Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

List z przeszłości (1995)


pisał Franek do Stacha


Dziś zaprezentuję list, który został napisany 12 stycznia 1995 roku. Przypomnę, że we wsi, która przygotowywała się do 450 lecia istnienia, trwało wtedy wielkie poruszenie. Wszyscy starsi mieszkańcy, którzy uważali, że coś ciekawego zapamiętali z przeszłości, chwytali za długopis i przelewali wspomnienia na kartkę papieru. Nazbierało się tego sporo, znikoma tylko część została wtedy wykorzystana. Ukazało się później, na ich podstawie, kilka artykułów w gazetach. Sporo zaległo tych relacji na długo w szufladach. Takim właśnie listem wygrzebanym chciałbym się tu z wami podzielić. Autor listu nie był mieszkańcem wsi, choć sporą część swojego życia w niej spędził, zły czas i okoliczności zmusiły go do jej opuszczenia. Opisuje On swoje wspomnienia, te dobre i te, które sprawiały, że uśmiechał się pewnie na ich myśl i te, które tkwiły w nim jak zadra. Sporo czasu zeszło nim zdecydowałem się na jego udostępnienie, sam autor, w liście zastanawiał się czy takie wiadomości powinny być udostępniane z okazji takiego święta, ostatecznie decyzję pozostawił swojemu bratu. My nie świętujemy, my udostępniamy, po rozmowie z rodziną autora, skoro list nie został zniszczony, a dotarł do nas, powinien ujrzeć światło dzienne. Prezentuję go choćby z tego tylko powodu, by następne pokolenia nie popełniały błędów swoich przodków. Jedną z tych historii o bitym pasami i moczonym w stawie chłopaku z sąsiedniej wsi, słyszałem kilka lat temu od swojej 90letniej cioci mieszkającej obecnie na Pomorzu, tak więc działo się różnie i sporo z tego zostało zapamiętane. W tekst listu, w który nie wprowadzałem zmian, dodaję swoje wyjaśnienia. Nie wszyscy, ale młodsza część odwiedzających, może nie zrozumieć wszystkiego o czym w liście mowa. Do materiału dodaję również mapę kastracyjną Nienadówki z roku 1855, to najdokładniejsza mapa XIX wiecznej wsi. Mapa jest sporych rozmiarów, podaje pod nią linka skąd można ją w oryginalnym rozmiarze ściągnąć.



G........ 12 I 1995


Drogi bracie Staszku ! Przygotowujecie się tam w Nienadówce do obchodu 400 lecia, a ja opiszę Ci co w wiem o Nienadówce. W latach mojej młodości zbierałem różne wiadomości o wiosce od starców, jak też i od dziadków, a dużo otrzymałem wiadomości od nauczyciela Józefa Lei, który przybył do nas z Łańcuta, a miał jakieś pisma o tych stronach i mapy. Spodziewałem się, że mi to zostawi, ale on mówił, że to wypożyczył w Łańcucie i musi oddać. Jak porównywałem do tych legend, które krążyły po ludności, więc mi się zgadzały z temi wiadomościami jakie dostarczał mi Leja.

Józef Leja uczył dzieci w Nienadówce Dolnej, w/g dokumentacji szkolnej obowiązki nauczyciela pełnił w latach 1932 - 1936.

Droga jaka była na planie to była jedyna w tej okolicy i ta droga przez ludność była nazwana "Dulski gościniec" Dulski może dlatego, że na tej drodze były 2 - dwa brody. Jeden na rzeczce nienadowskiej, a drugi na rzeczce w polach na łąkach i sądzę, że były i doły na tej rzece. Od tej drogi odchodziła droga do Głogowa i dziś na pewno jeszcze istnieje, która biegnie koło lasu polami nazywana jest "głogowianka", a biegła w kierunku zachodnim w okolice Porąb i dalej do Głogowa.

