Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Mordercą, szwagier


z kroniki parafialnej

(..) 29. V Ś 2004 pogrzeb śp. Andrzeja Bałamuta l. 30, zamordowanego 23. V N przez szwagra, w Kątach Trzebuskich. (..)

Zaintrygował mnie ten powyższy krótki wpis w kronice parafialnej, cóż to takiego wydarzyło się blisko 20 lat temu, że doprowadziło do tak drastycznego zdarzenia. Sprawa była dość głośna ze względu na brutalność i obojętność z jaką podszedł do niej sprawca. Odnalazłem kilka artykułów z lokalnej prasy, które szeroko opisywały wydarzenia na Kątach Trzebuskich z 23 maja 2004 roku. Ofiarą brutalnego zabójstwa był mieszkaniec Nienadówki, Andrzej Bałamut.

przyg. Bogusław Stępień



* * * *



Data publikacji 26.05.2004

Zabójstwo w Kątach Trzebuskich



Dramat, jaki rozegrał się w niedzielę w jednym z domów w Kątach Trzebuskich (powiat rzeszowski), miał swój początek dzień wcześniej. W sobotę, 22 maja wieczorem 36-letni mieszkaniec Kątów Trzebuskich zjawił się w pobliskiej Nienadówce u swego...

Dramat, jaki rozegrał się w niedzielę w jednym z domów w Kątach Trzebuskich (powiat rzeszowski), miał swój początek dzień wcześniej. W sobotę, 22 maja wieczorem 36-letni mieszkaniec Kątów Trzebuskich zjawił się w pobliskiej Nienadówce u swego szwagra. Pod jego nieobecność zabrał mu ciągnik rolniczy (Ursus C-360) i odjechał. Następnego dnia właściciel ciągnika zjawił się u szwagra w Kątach Trzebuskich, by odzyskać traktor. W domu tego ostatniego doszło do sprzeczki, podczas której Stanisław P. dokonał zabójstwa swego szwagra. Policja wyjaśnia, jak przebiegło to tragiczne zdarzenie. Po kilku godzinach sprawca włożył zwłoki szwagra do worka, wyniósł je na zewnątrz i zakopał w polu. Wczoraj do Komisariatu Policji w Sokołowie Małopolskim zgłosił się brat zamordowanego i powiadomił o kradzieży ciągnika, a także o zniknięciu brata. Policjanci pojechali do Kątów Trzebuskich, w pobliżu posesji Stanisława P. odnaleźli ukryty ciągnik. Stanisław P. przyznał się do zbrodni, wskazał też miejsce ukrycia zwłok. Mężczyzna został zatrzymany. Zamordowany miał 29 lat. Śledztwo prowadzi KMP w Rzeszowie.


* * * *



Jakub Lisiecki 3 czerwca 2004

Ewa, zmyj tę krew



Ciągnik - bezpański powód zbrodni

Stanisław Bałamut nie przypuszczał, że w szwagrze czai się morderca.



Stacha od ponad tygodnia nie ma w domu. Ewa, żona Stacha, mówi, że to co się stało, jest straszne, ale na jej twarzy nie widać dramatu. - Ona się zachowuje tak, jakby przeżyła morderstwo kury - mówi brat Ewy z Nienadówki.


W domu ucichło. Koledzy od kart już nie przychodzą, bo po co. Nie kopcą papierosów, nie szukają ulgi w bluzgach. Rano w kuchni nie unosi się zapach kawy.
- Zawsze wstawał wcześniej - mówi Ewa. - Robił kawę i kładł mi na stole papierosa.
Bo w sumie Stach był niezłym mężem. Pracował, po wypłacie zawsze kupował dzieciakowi cukierki, ciastka. I - jak długo byli ze sobą, czyli przez sześć lat - ani razu nie podniósł na nią ręki.
Ale dziś Ewa nie martwi się tym, że Stach trafił tam, gdzie trafił...
- Niech s...n zgnije za kratami !

Szychta pod kościołem

Stanisław Bałamut nie przypuszczał, że w szwagrze czai się morderca. Podczas ostatniej szychty pod kościołem zarobiła pięćdziesiąt złotych. Od zarobku trzeba odjąć dziesięć złotych na bilet autobusowy w obie strony (Kąty Trzebuskie - Rzeszów, Rzeszów - Kąty). Zostaje złotych czterdzieści. Akurat tyle, ile ona i dzieciak potrzebują na tydzień. Wystawanie pod kościołem przyjemne nie jest. Ma tabliczkę z bajerem "Matka samotnie wychowująca dziecko..." Na niektóre pańcie to działa - rzucają złotówkę, dwa złote. Na inne nie.
Bajer zresztą jest od tygodnia najprawdziwszą prawdą. Stacha nie ma i długo nie będzie. Tym bardziej trzeba zakręcić się wokół opieki społecznej - wypełnić wniosek o zasiłek. Gdy Stacha wyciągali z domu, zabrali jego swetry, buty, rurkę, którą walił nieszczęśnika w głowę, taczkę, którą wywiózł trupa do rowu. Ale długów Stachowych nie zabrali. Tymczasem burmistrz śle nakaz zapłaty podatku. Provident - wezwania do płacenia rat.
- Sk...l wziął kredyt i nic mi nie powiedział - Ewa znowu złorzeczy.

