Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Operacja Dunaj


Ciupak Stanisław

Wojciech Ciupak



Operacja DUNAJ

      Była to największa operacja wojskowa w Europie od zakończenia II wojny światowej. Wojska Układu Warszawskiego wkroczyły do Czechosłowacji. Ich celem było stłumienie tzw. Praskiej Wiosny 1968 roku.96

      W latach 1968-70 mój ojciec Stanisław Ciupak rocznik 1948, syn Józefa, odbywał zasadniczą służbę wojskową w 11 Drezdeńskiej Dywizji Pancernej, która stacjonowała w Żaganiu.97 Była to doborowa jednostka pancerna Ludowego Wojska Polskiego. Podczas operacji DUNAJ stanowiła trzon polskich wojsk, które zostały skierowane do tłumienia Praskiej Wiosny. Wchodziła ona w skład tzw. oddziałów pierwszorzutowych i jako taka - wspólnie z bliźniaczą 10 DPanc - pierwsza wkraczała na teren Czechosłowacji.
      Ledwo dwa miesiące po złożeniu przysięgi szer. Stanisław Ciupak został rzucony w sam środek wielkich polityczno-militarnych wydarzeń, których areną stawała się wtedy Czechosłowacja. Służył w 34. Batalionie Łączności. Zadaniem jego batalionu było m. in. zabezpieczenie łączności dowódcy dywizji ze sztabem 2. Armii, a także utrzymywanie stałej łączności ze śmigłowcami wspomagającymi dywizję z powietrza.

      Oprócz utrzymywania łączności ze śmigłowcami, innym ważnym elementem było przygotowywanie polowych lądowisk dla helikopterów. Stanisław wielokrotnie brał udział w wyznaczaniu i przygotowywaniu takich miejsc. Mógł z bliska oglądać jak najwyżsi polscy dowódcy wizytowali oddziały biorące udział w operacji.

      Najwyższym rangą generałem, którego Stanisław miał „zaszczyt” przyjmować na swoim lądowisku, był ówczesny Minister Obrony Narodowej gen. Wojciech Jaruzelski. Stanisław był świadkiem jak tuż przed rozpoczęciem inwazji, wraz z grupą najwyższych generałów, wylądował helikopterem na polowym lądowisku i osobiście wydawał ostatnie dyspozycje dowódcy dywizji pułkownikowi W. Wereszczyńskiemu.98 Sam Jaruzelski do Czech jednak nie pojechał. Polskimi oddziałami w Czechosłowacji dowodził dowódca Śląskiego Okręgu Wojskowego gen. Florian Siwicki, późniejszy szef MON, którego nasz Stanisław również miał okazje przyjmować na swoim polowym lądowisku.

      Nie będę opisywał tu wszystkich szczegółów z jego pobytu w Czechosłowacji, ponieważ zabrakło by miejsca w rozdziale. W tym miejscu napiszę tylko jak Stanisław zapamiętał moment samego wyjazdu:

      Od połowy sierpnia atmosfera w naszym batalionie i całej dywizji stawała się coraz bardziej napięta. Jako szeregowi żołnierze nie wiedzieliśmy co jest tego powodem. Dochodziły do nas jednak sygnały, że coś niedobrego dzieje się w sąsiedniej Czechosłowacji. Od miesiąca wraz z całą dywizją przebywaliśmy na poligonie pod Jaworem. To dziwne napięcie tłumaczyliśmy sobie końcem ćwiczeń i przygotowaniami do wyjazdu. Byliśmy przekonani, że niedługo wracamy do Żagania.99

      W poniedziałek 19 sierpnia poszliśmy normalnie spać, ale o czwartej nad ranem - czyli już we wtorek 20 - obudziły mnie jakieś podejrzane ruchy wokół naszych pojazdów. Patrzę co się dzieje i widzę, że na wszystkich pojazdach jacyś żołnierze malują farbą duże białe krzyże. Pytam ich po co to robią? Odpowiadają, że to znaki rozpoznawcze dla lotnictwa, i że jedziemy do Czechosłowacji. Myślę sobie - pewnie żartują!100

      Niedługo potem alarm! Natychmiastowa pobudka, szybkie śniadanie, po którym już oficjalnie komunikują nam, że nie wracamy do Żagania, ale jedziemy z „bratnią pomocą” do ogarniętej protestami Czechosłowacji!

      Jesteśmy młodzi, więc początkowo traktujemy to jako zapowiedź ciekawej przygody. Takie nastawienie nie trwa jednak długo. Kiedy otrzymujemy ostrą amunicję czujemy, że to nie przelewki. Mimo to młodzieńcza ciekawość nadal bierze górę nad strachem.