Dwa brody, o których mowa powyżej, wydaje się, że były w miejscu dzisiejszych mostów, pierwszego na skrzyżowaniu nienadowskiej drogi z "simsiówką", drugi w polach pod Kątami. Drogę zwaną "głogowianka" dokładnie pamiętam z młodości. Biegła skrajem lasu, dokładnie wzdłuż jego linii, nie wiem jak to jest dziś, las chyba przesunął swoją granicę.

Przy tej drodze (Dulski gościniec) była mała osada nazwana Medynia Głogowska i tą nazwę ma Medynia do dziś dnia. Medynia Głogowska, a dalej Medynia Łańcucka.

Od tej drogi była druga droga do dworu tak zwana "skotnia" szeroka na 6 metrów, ale tą drogę zrobił hrabia jak pobudował dwór, a na mapie jej nie było, widocznie później ją zrobiono. Od tej drogi, była też droga od "Gościńca Dulskiego" do dworu, która biegła koło zabudowań, a skręcała w pola od nas i biegła polami. Dziś zapewne jeszcze istnieje. Drogi w tamtych czasach z Rzeszowa do Sandomierza nie było, bo jeżeli byłaby to dojazdy do Głogowa i do dworu byłyby prowadzone od drogi rzeszowskiej, a nie od "Dulskiego gościńca".

Jeżeli chodzi o drogę, w liście nazwaną "skotnią", a niewidoczną na mapie Józefa Leji, może to być droga, która odchodzi w polach od "Dulskiego gościeńca" przy krzyżu i tymi polami biegnie na ukos w kierunku zachodnim. Na wysokości sklepu GS przecina zabudowania i biegnie dalej w kierunku stadionu po południowej stronie rzeki. Na "Kalwarii" w okolicy stadionu, przecinała rzekę i koło kapliczki św. Jan Nepomucena kierowała się w pola ku dworowi na Trzebusce. Zastanawia mnie tylko ta szerokość, 6 metrów, to sporo jak na ruch konny. Skotnią też nazywano część dworskich pól, więc droga ta prowadząc do nich mogła być też z tego powodu tak nazywana. Wspominana druga droga od "Dulskiego gościńca" dziś "Simsiówka" mogła być droga odbiegającą od niego za północnymi zabudowaniami i biegnąca wzdłuż nich do pewnego miejsca, później odbija w pola i spotyka się z drogą biegnącą do dworu na Trzebusce, opisaną wcześniej.
powiększ zdjęcie

Mapa katastracyjna - Nienadówka 1855

powiększ zdjęcie

Część mapy z "Dulskim gościeńcem"

pobierz orygialną mapę

Dziś można tylko przypuszczać o jakiej mapie pisze autor listu, miało na niej nie być żadnych innych dróg i to mnie zastanawia. Jestem w posiadaniu mapy katastralnej Nienadówki z roku 1855. Są na niej zaznaczone drogi, o których wspomniane jest w liście, ale są i te, których miało nie być, a więc przede wszystkim drogi Rzeszów - Sandomierz, oczywiście o innym przebiegu niż dzisiaj. Od Cisowca biegła ona dzisiejszymi polami i do Nienadówki dojeżdżało się w okolicy dzisiejszej ochronki. Polecam tę mapę szczególnej analizie, byłem zaskoczony jej dokładnością w zaznaczaniu dróg, gościńców czy nawet tzw. "ściżki". Dziś ślad po niej chyba nawet nie pozostał, a jeszcze nie tak dawno była często użytkowana. Chodzi mi o odcinek w Dolnej Nienadówce, gdzie na wysokości sklepu, południowa droga kończy swój bieg przed domami i skręca jakby w pola za gospodarstwa. Od tego gościńca w pewnym momencie oddziela się ścieżka, a idąc nią w poprzek gospodarstw, można było dotrzeć prawie do końca wsi, prawie, bo w pewnym momencie ścieżka łączyła się z drogą. Wracając do
powiększ zdjęcie

Mapa aktualna - Jaźwia Góra

mapy nauczyciela Józefa Lei, mapa, którą wypożyczył i pokazywał, musiała być tylko częściowa, może jakaś kopia, sporządzona, może właśnie na potrzeby budowy drogi "hrabiego do dworu". Tylko której, bo i tu mam problem. Dla bardziej zainteresowanych zamieszczam link do aktualnej mapy. Na mapie tej można odnaleźć wspominaną Jaźwią Górę, na skanie obok zaznaczyłem strzałkami jej umiejscowienie jak i też poszczególne drogi.

