Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Edward Chorzępa - wspomnienia


Sprostowanie
Moja praca przy tworzeniu tej strony daje mi ogromną satysfakcje, ale są chwile kiedy naprawdę czuję, że to co robię jest ważne nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla rodzin tych, o których tu napisaliśmy lub zgromadziliśmy wiadomości. Taką miłą chwilą była korespondencja z p. Zbigniewem Chorzepą, wnukiem i synem opisywanych na stronie ciekawych postaci związanych z Nienadówką. Takimi własnie byli Wojciech i jego syn Edward Chorzępa.
Poniżej przedstawiam sprostowanie Zbigniewa Chorzępy do materiałów zawartych na naszej stronie i kilka nowych faktów. M.in. przesłaną mi oryginalną odpowiedź p. Edwarda Chorzępy na list Edwarda Winiarskiego, kiedy ten poszukiwał materiałów do artykułu o Wojciechu Chorzępie i jego synu Edwardzie. Odpowiedź zamieszczam również w wersji przepisanej dla wygodniejszego czytania, wplatając w tekst kilka fotografii udostępnionych mi również przez Zbigniewa - syna Edwarda Chorzępy za które ogromnie dziękuję. Sprostowanie i informacje zamieszczam na w obu artykułach, tym o kap. Wojciechu Chorzępie i Edwardzie Chorzępie. Korespondencja z panem Zbigniewem była chyba owocna dla obydwu stron i mam nadzieję, że kiedyś powstanie dokładna i spójna biografia obu naszych bohaterów z wiązanych z Nienadówką.

Bogusław Stepień



Szanowny Panie, dziękuję za szybka odpowiedz i pragnę się z Panem podzielić pewnymi spostrzeżeniami, otóż informacje o mojej rodzinie zamieszczone w rożnych publikacjach czasami odbiegają od faktów, np. w Przeglądzie Kolbuszowskim z 1994 r. pani Halina Dudzińska napisała, że ...Tymczasem rodzina kpt. Wojciecha Chorzępy, żona Maria, syn Edward i córki Halina i Eulalia zostali wywiezieni z Czortkowa w 1940 r. w głąb ZSRR, do Kazachstanu. Edward Chorzępa wstąpił tam do I Armii gen. Z. Berlinga i wrócił z nią do Polski. Zamieszkał w Warszawie. Po wojnie przyjechały do niego matka i siostry. W 1947 r. przybył też do rodziny ojciec, kpt Wojciech Chorzępa..., faktem jest, że Maria z córkami były wywiezione w głąb ZSRR, ale Edward już nie, gdyż w tym czasie był w wiezieniu NKWD aresztowany za udział w Powstaniu Czortowskim i osadzony w więzieniu w Czortkowie, został "wyzwolony" przez Niemców w 1941 r. a później jak Panu wiadomo przybywał w Nienadówce i działał w AK. Na waszej stronie internetowej, w opracowaniu o kap. Wojciechu Chorzępa pan Edward Winiarski napisał, że
...syn Edward uciekł, wyskakując przez okno. Chwilę ukrywał się w różnych miejscach, ale czując coraz bardziej zacieśniający się pierścień osaczenia, postanowił szukać ratunku przed tropicielami UB poprzez wstąpienie do wojska Berlinga. Wyjazd na front uchronił go od ubeckich prześladowań. ... Rozdzielona losami okrutnej wojny rodzina spotkała się na nowo w sercu Polski, w Warszawie. Tu zamieszkał po zakończeniu szlaku bojowego z "kościuszkowcami" syn kapitana Edward. Rychło rozpoczął poszukiwania reszty bliskich. Wkrótce też dołączyły doń matka z obiema siostrami, wracające szczęśliwie z zesłania, jako ostatni przybył oczekiwany z takim utęsknieniem Ojciec...
W obu publikacjach pani Haliny Dudzińskiej jak i pana Edwarda Winiarskiego umieszczona jest błędna informacja o moim Ojcu Edwardzie Chorzępie, otóż nie wstąpił on do "kościuszkowców" tylko ukończył Wyższą Szkołę Saperów i brał udział w rozminowaniu Polski, został ranny podczas prac rozminowywania miejscowości Biery k. Bielska Białej. Ojciec mój jak i reszta rodziny po wojnie przyjechali do Zalesia Górnego gdzie w latach trzydziestych moi dziadkowie wybudowali dom. Tak samo w "Spisie rodzin wojskowych wywiezionych do ZSRR" wydanym przez Ministerstwo Obrony Narodowej Rządu Londyńskiego (Biuro Opieki nad Żołnierzem Wydział Rodzin Wojskowych) na stronie 115 podana jest informacja iż mąż Marii Chorzępy kpt. Wojciech Chorzępa przebywa w oflagu, co jak wiemy, nie jest prawdą.

