Nie będę opisywał tu wszystkich szczegółów z jego pobytu w Czechosłowacji, ponieważ zabrakło by miejsca w rozdziale. W tym miejscu napiszę tylko jak
Stanisław zapamiętał moment samego wyjazdu:
Od połowy sierpnia atmosfera w naszym batalionie i całej dywizji stawała się coraz bardziej napięta. Jako szeregowi żołnierze nie wiedzieliśmy co
jest tego powodem. Dochodziły do nas jednak sygnały, że coś niedobrego dzieje się w sąsiedniej Czechosłowacji. Od miesiąca wraz z całą dywizją przebywaliśmy na poligonie pod
Jaworem. To dziwne napięcie tłumaczyliśmy sobie końcem ćwiczeń i przygotowaniami do wyjazdu. Byliśmy przekonani, że niedługo wracamy do Żagania.99
W poniedziałek 19 sierpnia poszliśmy normalnie spać, ale o czwartej nad ranem - czyli już we wtorek 20 - obudziły mnie jakieś podejrzane ruchy wokół
naszych pojazdów. Patrzę co się dzieje i widzę, że na wszystkich pojazdach jacyś żołnierze malują farbą duże białe krzyże. Pytam ich po co to robią? Odpowiadają, że to znaki
rozpoznawcze dla lotnictwa, i że jedziemy do Czechosłowacji. Myślę sobie - pewnie żartują!100
Niedługo potem alarm! Natychmiastowa pobudka, szybkie śniadanie, po którym już oficjalnie komunikują nam, że nie wracamy do Żagania, ale jedziemy z
„bratnią pomocą” do ogarniętej protestami Czechosłowacji!
Jesteśmy młodzi, więc początkowo traktujemy to jako zapowiedź ciekawej przygody. Takie nastawienie nie trwa jednak długo. Kiedy otrzymujemy ostrą
amunicję czujemy, że to nie przelewki. Mimo to młodzieńcza ciekawość nadal bierze górę nad strachem.
Po uformowaniu kolumny ruszamy. Kierujemy się ku południowej granicy. To co obserwujemy po drodze budzi jednak coraz większy niepokój. Powoli
dociera do nas powaga sytuacji. O tym, że jest ona naprawdę poważna ostatecznie uświadamiają nam mieszkańcy miejscowości, które mijamy w drodze. Niczym podczas Wyścigu Pokoju,
tłumnie wylegli oni na drogi, by pożegnać polskich żołnierzy. Przemieszczanie się takich mas wojska trudno utrzymać w tajemnicy, tym bardziej, że poruszamy się za dnia. Na
postojach ludzie okazują nam niezwykłą serdeczność, częstują nas czym tylko mogą. W ich oczach widać jednak olbrzymi strach i przerażenie. Znowu wojna? - szepczą ze łzami w
oczach. Niektórzy płaczą!
Nadal staramy się trzymać fason, ale przychodzi nam to z coraz większym trudem. Dlaczego wszyscy żegnają nas jakbyśmy jechali na wojnę? Przecież
dowództwo zakomunikowało nam, że jedziemy tam tylko z bratnią pomocą, w dodatku na zaproszenie czeskich władz. Może ludzie wiedzą coś więcej? Może nie powiedziano nam całej
prawdy? Coś chyba musi być na rzeczy! Przecież bez potrzeby nie wydawano by każdemu z nas dziewięćdziesięciu sztuk ostrej amunicji - zastanawiamy się w załodze naszego gazika. A
te czołgi, artyleria, lotnictwo - co to wszystko znaczy? W takich okolicznościach do głowy przychodzi tylko jedno słowo - WOJNA!
Sytuacja ta momentalnie zmienia też stosunki między żołnierzami. Kadra zaczyna odnosić się do nas z szacunkiem, a i wśród nas samych zapanowuje
jakiś dziwny nastrój. W obliczu realnego zagrożenia znikają wszelkie podziały - nagle jeden drugiemu staje się bratem.