Ja sądzę, że tymi terenami wracał Sobieski z pogromu turków przez Łańcut i Nienadówkę, już istniała i tu mógł zatrzymać się na wypoczynek, a te okolice były własnością państwa, więc mógł mieć Sobieski jakiegoś ślachetkę zasłużonego w wojnie, więc obrał sobie ten ślachcic tę okolicę i został ze swoją świtą, a było też i niewolników więc pozostawił Sobieski dla hrabiego kilkunastu, a może i pozostawił księdza kapelana, bo i ołtarz też pozostał i tak się rozrastała ta osada.

Zwycięstwo Króla Jana Sobieskiego pod Wiedniem dało mu sławę nieśmiertelną, jednak wokół jego powrotu narosło tyle legend, że trudno by wszystkimi drogami wracał rzeczywiście. U nas legenda mówi, że zostawił obraz pochodzący z ołtarza polowego, w innych miejscowościach rosną lipy, w których cieniu chronił się przed słońcem, jeszcze w innych sadzono dęby na jego pamiątkę. Nienadówka ma mocny atrybut w postaci tego obrazu. Mieszkańcy sami też przyznają się, że część z nich ma korzenie tatarskie.

Nienadowskie legendy były takie. Koło tej drogi usadowiły się Smolaki, a na wzgórzach byli już Jadźwingi. Mieszkali na wprost "Pustek" na górze "Góra Jazia". Sądzę, że Ci osadnicy włączyli się w gromadę tworzącej się wioski.

Powyższy fragment listu, to niezwykle ciekawa i nigdzie do tej pory przeze mnie nie spotkana informacja. Informacja o pierwszych zapamiętanych mieszkańcach tych terenów Jaćwingach i Smolakach. Mówi się o zasiedleniu tych terenów przez Mazurów, ale nie o Jaćwingach, znanych też jako Jaćwięgowie. Jaćwingowie to jeden z najbardziej wojowniczych i najpotężniejszych ludów bałtyjskich. Długo siał strach na północ od ziem polskich. Swoje grody i sąsiadujące z nimi wsie ukrywał w przepastnej puszczy i w trudno dostępnych miejscach. Gdy nie wojował zajmował się m.in. łowiectwem, bartnictwem, hodowlą i rolnictwem. Uległ zagładzie dopiero podczas ekspansji zakonu krzyżackiego oraz w wyniku asymilacji przez ludy ościenne. Część z nich ruszyła jednak puszczą na południe, a jakaś grupka dotarła i osiadła na górze, do dziś zwanej "Górą Jazia". To bardziej wzniesienie, niż góra, znajduje się w środku lasu "Cisowiec". Przebiega tamtędy leśny trakt prowadzący z Pogwizdowa do Nienadówki, obok tzw. kasztanów i Jaziej Góry, naprzeciw części Nienadówki zwanej "Pustki", dziś to teren mniej więcej w rejonie ośrodka zdrowia po południowej stronie. Równolegle do tego traktu z Pogwizdowa, na wschodzie przy ścianie lasu biegł "Dulski gościniec". To tam, gdzieś miała mieszkać druga grupa osadników, nazwana Smolakami. Autor listu nie sprecyzował przy jakiej drodze, ale dróg wtedy to raczej tu nie było, można więc założyć, że chodziło właśnie o "Dulski gościeniec" Smolak w języku staropolskim oznacza osobę wyrabiającą smołę z drewna, dziegć, lub smolne polana na łuczywo. To osoba mająca związek z palonym drewnem. Ciekawym zagadnieniem może też być to, że najczęściej spotykanym, a tym samym, chyba najstarszym w Nienadówce nazwiskiem, jest Ożóg. Wywodzi się ono również od palonego drewna i znaczyło dawniej tyle co - opalone drzewo, głownia bądź pogrzebacz, kij do poprawiania ognia w piecu. Obie te nazwy są jakby spokrewnione tym samym zajęciem.