We wrześniu 2017 roku odwiedziłem Nienadówkę i spotkałem sie m.in. moją dalszą rodziną jak i z panem Antonim Ożogiem pseudonim BETON, który opowiadał mi o moim dziadku i ojcu, oraz o akcji na tartak i akcji Burza, natomiast nic nie wspomniał o Pawle Gielarowskim, stąd moje wątpliwości i pytanie do Pana czy informacja o której wspominałem jest w 100 % prawdziwa.


 Ostatnio dotarłem do Archiwum Państwowego w Radomiu i uzyskałem skany dokumentów dot. Wojciecha Chorzępy, z których wynika, że od 30 kwietnia 1918 do 1 marca 1919 był nauczycielem w szkole podstawowej w Kłonówku gmina Kuczki. Dziadek mój - Wojciech Chorzepa - internowany po tzw. kryzysie przysięgowym w Żurawicy w 1917 r. uciekł z obozu internowania i przed powrotem do Wojska Polskiego w 1919 roku pracował jako nauczyciel – co ciekawe to według opowieści rodzinnych pracował pod fałszywym nazwiskiem Klonowski, okazuje sie jednak, że pracował pod prawdziwym nazwiskiem, a tylko podczas ukrywania
się po ucieczce z obozu internowania posługiwał sie nazwiskiem Grodzieński Roman. W zeszłym roku został wydany "Słownika Legionistów Polskich 1914-1918" jest tam również wzmianka o Wojciechu Chorzępie. Dzięki krakowskiemu IPN ukazała sie publikacja o "Powstaniu Czortowskim", w którym brał udział mój Ojciec Edward Chorzępa Pozdrawiam Zbigniew Chorzępa Szanowny Panie strona internetowa o Nienadówce jest wspaniała i chwała tym wszystkim, którzy ja stworzyli. Ludzie umierają, rodzą się nowi, a pamięć ludzka jest ulotna, dlatego też trzeba dla potomnych pozostawić informacje tak ważne dla historii tych naszych małych ojczyzn, po prostu ..."ocalić od zapomnienia"... Ja przynajmniej dużo się z tej strony internetowej dowiedziałem i mam nadzieje, że inni również.

Pozdrawiam - Zbigniew Chorzępa



Szanowny Panie
W odpowiedzi na list Pana, podaję dane dotyczące mojego Ojca Wojciecha Chorzepy. Jednocześnie przepraszam, że list wysłałem z opóźnieniem, ale dużo czasu zabrało mi zebranie materiałów.Oczekiwałem również na zapowiedziany Pański przyjazd do Warszawy w końcu kwietnia

Ojciec mój urodził się 27 lutego 1894 roku, w Nienadówce pow. Kolbuszowa z ojca Stanisława i matki Franciszki z domu Ożóg. Ukończył gimnazjum w Rzeszowie oraz kurs nauczycielski.
 Od 1912 roku należał do Związku Strzelców. 30 VIII 1914, wstąpił do Legionów Polskich, przebywał na froncie w 3 p.p. a następnie w 2 p.p. Internowany po tzw. kryzysie przysięgowym w Żurawicy w 1917r. Po ucieczce z obozu internowania pracuje pod fałszywym nazwiskiem "Klonowski" jako nauczyciel szkoły podstawowej.
Od 1 II 1919r., ponownie w Wojsku Polskim i walczy w armii gen. Hallera, a następnie w grupie gen. Latinika biorąc udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920r. Od 16 X 1921r. w 1 Brygadzie Jazdy.


