Powrót jednak nie był taki łatwy, mówi o tym w w swoich wspomnieniach jego kuzyn Tadeusz Ożóg (Polak) z Nienadówki:
(..) Tu muszę wspomnieć Stanisława Hertla to był syn cioci, siostry mojej mamy. Był on oficerem i również profesorem w mieście Łuck. Tam został oskarżony przez swojego ucznia,
prawdopodobnie Żyda, że był oficerem i został wezwany na GRU (to jest skrót Policji). Został przesłuchany i tam w oczy mu powiedzieli, że jest oficerem Wojsk Polskich. Oficer
przesłuchujący go poszedł do drugiego pokoju i sekretarki zapytał się czy prokurator jest ? Wtedy wujek zrozumiał, że on się zapytał o prokuratora, żeby ten go aresztował.
Prokuratora na szczęście nie było, oficer polecił wujkowi, żeby się zgłosił jutro rano na godzinę 7`mą rano, wujek obiecał, że się zgłosi w następnym dniu i wtedy go
zwolniono.
Wujek zorientował się co go czeka i kiedy wyszedł z GRU, ani się nie pożegnał z żoną, tylko wyruszył pod ówczesną granicę sowiecko - niemiecką. Nad granicą sowiecką, poszedł do
domu gdzie mieszkała samotna "babcia", aby się zorientować w jaki sposób można przekroczyć bezpiecznie granicę. Babcia dała mu na drogę taką czapkę z psa, bo on miał w tedy tylko
kapelusz, a była to zima 1940 roku i siarczyste mrozy. Babcia mu doradziła, żeby rosyjską granicę przekraczał bardzo ostrożnie, bo ruska służba na granicy jeśli kogoś zauważy to
choćby ten człowiek podniósł ręce do góry i się poddał to od razu, oni strzelają.
Wujek na kolanach przeczołgał się przez ruską granicę, następnie na granicy niemieckiej kiedy został zauważony przez patrol niemiecki, podniósł ręce do góry i szedł na całego.
Patrol niemiecki wylegitymował go, pytali się gdzie chce iść, odpowiedział że do Łucka. Zabronili, że nie wolno i kazali mu wracać z powrotem do Rzeszowa i tak udało mu się
powrócić w swoje rodzinne strony.
Wujek wrócił do Wojciecha Motyla, a zamieszkał u Chorzępy, u cioci Anny. W ten właśnie sposób uniknął śmierci w Katyniu. Miał zamiar jechać za granicę żeby połączyć się z tymi
oddziałami które już wcześniej przedostały się do Francji, ale to się już nie udało. Niemcy na Czechosłowacji uszczelnili granicę więc został w rodzinie, by mu czas, lepiej
zlatywał, uczył się języka niemieckiego.(..)
Kolejną notatkę odkryłem w historii oświaty miasta "Nisko" ...
(..) Stanisław Hertel – przybył do Niska z Nienadówki w czerwcu 1940r. i dołączył do grona nauczycieli uczących w czasie okupacji, przekazując dzieciom wiedzę z jez.
polskiego.(..)
Brał udział w tajnym nauczaniu na terenie Niska, oprócz powyższej, znalazłem również wzmiankę o wpadce jaka przydarzyła się jednemu ze zdających egzamin dojrzałości przed
działająca w podziemiu Powiatową Komisją Egzaminacyjną dla uczniów gimnazjum i liceum a mającą swą siedzibę w Stalowej Woli.
W roku szkolnym 1943/44 z powodu obawy przed represją Komisja ta wstrzymała wydawanie świadectw, decyzję uzasadniono:
(..) "Zdarzył się wypadek, który mógł spowodować smutne następstwa. Pewnego dnia 1943 roku zgłosił się w biurze pośrednictwa pracy w Nisku młody człowiek z prośbą o skierowanie
go do pracy i legitymował się świadectwem wystawionym przez Komisję Egzaminacyjną tajnego nauczania w Stalowej Woli. Szczęściem było, że trafił na prof. Stanisława Hertla i
ten zapobiegł "wsypie". Pracowali bowiem w biurze pośrednictwa pracy i zaufani Niemcy." (..)
Mgr. Hertel Stanisław jest też odnotowany jako nauczyciel w powojennej historii - LO Nisko, uczył w nim języka polskiego w latach 1944 - 1948.
Kolejnym etapem pana Hertla był Iwonicz i miejscowa szkoła średnia. Był chyba jej pierwszym dyrektorem.
(..) 28 lipca 1948 - decyzją Ministerstwa Oświaty Państwowe Sanatoryjne Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące zostaje przemianowane na Państwową Ogólnokształcącą Szkołę stopnia
Licealnego w Iwoniczu Zdroju 1 września 1948 został dyrektorem tej szkoły w której uczyło się wtedy 110 uczniów. (..)
W szkole tej 20 października 1950 odnotowany został nowy dyrektor, a więc Stanisław Hertel zakończył tym samym przygodę z Iwoniczem.
|