      Po uformowaniu kolumny ruszamy. Kierujemy się ku południowej granicy. To co obserwujemy po drodze budzi jednak coraz większy niepokój. Powoli dociera do nas powaga sytuacji. O tym, że jest ona naprawdę poważna ostatecznie uświadamiają nam mieszkańcy miejscowości, które mijamy w drodze. Niczym podczas Wyścigu Pokoju, tłumnie wylegli oni na drogi, by pożegnać polskich żołnierzy. Przemieszczanie się takich mas wojska trudno utrzymać w tajemnicy, tym bardziej, że poruszamy się za dnia. Na postojach ludzie okazują nam niezwykłą serdeczność, częstują nas czym tylko mogą. W ich oczach widać jednak olbrzymi strach i przerażenie. Znowu wojna? - szepczą ze łzami w oczach. Niektórzy płaczą!

      Nadal staramy się trzymać fason, ale przychodzi nam to z coraz większym trudem. Dlaczego wszyscy żegnają nas jakbyśmy jechali na wojnę? Przecież dowództwo zakomunikowało nam, że jedziemy tam tylko z bratnią pomocą, w dodatku na zaproszenie czeskich władz. Może ludzie wiedzą coś więcej? Może nie powiedziano nam całej prawdy? Coś chyba musi być na rzeczy! Przecież bez potrzeby nie wydawano by każdemu z nas dziewięćdziesięciu sztuk ostrej amunicji - zastanawiamy się w załodze naszego gazika. A te czołgi, artyleria, lotnictwo - co to wszystko znaczy? W takich okolicznościach do głowy przychodzi tylko jedno słowo - WOJNA!

      Sytuacja ta momentalnie zmienia też stosunki między żołnierzami. Kadra zaczyna odnosić się do nas z szacunkiem, a i wśród nas samych zapanowuje jakiś dziwny nastrój. W obliczu realnego zagrożenia znikają wszelkie podziały - nagle jeden drugiemu staje się bratem.

      Późnym wieczorem docieramy do granicy. Krótki postój i rozkaz, że na terenie Czech kolumna ma poruszać się na „notkach” czyli takich małych światełkach montowanych na zderzaku, które są niewidoczne ani z góry, ani z boków.

      Tuż przed północą - czyli jeszcze 20 sierpnia - nasi komandosi obezwładniają kompletnie zaskoczoną czeską placówkę graniczną i kolumna wkracza do Czech. My zostajemy na poboczu...


      Opisywana przez Stanisława reakcja zwykłych ludzi nie może dziwić. Widząc takie masy wojska jadące ku granicy, naprawdę mogli być przerażeni. Tamto pokolenie z własnego doświadczenia doskonale wiedziało co to jest wojna. Wszyscy mieli też w pamięci jak zaledwie dwanaście lat wcześniej podobne protesty na Węgrzech, wojska radzieckie utopiły w morzu krwi.101

      Tuż przed granicą Stanisławowi, który jest kierowcą gazika z dywizyjną radiostacją R800 psuje się samochód. Zjeżdża na bok, naprawa auta trwa kilka godzin. Stanisław liczy jazdy wojskowe, które mijają go w tym czasie. Po stu czołgach i kilkuset samochodach przestaje już liczyć. Widząc taką siłę czuje się bezpieczniej. Z drugiej strony zastanawia się, jak straszne mogą być skutki jej użycia. Dopiero na drugi dzień - już w Czechach i po wielu perypetiach udaje mu się w końcu dołączyć do swojej kolumny.102

      11 Pancerna z kompanią komandosów na przedzie, przekroczyła granicę na przejściu granicznym Lubawka - Kralovec.103 Polskie jednostki rozlokowano w rejonie Hradec - Kralove. Stanisław wraz ze swoim oddziałem stacjonował nad Łabą niedaleko Pardubic. Na świeżym ściernisku powstał tam jeden z wielu polskich obozów wojskowych, który na dwa długie miesiące stał się ich bazą.

      Zadaniem polskich wojsk było opanowanie powierzonego im terytorium Czech. Polegało to na blokowaniu, niekiedy zajmowaniu - a w razie oporu zdobywaniu - jednostek Czeskiej Armii Ludowej. Zadanie to wykonywali polscy komandosi z 1 Batalionu Szturmowego, którego pierwsza kompania na czas operacji została przydzielona do jedenastej pancernej.104

      Stanisław wspomina, jak wyglądała jedna z takich akcji - Komandosi podjeżdżają pod bramę czeskiej jednostki i wydają polecenie by wartownicy otworzyli bramę. Czesi odpowiadają, że nie otworzą, bo nie mają takiego rozkazu. Polacy ponawiają polecenie, dalej bez rezultatu. Polski dowódca oświadcza, że skoro tak, to poradzi sobie bez ich pomocy. Po chwili transporter opancerzony SKOT taranuje bramę i jednostka zostaje zajęta. Po wszystkim okazuje się oprócz wartowników, nie ma w niej nikogo! 105

