Ryszard Ważny
Nowiny rzeszowskie
Stanisław Ożóg - rolnik z Nienadówki
R. Ważny: Jest pan partyjny ?
St. Ożóg: Tak się złożyło, że nie.
R. W.: A działaczem społecznym?
St. O.: Też nie. Pilnuje tylko gospodarstwa.
R. W.: Za co otrzymał pan Krzyż Kawalerski ?
St. O.: Mnie trudno powiedzieć. Ale wynika, że za robotę.
R. W.: Zanim to dotarłem, przepytałem o pana ośmiu przypadkowo spotkanych mieszkańców Nienadówki. Niczego się nie dowiedziałem. Znaczy to, że nie znają pana, a myślałem, że
wręczony w Belwederze 4 września br. Krzyż Kawalerski przydał rozgłosu ?
St. O.: Zajęty Jestem polem. domem, chlewnią, budowaniem, załatwianiem, nie chodzę na zabawy, na spotkania, więc nie dziwota, że oprócz najbliższych, dalsi sąsiedzi mało mnie
znają. Zwłaszcza że we wsi Stanisławów Ożogów chyba z dziesięciu i nikt nie wie o którego chodzi. Trzeba po przydomkach pytać. R. W.: Pan ma „Hanusin". Skąd on się wziął
?
St. O.: Matka miała na Imię Hanna, we wsi mówili Hanusia, Hanusine gospodarstwo, Hanusin dom. I tak zostało. R. W.: Cichy, skromny, pracowity rolnik — Jak w Warszawie
pana dostrzegli ?
St. O.: Domyślam się, że za pośrednictwem Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Boguchwale, z którym od lat współpracuję. R. W.: Jakie wrażenia t Belwederu
?
St. O.: Było nas wielu odznaczonych, z Instytutów, spółdzielń produkcyjnych, rolników Indywidualnych, spośród których byłem chyba najbiedniejszy, bo co z którym rozmawiałem, to
ma 40 hektarów, 80 hektarów. Ja tylko dziesięć. No i byłem zaskoczony serdecznością władzy, że tak poważa rolników. Widać, zależy im na chłopach. R. W.: Bardziej niż
władzy terenowej?
St. O.: Jak tu odpowiedzieć. żeby źle nie wypadło ? Wrażenie takie, że im wyżej — tym lepiej. R. W.: To sugeruje nie najlepsze doświadczenia na dole.
St. O.: Przyciska pan. więc powiem. Chciałem dla trzody uparować ziemniaki, dwa dni jeździłem za kolumną, do SKR, do zakładu usług, za mechanikiem. Kolumnę przyciągnęli i
zabrali się za remont. Niech tam, myślę. Ale o trzeciej mechanik złożył narzędzia i mówi, że jego czas pracy się skończył, a kolumna nie gotowa. To taki jeden przykład.
R. W.: A co z parowaniem ziemniaków?
St. O.: Trochę znam się na tym. Kolumnę podszykuję sam. Na szczęście nie jestem nerwowy, bo inaczej awantura byłaby na cztery fajerki. R. W.: Może pan przedstawić
siebie i gospodarstwo?
St. O.: Od 21 lat żonaty, tych lat mam 48, siedmioro dzieci — drobiazgu, chodzą do podstawówki, pomagają przy żniwach, wykopkach. Mam dokładnie dziesięć hektarów i
osiemdziesiąt arów pola, w tym osiem ornego. Od pięciu lat specjalizuję się w hodowli trzody chlewnej. R. W.: Gospodarstwo pan kupił ?
St. O.: Po rodzicach otrzymałem cztery hektary, trzy wniosła żona w posagu, hektar osiemdziesiąt kupiłem l hektar dzierżawię. R. W.: Budynki sam pan budował ?
St. O.: Wszystkie: dom, chlewnię, wszystko z pracy rąk, od nikogo grosza nie dostałem. No nie, na chlewnię wziąłem pół miliona złotych kredytu, część spłaciłem, ale to się
opłaciło. Jak brałem kredyt — pieniądze były więcej warte niż teraz R. W.: Pogłowie trzody spadło, bo nie ma pasz. Wielu też twierdzi, że to nieopłacalna produkcja. A
pan hoduje ?
St. O.: Kilka lat temu ta hodowla była opłacalna. Była, bo rolnikowi zostawało te 5 tys. złotych ze sztuki. Teraz ledwie koło tysiąca zostaje. R. W.: A Jednak
zostaje...
St. O.: Bo nie liczę swojej roboty. Jakbym ją wkalkulował, wyszłoby, że za pól darmo robię. R. W.: Więc niech pan przestawi gospodarstwo na coś innego.
St. O.: Łatwo powiedzieć: przestawić. Jak się przestawić, skoro uprawy i budynki są podporządkowane właśnie trzodzie. Przestawiać się, to znaczy wszystko przerabiać,
rujnować... R. W.: To jak będzie dalej?