Grzeczny, gościnny, ale...

Od czasu do czasu odwiedzają ją sąsiedzi. Wpada Magda, zagląda Zenek. Mówią oni tak: Stach jest grzeczny, gościnny, ale ma dziwnie lepkie ręce. Lubi zwędzić - to deski, to kuchenki gazowe, a zazwyczaj duperele.
- Mojej teściowej wybrał jaja spod kury - opowiada Magda.
- Ciągle mu brakowało pieniędzy - wspomina szwagra brat Ewy z Nienadówki, też Stach.
- Ciągle wiercił człowiekowi dziurę w brzuchu - pożycz stówkę, daj pół stówki. Ale rozmawiało się z nim jak z normalnym chłopem. Do Nienadówki wpadał często. Ciągnik też pożyczał często. Pożyczało się, bo kto wiedział, co w nim siedzi.
Sąsiadka Magda: - Pierwszej żonie porachował porządnie kości. To poszła sobie w świat. Potem przyprowadził do domu drugą babę i na dodatek w ciąży. Ewa jest trzecia. Nie bił jej, lecz taki jakiś był dziwnie obojętny. Ewa na przykład wyrywała z domu na noc, a on nic. Inny mąż wściekałby się z zazdrości.

Jak gdyby nigdy nic

Aż tu nagle przyszedł ten dzień... Ewa na dobrą sprawę nie rozumie, dlaczego tak się stało. Przecież Andrzej, jej brat bliźniak - też z Nienadówki - był w dobrej komitywie z mężem.
- Wpadał do nas często. Bywało, że sobie popił. Gdy chciał wracać do domu, Stach zamykał drzwi i wskazywał palcem łóżko. Przespał z nami niejedną noc.
Zdarzenia próbuje sobie złożyć w całość. W sobotę (22 maja) pojechała na szychtę do Rzeszowa. Stała długo, więc zatrzymała się na noc u znajomych. Wróciła późnym wieczorem następnego dnia.
- Niczego nie zauważyłam. Zachowywał się tak, jakby nic. Siedział w kuchni, palił papierosa. Poszliśmy spać.
W niedzielę po południu - czyli jak było już po wszystkim - pod ich bramę zajechał brat z Rudnej. Zabrał Stacha i córkę (pięć lat) do samochodu. We trójkę odwiedzili teściową w szpitalu w Górnie. Brat też niczego dziwnego nie dopatrzył się w zachowaniu jej męża. W poniedziałek zadzwonili do niej z Nienadówki. Usłyszała parę soczystych k...w. - Gdzie jest Andrzej!? Gdzie jest ciągnik!? - wrzeszczał do słuchawki brat Stach, który z Andrzejem mieszkał pod jednym dachem. Nie miała pojęcia. Czemu się pieklił?
Brat Stach opowiada: - W sobotę wyszedłem do sklepu. Gdy wróciłem, sąsiadka powiedziała mi, że był szwagier z Kątów i odjechał ciągnikiem. Naszym ciągnikiem! Nic to - pomyślałem sobie. Nie raz i nie dwa tak robił. W niedzielę rano Andrzej wsiadł do malucha i popruł do Kątów. Minęła niedziela, minął poniedziałek. Ani Andrzeja, ani traktora. We wtorek pojechaliśmy do Kątów z kolegą. Akurat szwagier wracał z pola. Był zmieszany, próbował się schować. Wtedy coś mnie tknęło. Powiedziałem, że jedziemy na policję. We wtorek Ewa była na kawie u znajomej. Pogaduszki przerwała nieoczekiwana wiadomość...
- Wracam do domu, patrzę a tu policyjna suka stoi pod bramą. Zapytali mnie tylko, czy byłam w niedzielę w domu i czy coś widziałam.