powiększ zdjęcie

Folklor Rzeszowiaków

Wracając do góry Jazia i zamieszkujących ją w/g nienadowskich podań, Jadźwingów. Udało mi się ostatnio dotrzeć do bardzo ciekawego opracowania "Folklor Rzeszowiaków - Obraz Przemian" i powyżej widzimy właśnie fragment z tego opracowania. Jest to spojrzenie na tę samą górę, ale już z drugiej strony tj. od strony mieszkańców ówczesnego Pogwizdowa. Wg nich, Jaźwińską górę zamieszkiwał "król żmijów". Proszę tu nie mylić nazwy żmij, z dzisiejszymi znanymi nam żmijami. Wg przekazów Jaźwa to właśnie starosłowiański, "Żmij", a Żmij to skrzydlata istota mityczna znana zapewne na całym obszarze Słowiańszczyzny, więc i tu mógł przetrwać w wierzeniach naszych przodków. Żmij był najpotężniejszą istotą, przypominającą przerośniętego gada o paru głowach i niszczycielskiej mocy. Żmij - słowiański smok Czyżby przy okazji mile wspominanego hr. Potockiego, przetrwało i zostało nam przekazane wspomnienie o jednym z bóstw słowiańskich i miejscu jego kultu, kultu Żmija z Jaźwińskiej góry ?

Sokołów powstał później, a Trzeboś i Medynia jeszcze później. Jak już powstał dwór i Sokołów, oraz gdy wybudowano kościół to wtedy połączono dwór Nienadówkę i Sokołów, ale droga "Dulski gościeniec" był nadal ważny, bo przy tym gościńcu rozwinął się przemysł i handel w Sokołowie.

Poniżej kilka drastycznych historii, jakie autor zapamiętał bądź zasłyszał, a które miały mieć miejsce w dawnej Nienadówce. Na końcu autor zastanawia się, czy takie historie powinny być podawane dla wiadomości następnych pokoleń i pozostawia wybór adresatowi. Z wiadomych powodów, żadna z tych historii nie znalazła uznania w oczach organizujących obchody 450 lecia wsi. List przez długie lata przeleżał w szpargałach jednego z organizatorów.

powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

W czasach tych ludność żyła w nędzy, a ludzie też byli różni.

Pewien rolnik przyjął do pracy robotnika, który zwąchał się z jego żoną i aby jej męża usunąć pojechali do lasu i z lasu przywiózł gospodarza nieżywego, twierdząc, że go drewno przywaliło, a ludzie wyśledzili, że ten parobek zabił rolnika, a że władza się nie interesowała tą sprawą, tak on ożenił się z gospodynią, miał jednego synka przy którym jak rodziła zmarła, a sąsiadka, która też urodziła dziecko wychowała tego synka, lecz ten chłopczyk słabo się rozwijał umysłowo. I tak w nędzy żyli, że ludzie mówili, że to kara boża.

Młodzież też była bez uczucia.

Pochwycili z sąsiedniej wioski chłopca, który przyszedł do pewnej panny, to tak go bili, że ten tracił przytomność, wtedy moczyli go w stawie, a jak odzyskał przytomność to znów go bito i ten człowiek dostał pomieszania zmysłów

A był i taki brat księdza, który też w ten sposób bił tego księżulka, że ks. chorował, a jak się wykurował to wyjechał na kresy i tam zginął od kuli wroga. Ten sam osobnik pojechał do lasu z kobietą słabo rozwiniętą i przywiózł ją z powrotem martwą twierdząc, że drewno ją przywaliło. Dochodzeń nie było, ale ludzie twierdzili, że inaczej było.