St. O.: Przeczekać ten okres, może się zmieni na lepsze. Nieraz już tak bywało, że w końcu cierpliwy wychodził na swoje. R. W.: Jak patrzę na obejście, na budynki, na
maszyny, to mam wrażenie, że to kółko rolnicze, albo przynajmniej gospodarstwo zespołowe. Dostatnie gospodarstwo.
St. O.: Przecież ja tu od dziecka pracuję, grosz do grosza ciułam, w rozbudowę wkładam, pieniędzmi nie szastam, na urlopy nie jeżdżę. Jedyny urlop, to dwa lata służby
wojskowej. Każdy ocenia człowieka z zewnątrz, niewielu zada sobie trud, by dowiedzieć się, jakim kosztem osiąga się taki poziom. R. W.: Łatwo się dorobić w rolnictwie
?
St O.: Poprzedni okres sprzyjał rolnictwu. Można było się dorobić. Wtedy właśnie budowałem chlewnię, kupowałem maszyny: ciągnik, snopowiązałkę, drobniejszy sprzęt uprawowy.
Teraz, gdyby startował — Jak ja — od pary koni i krów, to choćby dzień i noc tyrał, niewiele osiągnie. R. W.: Dlaczego ?
St. O.: Brakuje maszyn, brakuje materiałów budowlanych. Brakuje i wszystko drogie. Jak się nie jest zagospodarowanym to start jest trudny. Wiadomo, kryzys. R. W.: Pan
dorabiał się ponad dwadzieścia lat...
St. O.: Faktycznie. I też różnie to było — raz lepiej, raz gorzej. Trzeba wierzyć, że będzie szło do lepszego. R. W.: Nie brakuje opinii, że na wsi dobrze się żyje,
że chłop to milioner ?
St. O.: Głupie gadanie... R. W : A pan jest milionerem ?
St. O.: Zależy Jak liczyć. Jakby podsumował wartość nieruchomości, to tak. Jakby zobaczył na książeczkę oszczędnościową — tom biedak. Na podstawie wielkości sprzedanych płodów
ocenią, że dobrze prosperuję. W ub. roku sprzedałem tych płodów na wartość 860 tvs. złotych. W tym roku sprzedałem już 5 ton żywca wieprzowego, ponad 4.5 tony zbóż, 2,3 tony
truskawek, około 4 tys. litrów mleka — chyba dojdę do miliona. R. W.: Więc Jednak milioner ?
St. O.: Tego miliona nie będę miał, bo trzeba odliczyć wydatki: na energię elektryczną, na nawozy, na niektóre usługi, podatki, remonty maszyn, na budowę wiaty i stodoły. Mało
co zostanie. W gospodarstwie Je.st tak. że Im ono większe, im dochody wyższe, tym więcej wydatków. R. W.: Oglądając obejścia wzdłuż drogi, to Nienadówka wygląda na
bogata wieś.
St. O.: Owszem, jest bogata, bo pracowita, zaradna. Wielu na dwóch etatach robi: w fabryce i w polu. R. W.: Czy wobec tego skromniejsze obejścia świadczyłyby o
lenistwie właścicieli ?
St. O.: Tak nie można powiedzieć hurtem. Może i są leniwi, są i mniej zaradni, są i tacy. którym brakuje smykałki do rolnictwa. R. W.: Na czym ta "smykałka” polega
?
St. O.: Na chęci do pracy i na kręceniu głową. R. W.: W którą stronę ?
St. O.: Trzeba liczyć, co się opłaca, co robić, żeby taniej produkować. Pomaga w tym nauka. Ja chwytam i stosuję wiele nowości. Dlatego gospodarstwo jest wdrożeniowe.
R. W.: Co się wdraża ?
St. O.: Na przykład tańsze sposoby żywienia zwierząt: np. tuczników kiszonkami, łubinem pastewnym, polfamiksami. Idzie wtedy mniej paszy, a przerosty są wyższe. Później te
doświadczenia stosują inni rolnicy, ale na początek trzeba być odważnym. R. W.: Idealna byłaby wieś złożona z takich właśnie jak pan rolników: niewiele narzekają, dużo
dają ?
St. O.: Na pewno. Jak jednak drzewa w lesie nie są równe, tak samo i ludzie... R. W.: Co według pana jest już dobrego w rolnictwie, a co trzeba zmienić?
St. O.: Dobra jest mechanizacja. Żeby nie maszyny, nie obrobiłbym sam z żoną tych dziesięciu hektarów. Tylko przydałoby się tych maszyn więcej. I żeby relacje cen na płody były
takie, aby się opłacało produkować wszystko. Przydałaby się lepsza obsługa rolnictwa, lepsze poszanowanie rolnika i jego pracy. R. W.: Czuje się pan pewnie na tym
gospodarstwie?
St. O.: Teraz tak. Jest na to gwarancja w Konstytucji. R. W.: Żona zadowolona z pańskiego odznaczenia ?
St O.: No chyba. R. W.: Sąsiedzi nie zazdroszczą ?
St. O.: Czego? Roboty nikt nikomu nie zazdrości. A wyróżniany zostałem za robotę.
|
Write a comment