Wszędzie krew

Brat z Rudnej oglądał zwłoki w prosektorium i widział, że Andrzej miał pogruchotaną czaszkę. Więc sąsiadka Magda przypuszcza, że niedzielne zajście wyglądało tak:
- Pokłócili się. Stach rąbnął Andrzeja rurą w głowę. Potem mu wciągnął worek na twarz. Zniósł ciało do piwnicy i przysypał węglem. Po jakimś czasie odrzucił węgiel, włożył trupa do taczki, wywiózł w pole i zakopał w rowie. Tak to musiało być.
Kilka dni później, kiedy Stach już wszystko wyśpiewał policji i siedział za kratami, Magda zrugała Ewę.
- Jak ty możesz żyć w tym domu. Wszędzie krew. Na stole krew... Porąb go w cholerę. Na firankach krew - wypierz to. Posprzątaj.
Tak też zrobiła. Dziurę w linoleum, którą wycięła policja, bo potrzebny był kawałek do ekspertyzy, zasłoniła chodnikiem. Jednego tylko nie można ani sprzątnąć, ani wyprać. Pamięci dzieciaka. Córka Ewy była przecież przez całą niedzielę w domu. Szczęście w nieszczęściu, na razie brzdąca nic specjalnego nie trapi. Gania z koleżankami po podwórku. Na podwórku stoi ciągnik, którym Stach przyjechał w sobotę z Nienadówki.
- Pewnie chciał go zwędzić - przypuszcza Ewa. - Bo po co rozbierał kabinę i wynosił części na strych?
Ale Ewa nie myśli o tym, co zrobić z traktorem. Ma na głowie ważniejsze sprawy.
- Płacić za s..na składki KRUS, czy nie płacić? Płacić na próżno nie warto. No, ale jak by tak za kratami odwalił kitę ?... Może dziecku należałaby się jakaś renta.

Imiona niektórych osób zostały zmienione


* * * *



Aneta Gieroń 7 sierpnia 2005

Piętnaście lat za zabójstwo szwagra


Stanisław P. w policyjnej asyście wchodzi na salę rozpraw.         TADEUSZ POŹNIAK



Najpierw wypili poranną kawę. Potem pokłócili się o traktor. W efekcie Stanisław P. zamordował swojego szwagra. W piątek Sąd Okręgowy skazał go na 15 lat więzienia i zastrzegł, że warunkowe zwolnienie może otrzymać najwcześniej za 12 lat.


Rok temu, w maju, w Kątach Trzebuskich Stanisław P. i Andrzej B. posprzeczali się o traktor.

Nie próbował ratować ofiary

Na kłótni się nie skończyło. Stanisław P. uderzał głową brata - bliźniaka swojej żony o podłogę w kuchni. Z nosa i ust szwagra lała się krew. W pewnej chwili oprawca puścił ofiarę, by po chwili wrócić z metalowym prętem. Andrzej B. prosił, by Stanisław P. go nie bił. Ten jednak kilka razy uderzył krewniaka w głowę. Andrzej B. upadł. Po kilku minutach nie żył. Stanisław P. nie próbował nawet go ratować. Pobiegł po worki foliowe z nawozu, które naciągnął szwagrowi na głowę. Potem przeciągnął ciało do piwnicy, a w kuchni wytarł ślady krwi. W tym czasie kilkuletnia córka Stanisława P. przez dziurkę od klucza podglądała z pokoju, co dzieje się w kuchni. Dziewczynka o wszystkim opowiedziała potem w czasie śledztwa.

Nie ma wytłumaczenia

- Stanisław P. nie czuł się zagrożony, nie działał w afekcie. Nie było żadnej sytuacji, która tłumaczyłaby jego zachowanie - twierdził w sądzie prokurator Tomasz Gawlik i zażądał dla mordercy 25 lat więzienia.

Nawet obrońca Stanisława P., Jerzy Kawalec, przyznał, że odnosi wrażenie, iż jego klient jest pozbawiony uczuć wyższych: litości i strachu. A jedynym wytłumaczeniem tego co zrobił, musi być jego chora psychika.

Wykluczyli to biegli psychiatrzy. Potwierdzili niski poziom rozwoju umysłowego Stanisława P., ale uznali go za psychicznie zdrowego. Oznacza to, że wywożąc zwłoki szwagra i zakopując je w piaskowych dołach, a potem nabierając piasku do taczek, by nie wracać "na pusto", oskarżony doskonale wiedział, co robi.

Morderca prosił o najniższą karę

- Wyrażam skruchę i proszę o najniższą karę - powiedział na zakończenie procesu Stanisław P.
- Oskarżony działał brutalnie. Gdy jego szwagier jeszcze żył, nie zrobił nic, by go ratować. Jego wina nie budzi wątpliwości - stwierdził sędzia Jarosław Szaro i skazał Stanisława P. na 15 lat więzienia. Wyrok jest nieprawomocny.



About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013