Aresztowanie i śmierć w obozie pracy w Sachsenhausen
Jan Jagusiak został aresztowany właściwie bez powodu. Niemcy poszukując brata Jana, Józefa Jagusiaka, a nie jak powyżej pisze Stanisława Szybistego, obaj byli mieszkańcami
Stobiernej i tam działał w podziemiu. Kiedy Niemcy zjawili się w domu Józefa, jego żona Józefina Jagusiak powiedziała im że mąż pojechał do swojego brata Jana w Nienadówce.
Zabrali ją ze sobą, w Nienadówce wstąpili po sołtysa Chorzepę i razem przyjechali do domu Jana. Pies, który głośnym szczekaniem zaalarmował domowników został zastrzelony, a Niemcy
nie zadowoleni że nie znaleźli Józefa Jagusiaka, rozpoczęli rewizję. Na szczęście nie mając widocznie większych podejrzeń ograniczyli rewizję do samego domu, stodoła nie wzbudziła
ich większego zainteresowania. Strach pomyśleć co by się stało we wsi gdyby ukryta tam broń została odnaleziona. Jedyną rzeczą, która mogła się nie spodobać Niemcom były,
pokwitowania składek płaconych przez Stanisława Jagusiaka na LOK, w czasach szkolnych. Pomimo braku jakichkolwiek dowodów na wrogą antyniemiecką działalność Jan Jagusiak został
wraz z synem Stanisławem aresztowany i osadzony w siedzibie gestapo w Rzeszowie. Tam obaj byli przesłuchiwani i torturowani przez 9 dni. Później przewiezieni rzeszowskiego
wiezienia "na Zamek" poddawani byli dalszym przesłuchaniom. Syn Jana Jagusiaka, Stanisław opuścił "Zamek" po dwóch miesiącach i wrócił do Nienadówki, nikogo nie wydając. Jan
Jagusiak "Na Zamku" przebywał około 9 miesięcy. Po tym okresie został wywieziony do obozu pracy w Pustkowie, następnie przetransportowany do KL Auschwitz (Oświęcim). Wspomniany na
wstępie tekst mówi że to tam właśnie zginął. Jednak z relacji syna Stanisław z Oświęcimia został On wywieziony transportem do Niemiec trafiając do kolejnego obozu pracy w
Sachsenhausen. Był tam zatrudniony jako robotnik leśny. Zginął od kuli niemieckiego strażnika, jak opowiadał jego syn - Jednego dnia wracając po pracy z lasu do obozu mój ojciec
schylił się by podnieść leżący na drodze kawałek brukwi, która spadła z wozu. Więźniom nie wolno było tego robić, zauważył to eskortujący więźniów strażnik, padł strzał. Mój
ojciec został zastrzelony. - Jan Jagusiak miał wtedy 54 lata.
|