W 1924r. skierowany do Korpusu Ochrony Pogranicza - ostatnio w Czortkowie, od 1 IV 1937r.
W 1924r. skierowany do Korpusu Ochrony Pogranicza - ostatnio w Czortkowie, od 1 IV 1937r.
Od 1 IX 1939r. bierze udział w kampani wrześniowej w 36 D. Piech. Oddział zostaje rozbity przez Niemców po miastem Końskie, unika niewoli- udaje sie do rodzinnej Nienadówki.
W grudniu 1939r. wstępuje do ZWZ-AK podokręgu Rzeszów. Jest współorganizatorem placówki AK Sosna II, a następnie Kwatermistrzem podokręgu Rzeszów.
21 IX 1944r. aresztowany przez UB, a następnie internowany w Baranowiczach i Swierdłowsku. Powrócił do kraju w 1947r.
W Polsce pracował w Wydawnictwach Prawniczych. Odmówiono mu emerytury za okres służby przed wojna.
Zmarł po ciężkiej chorobie 3 VI 1968r. Odznaczony Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Niepodległości, oraz licznymi medalami za udział w wojnie.
Żona Maria z d. Jegorow, dzieci: Edward ur. 1922r., Halina ur. 1927r. i Eulalia ur. 1930r.

W liście prosi Pan o relację z pobytu w Czortkowie m.in. opisem w kroczenia Armii czerwonej do tej miejscowości.

17 IX 1939r. rano nadleciały 3 samoloty sowieckie. Przeciwko nim z niedalekiego polowego lotniska wystartowały 3 polskie myśliwce. Po krótkiej walce powietrznej samoloty bolszewickie odleciały na wschód. W mieście nie było żadnych oddziałów polskich. Czortków został zajęty przez bolszewików bez walki. Bolszewicy ostrzelali tylko wieżę kościelną (kościół dominikański) oraz wieżę ratuszową w której został zabity strażak.
 21 I 1940r. zostałem aresztowany przez NKWD za udział w zbrojnym powstaniu w Czortkowie przeciwko Zw. Radzieckiemu. (opis powstania został zamieszczony w miesięczniku "karta" Nr. 5 z 1990r.) W czasie mojego pobytu w więzieniu matka moja wraz z dwoma moimi siostrami została wywieziona na sybir, skąd powróciła w 1946r. Powstanie w Czortkowie było pierwszą próbą walki z wrogiem na terenach wschodnich po klęsce wrzesniowej. Uczestniczyło w nim około 200 osób. Znikoma część posiadała broń palną. Ten zryw zbrojny poniósł klęskę, drogo okupioną w zabitych i rannych.
Nastapiły aresztowania. Wielu skazano na karę smierci i stracono, wielu zamęczono w czasie śledztwa. Plan opanowania miasta, zdobycie broni i przedarcia sie zbrojnego do odległej o 2o km Rumuni miał znikome szanse powodzenia, jak to oceniam dzisiaj. 22 VI 1941r. Niemcy uderzyli na Zw. Radziecki. Bolszewicy po wymordowaniu około 600 osób w wiezieniu Czortkowskim oraz zastrzeleniu zakonników kościoła dominikanów i spaleniu klasztoru w popłochu uciekli. 1 VII do miasta wkroczyli Niemcy. Zaczęły się krwawe rządy niemiecko- ukraińskie, a ofiarami byli znów Polacy. We wrześniu 1941r. wyjechałem do ojca do Nienadówki k/Rzeszowa, gdzie ojciec ukrywał się przed gestapo jako oficer WP.
Postarałem sie wyczerpująco odpowiedzieć na pańskie pytania zawarte w liscie. W uzupełnieniu załączam ksero 2 posiadanych dokumentów i artykułów prasowych dotyczących Ojca. Załaczam również fotografię ojca (jedyna). Proszę ją zwrócić jak najszybciej po jej ewent. wykorzystaniu. Jest to jedyna ocalała pamiątka.


Serdecznie pozdrawiam i załączam wyrazy szacunku
Edward Chorzępa



Na pomoc powstańcom Warszawy
powiększ zdjęcie Własnoręczny opis wydarzeń, człowieka który jako ochotnik w roku 1944 szedł na pomoc powstańczej Warszawie, jego oddział został rozbrojony w lasach Trzebuskich. Edward Chorzępa, syn urodzonego w Nienadówce kap. Wojciecha Chorzępy, którego historie również możemy poznac na stronie. O akcji "Burza" a konkretnie o wydarzeniu w lesie Trzebuskim, ucieczce Edwarda i Ludwika usłyszałem po raz pierwszy od syna drugiego
z ocalonych Ludwika Śliża, który po wojnie również zgłosił się do wojska by w ten sposób uniknąć prześladowań. Ojciec Michała, Ludwik zmarł 21 kwietnia 1981 roku, na długo przed upadkiem socjalizmu w Polsce. Przez te wszystkie lata powojenne, tak jak i inni nie wiele mówił o sprawach z czasów wojny. Cieszę się, że historia ucieczki sowietom zapamiętana w rodzinie, znalazła potwierdzenie w tych zapiskach. powiększ zdjęcie

opr: Bogusław Stępień



Nienadówka - wspomnienia z lat okupacji



Do Nienadówki przyjechałem z Czortkowa , małego miasta granicznego na Podolu, niedaleko granicy ze Związkiem Radzieckim, gdzie Śp. Ojciec mój kpt. Wojciech Chorzępa, pełnił zawodową służbę wojskową w Brygadzie Korpusu Ochrony Pogranicza.

