W 1980 roku Jerzy Grotowski, guru europejskiego i amerykańskiego teatru przyjechał do Nienadówki, by nakręcić film o miejscu, które go odmieniło. Przez książki, które
przeczytał, przez ludzi, których spotkał. Wśród tych osób był nauczyciel Ludwik Janik. – Ja Pana kochałem – mówi Grotowski w filmie. – Wiem, dlaczego – odpowiada dziś Katarzyna
Pikor-Gamblin, wnuczka Ludwika.
Domu Janików już nie ma. Został zburzony, kiedy budowano drogę ekspresową przez Nienadówkę. W 2011 r., kiedy w Rzeszowie organizowano pierwszy festiwal „Źródła Pamięci.
Szajna-Grotowski-Kantor”, jeszcze stał. – Pojechałam tam wtedy porozmawiać z panem Ludwikiem. Chciałam poznać nauczyciela Jerzego Grotowskiego. To był piękny człowiek – mówi Aneta
Adamska, założycielka Teatru Przedmieście i dyrektor festiwalu „Źródła Pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor”, który w tym roku, 25-28 października, odbył się w Rzeszowie po raz jedenasty. I
wraz z edycją, która zaczyna kolejną festiwalową dekadę, wyruszył do „źródeł” – miejsc, gdzie gościł podczas pierwszych edycji – z Rzeszowa Józefa Szajny do Wielopola Tadeusza
Kantora i do Nienadówki Jerzego Grotowskiego, gdzie Amerykanki Mercedes Gregory i Jill Godmilow nakręciły przed laty film „With Jerzy Grotowski. Nienadówka 1980”. I film ten
pokazano tu po raz pierwszy właśnie za sprawą festiwalu „Źródła Pamięci” w 2011 roku, kiedy żył jeszcze Ludwik Janik.
W tym roku powrót do Nienadówki był inny. Ze wspaniałym wykładem „Nienadówki nasze” dr. Henryka Mazurkiewicza o miejscach, w których doświadczamy inicjacji, mistycznych przeżyć
zmieniających nasze życie, i ze wspomnieniem Katarzyny Pikor-Gamblin, wnuczki Ludwika Janika – o dziadku, nauczycielu Jerzego Grotowskiego. Wszystko w murach jego dawnej,
gościnnej szkoły – Zespołu Szkół nr 1 – w Nienadówce.
Nienadówka to duża wieś. Ale do niego listy adresowano krótko: Ludwik Janik, Nienadówka. Bez numeru domu. I docierały.
Ludwik Janik z Nienadówki
– Byłam bardzo mocno związana z dziadziem. Mieszkaliśmy w jednym domu i spędzałam z nim dużo czasu. Przez to jestem trochę dzieckiem wojny, bo dziadzio o wojnie swoim dzieciom
opowiadał mało, a mi – nieustannie. Wywarł na mnie ogromny wpływ i może ten rodzaj wrażliwości, to, co ja od niego wzięłam, zobaczył też w moim dziadku Jerzy Grotowski – wspomina
Katarzyna Pikor-Gamblin, wyciągając ukochane pamiątki. Zdjęcia, dziadziową harmonijkę i zeszyt zapisany wspomnieniami, które dyktował jej Ludwik Janik, kiedy była dzieckiem:
„Wiemy, że 1 września jest dniem rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Ale w r. 1939 w tym dniu dzieci nie poszły do szkoły, bowiem nad krajem naszym zawarczały samoloty bombowe,
zahuczały armaty i czołgi wojsk hitlerowskich…”. To zdanie z początku jego opowieści o tajnym nauczaniu, maturze chłopców z AK i sąsiadach zabitych podczas pacyfikacji.
To wojna sprowadziła do Nienadówki Emilię Grotowską z dwoma synami: Jerzym i Kazimierzem. Jerzego, uznawanego dziś za jednego z najwybitniejszych twórców teatru na świecie, wioska
pod Rzeszowem i jej mieszkańcy na zawsze odmienili. W filmie nakręconym po latach, w 1980 roku Grotowski mówi: „Kiedy tu przyjechałem, byłem załamany. Zawalił się cały mój świat…
Młodsza córka (Weronika z Ożogów) wzięła mnie za rękę i pobiegłem z nią przez pola, złote łąki. To był nowy początek. Coś się narodziło”.
Grotowscy jesienią 1940 roku zamieszkali u rodziny Ożogów, a chłopcy zaczęli uczyć się w tutejszej szkole. W 1941 roku ich nauczycielem został Ludwik Janik, młody 27-letni
uczestnik kampanii wrześniowej, na którą wyruszył z rodzinnej Nienadówki, i z której cudem cało wrócił. Niski, szczupły, delikatny nie pasował do munduru, chociaż odwagi mu nie
brakowało.
|
Write a comment