Komisya sanitarna w mieście Torunia zakonstatowała zawczoraj dwa pierwsze w tym roku przypadki cholery azjatyckiej, które się tu skończyły śmiercią. Umarł flis i jeden z
tutejszych mieszkańców.
Wobec takiego faktu wszelkie względy ustają. Patrząc zaś na to, co się tu dzieje mianowicie w zamiarze zapobieżenia roznoszeniu epidemii przez flisów, uważamy za publicystyczny
obowiązek zwrócić uwagę publiczności i władz na wiele i wielkich niedostatków, które mogą się stać źródłem wielkiego nieszczęścia.
A najprzód nie rozumiemy wcale, na co się przydadzą straże przy bramach i wzbranianie flisom wstępu do miasta samego, skoro kupcy żydowscy oraz ich słudzy, żyjący w ciągłej i
bezpośredniej styczności z flisami, bez przeszkody wchodzą do miasta i ciągle roją się po ulicach. Dalej wątpimy, iżby rozkładające się i nocujące nad brzegami rzeki tuż pod samem
miastem gromady flisów, albo żebrzący pojedyńczo flisacy po przedmieściach mniej mieli być niebezpieczni przez to, że się ukrywają przed policyą i zamiast po tańszych cenach
kupować żywność na targu, przepłacać znagleni u straganiarek nadbrzeżnych. Na dworcu kolei żelaznej nadto tłumy flisów się kręcą i przybywają to z tej, to z owej strony, w czem z
żadnej strony nie doznają przeszkody lub ograniczenia, jak chyba tego tylko, że kolej korzystając z ich nierozgarnienia ponad przepis i rozsądną miarę biedakami wagony czwartej
klasy lub pakunkowe przepełnia.
Z tego wszystkiego przychodzimy do tego przekonania, że praktykowane dotąd środki prewencyjne na nic nieprzydatne.
O kwarantannie pięciodniowej w Silnie urządzonej gorsze jeszcze dochodzą nas wiadomości. Stek biednej flisackiej ludności jest tam ogromny, a z tego bieda, brak żywności, drogość,
głód, dokuczliwości powietrza dla braku pomieszczenia, narzekanie i rozpacz biednych ludzi, w końcu zaś choroba i śmierć z głodu i wycieńczenia. Powtarzamy wyraźnie, nie jako
retoryczną formę, ale jako powszechnie tu rozgłośne wypadki, że flisy chorują i mrą z głodu i wycieńczenia.
Inaczej prawie być nie może pod zachodzącymi do dziś stosunkami. Mówiliśmy już nieraz o tem, że spław drzewa Wisłą jest w tym roku nadzwyczaj wielki. Spekulanci niemieccy jeździli
w czasie zimy po leśnych okolicach Królestwa i Galicyi i podawali Żydom niesłychanie wysokie ceny za drzewo, ale nie zawierali kontraktów. Obałamuceni tem Żydzi rzucili się na
zakupno i wycinanie lasów, płacili dobrze, dla tego właściciele sprzedawali ponad miarę, a teraz i spław ponad miarę się dzieje. Niepomierny dowóz drzewa do Gdańska obniżył tam
ceny do minimum prawie. Dziś jest tyle drzewa w Gdańsku, że nikt go już kupować nie chce. Do Silna przeto gromada za gromada, przybywa, następuje przepełnienie ze wszystkiemi
złemi skutkami, a że Żydzi w ambarasie, i tarapatach handlowych, więc tem skłonniejsi do wyzyskiwania flisów, trudniejsi do wypłaty i dotrzymania zobowiązań. Nie chcą płacić za
czas kwarantanny, nie chcą przez te 5 dni ludzi żywić i dawać im strawnego, a bojąc się znowu braku robotnika nie chcą zwracać flisom pasportów, aby mogli wrócić do domu, jak
najczęściej pragną.
Niemal wszyscy flisacy zostają w okropnej nędzy, mrą z głodu, a ratując się żebrzą, ponad drogami nocują i stają się gnieździskami choroby. Policya robi, co może, ale więcej też
nie zdoła i złemu nie zapobiegnie, jeżeli cały sposób postępowania się nie zmieni. Kordon w koło miasta służy tylko Żydom, że uchodząc przed natarczywem wołaniem chleba i
pieniędzy, tu w mieście przesiadują bezpieczni, że ich flisy nie znajdą, bo im do miasta wejść nie wolno. Widujemy przecież zrozpaczonych, którzy ukradką do miasta się dostają i
biją się tu z Żydami.
Naszem zdaniem należałoby zamknąć granicę dla dowozu drzewa Wisłą i zawiadomić o tem władze w Królestwie i Galicyi, a potem już nie wpuszczać pod żadnym warunkiem nic a nic z
zakazanego dowozu. Teraz zaś, dopóki potrzebne do takiego postępowania kroki przygotowawcze nie uskutecznione, należy w Silnie postarać się o pożywienie i odpowiednie umieszczenie
flisów w kwarantannie zostających. To się stać może tylko jak najenergiczniejszemi środkami, a mianowicie należy flisów, którzy chcą wracać do domów, zaopatrzyć w pasporty i
odesłać za granicę, tych zaś, którzy tu pozostają dla dalszego spławu drzewa, żywić i pomieścić małemi oddziałkami w stosownych miejscach na koszt tych, dla których pracują. Każdy
spławiający drzewo kupiec powinien składać dozorowi kwarantanny wyznaczoną a dostateczną kwotę pieniężną na strawne dla flisów, których zatrudnia, i to odrazu na całe 5 dni dla
wszystkich. Zarząd kwarantanny postarałby się o wystarczający dowóz żywności stosownej i wypłacałby flisom codzienne strawne. Uciążliwa to rzecz, ale poczuciem ludzkości, własnym
interesem i dbałością o zdrowie i życie mieszkańców nakazana.
Gazeta Toruńska, czerwiec 1873 r.
opr: Bogusław Stępień
|