Z chwilą wybuchu wojny w 1939, ojciec mój poszedł na front niemiecki i po rozbiciu pod Końskiem, jego oddziału uniknął niewoli niemieckiej i przybył do Nienadówki skąd pochodził, był czternastym dzieckiem w rodzinie Stanisława Chorzępy o przydomku "Kowal" Tu też ukrywał się przed Niemcami.

Ja natomiast wraz z matką i siostrami pozostałem w Czortkowie, który po 17września, znalazł się pod okupacją sowiecką. Zaczęły się aresztowania i wywózki na Sybir. 21 stycznia 1940 r. zostałem aresztowany przez NKWD za udział w zbrojnym powstaniu w Czortkowie przeciwko Związkowi radzieckiemu. Powstanie, które miało na celu zdobycie broni w koszarach armii Radzieckiej, rozbicie więzienia, uwolnienie więźniów oraz zbrojne przedarcie się do odległej o 20 km. Rumuni, załamało się i mimo ofiar w zabitych i rannych, nie udało się. (Opis powstania został zamieszczony w miesięczniku historycznym "Karta Nr.5 z 1994 r.

W czasie mojego pobytu w więzieniu Matka moja wraz z moimi siostrami 13 kwietnia 1940 r. została wywieziona na Sybir. 22 czerwca 1941 r. wybuchła wojna niemiecko - radziecka.Bolszewicy po wymordowaniu części więźniów (około 680 więźniów) w miejscowym więzieniu, w popłochu uciekli.
Po wkroczeniu Niemców na tereny obecnej zachodniej Ukrainy 1941 r. nawiązałem kontakt z Ojcem i przyjechałem do Nienadówki, gdzie prowadziliśmy przez cały okres okupacji sklepik, który faktycznie był przykrywką dla szerokiej działalności konspiracyjnej. Mieszkałem przeważnie u mojego wujka Walentego Ożoga . Nienadówka pozostawiła trwałe ślady w mojej pamięci. Przecież tu spędziłem lata młodości a zarazem lata grozy okupacji niemieckiej i sowieckiej. Tu też miałem kolegów Ludwika Śliża, Jan Pielę, Ożoga Tadeusza, Antka Ożoga, Pawła Kusa, Zygmunta Robaka, Staszka Ciska, którzy to często żartowali z mojej "śpiewnej lwowskiej" mowy z kresowym akcentem. Często grywaliśmy razem w piłkę a jeszcze częściej w karty.

Mimo upływu ponad pół wieku od czasu mojego pobytu w Nienadówce pamiętam wiele faktów z tamtego okresu, których do końca życia nie zapomnę. pamiętam jak byliśmy z moim bratem ciotecznym, Jankiem Ożogiem pod podłoga sąsiada w czasie pacyfikacji Nienadówki. Zdrętwiali ze strachu i nie wygodnej pozycji, widzieliśmy tuż obok nogi idącego esesmana, obute w saperki w złożonym w but granatem z drewnianą rączką. Słyszeliśmy krok w izbie nad ranem i gardłowy głos wzywający do natychmiastowego opuszczenia domu i udanie się na punkt zboru pod kościół. W tym czasie drugi brat cioteczny Staszek Ożóg ukrył się na strychu chlewika. Nie wychodziliśmy z kryjówki aż do powrotu pierwszych mieszkańców dolnej Nienadówki, którzy opowiedzieli nam co działo się pod kościołem.

Byłem wstrząśnięty zastrzeleniem kilku niewinnych chłopców w centrum wsi oraz aresztowaniem i wywiezieniem do obozu kilkunastu osób. Pamiętam też zastrzelenie przez gestapo sąsiada (nazwiska nie pamiętam) koło Naszego sklepiku. Gestapowcy jechali wówczas furmankami z Medyni do Nienadówki, gdzie zanocowali na plebani.