      Polacy mieli też przeciwdziałać jakimkolwiek próbom oporu i dywersji. Przeciwdziałać próbom oporu i dywersji. Przeciwdziałanie to polegało m.in. na likwidacji nielegalnych radiostacji, które działały na ich terenie. Głównym zadaniem wojsk pancernych było odstraszanie, a w razie zagrożenia — działanie, np. odparcie ew. ataku ze strony wojsk NATO! 1066

      Stanisław wspomina, że kiedy końcem października wracali do Polski, wszystkim towarzyszyło uczucie wielkiej ulgi. Widząc na własne oczy ogrom sił jakie w sierpniu wkraczały do Czechosłowacji do dzisiaj uważa, że mogło to się skończyć o wiele, wiele gorzej! 107
      Na szczęście dla Polaków walki miały miejsce głównie w Pradze, gdzie zostały skierowane wojska radzieckie. Ostateczny bilans operacji DUNAJ to około 20. zabitych po stronie wojsk Układu Warszawskiego oraz ok. 100. zabitych i ponad 800. rannych po stronie czeskiej. W wyniku różnego rodzaju nieszczęśliwych wypadków życie straciło również 10 polskich żołnierzy.

      Szerokim echem odbił się też tragiczny incydent w Jiczynie, gdzie polski żołnierz zastrzelił dwoje czeskich cywilów, a pięcioro ranił.108 Podsumowując operacje DUNAJ trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że polscy żołnierze poza tragicznym incydentem w Jiczynie - zachowywali się podczas całej interwencji godnie. Warto też pamiętać, że żaden polski żołnierz nie pojechał tam z własnej woli. Rozkaz to rozkaz i trzeba go wykonać. A rozkaz ten przyszedł rzecz jasna z Moskwy. Najwyższe polskie władze partyjne jedynie go zatwierdziły, a wojskowe zmuszone były posłusznie wykonać.
      Czynny udział w tłumieniu demokratycznych protestów jakimi niewątpliwie była Praska Wiosna, na pewne nie jest powodem do dumy. Pomimo tego Stanisław może mieć czyste sumienie. Jako szer: żołnierz był jedynie małym trybikiem, w dodatku na siłę w montowanym w potężną machinę, która ponad pięćdziesiąt lat temu zmiażdżyła demokratyczne aspiracje naszych południowych sąsiadów.

      Po latach - oprócz czystego sumienia - pozostały również wspomnienia i świadomość, że uczestniczyło się w doniosłych wydarzeniach, które na trwałe przeszły do historii Europy.