Późnym wieczorem docieramy do granicy. Krótki postój i rozkaz, że na terenie Czech kolumna ma poruszać się na „notkach” czyli takich małych
światełkach montowanych na zderzaku, które są niewidoczne ani z góry, ani z boków.
Tuż przed północą - czyli jeszcze 20 sierpnia - nasi komandosi obezwładniają kompletnie zaskoczoną czeską placówkę graniczną i kolumna wkracza do
Czech. My zostajemy na poboczu...
Opisywana przez Stanisława reakcja zwykłych ludzi nie może dziwić. Widząc takie masy wojska jadące ku granicy, naprawdę mogli być przerażeni. Tamto
pokolenie z własnego doświadczenia doskonale wiedziało co to jest wojna. Wszyscy mieli też w pamięci jak zaledwie dwanaście lat wcześniej podobne protesty na Węgrzech, wojska
radzieckie utopiły w morzu krwi.101
Tuż przed granicą Stanisławowi, który jest kierowcą gazika z dywizyjną radiostacją R800 psuje się samochód. Zjeżdża na bok, naprawa auta trwa kilka
godzin. Stanisław liczy jazdy wojskowe, które mijają go w tym czasie. Po stu czołgach i kilkuset samochodach przestaje już liczyć. Widząc taką siłę czuje się bezpieczniej. Z
drugiej strony zastanawia się, jak straszne mogą być skutki jej użycia. Dopiero na drugi dzień - już w Czechach i po wielu perypetiach udaje mu się w końcu dołączyć do swojej
kolumny.102
11 Pancerna z kompanią komandosów na przedzie, przekroczyła granicę na przejściu granicznym Lubawka - Kralovec.103 Polskie jednostki
rozlokowano w rejonie Hradec - Kralove. Stanisław wraz ze swoim oddziałem stacjonował nad Łabą niedaleko Pardubic. Na świeżym ściernisku powstał tam jeden z wielu polskich obozów
wojskowych, który na dwa długie miesiące stał się ich bazą.
Zadaniem polskich wojsk było opanowanie powierzonego im terytorium Czech. Polegało to na blokowaniu, niekiedy zajmowaniu - a w razie oporu
zdobywaniu - jednostek Czeskiej Armii Ludowej. Zadanie to wykonywali polscy komandosi z 1 Batalionu Szturmowego, którego pierwsza kompania na czas operacji została przydzielona do
jedenastej pancernej.104
Stanisław wspomina, jak wyglądała jedna z takich akcji - Komandosi podjeżdżają pod bramę czeskiej jednostki i wydają polecenie by wartownicy
otworzyli bramę. Czesi odpowiadają, że nie otworzą, bo nie mają takiego rozkazu. Polacy ponawiają polecenie, dalej bez rezultatu. Polski dowódca oświadcza, że skoro tak, to
poradzi sobie bez ich pomocy. Po chwili transporter opancerzony SKOT taranuje bramę i jednostka zostaje zajęta. Po wszystkim okazuje się oprócz wartowników, nie ma w niej nikogo!
105
Polacy mieli też przeciwdziałać jakimkolwiek próbom oporu i dywersji. Przeciwdziałać próbom oporu i dywersji. Przeciwdziałanie to polegało m.in. na
likwidacji nielegalnych radiostacji, które działały na ich terenie. Głównym zadaniem wojsk pancernych było odstraszanie, a w razie zagrożenia — działanie, np. odparcie ew. ataku
ze strony wojsk NATO! 1066
Stanisław wspomina, że kiedy końcem października wracali do Polski, wszystkim towarzyszyło uczucie wielkiej ulgi. Widząc na własne oczy ogrom sił
jakie w sierpniu wkraczały do Czechosłowacji do dzisiaj uważa, że mogło to się skończyć o wiele, wiele gorzej! 107
|