Poniżej autor opisuje zajścia i pogromy żydowskie, jakie miały miejsce na początku XX w., w Sokołowie Młp. Zainteresowanym polecam Wirtualny Sztetl. Możemy tam m.in. przeczytać: (..) W 1904 r. miasto zniszczył ogromny pożar, który przerwał dotychczasowy intensywny rozwój społeczności. Ocalało tylko 10 domów żydowskich. Na dodatek w 1905 r. doszło do wystąpień antyżydowskich ze strony chłopów, wymierzonych zwłaszcza przeciw handlarzom i domokrążcom[1.1.1]. Większość z bogatych Żydów opuściła Sokołów, jednak w 1910 r. nadal pozostawało ich tu 1485. 06.05.1919 r. doszło do kolejnych rozruchów antyżydowskich w mieście, w których uczestniczyli chłopi z okolicznych wsi i miejskie pospólstwo. Wobec zdecydowanej postawy żandarmerii, która strzelała do tłumu i raniła kilka osób, napastnicy rozpierzchli się.(..) Rozwścieczony tłum "Dulskim gościńcem" ruszył na powrót, w kierunku Medyni, czy skąd tam był. Po drodze mu było przechodzić w Nienadówce Dolnej koło starej szkoły obok domu rodziny żydowskiego handlarza Simeona Futtersacka. Simeon, czy jak go nazywano Simsio, zdążył się ukryć. Co spotkało pozostałych prócz rabunku, o tym już sam autor. Dodam tylko, że odcinek drogi z Nienadówki jest zwany "Simsiówką" od imienia tego handlarza. Wspomniana wcześniej ciocia z Pomorza opowiadała mi, że Simsio to był fajny żyd, lubił przychodzić do mojego dziadka Karola, zakurzyć cygara i porozprawiać o polityce.

Kiedy już tworzyła się Polska 1918 rok, to z sąsiedniej wioski z Miedyni wędrowała grupa chłopów "Dulskim gościeńcem" do Sokołowa, aby bić i rabować żydów W Sokołowie już była policja i rewolucjonistów nawróciła. W drodze powrotnej Ci szaleńcy napadli żyda w Nienadówce, który mieszkał przy drodze Dawid i bili go niemiłosiernie jak też jego córkę żonę "Simsia", a "Simsio" się ukrył i uniknął napaści, a Dawid i jego córka długo się kurowała. Okradli go, powybijano okna, porozrywali pościel i powędrowali do swych domostw.

powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

Ludzie w Nienadówce jak i okolicy byli zabobonni i nieco dzicy.

U jednego rolnika była taka dziewczyna przyktórej działy się dziwne niewytłumaczone dziwy. Miała jakąś taką energię, że przedmioty się poruszały i inne figle były wykonywane, a, że ludzie byli zabobonni i w dodatku księża głosili, że diabły są, więc zorganizowali procesję i ksiądz wraz z całą parafią i monstrancją szli 3 km do tego miejsca. Ksiądz pokropił, pomodlili się wszyscy i powrócili do kościoła, a tam diabeł dalej psocił. Ten ojciec tego dziecka miał brata w Trzebosi i tam odstawił tę córkę, ale i tam te cuda się działy. Ludzie unikali tego ojca, twierdzili, że ma związek ze złem, do kościoła nie uczęszczał, bo na to się ludzie oburzali, gdyż twierdzili, że to obraza Boga, a ksiądz milczał. Ten człowiek nie mógł tego znieść i wyjechał za Lwów i tam wszystko się uspokoiło. Panna wyszła za mąż, miała dwóch synów, którzy odwiedzili Nienadówkę w latach 1922 i byli normalnymi ludźmi.

Powyższa historia Hanusi opętanej przez diabła, była chyba najsłynniejszą historią z Nienadówki. Rozsławiła ona jej nazwę po całej Europie. Na stronie jest kilka artykułów opisujących te wydarzenia. Polecam, chyba ten najrzetelniejszy. Diabeł w Nienadówce.

