26),
starszy marynarz Władysław Żukowski (lat 21).

20 czerwca niszczyciel przepłynął do Archangielska, sześć dni później dołączył tam do powrotnego konwoju QP-13. Na jego pokładzie wracała do Wielkiej Brytanii także załoga zatopionego okrętu podwodnego „Jastrząb”[1]. Postawa polskich marynarzy w obronie konwoju przyniosła im uznanie zwierzchników polskich i brytyjskich, czego wyrazem było przyznanie członkom załogi pięciu Krzyży Orderu Virtuti Militari (w tym dowódcy okrętu oraz lekarzowi okrętowemu, Wilhelmowi Ząbroniowi, którego poświęceniu wielu rannych zawdzięczało życie[22]), wielu Krzyży Walecznych oraz wysokich odznaczeń brytyjskich[7]. 9 lipca okręt wizytował Szef KMW, następnego dnia Naczelny Wódz[1]......


opr. Bogusław Stępień


About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013