Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Dziągwa Karolina (1914-1990)



twórczość ludowa
Urodziła się 1 kwietnia 1914 roku w Przewrotnym. W 1937 roku, mając 23 lata emigrowała zarobkowo do Francji, do Polski wróciła w 1949. Zamieszkała z mężem Janem i córką w Nienadówce. Z czasów młodości zapamiętała dużo wierszy opowiadań i pieśni odpustowych. Poniżej dwa zdjęcia i dwa utwory, spisane w 1997 roku przez Elę Motyl, które szczęśliwie przetrwały do dziś.

powiększ zdjęcie

powiększ zdjęcie

(..) Do zbója Madeja (Amadeusza) przyznają się Anglicy i Francuzi, Niemcy, Białorusini i Czesi. Jego życiorys ma 245 wersji. W każdej jednak występują elementy wskazujące, że najbardziej znany zbój Europy miał polski charakter, a już na pewno domieszkę polskiej krwi. Wacław Babiński - opryszek, którego biografia jest prawie identyczna z biografią legendarnego Madeja - uwielbiał wypady do Częstochowy. Nie, nie na skruszające modlitwy ani - Bóg zapłać! - po skarby jasnogórskie. Po prostu mieszkała tam czas jakiś jego polska żona. (..)

Tak o legendzie zbója Madeja pisał Leszek Mazan w opracowaniu, Poczet zbójów karpackich. Do tych 245 wersji, o których on wspomina, dorzucamy jeszcze jedną, tę nienadowską, opowiadaną przez Karolinę Dziągwę.


O zbóju Madeju


Był las ciemny, a w tym lesie mieszkał zbójca srogi.
Z wielką pałą jabłoniową chodził koło drogi.

Miał kamratów, którzy jego rozkazów słuchali,
kto przechodził drogą przez las tego mordowali

Zabił ojca, zabił matkę i rodzeństwo swoje i w tym
gęstym, ciemnym borze mieszkanie miał swoje

Aż pewnego dnia pod wieczór jedzie wóz ubogi,
na nim siedzi w czarnej szacie taki kleryk młody.

Madej staje, wóz zatrzymać, każe rewidować,
co tam wiozą na nim w środku, to każe zdejmować.

Ostrym głosem zapowiada gdzie pieniądze mają,
księdzu każe z wozu schodzić oddać głowę swoją.
powiększ zdjęcie


            Więc na rozkaz herszta tego, kleryk z wozu schodzi,
                                          zapytuje się Madeja jak mu się powodzi.

            Złoto, srebro nie pomoże, bo trzeba umierać,
                                         ale dusza będzie w piekle trzeba się spodziewać.

            Madej pada na kolana, spowiada się szczerze, wszystkie
                                          zbrodnie swe wyznaje, księdza aż strach bierze.

            Naznaczył mu ksiądz pokutę, pałkę w ziemię wbija.
                                         Dotąd będziesz przy niej klęczał, aż się nie rozwinie.

            Kilkanaście lat minęło, pałka się przyjęła
                                         i w drzewo się owocowe przez ten czas zmieniła.

            Śliczne jabłka na nim były, Madej przy nich klęczy cały siwy,
                                         mchem porosły i o Bogu myśli.

            Aż pewnego dnia pod wieczór, jedzie czarnym borem,
                                         ksiądz staruszek ze swym sługą, jadą dawnym torem.

            I wysyła sługę swego ksiądz staruszek znany,
                                         by mu przyniósł jabłko z jabłoni nieznanej.

            Zaraz sługa mu donosi, że jabłka nie urwie,
                                         bo tam klęczy jakiś starzec, który jabłek strzeże.

            I ksiądz idzie pod jabłonkę, daje rozgrzeszenie,
                                         rękę kładzie na Madeja, a anioł go bierze.

            Jabłka w góre poleciały, bo to były dusze,
                                         które Madej pomordował w niewinności skrusze.

            I tak Madej dziś króluje w niebie z aniołami,
                                          bo pokutę on wypełnił, modlił się ze łzami.

            I tę śliczna historię niech mamy w pamięci,
                                          bo kto ufa Bogu, Bóg go nie opuści.


powiększ zdjęcie

powiększ zdjęcie

Posłuchajcie ludzie


Posłuchajcie ludzie co dzieci miewacie, kiedy jeszcze małą pociechę z nich macie.

            Żyła bogobojnie rodzina złożona
                                          córka, mąż i jego żona.

            Ojciec przygarbiony latami dużymi
                                          zakończył swe życie rozstając się z nimi.

            Gdy tylko zabrakło silnej ojca reki
                                          córka nad swą matką rozpoczęła męki.

            Chciała żyć rozpustnie, Boga się nie bała,
                                          a takiego życia matka zabraniała.

powiększ zdjęcie


            Wiec córka nad matką bardzo się znęcała,
                                          nawet do jedzenia zimną wodę lała.

            Nie tak zimną wodę, nawet szkła kawałki
                                          tak się odwdzięczała córka dla swej matki.

            Ale jeszcze inną zbrodnię obmyśliła
                                          i wody na piecu w garnkach nastawiła.

            I rzekła do matki: Stańcie jak możecie
                                          woda już wystygła to się ukąpiecie.

            A biedna staruszka nic nie przeczuwając
                                          siadła na krzesełku, przy piecu czekając.

            Córka widząc matkę przy piecu siedzącą
                                          pchnęła na nią garnek z wodą gotującą.

            Z krzykiem przeraźliwym na dwór wyskoczyła,
                                          Na pomoc, ratunku, matka się sparzyła.

            Nie pomógł ratunek, ani żadne jęki
                                          bo matka skonała ze swej córki ręki.

            A córka na pokaz przed ludźmi płakała
                                          w bardzo krótkim czasie matkę pochowała.

            Jak już pochowała to się ucieszyła,
                                          że jej zbrodnia uszła i matkę zgładziła.

            Ale Bóg najwyższy nie przebaczył tego,
                                          karę na nią zsyła już od dnia pierwszego.

            Za jej straszną zbrodnie, za nieczystą duszę,
                                          Bóg wyznaczył dla niej duchowe katusze.

W pierwszą noc tak straszną
matka się zjawiła.

I rzekła do córki, córko ma kochana,
woda już ostygłe ja nie ukąpana.

A cóż ja takiego córko ci zrobiłam
tak straszliwą śmierć mi naznaczyłaś?

Za miłość matczyną, za trud wychowania
zadałaś mi córko śmiertelne kąpania.

A córka ze strachu matkę przepraszała,
i o przebaczenie ze łzami błagała.

A gdy rano wstała córka przerażona
poduszka z włosami była jej zlepiona.

Że spokoju duszy już zaznać nie miała,
poszła na policję i winę wyznała.

Policja o zbrodni tej wierzyć nie chciała,
"zły duch mnie opętał" tak się przyznawała.
powiększ zdjęcie


Gdy ją osadzili już w więziennym gmachu
matka przychodziła, dodawała strachu.

A gdy po raz trzeci matkę zobaczyła,
żółć jej z żalu pękła, życie zakończyła.


powiększ zdjęcie

powiększ zdjęcie


Karolina Dziągwa zmarła 19 stycznia 1990 roku, spoczywa na
cmentarzu parafialnym w Nienadówce.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie


mat.: Elżbieta Motyl
opr.: Bogusław Stępień
rys.: domena publiczna

Comments: 0

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013