Do Nienadówki napływali różni ludzie. Mój pradziadek przybył z lubelskiego, a że nie miał dzieci, tak adoptował mojego dziadka.I tak napływali różni ludzie, aby zasilić brakujących robotników do pracy we dworze. Ja miałem dużo zapisków, ale zabrał mi je literat Jan Bolesław Ożóg, a kiedy zapytałem go, co z nimi zrobił to odpowiedział mi. "Wszystko zniszczyłem, Nienadówki nie lubię." Widocznie dogryźli mu parafianie jak też i ksiądz Bukała, bo mówił mi - "Jeżeli mam być takim księdzem jakich znam, to lepiej obrać sobie inną drogę." Ojciec jego miał zatargi z księdzem i został zwolniony, bo za dużo wiedział i widział. Ja też miałem zatarg z ks. Bednarskim, bo mieszkałem koło gruntu plebańskiego i sadziłem koło drogi, która była wspólna z gruntami plebańskimi, a z drugiej strony ze mną i dwoma sąsiadami. Sprowadził komitet kościelny i powiedział, że bez zezwolenia jego i komitetu sadzę drzewa koło drogi, a ja odpowiedziałem, że woda płynąca koło drogi, podrywa drogę. Ja aby temu zapobiec sadzę drzewa i to uzgodniłem z sąsiadami. Komitet i sąsiady powiedziały, że dobrze robię i ksiądz nie ma racji, tak ksiądz się obraził bardzo i odjechał. Administratorowi, który tym polem zarządzał powiedział, aby mi ziemi plebańskiej nie wydzierżawiał. Wypowiedziano mi dzierżawę, ale ja tej ziemi nie pragnąłem, ale i swoją sprzedałem i wyjechałem, aby się usunąć z Nienadówki i nie przeszkadzać nikomu w ich działaniach.

Byli dobrzy ludzie we wsi, ale byli i tacy, którzy niczem nie różnili się od hitlerowców.

Kiedy miałem 18 lat to pewnej jesieni zebrało nas się 6-ciu i poszliśmy do znajomego kolegi, który był służącym u Jakuba .... , a że był dzień dżdżysty, tak ulokowaliśmy się u tego gospodarza w stodole i tam baraszkowaliśmy. Gospodarz ten zawołał swego sąsiada, zamkli drzwi do stodoły i wypuszczali pojedynczo każdego i bito niemiłosiernie do upadłego. Ja z drugim ponieśliśmy strzeszkę i umknęliśmy ze stodoły, ale Ci dwaj panowie tak obili tych dzieciaków, że jednego Wojciecha Ziemniaka zanieśliśmy do domu, bo na nogach nie mógł ustać. Ten Ziemniak był sierotą i nie miał się nim kto zająć, a był też biedny i chorował rok z tego obicia, bo w nim coś odbito i zmarł. Jeden z tych oprawców rok wcześniej pochwycił na zrywaniu jabłek chłopca, tak go obił, że chłopakowi uszkodził jakiś nerw, kulawiał do śmierci. Po tym pobiciu chciano tego winnego podpalić, ale do skutku nie doszło.

Drogi Staszku. Ja wiem, że takie sprawy nie powinniśmy wprowadzać do historii, ale może co się znajdzie i aby nie urazić pokolenia, otóż proszę Cię spotkaj się z Tadkiem O. i uzgodnij to z nim , czy nadaje się coś z tych moich wspomnień. Jeżeli Tobie nie będzie odpowiadać to nie pokazuj tego temu Komitetowi, ale zostaw przy sobie. Posyłam Ci szkice, które robiłem z pamięci i to przeważnie dla Ciebie.

Franek


Ostatnie zdanie o przesłaniu szkiców zostało przekreślone. Ostatecznie szkice te nie trafiły do Nienadówki, a szkoda.

Bogusław Stępień





About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013