22 lipca 1944 r. w Nienadówce pojawili się pierwsi żołnierze Armii Radzieckiej. Oberwani i brudni kradli wszystko co im wpadło w ręce. Stryjowi mojemu Marianowi Chorzępie zrabowali konia, oraz ukradli różne drobne przedmioty. Nie oszczędzali pod tym względem innych mieszkańców. Odeszli po paru dniach również niespodziewanie.

W Warszawie wybuchło powstanie i na apel dowództwa powstania w ramach akcji "Burza"oddziały AK zaczęły się koncentrować i maszerować na pomoc Warszawie. Z Nienadówki wyruszyło na początku sierpnia 1944 r. na pomoc Warszawie nas dwóch to znaczy, oprócz mnie również Ludwik Śliż. W broń i amunicję zostaliśmy wyposażeni (nie pamiętam już przez kogo - prawdopodobnie przez Franciszka Chorzępę na polecenie nauczyciela p. Guzendy (pseudonimu nie pamiętam), który również powiadomił Nas, że mamy czekać pod kościołem o oznaczonym dniu i godzinie na furmanki, które zawiozą Nas w rejon koncentracji oddziału. Podał Nam również hasło. pan Guzenda miał wątpliwości czy uda się Nam dotrzeć do Warszawy i uprzedził nas, że spieszące na pomoc powstaniu oddziały AK są przez wojska radzieckie rozbrajane i internowane.

Około godziny 8 rano stojąc pod kościołem w Nienadówce zobaczyliśmy jadące od strony Rzeszowa furmanki z młodymi ludźmi. Zatrzymaliśmy je i po podaniu hasła zajęliśmy miejsca na jednej z nich. Było nas około dwudziestu. jechaliśmy z bronią gotową do strzału na wypadek zaatakowania nas przez UB. Na skrzyżowaniu drogi do Sokołowa i wsi Trzebuska siedział mój znajomy z Sokołowa, Darocha, którego imienia ani też pseudonimu nie pamiętam i jako znak rozpoznawczy trzymał w ręku dwa kwiaty, czerwony i biały. On to skierował nas do Trzebuski, którą minęliśmy i zatrzymaliśmy się w lesie. Zameldowaliśmy o Naszym przybyciu dowódcy z grupowania, który polecił Nam udać się na lewe skrzydło zgrupowania, w dość rzadkim i niskim zagajniku. Dowiedzieliśmy się od sąsiadów, że jest Nas ponad stu AKowców i że pierwsze grupy przybyły do lasu poprzedniego dnia.

Zaniepokoiła nas wiadomość, że kilku żołnierzy rano odeszli dalej za własną potrzebą natrafili na dwóch czerwonoarmistów sowieckich, którzy na widok uzbrojonych partyzantów rzucili się do ucieczki. Nie wróżyło to nic dobrego, tym bardziej, że dziwnym wydawało się Nam, co mogą robić żołnierze radzieccy nie daleko Naszego zgrupowania. Nie wiedzieliśmy również, że nie daleko znajduje się "lagier" NKWD i uciekający żołnierze byli prawdopodobnie strażnikami tego obozu. Leżeliśmy więc w zagajniku i czekając na wymarsz i dalsze rozkazy z Rzeszowa zabijaliśmy czas opowiadaniem "kawałów", czyszczeniem broni itp. Ja byłem uzbrojony w niemieckie MP a Ludwik w zrzutowego angielskiego "Stena". Miałem również "prywatną" broń w postaci belgijskiego pistoletu FN.

Późnym popołudniem usłyszeliśmy z tyłu strzały a z frontu i z boków ujrzeliśmy tyralierę żołnierzy radzieckich. Byliśmy okrążeni ze wszystkich stron. Żołnierze sowieccy krzyczeli z daleka "nie strielajtie, my wasze druzja, partyzany ???? ???? wy okrążeni". Nastała pełna napięcia cisza - obie strony gotowały się do walki. Palba karabinowa za Nami nasilała się. Nagle usłyszeliśmy donośny głos Naszego dowódcy "Nie strzelać" nie prowadzimy wojny ze Związkiem Radzieckim. Szkoda Naszej krwi. Składać broń !" Rzuciliśmy broń a ja swoją "belgijkę" schowałem pod mchem.