*96. Ówczesny I sekretarz Komunistycznej Partii Czechosłowacji Alexander Dubczek, podjął próbę reform. Opowiedział się za większą liberalizacją systemu. Jego podejście do rządów spotkało się z olbrzymim poparciem społecznym - zaczęło rodzić się społeczeństwo obywatelskie. Odbywały się masowe demonstracje. Niestety nie spodobało się to tzw. betonowi partyjnemu oraz przywódcom pozostałych państw socjalistycznych na czele z przywódcą ZSRR - Leonidem Breżniewem. Postanowili oni usunąć Dubczeka i stłumić Praską Wiosnę siłą.
*97. Obecnie jej tradycje kontynuuje 11 Lubuska Dywizja Kawalerii Pancernej im. Króla Jana III Sobieskiego.
*98. Stanisław zapamiętał zabawną sytuację, która wydarzyła się podczas tamtej „przedinwazyjnej” inspekcji. Płk. Wereszczyński tak bardzo chciał zaimponować gen. Jaruzelskiemu swoją bojową postawą, że będąc w pełnym rynsztunku (łącznie z hełmem na głowie), maszerując sprężystym krokiem by go powitać, potknął się o jakąś nierówność terenu i omal nie oddał generałowi honorów w... pozycji horyzontalnej! Wywołując tym samym uśmiechy - rzecz jasna starannie maskowane - zarówno wśród świty generała, jak i obsługi polowego lądowiska.
*99. Operację Dunaj poprzedziły manewry „Szumawa” oraz „Pochmurne lato 68”. Miesięczny pobyt na poligonie pod Jaworem był właśnie elementem tych drugich manewrów. Służyły one zgrywaniu poszczególnych formacji, które miały wziąć udział w operacji. Szeregowi żołnierze oczywiście nie mieli świadomości w czym uczestniczą.
*100. Duży biały krzyż namalowany był farbą (niekiedy kredą lub wapnem) na każdym pojeździe wojsk interwencyjnych. Z czasem, pod wpływem warunków atmosferycznych, znaki malowane na pojazdach ulegały zatarciu i nie zawsze były widoczne. Był to znak rozpoznawczy dla sprzymierzonego lotnictwa, które w czasie operacji Dunaj niepodzielnie panowało na czechosłowackim niebie. Stanisław wspomina, że mosty powietrzne z wojskiem i zaopatrzeniem, tworzone przez radzieckie lotnictwo, robiły niesamowite wrażenie.
*101. Były to czasy, kiedy nie było rzetelnych serwisów informacyjnych. Ludzie nie wiedzieli, co tak naprawdę dzieje się w Czechosłowacji. Oficjalne informacje były przesycone elementami propagandy. Nie było też wiadomo, jak zachowa się czeska armia. Szerzyły się również pogłoski, że na pomoc Praskiej Wiośnie przyjdą wojska NATO i tym samym rozpocznie się wojna światowa.
*102. Z pozoru błaha usterka samochodu, której skutkiem było odłączenie się Stanisławowego gazika od kolumny, mogła zakończyć się dla niego bardzo poważnymi konsekwencjami. Awaria samochodu dotyczyła źródła zasilania. Radiostacja miała bardzo mały zasięg, a w górzystym terenie łączność często zanika całkowicie. Stanisław musiał więc liczyć się z konsekwencjami odłączenia od kolumny, które w warunkach quasi-wojennych były bardzo poważne (na szczęście ostatecznie skończyło się tylko na ostrej reprymendzie od dowódcy). Dogonienie swojego baonu wcale nie było proste. Czesi stawiali więcej niż bierny opór, powalone drzewa, barykady, poprzestawiane drogowskazy a nawet rzucanie kamieniami, czy zajeżdżanie ciężarówkami drogi pojedynczym pojazdom - wszystko to miało utrudnić wojskom interwencyjnym przemieszczanie się.
*103. Drezdeńska Dywizja Pancerna wkraczała na teren Czech podzielona na dwie kolumny w dwóch miejscach - w Lubawce koło Kamiennej Góry oraz w Mieroszowie koło Wałbrzycha.
*104. 104: Paweł Piotrowski - Udział Wojska Polskiego w interwencji w Czechosłowacji, s. 102. Rozdz w publikacji naukowej z cyklu konferencje IPN - Wokół Praskiej Wiosny, Warszawa 2004 r.
*105. Stanisław słyszał tę relację od samych komandosów.
*106. Patryk Pleskot - Za Pragę nikt umierać nie chciał, artykuł w gazecie „Rzeczpospolita” 17.08.2018. Wg autora, NATO nie miało zamiaru interweniować w Czechosłowacji. Autor przytacza szereg komunikatów i dokumentów, z których jasno wynika, że sojusz północnoatlantycki uważał interwencje wojsk UW w Czechach za wewnętrzną sprawę państw socjalistycznych. Ale to wiadomo dopiero dzisiaj. W tamtym czasie dużą rolę odgrywała propaganda i celowa dezinformacja. Zwykli ludzie, a także żołnierze wojsk interwencyjnych, musieli liczyć się z każdym scenariuszem, nawet tym najgorszym.
*107. W operacji DUNAJ oprócz Polaków i Rosjan uczestniczyły również wojska: Węgier, Bułgarii oraz nie bezpośrednio NRD, które udzieliły jedynie wsparcia logistycznego. Polskie siły to: 24 300 żołnierzy, 647 czołgów, 566 transporterów opancerzonych, ok. 450 dział, 4700 samochodów i 36 śmigłowców. (była to druga siła po Rosjanach).
*108. Zbrodnia w Jiczynie - zdarzenie, do którego doszło 7 września 1968 r. o godz. 23:00 w centrum Jiczyna. Pijany polski żołnierz otworzył ogień do czeskich cywilów. Zginęły dwie osoby, a siedem zostało rannych (w tym dwóch polskich żołnierzy, którzy próbowali go powstrzymać). Sprawca - szer. Stefan D. (8 pułk czołgów z 11 D Panc. z Żagania), został skazany przez polski sąd na karę śmierci, którą Rada Państwa zamieniła na dożywotnie więzienie, a następnie na 25 lat pozbawienia wolności. Wyszedł na wolność w 1983 roku za dobre sprawowanie po odsiedzeniu 14 lat.

** ** **

Powyższy materiał pochodzi z książki:
Ród Ciupaków
z Trzebuski, Parafii Nienadówki.

przyg. Bogusław Stępień

Comments: 0

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013