Zaprowadzono Nas do jakiejś zagrody, czysto utrzymanej. Po drodze dołączyli do nas pod konwojem wyprowadzeni z głębi lasu AK-owcy. Jak Nam potem powiedzieli byli osłoną taborów i tam właśnie zaczęła się wymiana ognia. Na starannie zamiecione podwórko w niesiono stół oraz krzesła. Oficer sowiecki wygłosił krótkie przemówienie, w którym obiecał Nam, że zostaniemy zwolnieni po spisaniu personaliów i jeżeli ktoś będzie chciał to może wstąpić do armii polskiej, aby "dobić hitlerowskiego zwierza "wraz z niezwyciężoną armią radziecką". Słowa sowieckiego oficera trochę uspokoiły niepewne nastroje i wzbudziły nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Mowa oficera była siarczysta, sypały się przechwałki o sile komunizmu i armii radzieckiej i klątwy na faszystowskiego judasza.

Ponieważ zbyt dobrze znałem zakłamanie i przewrotność bolszewików przeto nie wierzyłem żadnemu słowu oficera i że zostaniemy zwolnieni. Nie musiałem też przekonywać Ludwika Śliża, że należy skorzystać z każdej okazji żeby uciec. Postanowiliśmy uciekać w kierunku kępy drzew rosnących nie daleko zagrody. Siedzieliśmy pod płotem bacznie obserwując strzegących Nas wartowników. Zrobiliśmy dziurę w płocie i zaczeliśmy się czołgać w kierunku drzew. na szczęście wartownicy nie dostrzegli Nas wśród rosnących tam łopianów i pokrzyw. Zobaczyli nas dopiero niedaleko kępy drzew kiedy nie mając już żadnej osłony poderwaliśmy się do biegu. Schyleni biegliśmy zygzakami do zbawczych drzew i wówczas ruszyła pogoń i posypały się strzały, Dopadliśmy kępy drzew i poczuliśmy się bezpieczniej. Przebiegliśmy jeszcze kilkaset metrów. Nikt już Nas nie ścigał. Polami doszliśmy do Nienadówki, gdzie złożyliśmy meldunek o nieudanej koncentracji oddziału.

Żal mi było broni, a szczególnie poręcznej "belgijki". Postanowiłem więc - mając nadzieję, ze schowaną w mchu "belgijkę" odnajdę - udać się następnego dnia na jej poszukiwanie. nazajutrz rano udałem się w rejon naszego zgrupowania. Odszukałem miejsce gdzie schowałem pistolet. Od razu zorientowałem się po rozgrzebanym mchu, że żołnierze radzieccy dokładnie spenetrowali cały teren i zabrali ukrytą nie tylko przeze mnie broń i amunicję. Krążąc po okolicy zobaczyłem z daleka ogrodzony drutem teren w którym poruszali się żołnierze radzieccy. Wówczas nie wiedziałem, że znajduje się tam lagier NKWD i że w ziemiankach tam wykopanych prawdopodobnie więzieni są AK-owcy z Naszego oddziału. Nie wiem też czy to właśnie oni zostali przez NKWD zamordowani potem w lesie koło Trzebuski. Nigdy też więcej nie spotkałem kogokolwiek z rozbrojonego naszego oddziału.

Czas płynął szybko. Ojciec jeździł po województwie rzeszowskim wiązać porwane struktury AK a ja zastanawiałem się co dalej robić, bowiem widać było gołym okiem agonię Niemiec Hitlera. Zaczęły się pierwsze aresztowania i rewizje. Na początku października 1944 roku został aresztowany przez UB mój Ojciec. Mnie wówczas udało się wyskoczyć przez okno i uciec. Zacząłem się ukrywać, przed aresztowaniem. Wiedziałem, że ukrywanie się na dłuższą metę jest nie możliwe. Musiałem wyjechać i zatrzeć za sobą wszelkie ślady. Spotkałem pewnego dnia, syna kierownika szkoły w Nienadówce. poradził mi żebym poszedł do wojska, gdzie UB nie będzie mnie już poszukiwało. Postanowiłem posłuchać jego rady wiedziony bardziej instynktem szczutego człowieka, niż rozsądkiem. Postanowiliśmy, że do wojska pójdziemy razem. Tak też i stało się.

Do starej walizki zabrałem przedmioty, które uznałem za niezbędne oraz chleb i słoninę ofiarowaną przez Śp. ciotkę Marysię o dobrym sercu. Jeszcze krótkie pożegnanie, udzielenie błogosławieństwa na drogę przez ks. Bednarskiego ostatnie spojrzenie na Nienadówkę - autobus ruszył i oderwał kawał mojego życia od ziemi moich ojców, gdzie spędziłem ciężkie lata wojny.
---
25 czerwiec 1994
---


Edward Chorzępa
Warszawa ul. Grójecka 113 m50



About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013